Time: nie Trump, ale kto inny jest głównym wygranym ostatnich wyborów

W artykule zatytułowanym „The Kingmaker” (ten, który ustanawia królów) magazyn Time pisze o człowieku, który być może ma większy wpływ na amerykańską politykę niż wybrany na drugą kadencję Donald Trump.

Od czasów Williama Randolpha Hearsta, magnata prasowego, który wywierał olbrzymi wpływ na amerykańską politykę niemal sto lat temu, żaden prywatny obywatel nie miał tak wielkiego wpływu na tak wiele aspektów amerykańskiego życia naraz. O kim mowa?

To wstęp do okładkowego artykułu w najnowszym wydania Time’a na temat Elona Muska. Jego rola w ostatnich wyborach prezydenckich w USA jest nie do przecenienia. Według amerykańskiego tygodnika trudno wręcz powiedzieć, kogo właściwie wybrali obywatele USA: czy samego Donalda Trumpa, czy też duet Trump-Musk?

Duet ten jest niewątpliwy, choć wątpliwości można mieć co do jego trwałości:

Na razie zachowują się jak partnerzy, powiązani (...) wspólnym pragnieniem zakłócenia instytucji rządowych. Przez jakiś czas mogą wydawać polecenia jednym głosem. Ale ich plany nie we wszystkim się pokrywają. Oboje są samowolni, impulsywni i przyzwyczajeni do bycia u władzy. Co się stanie, jeśli zaczną się ścierać?

Trudno oczekiwać, aby Trump ostatecznie ustąpił przed Muskiem.

„Historia jest usiana wrakami władców, którzy poszli na wojnę przeciwko przywódcom, których zainstalowali. Bez względu na to, ile bogactwa lub wpływów zgromadzi Musk, narzędzia władzy państwowej pozostaną przy prezydencie, a sprawy się skomplikują, jeśli zdecyduje się on użyć ich przeciwko miliarderowi, który pomógł mu wrócić do Białego Domu.”

Istotne w tym wszystkim jest pytanie o zasadnicze intencje Elona Muska. Co nim kieruje? Jego fortuna oceniana jest na poziomie ponad 320 miliardów dolarów, ale wydaje się, że to nie pieniądze są głównym motywem. Gdyby tak było, powstrzymywałby się od najbardziej ryzykownych projektów i zapewne nie kupowałby Twittera.

Jego ostateczny cel nie zmienił się od czasu uruchomienia SpaceX. Przez ponad dwie dekady białym wielorybem Muska (aluzja do powieści Moby Dick) była czerwona planeta. Na jego ulubionej koszulce widnieje napis: OCCUPY MARS. „On po prostu zdaje sobie sprawę, że mając kontrolę, bezpośrednio lub pośrednio, nad budżetem rządu USA, umieści nas na Marsie za swojego życia. Robienie tego prywatnie byłoby wolniejsze” – twierdzą osoby z otoczenia Muska.

To jednak nie wszystko. Wydaje się, że Musk z wyższością patrzy na wszelkie instytucje państwowe, uważając je za nieudolne i marnotrawiące mnóstwo pieniędzy.

„Elon Musk jest bardzo, bardzo agresywnym i zdolnym biznesmenem, imponującym tym, co osiągnął. Mówi, że mogę zrobić więcej w tydzień niż rząd w pięć lat i pod pewnymi względami ma rację”.

Przekonania te podziela sporo Amerykanów, zwłaszcza z młodszego pokolenia. Irytuje ich przerost i nieudolność biurokracji, a kolejne regulacje federalnych instytucji odbierają jako nieuzasadnione ograniczenie własnej wolności. Zarówno Trump, jak i Musk są dla nich nadzieją na powstrzymanie panoszącego się urzędactwa.

Trump wyznaczył Muska do kierowania nowym podmiotem o nazwie Departament Efektywności Rządu. Jego akronim, DOGE, był ukłonem w stronę kryptowaluty o tematyce psów, którą Musk promował jako rodzaj żartu. Ale jego mandat był na serio. Trump zapowiada, że „rozmontuje” federalną biurokrację i „zrestrukturyzuje” jej agencje. „To sprawi, że fale uderzeniowe przejdą przez cały system” – dopowiada Musk.

To, co Musk zrobił z Twitterem, może sugerować kierunek zmian. Jego początkowe decyzje sprawiły, że Twitter – obecnie portal „X” – zaczął natychmiast notować spadki na giełdzie (wartość spadła z 44 na 9 mld dolarów), z platformy wycofało się mnóstwo reklamodawców, w tym Microsoft i Coca-Cola, zwolniono znaczną część kadry zarządzającej i pracowników. Ostatecznie jednak Portal X przetrwał i wydaje się, że odbił się już od dna, nabierając nowego rozpędu.

Czegoś podobnego wyborcy Trumpa oczekują od jego administracji. Nie chodzi jednak wyłącznie o samą wydajność i efektywność, choć mówił o niej zarówno Trump, jak i Musk. Chodzi też o przeciwstawienie się ultralewicowym ideologiom (postmodernistyczny woke’izm) i obronę demokracji. O tym także mówili obydwaj.

„Wolność słowa jest podstawą demokracji” - powiedział Musk w przeddzień wyborów. „Kiedy tracisz wolność słowa, tracisz demokrację. Koniec gry. Dlatego kupiłem Twittera”.

Według lewicowych mediów Portal X jest obecnie schronieniem „mowy nienawiści” i propaguje szkodliwe treści. Ich obawy są zrozumiałe, ponieważ nabywając Twittera Musk złamał ich medialny monopol i dał szansę, aby do świadomości publicznej przedostawały się treści, które owe media uważają za bezpośrednie zagrożenie dla siebie.

Musk często przywołuje wirusa „woke” (obudzonego umysłu) jako szczególne zagrożenie dla Ameryki. To ta ultralewicowa ideologia dała początek polityce „tożsamości”, kulturze wykreślania („cancel culture”), cenzurze online, promocji „praw mniejszości seksualnych” oraz „praw reprodukcyjnych” czyli nachalnego proponowania aborcji.

Time nie sympatyzuje bynajmniej z ideami Trumpa i Muska. Usiłuje porównywać ich do rosyjskich oligarchów, przypinając im etykietę totalitaryzmu. Wydaje się jednak, że poza stosunkowo niewielką (acz wpływową) grupą Amerykanów, którzy dali się uwieść woke-izmowi, większość obywateli tego kraju nie podziela obaw Time’a, a raczej z nadzieją patrzy na szansę zahamowania ultralewicowej ideologicznej presji, sprzecznej zarówno ze zdrowym rozsądkiem, jak i dobrze pojmowanym interesem społecznym USA.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama