Dokument synodalny o sakramentach mówi 4 razy. O LGBT – tyle samo

Jak zauważa o. Dariusz Kowalczyk, dokument końcowy Europejskiego Zgromadzenia Kontynentalnego wspomina tak rzadko o sakramentach, jakby był to nieistotny element życia Kościoła. Wiele zaś mówi o preferencjach seksualnych. Skąd takie spojrzenie?

W felietonie zamieszczonym w najnowszym „Idziemy” o. Kowalczyk zastanawia się, o czym świadczy tak niewielka uwaga poświęcona sakramentom w dokumencie końcowym Europejskiego Zgromadzenia Kontynentalnego. Znamienne jest to, że tekst dokumentu wspomina o sakramentach z identyczną częstotliwością jak o opcjach LGBTQ+ oraz homoseksualistach. Jeszcze bardziej dziwi, że gdy już pojawia się słowo „sakrament”, to pada ono w kontekście „dostępu kobiet do sakramentu święceń” czy równouprawnienia kobiet, brak jest zaś głębszych odniesień do sakramentów, a w szczególności - pogłębionego zrozumienia Eucharystii.

Felietonista zwraca uwagę na to, że przecież to właśnie sakramenty wyznaczają „rytm praktykowania katolickiej wiary we wspólnocie” - od uroczyście przeżywanego chrztu, poprzez pierwszą Komunię Świętą, sakrament bierzmowania, ślub czy święcenia kapłańskie. Równie istotny jest cotygodniowy rytm wyznaczany przez niedzielną Eucharystię, która jest „głównym elementem katolickiej formacji dorosłych”.

Owszem, można zastanawiać się nad jakością tej formacji czy sposobem praktykowania sakramentów. Można i potrzeba. Ale tego właśnie brakuje w dokumencie. Czy jest to wynik braku refleksji, czy może raczej - jak sądzi o. Kowalczyk - swoistej „mody” na umniejszanie wagi życia sakramentalnego? Jak zauważa: „W czasie covidowych lockdownów, kiedy kościoły były zamknięte albo w liturgii mogło uczestniczyć niewiele osób, dało się słyszeć głosy niektórych włoskich teologów, że to szansa, by odejść od «sakramentalizmu», czyli zbytniego skoncentrowania życia katolickich wspólnot na sakramentach, w tym szczególnie na Eucharystii. Pogląd absurdalny, tym bardziej jeśli weźmiemy statystyki dotyczące uczestnictwa we Mszy włoskich katolików”.

Istotne jest pytanie: dlaczego? Skąd taka dysproporcja? Czemu zamiast ukazywać wiarę katolicką w całym jej spektrum, synodalne gremia koncentrują się na kwestiach podsuwanych pod dyktando liberalno-lewicowych ideologii. Hasło „inkluzywność” brzmi może atrakcyjnie, w praktyce jednak wykorzystywane jest nie po to, aby „pochylać się nad tymi, którzy rzeczywiście są wykluczeni”, ale dla przepychania ideologii. Prawdziwa troska o wykluczonych jest czymś charakterystycznym dla chrześcijaństwa od samego początku. Troska ta obejmuje jednak wezwanie do nawrócenia i przemiany życia. Dzisiaj natomiast, jak stwierdza o. Kowalczyk, „ideolodzy pseudokatolickiego «niewykluczania» wydają się zatroskani, by dawać sakramenty właściwie wszystkim, szczególnie rozwiedzionym żyjącym w nowych związkach i homoseksualistom”.

Jezuita nawiązuje też sytuacji, w której odważył się wypowiedzieć krytyczne słowa na temat błogosławienia w kościołach w Niemczech par homoseksualnych. Otóż jeden z internautów uznał, że nie widzi tu żadnego problemu, bo przecież błogosławieństwo kapłana to zwyczajne słowa - „takie same, jak inne życzenia dla wujka czy cioci, jak to ksiądz napisał. Są słowami takiego samego człowieka jak pogardzany przez Kościół homoseksualista”. Słusznie więc podsumowuje publicysta: „poplątanie z pomieszaniem, które niestety szerzy się dziś w Kościele”, zadając jednocześnie pytanie: „czy biskupi, którzy zbiorą się na synodzie w Rzymie, przeciwstawią się takim tendencjom i przypomną katolicką naukę o sakramentach?”

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama