„Stalinowski proces pokazowy” katolickiego publicysty Jimmiego Lai wywołuje protesty na całym świecie

W poniedziałek 18 grudnia rozpoczął się w Hongkongu proces Jimmiego Laia – byłego katolickiego magnata prasowego i dziennikarza. Władze chińskie zarzucają mu „łamanie ustawodawstwa o bezpieczeństwie kraju” oraz „spiskowanie z siłami zagranicznymi”, za co grozi mu dożywotnie więzienie. Pojawiły się określenia, iż jest to proces pokazowy „w stylu stalinowskim”.

76-letni Lai, były właściciel dziennika „Apple Daily”, który krytykował politykę Pekinu wobec Hongkongu, spędził już ponad 3 lata za kratkami i niezmiennie odrzuca wszystkie oskarżenia. W nieogrzewanym więzieniu Stanley Prison, zbudowanym jeszcze przez Japończyków, czyta on codziennie „Summę Teologiczną” św. Tomasza z Akwinu. Według tych, którzy widzieli, jak prowadzono go do sali rozpraw, Lai, „choć schudł, promieniował wewnętrznym spokojem, uśmiechał  się i pomachał ręką do kilkunastu przyjaciół i krewnych”. 

Jego proces wywołał na nowo protesty na całym świecie, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i w Unii Europejskiej. 17 grudnia rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu Matthew Miller oświadczył, że „sposób, w jaki traktowany jest Lai, podważa (wiarygodność) demokratycznych instytucji w Hongkongu i szkodzi reputacji tego Regionu Administracyjnego jako międzynarodowego centrum biznesowego”. Rzecznik wezwał władze do „natychmiastowego zwolnienia Laia i innych [250]  więźniów, którzy walczyli o swoje prawa”.

W podobnym duchu wyraził się w tym samym dniu David Cameron, brytyjski minister spraw zagranicznych.

Brytyjski katolicki obrońca życia lord David Alton z Liverpoolu, zagorzały obrońca Laia, nazwał ten proces „pokazową farsą godną Stalina, która jest naigrawaniem się ze sprawiedliwości. To nie Lai, ale Komunistyczna Partia Chin powinna zostać pociągnięta tu do odpowiedzialności” – uważa działacz.
Amerykański magazyn katolicki „National Cartholic Register” zamieścił 19 grudnia wywiad z Billem McGurnem, komentatorem „Wall Street Journal”. Jest on ojcem chrzestnym podsądnego, gdy przyjęto go do Kościoła katolickiego w 1997. Dziennikarz nie ukrywał swego smutku z powodu „milczenia” zarówno Watykanu, jak i obecnego biskupa Hongkongu kard. Stephena Chow w tej sprawie. „O ile wiem, kardynał jak do tej pory nie odwiedził nawet rodziny uwięzionego” – powiedział rozmówca magazynu. Na proces przybył natomiast 92-letni kard. Joseph Zen w grupie „wspierających” Laia.

McGurn przypomniał, iż jako miliarder Lai mógł bez trudu uniknąć aresztowania. Ku radości władz w Pekinie mógłby sprzedać swoją firmę wydawniczą Apple w Hongkongu i prowadzić dalej spokojne, dostatnie życie za granicą w jednej ze swoich rezydencji. Ale on postąpił jak człowiek honoru, trzymający się swoich zasad. Zdaniem dobrze znającego realia Hongkongu amerykańskiego dziennikarza, wszyscy mieszkańcy tego specjalnego terytorium ChRL dobrze wiedzą, że był to świadomy wybór i gotowość na prześladowania.

Ks. Robert Sirico (ur. w 1951) – założyciel  Instytutu Badań nad Religią i Wolnością w Grand Rapids w USA – dodał w swoim komentarzu, że „milczenie (Kościoła) w tej sprawie sprawia, że oddala się jakikolwiek rodzaj sprawiedliwości, który mógłby otrzymać Jimmi. Będzie to tylko umocnienie komunistów w ich autorytaryzmie”.

Jimmi  Lai – katolik, były magnat prasowy i miliarder – bywa porównywany do angielskiego męczennika z XVI wieku, św. Tomasza Morusa. Ten wybitny prawnik, polityk i humanista, a w latach 1529-32 kanclerz Anglii, trzymając się katolickich zasad, nie zgodził się na ogłoszenie go przez króla zwierzchnikiem Kościoła, mimo iż wiedział, że oznacza to dla niego wyrok śmierci.

Według wspomnianego Mc Gurna „spokój i pogoda ducha Jimmiego, którymi promieniował on, gdy wchodził wczoraj do sali sądowej, wynikały z jego przekonania, że czyni coś słusznego. A dodają mu tu siły dwa czynniki: jego wiara i oddana mu żona” – powiedział ojciec chrzestny obrońcy wolności z Hongkongu.

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama