Niosąc pomoc chorym na trąd nie możemy pozwolić, by stygmat tej choroby i związana z nią dyskryminacja nas dzieliły. Łączy nas wspólna ludzka godność. Kard. Michael Czerny przypomina o tym w watykańskim przesłaniu z okazji obchodzonego w ostatnią niedzielę stycznia Światowego dnia Trędowatych.
Pracująca od ponad 30 lat w Indiach doktor Helena Pyz zauważa w rozmowie z Radiem Watykańskim, że ostracyzm i wykluczenia zastępuje powolna integracja, trąd jednak pozostaje wielkim problemem społecznym. W Indiach żyje najwięcej na świecie osób dotkniętych trądem.
Beata Zajączkowska: Od blisko 70 lat w ostatnią niedzielę stycznia obchodzimy Światowy Dzień Trędowatych. Czy jest on jeszcze potrzebny?
Doktor Helena Pyz: Problem trądu nadal istnieje. Oczywiście po latach stosowania skutecznej terapii ilość nowych zachorowań stale spada, ale o zwycięstwie nad tą chorobą jeszcze trudno mówić. Ciągle jeszcze są tereny, gdzie nagle pojawia się kilka czy kilkanaście zachorowań. Na szczęście jest coraz więcej rzetelnej wiedzy w społeczeństwie o chorobach, dlatego pacjenci wcześniej trafiają do lekarzy. Jeśli trąd będzie diagnozowany w najwcześniejszych fazach i prawidłowo leczony jest szansa na pozbycie się tej choroby w następnych dekadach.
Tegoroczne hasło dnia brzmi „Zjednoczeni dla godności”, do czego zachęca?
Każdy z nas ma godność dziecka Bożego i myślę, że przypomnienie tego w odniesieniu do naszych braci dotkniętych trądem jest niezwykle ważne. Trąd jest niestety nadal problemem społecznym dla tych, którzy są naznaczeni ranami i deformacjami jako skutek zbyt późnego rozpoczęcia leczenia. Dotyka ich ostracyzm co pociąga za sobą utratę dotychczasowego zatrudnienia, miejsca zamieszkania, rodziny, a status społeczny w Indiach jest dla osób dotkniętych najniższy, człowiek – najbardziej pogardzany. Dla takich osób nie ma miejsca w społeczności zdrowych, a każde wykluczenie jest odebraniem człowieczej godności i wszelkich przysługujących praw. Dlatego powrót do uznania chorych za równoprawnych członków społeczności jest nie do przecenienia. Mam nadzieję, że takie dni właśnie tak będą kształtować myślenie następnych pokoleń i mity związane z chorobą zostaną do końca obalone.
Indie są krajem, gdzie wciąż na świecie żyje najwięcej osób chorych na trąd. Dlaczego tak się dzieje i jak dziś wygląda ich życie?
To kraj, gdzie jest największa po Chinach populacja, a podstawowa opieka zdrowotna dla większości społeczeństwa po prostu niedostępna. Trąd już od wielu lat nie jest problemem medycznym. Leczenie trwa co prawda zazwyczaj od 6 do 12 miesięcy, ale nie jest zbyt kosztowne. Niemniej wymaga od pacjentów samodyscypliny, ale przede wszystkim dostępności diagnostyki i leczenia. Jeśli dodamy do tego warunki życia, ubóstwo, niedożywienie, braki wody i higieny trudno się dziwić, że choroby zakaźne, w tym trąd i gruźlica nadal się szerzą.
Na ile wyznawcy hinduizmu wspierają trędowatych i jak Kościół katolicki w Indiach włącza się w walkę z trądem?
Większość społeczeństwa tego ogromnego kraju wolałaby nie mieć z trędowatym do czynienia. Wiadomo powszechnie, że wiara w karmę (przeznaczenie, los) człowieka i reinkarnację powoduje, iż trzeba znosić wszystko, również choroby, ze spokojem, żeby mieć szansę na lepsze wcielenie po śmierci. Kościół katolicki w krajach misyjnych prowadzi wiele placówek zdrowotnych, szpitali i przychodni, a ponieważ nie ma żadnych uprzedzeń, trafiają do nich również dotknięci trądem. Mamy łączność z wieloma takimi instytucjami, prowadzonymi np. przez Misjonarki Miłości, gdzie chorzy są leczeni, a często też zatrudniani, co zmienia ich status społeczny.
Walka z trądem to walka z biedą. Jak pandemia odbiła się na losie chorych na trąd?
Trędowaci mieszkający w wydzielonych koloniach-slumsach wokół większych miast żyją na ogół z niewielkiej dotacji państwowej i żebraniny. Podczas lockdownu w obecnej pandemii otrzymali niewielkie wsparcie żywnościowe i rzeczowe od organów państwowych. Teraz jednak zubożenie większości społeczeństwa jest już widoczne, odbija się to też na najbiedniejszych. Szalejąca inflacja, drastyczne podwyżki cen powodują, że coraz więcej ludzi potrzebuje pomocy.
Ponad 30 lat mieszkasz wśród chorych na trąd w Ośrodku Jeevodaya i niesiesz pomoc dzieciom z rodzin trędowatych. Jak w tym czasie zmieniła się ich sytuacja?
Istnienie Ośrodka to jeszcze 20 lat więcej, zmiany widać gołym okiem. Przede wszystkim mamy całe rzesze już wykształconych młodych ludzi, którzy nie tylko żyją w bardziej ludzkich warunkach niż slumsy, a też wspierają innych. Najważniejsza jest jednak integracja, a to też daje się zauważyć. Nie tylko przez kontakty szkolne, uczelniane, ale też w miejscach pracy, gdzie zajmują czasem wysokie stanowiska, nasi wychowankowie wpływają na zmianę stosunku do osób stygmatyzowanych przez trąd. To wielka radość.
Założyciel Ośrodka chciał dać dzieciom nowy świt życia, to właśnie w sanskrycie znaczy Jeevodaya. Stąd postawił od początku na edukację. Zamknięcie szkół z powodu pandemii doprowadzi w Indiach do prawdziwej katastrofy edukacyjnej?
Zamknięcie szkół podstawowych i średnich trwało ponad rok. Tylko niewielka część szkół pojęła się nauczania zdalnego, a jeszcze mniejsza część uczniów i studentów z tego skorzystała. Władze państwowe pomimo tego stworzyły możliwość zdawania egzaminów, ale potraktowano to tak niepoważnie, że skutki będą jeszcze bardziej dokuczliwe. Wszyscy, którzy chodzili do szkół przed pandemią dostali promocję do kolejnej klasy niezależnie od tego, co przez cały rok szkolny robili. Po powrocie na zaledwie 4 miesiące do ław szkolnych mieli wielkie trudności z opanowaniem materiału kolejnej klasy, półroczne egzaminy były całkowitym fiaskiem. A zaraz po egzaminach ponownie zamknięto szkoły. Jak będzie dalej prowadzana nauka trudno dziś przewidzieć.
W ubiegłym roku prosiłaś Polaków o pomoc w zakupie tabletów dla dzieci trędowatych. Bardzo hojnie odpowiedzieli na twój apel. Obecnie jakie są najważniejsze wasze potrzeby?
Zakup sprzętu do nauki zdalnej dla naszych uczniów to naprawdę wielka sprawa. Jestem bardzo wdzięczna naszym rodakom. Studenci dostali laptopy, uczniowie szkoły – tablety. Najczęściej korzystali z sieci wi-fi, udostępnianej im przez bliskich. Była wyraźna różnica między tymi, którzy korzystali systematycznie z lekcji i tymi, którzy takiej możliwości nie mieli. Teraz myślimy jeszcze o poszerzeniu nauki o różne przygotowania zawodowe. Mam nadzieję, że już niedługo ruszą warsztaty kroju i szycia, do tego będzie też potrzebny sprzęt. Ale to jeszcze projekt w fazie tworzenia. Miejsce już mamy.
Ośrodek Jeevodaya można wesprzeć przez działający w Warszawie Sekretariat Misyjny Jeevodaya.