Parlament Brazylii chce kar za późne aborcje. Teraz dziecko można zabić do końca ciąży

Brazylijscy deputowani przyjęli prawo przewidujące kary za późne aborcje. Zabicie poczętego dziecka będzie traktowane jak zwykłe zabójstwo, ale nie w każdej sytuacji. Projekt wzbudził wściekłość lewicy.

Zgodnie z popartym przez deputowanych prawem, późna aborcja będzie traktowana jak tzw. zabójstwo zwyczajne, czyli dokonane z premedytacją. Dlatego za przeprowadzenie aborcji po 22. tygodniu ciąży grozić będzie kara od 6 do 20 lat więzienia. Teraz kara za nielegalną aborcję wynosi od 1 do 4 lat. Jeśli sprawca działał bez zgody kobiety, może posiedzieć od 3 do 10 lat.

Kobieta, która poddaje się nielegalnej aborcji usłyszy wyrok od 6 do 20 lat pozbawienia wolności. Teraz to od 1 do 3 lat.

W tej chwili brazylijskie przepisy w teorii dość dobrze chronią dzieci poczęte, ale w praktyce pozwalają na wiele. Aborcja jest możliwa w razie upośledzenia mózgu dziecka, zagrożenia zdrowia matki, a także wtedy, kiedy do poczęcia doszło w wyniku przestępstwa. W tym ostatnim przypadku nie potrzeba żadnego zaświadczenia. Wystarczy, że kobieta powie, iż została zgwałcona. W dodatku przepisy nie ograniczają w żaden sposób momentu, do którego można przeprowadzić aborcję. Wolno to zatem zrobić nawet w 9. miesiącu ciąży.

We wrześniu 2023 r. Federalny Sąd Najwyższy zaczął pracę nad wnioskiem, który miał doprowadzić do dekryminalizacji aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży. Prace zostały jednak przerwane. Z kolei w kwietniu 2024 r. Federalna Rada Medyczna wydała zarządzenie zakazujące lekarzom wstrzykiwania poczętym dzieciom mającym przynajmniej 22 tygodnie substancji zatrzymujących pracę serca. W taki sposób przeprowadza się późne aborcje. Zakaz został potem zaskarżony w sądzie. W ciągu paru miesięcy był uchylany i przywracany. Nie jest pewne, co stanie się z nim w przyszłości.

W odpowiedzi na batalię sądową, deputowani Partii Liberalnej zgłosili przepisy wprowadzające kary za późne aborcje. Autorem nowelizacji prawa jest deputowany Sostenes Cavalcante, który jest też pastorem jednego z licznych w Brazylii kościołów neopentekostalnych. Choć projekt wciąż zezwalałby na zabicie wielu poczętych dzieci, obrońcy życia przyjęli z radością krok wykonany przez parlamentarzystów. Nerwowo zareagowały natomiast feministki. Obrończyń praw kobiet nie przekonuje to, że co roku kilkadziesiąt kobiet umiera w publicznych szpitalach podczas legalnych aborcji – średnio co 28. ciężarna, próbująca pozbyć się dziecka nie przeżywa zabiegu.

Tymczasem zwolennicy aborcji zorganizowali w São Paulo demonstrację. Przyszło na nią 10 tys. osób, co znacznie przerosło oczekiwania organizatorów. Jednak – dla porównania – w lutym marsz poparcia dla byłego prezydenta Jaira Bolsonaro przyciągnął 700 tys. osób. W latach 2014-2016 na manifestacje przeciwko ówczesnej prezydent Dilmie Rousseff przychodziło w São Paulo i Rio de Janeiro po 1-2 mln ludzi. Największym zagrożeniem dla projektu deputowanego Cavalcante może się więc okazać nie sprzeciw ulicy, ale weto lewicowego prezydenta Luisa Inacio Luli da Silvy.

Źródła: g1.globo.com, brasildefato.com.br, otempo.com.br, camara.leg.br

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama