Obiecał, że w niebie nie będzie odpoczywał, że swoje dzieci duchowe nieustannie będzie wspierał i wstawiał się z nimi. Dziś liturgiczne wspomnienie świętego z Pietrelciny.
Jest wzywany w różnych okolicznościach, przychodzi z pomocą tym, którzy żarliwie proszą go o wstawiennictwo u Boga. O. Pio to bardzo „oblegany" święty, którego działanie potwierdzają liczne świadectwa.
Niektóre z nich zebrał o. prof. Andrzej Derdziuk OFMCap w książkach: „Ojciec Pio w Lublinie" oraz „Ojciec Pio przewodnik na drogach modlitwy i cierpienia".
Wierni za wstawiennictwem św. o. Pio przede wszystkim otrzymują łaskę powrotu do zdrowia, ale też pociechę duchową, która następuje na skutek odczucia niezwykłego zapachu róż bądź fiołków. Doznają także umocnienie w podejmowaniu rozważnych decyzji.
Pewna kobieta z Lublina podczas zabawy sylwestrowej poczuła się źle. Myślała, że to przeziębienie. Lekarze też tak długo myśleli. Leczyli ją antybiotykami, jednak dolegliwości nie ustępowały. Nikt nie chciał zrobić specjalistycznych badań. Udało się to dopiero dzięki znajomościom.
Tego samego dnia późnym wieczorem zadzwoniła do niej znajoma z laboratorium i poinformowała, że badania wyszły źle. Wyniki wskazywały na zmiany nowotworowe. W tym czasie znajomy lekarz zamówił za chorą Mszę św. w kościele pod wezwaniem św. o. Pio w Rudniku. Podczas Mszy św., w której kobieta uczestniczyła, zrobiło się jej bardzo gorąco i poczuła wielki żar. Uświadomiła sobie, że jest zdrowa.
Kiedy poszła z kompletem badań do swojej lekarki, która leczyła ją na przeziębienie, ta powiedziała, że wyniki badań są złe i musi natychmiast iść do szpitala. Kobieta wyjaśniła, że jest już zdrowa, ale doktor nalegała na hospitalizację.
Pacjentka zgodziła się iść na oddział, ale zapewniała, że nie ma już takiej potrzeby. Lekarze w szpitalu oglądający pierwotne wyniki stwierdzili, że stan jest bardzo poważny. Powtórzono badania i okazało się, że nie ma pierwotnych zmian. Kobieta usłyszała, że to musi być cud.
Świadectwo niezwykłej obecności o. Pio napisała też kilkunastoletnia Paulina.
„Odkąd dowiedziałam się, że jestem chora na nowotwór, bardzo modliłam się do o. Pio i Jana Pawła II o łaskę zdrowia. Zawsze pod poduszką trzymałam obrazek z ich relikwiami. Kiedy jest mi źle, proszę o wstawiennictwo za mnie. Czytając książkę o św. Pio, zazdrościłam ludziom, którzy czuli jego zapach. Często opowiadali, że interwencje stygmatyka objawiały się intensywnym zapachem fiołków i róż. Ja też bardzo chciałam to poczuć”
Dziewczyna miała wyjechać na operację do Rabki. Tuż przed wyjazdem postanowiła rozpoczęć nowennę do o. Pio.
„Czwartego dnia po skończeniu modlitwy, kładąc się na kanapie, wciąż dziękowałam za opiekę i prosiłam o wyzdrowienie. W pewnej chwili poczułam zapach tysięcy róż, jakbym znalazł się w ogrodzie pełnym kwiatów. Szybko zawołałam mamę do pokoju, ale ona nic nie czuła. Była zaskoczona i szczęśliwa, że poczułam zapach o. Pio. Woń kwiatów utrzymywała się w pokoju 15 minut. Przed wyjazdem do Rabki musiałam mieć zrobioną tomografię komputerową płuc. Czekając na korytarzu na badanie, znów poczułam zapach kwiatów. Wyniki tomografii okazały się prawidłowe".
„Ojciec Pio jest nieustannie aktualny jako wzór świętości potwierdzony przez Kościół w aktach beatyfikacji i kanonizacji" – mówi o. prof. Andrzej Derdziuk. „Jest jednocześnie niezawodnym orędownikiem, do którego wstawiennictwa ucieka się bardzo dużo ludzi" – dodaje.