Komisje Europejska chce, by „mowa nienawiści” znalazła się w tej samej kategorii przestępstw, co handel ludźmi. Nie jest jednak pewne, jak ją zdefiniuje.
Parlament Europejski ma dziś głosować w sprawie rozszerzenia kategorii unijnych przestępstw o „mowę nienawiści” i „przestępstwa z nienawiści”. Jeśli dany czyn jest uznany za „europrzestępstwo”, państwa członkowskie także muszą uznać go za przestępstwo i wymierzać sankcję nie mniejszą niż ta, którą określi Komisja Europejska i PE. Jak dotąd ta kategoria obejmuje 10 kategorii wyjątkowo niebezpiecznych działań, takich jak terroryzm, handel ludźmi czy wykorzystywanie seksualne kobiet i dzieci.
Komisja Europejska od 2020 r. usiłuje doprowadzić do uznania „mowy nienawiści” za unijne przestępstwo. Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen w orędziu sprzed 4 lat ogłosiła, że chce „rozszerzenia listy przestępstw UE na wszystkie formy przestępstw z nienawiści i mowy nienawiści – czy to ze względu na rasę, religię, płeć czy seksualność”. W tej chwili, jak zauważa portal „The European Conservative”, wszystkie państwa członkowskie kryminalizują agresję słowną motywowaną rasą, kolorem skóry, religią, narodowością i pochodzeniem etnicznym, ale tylko 20 z nich wyraźnie uwzględnia tu orientację seksualną. W 12 krajach w przepisach mowa jest o tożsamości płciowej, a w dwóch – o cechach płciowych.
Dotychczas sama Komisja Europejska odwoływała się do definicji, zgodnie z którą za mowę nienawiści uznawane są wypowiedzi związane z podżeganiem do przemocy. Obecne propozycje nie zawierają takiej przesłanki. Nie wiadomo, jak zostanie zdefiniowany czyn, który ma być ścigany w całej Unii Europejskiej. Skandale wybuchające w wielu krajach Europy, kiedy oskarżani o nienawiść są ludzie cytujący Biblię dają powody do niepokoju o to, jakie zasady narzuci UE.
Źródła: europeanconservative.com, ordoiuris.pl