Finansowane przez podatników badania medyczne na Uniwersytecie w Pittsburghu z wykorzystaniem organów abortowanych dzieci są wyrazem duchowej i moralnej zgnilizny, jak podkreśla żydowska organizacja pro-life Jewish Pro-Life Foundation.
Paul Supowitz, prorektor uniwersytetu, na początku tego roku zaprzeczył, jakoby w jego uczelni popełniono jakiekolwiek wykroczenia, gdy śledczy z Izby Stanowej zapytali go o eksperyment finansowany przez Narodowy Instytut Zdrowia (NIH), polegający na przeszczepianiu myszom skóry z głów płodów. Niedawno ujawniono, że uniwersytet otrzymał granty NIH na rozwój „centrum tkankowego” dla narządów pochodzących od abortowanych dzieci oraz na badania wykorzystujące organy pobrane od żywo urodzonych dzieci. Projekt badawczy, GenitoUrinary Development Molecular Anatomy Project (GUDMAP), wykorzystuje nerki i inne narządy pobrane od donoszonych niemowląt, z określeniem pięćdziesięcioprocentowego udziału abortowanych dzieci kolorowych.
David Seldin, wicekanclerz uniwersytetu ds. komunikacji, zaprzeczył, jakoby uczelnia ponosiła odpowiedzialność za metody pobierania narządów od urodzonych żywych abortowanych dzieci. Uzasadnił użycie parytetów rasowych koniecznością lepszego przebadania chorób w społecznościach mniejszościowych.
Badania prowadzone na uniwersytecie w Pittsburgu rodzą najgorsze skojarzenia. Dobrem nauki nie można uzasadniać tego, co jest z gruntu nieetyczne – jak wykorzystanie tkanek i narządów od osób, które nie wyraziły zgody na udział w medycznych eksperymentach. Nie można się tu powoływać na niesprawiedliwe prawo. W III Rzeszy odczłowieczono Żydów, tak więc z punktu widzenia prawa eksperymenty medyczne dokonywane w Auschwitz były legalne. Były jednak głęboko nieetyczne. To, że obecnie amerykańskie prawo pozwala na aborcję, odczłowieczającą nienarodzone dzieci, nie oznacza, że etyczne jest wykorzystanie organów i tkanek abortowanych dzieci.
Jedną z fundamentalnych zasad etycznych jest to, że cel nie uświęca środków. Niemoralnego postępowania nie wolno uzasadniać szlachetnymi celami. Nazistowscy propagandyści twierdzili, że ich eksperymenty medyczne były przeprowadzane w celach humanitarnych. W żaden sposób nie usprawiedliwia to jednak ich zbrodni. Podobnie nieusprawiedliwione jest kupowanie przez Uniwersytet organów dzieci, które zostały zgładzone przez aborcję, niezależnie jakie racje naukowe stałyby za wykorzystaniem tych organów.
Nie możemy usłyszeć krzyku bólu i przerażenia dzieci poddawanych aborcji. Można jednak przypomnieć traumę osób ocalałych z Auschwitz, żeby wyobrazić sobie, co czuje osoba, której ciało traktuje się jako przedmiot, wykorzystując jej organy do eksperymentów medycznych.
Jedna z takich osób, jak podaje Newser, przez 65 lat nie umiała zdobyć się na pójście do lekarza. Zmusił ją dopiero poważny atak serca. Mający obecnie 85 lat Żyd mieszkający w Izraelu wyjaśnia, co czuł: „gdy byłem w obozie, osławiony nazistowski lekarz Josef Mengele przywiązał mnie do stołu i usunął mi nerkę bez znieczulenia. Zobaczyłem nerkę pulsującą w jego dłoni i łkałem jak szalony. Krzyczałem «Szema Jisrael». Błagałem o śmierć, o przerwanie cierpienia”.
Jak zwraca uwagę żydowska fundacja pro-life, zarówno prorektor uniwersytetu Paul Supowitz, jak i wicekanclerz ds. komunikacji, David Seldin, są Żydami (https://jewishprolifefoundation.org/pro-life-blog/f/modern-mengele-research-at-pitt-and-the-jews-who-defend-it). Tym bardziej trudno więc zrozumieć ich brak moralnej wrażliwości. Czyżby zapomnieli oświęcimską lekcję? Artykuł zamieszczony na stronach fundacji zadaje bardzo poważne pytania, wzywając jednocześnie żydowską społeczność Pittsburgha do wywarcia nacisku na władze uniwersytetu, aby porzuciły swoją niehumanitarną postawę.