Francuz, 23-letni Louis-Marie de Penfentenyo pielgrzymował pieszo z Paryża do Częstochowy. Droga zajęła mu 45 dni, a upłynęła pod znakiem modlitwy i nauki pokory. Wybrał bowiem żebraczy sposób pielgrzymowania. Co go zaskoczyło w drodze i jakie wrażenie wywarło na nim polskie sanktuarium?
Louis-Marie wyruszył w drogę 27 maja. Po miesiącu dołączył do niego w Pradze 23-letni Louis-Marie de Penfentenyo, jego przyjaciel. Na Jasną Górę dotarli 4 lipca.
W rozmowie z Radiem Jasna Góra młody pielgrzym opowiedział o swojej wędrówce.
Długo zastanawiał się, jakie sanktuarium wybrać, bo miał wiele możliwości, m.in. Jerozolimę czy Santiago de Compostela. Ponieważ chciał doświadczyć żebraczego pielgrzymowania, odrzucił Hiszpanię, gdzie szlak pielgrzymi jest dobrze zaopatrzony m.in. w miejsca noclegowe. Do Jerozolimy było z kolei zbyt daleko i droga wiodłaby przez niebezpieczne kraje. Zdecydował się więc na Częstochowę.
Jak opowiadał, droga bez zapewnionych noclegów, wyżywienia, pieniędzy, opierająca się tylko na tym, co się dostaje od innych, była ogromnym wyzwaniem.
„Przede wszystkim była to lekcja pokory. Musieliśmy się nauczyć prosić o pomoc i przyjęcie w domu, żeby mieć, gdzie spać i co jeść. Nie mieliśmy pieniędzy i musieliśmy liczyć się z tym, że ludzie mogą odmówić pomocy” – opowiadał.
Taka wędrówka wymagała ogromnego zaufania do Boga. „Musieliśmy zaufać Opatrzności Bożej i temu, że Bóg jest w tej drodze z nami” – mówił Louis-Marie.
Była to też walka ze sobą i szkoła ogromnej wytrwałości. „Byliśmy sami przez 45 dni. W takim czasie dopadają człowieka wątpliwości, po co w ogóle idę, po co mam znosić taki wysiłek, zmęczenie i rany. Trzeba było przekraczać własne słabości i iść dalej”.
Wysiłek był nie tylko fizyczny, ale także duchowy. Przypadki nieżyczliwości czy odmawiania pomocy wymagały siły moralnej.
„Były w tym elementy i ludzie, i Boskie, bo to Pan Bóg jest w centrum pielgrzymowania” – mówił Francuz.
Jak zaznaczył, żebracze pielgrzymowanie z jednej strony jest łatwiejsze niż normalne, ale z drugiej wręcz przeciwnie.
„To, że nic się nie zabiera, w pewnym sensie ułatwia pielgrzymowanie. Nie trzeba się o nic martwić i załatwiać spraw organizacyjnych. Ale jest to też trudne, bo nie zawsze jest się przyjmowanym”.
Jak opowiadał, bywały trudne momenty, zwłaszcza na początku pielgrzymki. W swojej rodzimej Francji nie spotkał się ze zrozumieniem i niewiele osób chciało pomagać. W Polsce natomiast był przyjmowany bardzo życzliwie.
„Byłem zdziwiony, że we Francji niewiele osób chciało mnie przyjąć, a jak już ktoś przyjął, to sam był biedny. Kiedy pukałem do wielkich domów, odchodziłem z niczym, ludzie nie chcieli się dzielić. Ten kontrast był ogromnym zaskoczeniem – że ci, którzy prawie nic nie mają, dają więcej niż ci, którzy mają wszystko” – opowiadał.
Kiedy dotarł na Jasną Górę przede wszystkim uderzyło go piękno obrazu. Kiedy we Francji widział gdzieś ikonę Matki Bożej Częstochowskiej, były to małe reprodukcje. Tutaj zobaczył duży i piękny wizerunek. Przyznał, że sama forma architektoniczna sanktuarium również bardzo mu się podobała. Zwrócił też uwagę na aspekt duchowy. Był zachwycony tym, że cały dzień trwa adoracja, a msze są odprawiane jedna po drugiej. Jest to miejsce wypełnione modlitwą.
Przyznał, że sam pochodzi z wierzącej rodziny, więc chętnie będzie im opowiadał o swojej pielgrzymce. Chciałby też jednak dotrzeć do ludzi, którzy nie rozumieją idei pielgrzymowania, opowiedzieć im o swoim doświadczeniu i podzielić się otrzymanymi łaskami.
„Jestem zaskoczony, że tak mało we Francji mówi się o Jasnej Górze, ludzie nie znają tego pięknego sanktuarium. Mam nadzieję, że będę mógł swoją historią promować to miejsce, żeby jak najwięcej osób dowiedziało się, że warto przybyć tu z pielgrzymką” – mówił Louis-Marie.
Źródło: Radio Jasna Góra