Jak pisze holenderska socjolog Elise van Hoek, czas najwyższy, aby opinia publiczna zrozumiała, jak szkodliwe są działania lobby działaczy ideologii gender, kreujących się na rzeczników praw osób transpłciowych.
Nowe prawo dotyczące transseksualizmu, które wiosną tego roku będzie przedmiotem debaty w Izbie Niższej holenderskiego parlamentu, powinno ułatwić legalną zmianę płci. Już od 2014 roku można legalnie zmienić płeć bez konieczności poddawania się operacji zmiany ciała, ale nowością w ustawie o transpłciowości jest to, że lekarz lub psycholog nie musi już diagnozować dysforii płciowej (dysforia płciowa to utrzymujący się dyskomfort związany z własną płcią). Można to zrobić na podstawie samoidentyfikacji.
W ten sposób ideologia gender staje się podstawą obowiązującego prawa – wbrew biologii czy zdrowemu rozsądkowi. Holenderska ustawa tworzy nową rzeczywistość, odrywając gender od płci biologicznej. Pierwszeństwo przed nią ma mieć subiektywnie określana tożsamość płciowa. Oznacza too spełnienie postulatów postmodernistycznego relatywizmu, który z akademickiej teorii staje się prawem państwowym.
Szeroki ruch kulturowy
Jak zauważa van Hoek, jesteśmy świadkami starcia kulturowego, w którym działacze gender usiłują osiągać własne cele, posługując się pretekstem walki o prawa osób transpłciowych. W rzeczywistości postmodernistyczna ideologia gender jest najgorszym wrogiem takich osób, cierpiących faktycznie na dysforię płciową. Działaczom nie chodzi o rzeczywiste względy medyczne czy psychologiczne, ale o dekonstrukcję społeczeństwa.
Regulacje prawne dotyczące orientacji seksualnej i tożsamości płciowej (SOGI) wprowadzane są obecnie na całym świecie. Zgodnie z nimi nie jest już wymagana diagnoza lekarska stwierdzająca dysforię płciową, nie jest potrzebna terapia hormonalna ani interwencja chirurgiczna, nie jest też wymagana zmiana wyglądu w celu zmiany płci. Zamiast tego rzeczywistość bycia mężczyzną lub kobietą istnieje tylko w umyśle osoby, która się za taką uważa. Można więc nazywać się kobietą, choć wszelkie cechy płciowe – genetyczne i zewnętrzne – wskazują na płeć męską. Można też twierdzić, że jest się mężczyzną, choć biologicznie jest się kobietą, która rodzi własne dziecko.
Samoidentyfikacja – kwintesencja postmodernistycznego relatywizmu
Samoidentyfikacja jest już praktyką stosowaną w wielu krajach. Biologiczny mężczyzna może nazywać się kobietą i uzyskiwać dostęp do damskich toalet, przebieralni czy więzień. Nie tylko sprawia to, że kobiety czują się niekomfortowo lub niebezpiecznie, ale doprowadziło już do rzeczywistych przypadków przemocy fizycznej i gwałtów. W sporcie kobiecym wpływ kobiet trans ma ogromne znaczenie. Na przykład Lia Thomas, transseksualna pływaczka z Ivy League, góruje nad swoimi koleżankami z drużyny jako zwyciężczyni. Jeśli samoidentyfikacja jest regulowana prawnie, sprzeciw wobec niej staje się formą dyskryminacji. Zamęt wprowadzany przez przepisy oparte na samoidentyfikacji jest oczywisty, jednak nie dla prawodawców wprowadzający regulacje pod dyktando ideologii.
Holandia już teraz w pełni uczestniczy w tworzeniu neutralnej płciowo rzeczywistości, zarówno pod względem politycznym, jak i językowym. "Promujemy różnorodność, ponieważ jest ona niezbędna do realizacji naszej strategii" - stwierdza holenderski bank ING. Władze miasta Amsterdam opracowały neutralne pod względem płci wskazówki językowe dla swoich urzędników. Fakt, że obywatele masowo reagują na to krytycznie, pokazuje, że zapotrzebowanie nie pochodzi z wewnątrz społeczeństwa. Wpływ na nie mają raczej trendy międzynarodowe, a ich wdrażanie odbywa się z dala od opinii publicznej.
Negacja kobiecości
Na początku kwietnia 2022 roku australijski liberalny senator Alex Antic zadał w australijskim Senacie w Canberze pytanie, czy Ministerstwo Zdrowia może zdefiniować, czym jest kobieta. Minister, profesor Brendan Murphy, uznał, że istnieją tylko „definicje tego, jak ludzie określają samych siebie” – ignorując w ten sposób całą wiedzę medyczną dotyczącą genetycznych i fizjologicznych różnic pomiędzy płciami. Wcześniej lider brytyjskiej Partii Pracy Keir Starmer skrytykował posłankę Rosę Duffield, która stwierdziła, że „tylko kobiety mają macicę”. Szanowane czasopismo medyczne The Lancet został zasypany gniewnymi reakcjami kobiet, gdy w jednym z tekstów napisano o „ciałach posiadających pochwę”, w innym zaś mówiono wprost o mężczyznach. Dla działaczy ideologii gender płeć biologiczna nie ma znaczenia. Istotne są cele polityczne – wyeliminowanie znaczenia płci biologicznej jako ważnej zasady organizującej społeczeństwa od zarania dziejów prowadzi nieodwołalnie do chaosu. O to właśnie chodzi działaczom: na gruzach starych społeczeństw pragną zbudować nowe, w którym nie obowiązują żadne dotychczasowe zasady, a jednostka może robić, co jej się żywnie podoba – czego wyrazem jest subiektywne określanie własnej płci.
Presja społeczna i sankcje prawne
Opór przeciwko szaleństwom genderowców niszczony jest metodami prawnymi oraz pozaprawnymi. Przzykładem są groźby śmierci i wykluczenia społecznego, jakie otrzymała J.K. Rowling, gdy sprzeciwiła się nowomowie, proponującej określenie „ludzie, którzy miesiączkują” zamiast „kobiety”. Poglądy profesor Kathleen Stock na temat płci biologicznej wzbudziły tyle kontrowersji, że została zmuszona do opuszczenia swojego uniwersytetu. Pracownicy, którzy odmawiają używania „nowej” formy zwracania się do swoich „niebinarnych” kolegów i koleżanek, mogą spodziewać się grzywny. W Holandii Rada Praw Człowieka orzekła na korzyść transseksualnej „kobiety” Aleksandry, będącej biologicznym mężczyzną. Stwierdzono, że siłownia dopuściła się dyskryminacji, ponieważ odmówiła Aleksandrze dostępu do damskiej szatni.
Ale konsekwencje mogą być jeszcze bardziej dalekosiężne. W Kanadzie ojciec Robert Hoogland trafił do więzienia za brak zgody na zmianę płci swojej 14-letniej córki. Z kolei w stanie Kalifornia ojciec o imieniu Ted stanął przed sądem i został pozbawiony praw rodzicielskich za to, że nie poparł nagłego pragnienia swojego syna Drew, by poddać się przemianie płciowej. Zmieniające się postawy będą miały wpływ nie tylko na ustawodawstwo i politykę, ale także na życie młodych ludzi.
Europa i „moda na transpłciowość”
Elise van Hoek zwraca uwagę, że choć Stany Zjednoczone są pionierem we wprowadzaniu zasad zgodnych z postulatami lobby gender, Europa nie pozostaje daleko w tyle. Rodzice mają mieć coraz mniejszy wpływ na wychowanie swoich dzieci. W holenderskich szkołach wprowadzone zostały metody nauczania opracowane przez Rutgers, holenderskie centrum eksperckie ds. seksualności, oraz COC Nederland, holenderską grupę działającą na rzecz praw osób LGBTQ+. Dzieci uczone są, że tożsamość płciowa jest wyborem i że mają prawo do zmiany płci. Zamierzeniem jest, aby w nowej ustawie o transpłciowości zniknęła granica wieku, dzięki czemu młodzi ludzie poniżej szesnastego roku życia będą mogli zmienić swoją rejestrację płci. Podczas gdy wcześniej z dysforią płciową zmagali się głównie młodzi chłopcy, obecnie coraz więcej dorastających dziewcząt zgłasza się do poradni genderowych.
Tendencja ta staje się coraz bardziej widoczna w krajach zachodnich. Eksperci zwracają uwagę, że nie chodzi tu o rzeczywisty problem, ale swoistą modę. Owszem, zawsze zdarzały się dzieci cierpiące na dysforię płciową, teraz jednak do poradni zgłaszają się osoby, które przeżywają zupełnie innego rodzaju problemy psychologiczne i egzystencjalne, ale ponieważ z każdej strony dociera do nich propaganda działaczy genderowych, mylnie identyfikują je z zaburzeniami tożsamości płciowej. Dużą rolę odgrywają tu media społecznościowe, co opisały dziennikarka Abigail Shrier i badaczka Lisa Littman; dostrzegło to także kilku czołowych lekarzy zajmujących się problematyką płci.
Prawo do badań naukowych i wyrażania opinii
To, co jest podstawą nauki – wolność zadawania pytań i przedstawiania różnych opinii na temat danego zjawiska – jest obecnie negowane. Ktokolwiek ośmieli się zadać pytanie, jest natychmiast oskarżany o kwestionowanie tożsamości osób transseksualnych, a tym samym o nieuznawanie ich najgłębszej jaźni. Samo stawianie pytań rzekomo ma krzywdzić takie osoby i pogłębiać ich traumę.
Jak podkreśla van Hoek, wszystko to ma bardzo niewiele wspólnego z nauką, a jeszcze mniej – z demokracją. Wprowadzając tak dalekosiężne zmiany prawne, nie można unikać ogólnospołecznej debaty, a zamiast tego słuchać niewielkiego grona lobbystów. Zamęt, do którego doprowadzą ich postulaty, jest niewyobrażalny, a ich wprowadzanie w życie ignoruje całkowicie zdanie większości społeczeństwa.