Granica zawsze może przerodzić się w strefę kolizji. W ciągu ostatnich kilku tygodni to właśnie wydarzyło się na południu i północy Izraela. Setki tysięcy mieszkańców musiało opuścić swe domy i wielu z nich zadaje sobie pytanie, czy będzie możliwy powrót do ich małej ojczyzny.
Żydzi musieli uciekać nade wszystko z miejsc w pobliżu Gazy, takich jak Sderot czy Aszkelon, oraz z terenów przygranicznych wobec Libanu, np. z miasta Kirjat Szemona. W tej ostatniej miejscowości normalnie zamieszkanej przez 25 tys. dziś pozostało ok. 2 tys.
Ewakuacja w Izraelu odbywa się w ramach rządowego planu „Rachel”, ale wiele osób opuściło swe domy spontanicznie, jeszcze zanim rząd zorganizował specjalną akcję. Szacuje się, że nawet do 330 tys. Żydów stało się uchodźcami wewnętrznymi na skutek wybuchu wojny.
Część z nich znalazła schronienie u rodziny lub przyjaciół. Wielu przebywa jednak w hotelach i pensjonatach, które mają zostać opłacone przez rząd. Według lokalnego ministerstwa turystyki pokoje hotelowe są prawie całkowicie zajęte, w sytuacji, gdy ok. 25 tys. ludzi wciąż czeka na zakwaterowanie. W Ejlacie, izraelskim kurorcie nad Morzem Czerwonym liczba uchodźców przekracza liczbę mieszkańców o 10 tys.
Rząd ogłaszając ewakuację na wybranych terenach, jednocześnie zapewnił ludziom opuszczającym swe domy dzienny zasiłek w wysokości 200 szekli dla dorosłych i 100 szekli dla dzieci. Zapewnienie pomocy psychologicznej i dostępu do edukacji leżą w gestii władz lokalnych. Ponieważ kryzys może potrwać lata, rozważa się już budowę obozów dla uchodźców. Wszyscy chcieliby jednak uniknąć takiej sytuacji.