Terrorysta, wchodzący do kościoła, żeby zabić ludzi, którzy się modlą, przekracza wszystkie granice zła. Musimy znaleźć jednak sposób, żeby mu wybaczyć, bo on jest osobą ludzką. Musimy modlić się za niego – powiedział John Onaiyekan, arcybiskup senior Abudży w Nigerii.
W rozmowie z KAI kard. John Onaiyekan mówi o trudnych stosunkach z islamem w swym kraju, znaczeniu encykliki Franciszka „Fratelli tutti” i deklaracji o braterstwie ludzkim z Abu Zabi.
Oto treść wywiadu:
Piotr Dziubak (KAI, Rzym): Jak Ksiądz Kardynał postrzega przebaczenie w kontekście swego doświadczenia nigeryjskiego? Czy ma wymiar tylko religijny, czy może powinno stać się procesem społecznym, a nawet politycznym?
Kard. John Onaiyekan: Zacznę od ostatniej części pytania. Przebaczenie to proces religijny i polityczny. Ma on dwie postaci. Przede wszystkim postrzegam przebaczenie w wymiarze religijnym, duchowym, które pozwala dostrzec też jego znaczenie polityczne i praktyczne. Musimy wyjść z religijnego punktu widzenia. Dla nas, chrześcijan, to podstawa. Przebaczenie jest priorytetem. Musimy umieć przebaczyć nawet osobom, które nie okazały żadnego żalu za popełniony czyn. Pan Jezus dał nam przykład na krzyżu, mówiąc: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”. Możemy dodać: przebaczcie nawet wtedy, gdy wiedzą, co czynią.
Gdy Jezus mówi, że „nie wiedzą co czynią”, musimy zastanowić się, co znaczy zabicie Syna Bożego. Ale kiedy chodzi o ludzkie zło, kiedy człowiek działa przeciwko człowiekowi, na pewno można powiedzieć, że wiedzą, co czynią. I nawet wtedy musimy być gotowi do przebaczenia. Ta zasada wynika z modlitwy „Ojcze nasz”: i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, tym, którzy nas zranili.
Znaczenie przebaczenia idzie w parze z tajemnicą Boga, który jest sprawiedliwy, ale też miłosierny. A to, w jaki sposób łączy On swoją sprawiedliwość ze swoim miłosierdziem, pomaga chrześcijanom przebaczać, nawet jeśli nie umiemy zaakceptować tego, co wycierpieliśmy.
Terrorysta wchodzący do kościoła, żeby zabić ludzi, którzy się modlą, przekracza wszystkie granice zła. Musimy znaleźć jednak sposób, żeby mu wybaczyć, bo on jest osobą ludzką. Musimy modlić się za niego. Jezus prosi nas o to: módlcie się za tych, którzy wam uczynili coś złego. Trwając w procesie miłosierdzia może działać jednocześnie na polu sprawiedliwości. Musimy postępować tak, żeby zmieniać sposób myślenia ludzi, którzy sprawiają cierpienie, kiedy chcą zniszczyć nas i naszą religię.
Przeciwstawieniem przebaczenia jest zemsta. Jeśli nie chcesz przebaczyć, znaczy to, że może chciałbyś pójść drogą odgrywania się, odwetu. Kiedy przychodzą do nas terroryści, żeby nas zabijać, musimy się przygotować, kupić broń i w końcu zabijamy ich. Proces przebaczenia może pomóc nam zrozumieć jego wpływ na politykę. Często nie pozwalamy oddalać się osobom, które popełniły jakieś zło, bez poniesienia kary. Nie akceptujemy bezkarności. Musimy jednak uważać, żeby bezkarność nie stała się jakąś formą zemsty. Chodzi tu o odpowiedzialność. Osoba, która dopuściła się zła, musi zaakceptować fakt swojego czynu. Jeśli ktoś przyszedł zabić niewinnych ludzi, ale później zrozumiał popełnione zło, my mu przebaczamy. Jeśli taka osoba zmienia swoje postępowanie, prosi o przebaczenie, nie ma już wtedy kwestii bezkarności sprawcy.
Przez przebaczenie dochodzi się do pojednania i do pokoju. Nasze stare nigeryjskie przysłowie mówi: oko za oko sprawia, że cała wioska będzie ślepa! Tkwiąc w duchu zemsty nie zbudujemy żadnej formy pokoju społecznego, nie mówiąc już w ogóle o życiu duchowym chrześcijan.
W Nigerii bardzo dużo rozważaliśmy te sprawy. Często padaliśmy ofiarami ataków ze strony dżihadystów, którzy określają się mianem muzułmanów. Tyle razy słyszałem jako biskup pytanie od ludzi: ile jeszcze razy mamy doświadczać takiej przemocy? Musieliśmy odpowiedzieć ludziom. Jako biskupi mówimy, że naszym głównym zadaniem jest głoszenie Ewangelii. Kiedy pytano Jezusa, ile razy trzeba przebaczać, On odpowiedział: bez żadnych ograniczeń. Tu nie chodzi tylko o jakieś ograniczenia przypadków, ale mamy przebaczyć bez żadnych ograniczeń i bez względu na formę doznanego zła.
Moim rodakom udało się zachować zasadę przebaczenia, spoglądając nie na sprawcę, ale na Jezusa Chrystusa, który jest naszym odniesieniem. Życiem w pełni staje się nie to pośród zła, którego nie akceptujemy, ale dopiero życie w przebaczeniu tak, jak chce tego Jezus. Kiedy staramy się pomóc naszym rodakom, czytając mocne fragmenty Ewangelii, żeby szczerze im powiedzieć, że to, o co prosi Jezus, nie jest czymś łatwym, gdy ludzie zaczynają to akceptować, staje się to czymś niezwykłym. Kiedy dotykamy polityki, oprócz uwag duchowych i religijnych, musimy naciskać na władze cywilne, których obowiązkiem jest zagwarantowanie bezpieczeństwa. To władze mają przerwać przemoc.
Jako obywatele demokratycznego państwa powierzyliśmy rządowi także sprawy bezpieczeństwa. Jeśli władze tego nie wypełniają a w międzyczasie źli ludzie stosują przemoc, oznacza to, że nie mamy rządu i musimy sami zadbać o siebie. Proszę pamiętać, że konieczność samoobrony nie sprzeciwia się przebaczeniu. Ale nie możemy też dopuścić do sytuacji, że poszczególne rodziny będą same szukały broni, żeby czuć się bezpiecznie.
KAI: W ostatnim czasie dwa razy zaatakowano kościoły katolickie…
Nie umiem tego konkretnie wytłumaczyć. Nie ma żadnej racji, która pozwoliłaby wyjaśnić, dlaczego akurat kościoły katolickie wybrano jako cele ataków. Nie wiem, czy ktoś specjalnie wybiera świątynie. Padliśmy dwukrotnie ofiarami tych ataków w ostatnim czasie. Daje nam to dużo do myślenia. Nie umiem znaleźć żadnego wytłumaczenia, dlaczego dżihadyści mieliby patrzeć na kościoły jak cele specjalne. To, co wiemy na razie, to to, że dokonywano zamachów na kościoły, ale też na wioski, bazary, czasami na meczety, w których przebywali modlący się ludzie. Zatem nie mamy do czynienia wyłącznie z kryminalistami, często mówię, że to ludzie, którzy działają w duchu diabła. Przeciw złemu duchowi potrzebna jest modlitwa. Tylko to jest w stanie zablokować siłę złego.
Ale nie jest to łatwe. To bardzo dużo kosztuje. Chrześcijanie muszą pamiętać, że nasza wiara nie jest religią wygody. Tego, co może spotkać chrześcijan, Kościół, nie należy uważać za coś niemożliwego, za coś, co nie może się wydarzyć. Zjawisko męczeństwa istnieje od początku istnienia chrześcijaństwa. Męczeństwo tkwi w DNA naszej wiary. Chrześcijanin nie powinien się dziwić możliwości męczeństwa. Winien zadać sobie pytanie: czego oczekuje ode mnie teraz Jezus?
Ojcowie Kościoła mówili, że krew męczenników jest nasieniem, że buduje Kościół. Obecne wydarzenia w Nigerii przypominają nam o tym. Męczeństwo to rzeczywistość zdumiewająca, trudna, ale prawdziwa. Kiedy Kościół przeżywa czas prześladowań, trzeba szukać korzeni naszej wiary i naszego życia. Dla nas życie nie kończy się tu, na ziemi. Nie możemy bać się tych, którzy wejdą do naszego kościoła i zaczną do nas strzelać. Musimy się bać tego, co mogłoby zniszczyć możliwość życia wiecznego. To są bardzo mocne sprawy. Naszą sytuację trzeba odczytać z dużą dozą intensywności duchowej. Jako księża, biskupi musimy o tym rozmawiać z naszymi wiernymi. Oni często zupełnie nie wiedzą, co się dzieje.
KAI: Media europejskie, odnosząc się do Boko Haram, mówią często, że jest to jedna grupa terrorystyczna. Tymczasem w jednym z wywiadów Eminencja zdecydowanie zwrócił uwagę, że jest to wręcz galaktyka ruchów terrorystycznych, które czasami zwalczają siebie nawzajem.
W ciągu ostatnich 3-4 lat właśnie zauważyliśmy to w Nigerii. To nie tylko Boko Haram. Teraz mamy u nas grupy tzw. Państwa Islamskiego z Afryki Zachodniej, które wywodzi się z ISIS (Państwa Islamskiego Iraku i Syrii). Poza tym nie można zapomnieć o grupach Al-Kaidy, o których w Nigerii teraz usłyszeliśmy. Grupy te jednoczą się, dzielą, walczą między sobą o kontrolę nad różnymi obszarami. Często słyszymy o ich wewnętrznych wojnach o przywództwo. To co wiemy o nich na pewno, to to, że są to bardzo źli ludzie. Zupełnie nie mają szacunku dla życia ludzkiego. Próbują twierdzić, że są muzułmanami.
KAI: Dlaczego Ksiądz Kardynał mówi, że próbują twierdzić, że są muzułmanami?
Mówię tak, ponieważ wspólnota muzułmańska w Nigerii odrzuciła ich. Przywódcy islamscy w naszym kraju – i dobrze ich rozumiemy – wielokrotnie mówili, że ludzie ci nie zachowują się według zasad islamu, a nawet, że działają wbrew niemu. My natomiast staramy się przekazać naszym liderom islamu: nie mówcie, prosimy, że oni nie są muzułmanami, ale powiedzcie raczej, że oni są złymi muzułmanami. Twierdząc, że terroryści nie są muzułmanami, przywódcy islamscy zdejmują z siebie całą odpowiedzialność, jaką ponoszą za swoją wspólnotę w naszym kraju. Muszą się z nimi skonfrontować, muszą im głośno powiedzieć: twierdzicie, że jesteście muzułmanami, a zachowujecie się w sposób sprzeczny z islamem. To chcemy usłyszeć od kierownictwa naszych muzułmanów.
Czasami zdarzają się takie rozmowy, a one powinny być często. Twierdzenie, że ludzie ci nie są muzułmanami, dotyczy także terrorystów. To jest bardzo niebezpieczne. Imamowie, którzy mówili właśnie tak, zginęli z rąk terrorystów. Każdy, kto teraz przemawia w meczecie, musi uważać. Nie mogą zajmować ostrego stanowiska wobec działań terrorystów. Dużo łatwiej jest powiedzieć: to nie jest nasz problem, to nie muzułmanie, to jacyś przestępcy.
Problem ten zawiera w sobie duży ładunek religijny, który trzeba dostrzec. To nie są wyłącznie sprawy kryminalne. Jest to niestety bardzo trudna sytuacja dla muzułmanów, żeby zaakceptować, że są wśród nich jakieś zalążki przemocy, nietolerancji, czego często jesteśmy świadkami. Mówię im: musicie uznać tę sytuację. To nie jest tak, że ktoś w dwa dni zostanie dżihadystą. To jest proces. Cała ta indoktrynacja, że inni nie są ludźmi, że można ich zabić, musi sprawić, że robią to, co robią. I że robią to w imię Allaha. Zawsze głośno wykrzykują jego imię. Biedny Allah, że musi takich krzyków słuchać.
KAI: Co powinni zrobić, według Eminencji, liderzy muzułmańscy?
Tak jak wspomniałem, w przemocy, której doświadczamy i której jesteśmy świadkami, jest obecny czynnik religijny. Wszyscy dżihadyści działają w duchu promocji islamu, a zatem wszystko, co robią, czynią w imię swej religii. W żadnym wypadku nie chcę powiedzieć, że miliony muzułmanów w Nigerii to terroryści. Ich liczbę oceniamy w naszym kraju na tysiące, niektórzy mówią o ok. 40 tysiącach osób. Ale to 40 tysięcy bardzo niebezpiecznych ludzi. Nie trzeba dużo trucizny, aby zatruć cały obiad. Nie można mówić, że jest ich mało i że to nie jest problem. Musimy brać ich na poważnie. Jako chrześcijanie chcemy im pomóc tam, gdzie to możliwe. Jakiekolwiek formy dialogu z terrorystami islamskimi muszą prowadzić liderzy muzułmańscy. To nie tak, że katolicki kardynał pójdzie rozmawiać z dżihadystami. To musi być ktoś od nich.
Niestety jak do tej pory nie zauważyłem żadnych działań ze strony władz państwowych. Słyszeliśmy, że są jacyś skruszeni dżihadyści. Politycy traktują ich jak wspaniałą młodzież. Chcą ich włączyć w życie społeczne z całym możliwym wsparciem ekonomicznym. To oczywiście bardzo denerwuje wielu Nigeryjczyków. Wielu młodych obywateli podejmuje ogromny wysiłek, żeby przeżyć, a nigdy nikomu nie zrobili żadnej krzywdy. Dla nich rząd nie ma żadnego programu. Ale dla skruszonych dżihadystów politycy umieją znaleźć wsparcie. Słyszałem, że wielu tych „skruszonych” wraca potem do lasu, żeby znów stosować przemoc. Według mnie rząd musi zacząć jakiś dialog z dowództwem terrorystów.
KAI: W czasie czuwania modlitewnego w Rzymie wspominał Ksiądz Kardynał o tym, że wiele rodzin nigeryjskich jest w połowie chrześcijańska, a w połowie muzułmańska.
Mówiąc w sposób etniczny, muzułmanie z plemienia Yoruba w południowo-zachodniej Nigerii żyją pokojowo z innymi. Mój stryj był muzułmaninem, to znaczy, że dzisiaj mam wielu kuzynów i kuzynek, którzy wyznają islam. Żyjemy razem w pokoju. Dotyczy to nie tylko tej grupy etnicznej. Na północy Nigerii można znaleźć podobne przypadki. W biurach rządowych pracują ze sobą ludzie różnych wyznań. Podobnie jest w szkołach i w wojsku. Ludzie jedzą razem i nie wiadomo, kto jest chrześcijaninem, a kto muzułmaninem. To jest Nigeria. Dlatego jestem jednym z tych, którzy uważają, że jako wyznawcy różnych religii możemy żyć razem w pokoju.
KAI: Papież Franciszek proponuje encyklikę „Fratelli tutti” jako klucz do budowania braterstwa i pokoju.
Dla nas, którzy mieszkamy pośród muzułmanów, jest to bardzo ważny dokument. Opiera się on na jeszcze innym dokumencie pt. „Braterstwo ludzkie”, który Franciszek podpisał wspólnie z wielkim imamem Al Tayyibem. Myślę, że „Fratelli tutti” jest poniekąd dokumentem chrześcijańsko-muzułmańskim. Starałem się zachęcić liderów muzułmańskich w Nigerii, żeby nie zaniedbali go. Kiedy my, katolicy, czytamy tę encyklikę, możemy mieć dużą nadzieję, że nasi muzułmańscy przyjaciele będą wiedzieli, o co chodzi.
We wspólnym dokumencie [o braterstwie] są bardzo ważne sformułowania, jak choćby to, że modlimy się do tego samego Boga. Wielu terrorystów islamskich nie akceptuje tego. Mówią, że ich Bóg jest inny od Boga chrześcijan. Mamy też w Nigerii chrześcijan, którzy nie zgadzają się, że mamy wspólnego Boga z islamem, mówią, że Allah to jakiś diabeł. Encyklika „Fratelli tutti” opiera się też na deklaracji Soboru Watykańskiego II „Nostra aetate”.
Dla nas ważne jest też to, że deklarację „Braterstwo ludzkie” podpisano w Abu Zabi, w państwie islamskim. Mam nadzieję, że pomoże ona chrześcijanom i muzułmanom w Nigerii mówić jednym, wspólnym głosem. Nie żyję złudzeniami i wiem, że wielu wyznawców islamu, ale też niemało chrześcijan nie przyjmuje tej deklaracji. Jednakże bardzo wielu ludzi dobrej woli, chrześcijan i muzułmanów, przyjęło ten dokument z radością. Musimy kontynuować naszą pracę. Nie będzie nadziei dla świata w przyszłości, jeśli nie zaistnieje w naszej rzeczywistości pojęcie braterstwa ludzkiego.
KAI: Czego potrzebuje dzisiaj Kościół, żeby być Kościołem proroczym?
Moja odpowiedź będzie bardzo prosta. Musimy powrócić do pojęcia Kościoła, który spotykamy codziennie na ulicach, w kościołach ze zwykłymi chrześcijanami. Zdecydowaną większość w Kościele stanowią świeccy. Ludzie ci codziennie spotykają się ze sobą. Na poważnie musimy potraktować ich pytanie: co to znaczy być chrześcijaninem? Bo oni swoim życiem dają świadectwo przesłania Jezusa. Musimy położyć nacisk na rolę świeckich w Kościele, wtedy wszyscy chrześcijanie będą głosić Ewangelię Jezusa. Wtedy dopiero Kościół będzie mocnym świadkiem Jezusa we współczesnym świecie. Papież, biskupi będą nadal ważni, ale bez świeckich oni sami nic nie zrobią. Jeśli spojrzymy na historię Kościoła, na pierwszych męczenników – tam są przede wszystkim osoby świeckie. To jest Kościół.
Rozmawiał Piotr Dziubak (KAI Rzym) / Rzym