Amerykański watykanista przestrzega przed poważnym błędem: wybór papieża to nie „kościelna polityka”

Wśród wielu dziennikarzy określanych mianem „watykanistów” na uwagę zasługuje Robert Mickens, Amerykanin, który od niemal 40 lat przebywa w Rzymie i uważnie śledzi to, co dzieje się w Stolicy Apostolskiej. Jego zdaniem o wyniku konklawe nie przesądza żadna kościelna „frakcja” i poważnym błędem jest przedstawianie wyboru papieża w kategoriach „kościelnej polityki”.

Z Mickensem można się nie zgadzać, ale trudno go lekceważyć. Amerykanin wykształcony na Gregorianum, wieloletni pracownik Radia Watykańskiego, redaktor La Croix, ma znacznie większą i bardziej dogłębną wiedzę na temat tego, co dzieje się w Stolicy Apostolskiej, w Kurii Rzymskiej i w różnych kościelnych środowiskach niż większość dziennikarzy, których określa się mianem „watykanistów”.

W artykule opublikowanym 2 maja na łamach UCA News zwraca uwagę na jałowość i płytkość większości artykułów, pojawiających się w ostatnich dniach na łamach rozmaitych portali i tytułów prasowych, które sporządzają rozmaite listy „papabili” – potencjalnych kandydatów na urząd Biskupa Rzymu.

Swój felieton rozpoczyna od liczby 89: tyle bowiem głosów uzyskać musi kandydat, aby osiągnąć większość kwalifikowaną (2/3) wymaganą przy wyborze papieża. Ci, którzy piszą o rozmaitych „frakcjach” w kolegium kardynalskim, nie dostrzegają oczywistego problemu: żadna frakcja (czy to rzeczywista, czy też istniejąca jedynie w dziennikarskich głowach) nie ma tak dużej siły, aby faktycznie osiągnąć tę liczbę. I jest to też jeden z powodów, dla których do wyboru papieża nie wystarcza zwyczajna większość. Papież bowiem nie może być przedstawicielem jakiegoś stronnictwa w Kościele, ale ma jednoczyć Kościół i umacniać w wierze wszystkich (a nie tylko niektórych) braci.

Choć wśród kardynałów pojawiają się obecnie głosy o potrzebie „kontynuacji linii Franciszka”, nie jest wcale powiedziane, że elektorzy rozumieją to w taki sam sposób, jak liberalni dziennikarze. Mickens zadaje pytanie:

„Czy jest wśród nich 89 osób, które zagłosują na człowieka, który wierzy, że Kościół powinien odważnie i proroczo kontynuować ścieżkę otwartości i odnowy, którą pierwszy na świecie papież jezuita wytyczył – często w nieprzewidywalny, niekonwencjonalny i destrukcyjny sposób – podczas 12 lat sprawowania urzędu?  Czy też będą chcieli kogoś bardziej ostrożnego i ściśle związanego z protokołami instytucjonalnymi, nawet jeśli podziela on ogólną wizję przyszłości Kościoła, której orędownikiem był zmarły papież?”

Otóż to: nawet, jeśli w grubych zarysach kardynałowie zgadzają się z „linią Franciszka” (cokolwiek by ona znaczyła), nie jest powiedziane, że zechcą wybrać kogoś, kto by go przypominał, biorąc pod uwagę problemy, które stwarzał „styl Franciszka”.

„Blok kurialny”

Tu Mickens zwraca uwagę na rolę „bloku kurialnego”. To kardynałowie, którzy mają doświadczenie pracy w watykańskich kongregacjach i innych instytucjach i z dużym krytycyzmem odnoszą się do reform wprowadzonych przez Franciszka. Jednym z nich jest kard. Benjamin Stella, który:

„Podczas spotkania przed konklawe w ubiegłym tygodniu, ostro zaatakował ustawodawstwo papieża zezwalające osobom świeckim na zajmowanie najwyższych stanowisk w Kurii Rzymskiej.”

Warto podkreślić, że Stella ceniony był przez Franciszka i należał do pierwszej grupy kardynałów kreowanych przez niego na początku 2014 roku. Jego wypowiedź jest zatem „bardzo znacząca” – zauważa Mickens. Choć emerytowany kard. Stella sam nie uczestniczy w konklawe, jego zdanie ma znaczenie. Nie jest jedynym, który może w ten sposób postrzegać „dziedzictwo Franciszka”. W podobnej sytuacji jest co najmniej 33 kardynałów-elektorów, którzy pracując w watykańskich instytucjach „nie zawsze czuli się komfortowo z często chaotycznym (a niektórzy mówią «despotycznym») sposobem rządzenia zmarłego papieża”. Można się więc spodziewać, że będą wspierać kandydata, wykazującego się „większą dyscypliną instytucjonalną”.

Potencjalna siła „bloku kurialnego” to jeden istotny czynnik, na który zwraca uwagę Mickens. Drugi: to „raban” wśród kardynałów z całego świata, kreowanych w trakcie pontyfikatu Franciszka. Ów „raban” – czyli z hiszpańska „hacer lio” – to hasło, którym posługiwał się papież zwracając się do młodzieży, a jednocześnie realizował w praktyce, nominując kardynałów z najdalszych zakątków świata (m.in. Algierii, Maroko, Tonga, Mongoli i Iranu). Nie znają się nawzajem, a w czasie pontyfikatu całe Kolegium Kardynałów spotkało się zaledwie 2 razy: w 2014 oraz w 2022 r. Dlatego też dziennikarskie prognozy, że któryś z nich mógłby zostać wybrany to pisanie palcem po wodzie.

Prognozy pisane palcem po wodzie

Mickens pisze wprost: „przewidywanie następcy papieża Franciszka to daremny trud”. Skoro przyznaje to dziennikarz z niemal czterdziestoletnim doświadczeniem watykańskim, cóż powiedzieć o prognozach różnych domorosłych „watykanistów”? Nie jest bynajmniej przesądzone, że kardynałowie zechcą wybrać kogoś, kto „wejdzie w buty Franciszka”:

„Jeśli w szeregach elektorów znajdzie się więcej ukrytych konserwatystów lub kontestatorów, takich jak kardynał Stella, na balkonie Bazyliki Świętego Piotra możemy zobaczyć kogoś innego niż zmarły papież”.

Wśród prawdopodobnych następców Franciszka Mickens wymienia kardynałów: Pietro Parolina, Luisa Tagle, Petera Erdő, Pierbattistę Pizzaballę, Matteo Zuppiego, Cristóbala Lópeza Romero oraz Alberta Ranjith (Sri Lanka). Nie stara się jednak prognozować, który z nich ma realne szanse na wybór, ale ukazuje ich zasadniczą odmienność – po to, aby uzmysłowić czytelnikom, że interpretowanie konklawe w kategoriach „polityki kościelnej” i próby sił rozmaitych frakcji w Kościele nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością, a wręcz kreuje fałszywy obraz Kościoła. 

W historii Kościoła wielokrotnie prawdziwe okazało się powiedzenie: „kto wchodzi na konklawe papieżem, wychodzi z niego kardynałem”. Spośród ośmiu pontyfikatów ostatniego stulecia trzy można było uznać za przewidziane przez watykanistów (Pius XII, Paweł VI oraz Benedykt XVI), w przypadku pozostałych prognozy okazały się dziennikarskim pudłem. Dlatego też lepiej powstrzymać się od takich przewidywań, a zamiast nich – modlić się o wybór Biskupa Rzymu zgodny z wolą Chrystusa, dla dobra całego Kościoła, a nie tylko jakiejś „frakcji”.

Źródło: UCA News

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama