Problemy z identyfikacją płciową tkwią w głowie, a nie w ciele. Były transseksualista przestrzega przed operacjami korekty płci

Nigdy nie poznałem kogoś, kto by stwierdził, że problemem było urodzenie się nie w tej skórze, co trzeba – mówi Walt Heyer, były transseksualista, który przestrzega przed poddawaniem się operacjom korekty płci.

W rozmowie z tygodnikiem „Do Rzeczy” opowiedział swoją historię, a także przestrzegł przed pochopnym wysyłaniem ludzi na operacje korekty płci.

Walt Heyer urodził się w 1940 roku. Od dziecka czuł się źle w męskim ciele. Jak wspominał, miało to wiele przyczyn. Kiedy był mały, babcia utwierdzała go w przekonaniu, że pięknie wygląda w sukienkach. Sam mówi, że to był to pierwszy krok do tragedii. 

„Nie wolno zasiewać tego ziarna. Jeżeli w patologiczny sposób będziemy przekonywać małe dziecko, że lepiej mu w innej skórze, to może to mieć dla niego bardzo złe konsekwencje. W tym momencie mówimy bowiem dziecku, że coś jest z nim nie tak”.

Ogromną traumą było dla niego molestowanie, którego doświadczył jako 9-latek ze strony wujka. Zaznacza, że spowodowało to w jego psychice wiele zmian, które pogłębiały niechęć do męskości.

W 1983 roku przeszedł operację korekty płci. Od tamtej pory osiem lat żył jako Laura Jensen. Operacja okaleczyła go na całe życie i okazała się drogą donikąd. 

„Rozbiłem rodzinę, sprawiłem wiele cierpienia nie tylko sobie, lecz także swoim bliskim. Uwierzyłem ludziom, którzy twierdzili, że problemem nie jest moja głowa, lecz ciało. Że to moje ciało należy uleczyć, a nie psychikę”.

Przyznał, że badania, jakie przechodził przed operacją, wyglądały jak żart. Lekarz, który stwierdził, że Walt potrzebuje zmiany płci, był działaczem LGBT i nie przeprowadził dokładnego badania. W ogóle nie brał pod uwagę problemów psychicznych wynikających z molestowania w dzieciństwie. Jak zauważa Walt, dziś także osoby z problemami identyfikacji płciowej często są z automatu wysyłane na operacje. W jego przypadku został porządnie zbadany dopiero po operacji, kiedy zrozumiał, że zmiany w ciele nie rozwiązały problemów, tylko je pogłębiły.

„Osiem lat po operacji psychiatra znający się na rzeczy powiedział słowa, które sprawiły, że mój świat rozleciał się na małe kawałki: «Walt, nigdy nie powinieneś był zostać poddany takiej operacji». Dlaczego? Ponieważ cierpiałem na zaburzenia dysocjacyjne i osobowościowe. To częsta przypadłość wśród transseksualistów”.

Jak wspominał, to był początek prawdziwego leczenia. Musiał się uporać z problemami psychicznymi, ale w końcu zaakceptował to, kim jest. Poddał się operacjom odwracającym skutki korekty płci na tyle, na ile było to możliwe. 

Dzięki swoim trudnym doświadczeniom wie, że osoby takie jak on potrzebują ogromnej pomocy. Dlatego robi wszystko, żeby jak najmniej osób popełniło ten sam błąd, co on. 

„Wykorzystuję każdą okazję, żeby krzyczeć: «Nie róbcie sobie tego! Nie słuchajcie tych szarlatanów, bo szybko zrozumiecie, że hormony i operacje nie przynoszą ukojenia, lecz tylko pogłębiają już istniejące problemy»” – mówi. 

Napisał wiele książek, a także prowadzi stronę internetową sexchangeregret.com, przez którą osoby rozważające detranzycję mogą uzyskać pomoc. Jak mówi Walt, zgłaszają się ludzie z ogromnymi problemami. Ich opowieści rozdzierają serce. 

„Kiedyś dostałem e-maila, którego nigdy nie zapomnę: «Daj mi jeden powód, żebym nie strzelił sobie w głowę. Nie mogę uwierzyć w to, że cały sztab lekarzy pozwolił mi okaleczyć swoje ciało»” – wspomina.

Zauważa, że średnio około piątego roku po tranzycji ludzie zaczynają szukać pomocy, ale zdarza się to także dużo szybciej. Niestety nie da się zignorować faktu, że piszą do niego osoby coraz młodsze. Walt nazywa to nawet plagą tranzycji wśród młodzieży.

Przytoczył jedną historię:

„Chłopak dostał blokery dojrzewania w wieku 15 lat, przeszedł operację trzy lata później – niestety «pomagali» mu w tym rodzice. Skontaktował się ze mną w wieku 19 lat. Powiedział, że czuje się jak potwór Frankensteina. To są jego słowa! Przyznał, że od 13 roku życia uzależniony był w ekstremalny sposób od pornografii i to wykoleiło mu psychikę. Rodzice muszą pamiętać, że Internet to miejsce pełne podobnych zagrożeń”.

Zaznaczył, że ponad połowa ludzi, z którymi pracuje, była wykorzystywana seksualnie. „To właśnie krzywda w dzieciństwie sprawia, że ludzie zaczynają nienawidzić swojego ciała” – podkreślił. 

Dodał też, że wielki błąd popełniają rodzice, którzy zabierają dzieci do specjalistów od tranzycji. Takie „terapie” w większości przypadków doprowadzają do tragedii.

„W liberalnych kręgach społecznych rodzic, który pozwala na brutalne krzywdzenie własnego dziecka – bo tym jest przecież tranzycja płciowa – jest uważany za świadomego, mądrego rodzica… Gdyby taki rodzic pozwolił komuś połamać swojemu dziecku ręce i nogi, na pewno zostałby aresztowany przez policję. Ale gdy robi coś znacznie gorszego, pozwalając np. nastoletniej córce na wycięcie zdrowych piersi, jest za to chwalony!”  – mówi Walt. 

Powołuje się na badania i doświadczenie lekarzy pracujących z osobami transpłciowymi i podkreśla, że procedury korekty płci nie są skuteczne.

„Musimy zrozumieć jedną rzecz. W całej długiej historii ludzkości ani jedna osoba nie zmieniła płci! To po prostu niemożliwe. W 1979 roku aktywista homoseksualny dr Charles Ihlenfeld, który był właścicielem kliniki w Nowym Jorku, po sześciu latach pracy z 500 osobami transpłciowymi powiedział, że te procedury wiążą się z samymi problemami i powodują zbyt wiele samobójstw. Ludzie po operacjach «korekty płci» 19 razy częściej popełniają samobójstwo niż reszta populacji! A przecież te operacje mają przynosić ukojenie…” – wskazał. 

Wysyłanie dzieci i nastolatków na terapie hormonalne czy później operacje jest niszczeniem im życia. Niestety, jak zauważa Walt, wszystko wskazuje na to, że całe pokolenie „będzie dosłownie przeorane przez opętanych ideologów, którzy chcą zniszczyć tradycyjną wizję społeczeństwa, podział na mężczyzn i kobiety, rodzinę, a w konsekwencji także Kościół”. Podkreśla jednak, że nie chodzi tu o samą ideologię, ale także o gigantyczny biznes. Każdy pacjent wysłany na taką „terapię” to setki tysięcy dolarów zysku. 

„To wielomiliardowy biznes, który nie toleruje osób takich jak ja. Ludzi, którzy mówią: «Nie wierzcie im, bo czeka was tragedia». Dlaczego z takim oporem spotykają się głosy sugerujące psychoterapię zamiast operacji? Ponieważ każdy wyleczony człowiek to mniejszy zysk dla «transspecjalistów» i klinik, które okaleczają ludzi za bajońskie sumy”. 

Zapytany, co radzi osobom, które nie czują się dobrze w swoim ciele, odpowiedział, że przede wszystkim powinny znaleźć dobrego terapeutę, aby „pozbyć się na trwałe problemu tkwiącego w ich głowach”. 

„Nigdy nie poznałem kogoś, kto by stwierdził, że problemem było urodzenie się nie w tej skórze, co trzeba” – powiedział.

Podkreślił, że zaburzenia identyfikacji płciowej to bardzo skomplikowane zagadnienie. Wpływają na nie liczne czynniki takie jak np. molestowanie seksualne w dzieciństwie, toksyczne relacje w rodzinie, wśród rówieśników, również stany chorobowe, jak schizofrenia czy depresja. 

Zaznaczył także, że trzeba być wrażliwym na cierpienie takich osób. 

„Musimy odnosić się do takich osób bardzo delikatnie, z ogromnym szacunkiem, ponieważ przeżywają one straszne męczarnie. Nie można ich wyśmiewać, wytykać placami, śmiać się z ich wyglądu. Należy im za wszelką cenę pomóc pozbyć się tych problemów – trzeba ich jednak kierować w dobrą stronę, do prawdziwych specjalistów, a nie do klinik oferujących «korektę płci» za gigantyczne pieniądze”.

Źródło: „Do Rzeczy” 
 

« 1 »

reklama

reklama

reklama