Franciszkanin z Aleppo: bardzo ważne jest mówić o tym, co się dzieje w Syrii

Wojna tworzy bezprawie na wielu poziomach. Doświadczają tego w szczególnie bolesny sposób chrześcijanie mieszkający w Aleppo w Syrii. Teraz doszły do tego skutki tragicznego trzęsienia ziemi

Staram się przekazać naszym wiernym, że my tutaj mamy chrześcijańskie korzenie. Niestety chrześcijanie w Syrii nie znają dobrze własnej historii. Nikt im o tym nie opowiadał ani ich nie uczył. Ta niewiedza sprawia też, że niektórzy wierni myślą, że nie są w swoim kraju, że są tu obcymi. To wielka rana i bardzo chcę przekazać dzieje naszej obecności tutaj, biografii świętych, aby odżyła tutaj teologia orientalna. Myślę, że pomogłoby to ludziom tutaj wytrwać, może odkryliby, że mają jakąś misję do spełnienia w Syrii – powiedział KAI o. Bahdżat Elia Karakasz OFM, proboszcz parafii św. Franciszka w Aleppo w Syrii.

Oto zapis tej rozmowy:

Piotr Dziubak, KAI: Jaka jest obecna sytuacja w Aleppo po trzęsieniu ziemi dwa miesiące temu?

o. B. E. Karakasz OFM: Ludzie będą musieli przyzwyczaić się do nowych warunków życia. Mam nadzieję, że nie pozostaną one z nami na zawsze i że uda się naprawić uszkodzone domy. To oczywiście wymaga czasu. Pieniądze na odbudowę nie docierają zbyt szybko. To bardzo długa i skomplikowana droga. Brakuje nam też wykwalifikowanych specjalistów potrzebnych do odbudowy. Trudno znaleźć firmę budowlaną, inżyniera, murarzy. Wszystko się przedłuża. My staramy się wspierać w pierwszej kolejności tych, którzy nie mają dokąd pójść a ich domy są poważnie uszkodzone. Pomogliśmy finansowo niektórym rodzinom wynająć mieszkanie na czas robót. Miną miesiące, zanim będą mogli wrócić do swoich domów.

KAI: Czy większość mieszkańców Aleppo żyje w namiotach albo w obozowiskach?

Aleppo uległo zniszczeniom przede wszystkim tam, gdzie budowano bez zezwoleń, planów i zabezpieczeń antysejsmicznych. To głównie wschodnia część miasta. Tam jest bardzo dużo biedy i degradacji społecznej. Okolice były przez długi czas pod kontrolą różnych grup zbrojnych. Wschodnia część Aleppo była też mocno bombardowana. To była strefa wojny. Już wtedy budynki były uszkodzone. Trzęsienie ziemi postawiło “kropkę na i”, niszcząc to, co jeszcze funkcjonowało. Inne części miasta, zwłaszcza te zamieszkane przez naszych chrześcijan, nie uległy takim zniszczeniom. Wstrząsy nie zburzyły domów, które jednak są często mocno uszkodzone i spora ich część nie nadaje się do mieszkania. Niestety brak pieniędzy sprawiał, że ludzie nie mogli dbać jak należy o utrzymanie swych domostw. Zniszczenia wojenne i trzęsienie ziemi dopełniły tej katastrofy.

KAI: Czy nadal wydajecie posiłki?

W tej sprawie wróciliśmy trochę do normalności. Codziennie wydajemy 1500 ciepłych posiłków, ale zaraz po trzęsieniu było ich prawie 6 tysięcy. Nasza kuchnia była wtedy na granicy wytrzymałości. Teraz działamy tak jak przed trzęsieniem ziemi.

KAI: Wojna i embargo prawie zupełnie zablokowały gospodarkę Syrii. Skutki tego ponoszą przede wszystkim ludzie biedni.

Z powodu kryzysu cierpią wszyscy. Jedyni, którym krzywda się nie dzieje, to “handlarze wojny”. Oni wzbogacili się oczywiście w sposób nielegalny. Robią to zresztą w dalszym ciągu.

KAI: Czy ma Ojciec na myśli handlarzy broni?

Nie tylko. Wojna tworzy bezprawie na wielu poziomach. Nie chodzi wyłącznie o handel bronią. Są też narkotyki. Powstało wiele organizacji mafijnych, które kontrolują różne działy gospodarki. To tworzy niestety “rzeczywistość nielegalności”. Sytuacja w Syrii jest bardzo podatna na takie formy postępowania. Teraz nawet rodziny dobrze sytuowane, które wcześniej miały solidne rezerwy finansowe, znalazły się w potrzebie. W Syrii nie ma obecnie zdrowej ekonomii, a właściwie nie ma w ogóle żadnej ekonomii! Staramy się pomóc ludziom w otwarciu jakiejś małej działalności gospodarczej, ale niestety po pół roku, po roku te małe biznesy ogłaszają upadłość. Nie są w stanie opłacić wynajmu lokalu na sklep albo rachunków za prąd. Jeśli nie uda się znaleźć rozwiązania dla Syrii, to dojdzie do katastrofy. Po trzęsieniu ziemi wiele rodzin postanowiło wyemigrować. Ponownie pojawiła się w społeczności chęć ucieczki stąd.

KAI: Co jest potrzebne, żebyście mogli stworzyć sytuację chociaż małego powrotu do normalności?

Powiem, co robimy na poziomie kościelnym. Tu każdy musi wziąć odpowiedzialność za to, co robi lub nie robi. Zaraz po trzęsieniu ziemi wszystkie wyznania obecne w Aleppo powołały komisję ekumeniczną, która zajmuje się monitorowaniem odbudowy. Stworzono listę domów uszkodzonych i prac do przeprowadzenia, powstało studium rewitalizacji miasta. Znalazły się osoby chcące wesprzeć finansowo te prace. Jako franciszkanie wspomagamy najbardziej zniszczone części miasta, czyli wschodnią część Aleppo. Chociaż tam mieszkają prawie wyłącznie muzułmanie, nie stanowi to problemu. Naszym charyzmatem jest pomoc drugiemu człowiekowi bez względu na jego wyznanie. Niestety, jak już wspomniałem, wszystko dzieje się bardzo powoli. Mamy skromne możliwości. Cuda nam nie wychodzą.

KAI: Czy dzieci wróciły do szkoły?

W miesiąc po trzęsieniu ziemi udało się nam rozpocząć ponownie naukę w szkołach. Staramy się, żeby dzieci i młodzież mogły spokojnie dokończyć rok szkolny. Dzieci bardzo ucierpiały pod względem psychologicznym. Mają lęki, wracając do domu albo kładąc się spać. Nie umieją spać same. Konieczna jest opieka psychologiczna. Kilka inicjatyw w tym kierunku już wystartowało.

KAI: Ojciec pochodzi z Aleppo, dobrze zna to miasto. Jak patrzeć z nadzieją na przyszłość?

Trudno odpowiedzieć. Jeśli wszystko będzie działało tak, jak teraz, to przyznam, że nie wiem skąd czerpać nadzieję. Ale też nie można żyć bez nadziei. Tu jest potrzebne ostateczne rozwiązanie polityczne dla naszego kraju. Może trzęsienie ziemi trochę poruszyło serca wpływowych polityków. Ale nie wiemy, co chcą przygotować wielkie mocarstwa. Widzimy różne osobistości, które przyjeżdżają do Syrii. Co z tego wyniknie? Nie wiem. Jesteśmy świadkami jakiegoś porozumienia między Iranem a Arabią Saudyjską. Odbywały się spotkania polityków Rosji, Turcji i Iranu, żeby znaleźć rozwiązanie kwestii syryjskiej, ale w Aleppo nie widzimy żadnych zmian z tego powodu. Dopóki nie wydarzy się coś konkretnego, będziemy starali się prowadzić nadal nasze dotychczasowe działania, ratując to, co możliwe.

KAI: Na waszych ziemiach działy się sceny z Dziejów Apostolskich, które czytamy w okresie wielkanocnym...

Staram się przekazać naszym wiernym, że my tutaj mamy chrześcijańskie korzenie. Niestety chrześcijanie w Syrii nie znają dobrze własnej historii. Nikt im o tym nie opowiadał ani ich nie uczył. Ta niewiedza sprawia też, że niektórzy wierni myślą, że nie są w swoim kraju, że są tu obcymi. To wielka rana i bardzo chcę przekazać dzieje naszej obecności tutaj, biografii świętych, aby odżyła tutaj teologia orientalna. Myślę, że pomogłoby to ludziom tutaj wytrwać, może odkryliby, że mają jakąś misję do spełnienia w Syrii.

KAI: Czego najbardziej potrzebujecie teraz? Można Was wspierać finansowo przez Stowarzyszenie Pro Terra Sancta.

Bardzo ważne jest mówić o tym, co się dzieje w Syrii. Żeby nie przechodzić w milczeniu obok ludzkiego cierpienia. Chciałbym, żeby nikt się nie znudził mówieniem o nas, ponieważ wojna w Syrii nie skończyła się. My żyjemy teraz w czasie bardzo zaciętej wojny. Żyjemy w głodzie, mając nadzieję, że pewnego dnia świat otworzy oczy i wyjdzie naprzeciw cierpieniom Syryjczyków. Byłoby dobrze, gdyby udało się stworzyć więzi, kontakty. Pomoc materialna jest ważna, ale to nie wszystko. Może nawiązywanie stosunków zarówno instytucjonalnych, jak i międzyludzkich, kościelnych, szkolnych, parafialnych pozwoliłoby stworzyć wspólne projekty pomocowe. Z drugiej strony byłaby to okazja, żeby ludzie poznali Syrię, żeby zaczęli przybywać do nas pierwsi, odważni pielgrzymi z zagranicy. Będziemy starali się zachęcać innych do tego.

P. Dziubak (KAI) / Aleppo

« 1 »

reklama

reklama

reklama