Mamo, ja chcę pomarzyć! (wprowadzenie)

Fragmenty książki o tym "Co zrobić z dzieckiem, by nie siedziało bezczynnie, nie zajmując mu jednocześnie nadmiernie czasu i umysłu przez własną nadopiekuńczość? z serii "Historyjki terapeutyczne"

Mamo, ja chcę pomarzyć! (wprowadzenie)

Guido Quarzo

MAMO, JA CHCĘ POMARZYĆ!

Historyjki terapeutyczne

ISBN: 978-83-7505-647-1

wyd.: WAM 2010


wybrane fragmenty
Wprowadzenie
Rozdział I

Wprowadzenie

Mamo, ja chcę pomarzyć! (wprowadzenie)

To prawda, że my, dorośli (rodzice, nauczyciele, wychowawcy) za bardzo zajmujemy się dziećmi. „Zajmowanie” ma dwa podstawowe znaczenia: pierwsze w sensie pedagogicznym oznacza „zajmowanie” umysłu i czasu dziecka ciekawą pracą, kreatywną rozrywką, pasjonującym hobby. Drugie stanowi odpowiednik wtargnięcia wroga na czyjeś terytorium.

Mamo, ja chcę pomarzyć! (wprowadzenie)

Dziś często się zdarza, że rodzice w imię słusznych racji i najczystszych intencji stają się okupantami dziecięcego umysłu i czasu, sprowadzając siebie do roli taksówkarzy i sponsorów pozaszkolnych zajęć: pływania, piłki nożnej, siatkówki, muzyki, plastyki i innych. „A kiedy ma znaleźć czas, by posiedzieć w domu i pociągnąć kota za ogon?” — pyta pewna mądra babcia, widząc, że wnuczek nie ma ani chwili wolnej, w której mógłby się pobawić, myśleć o niebieskich migdałach albo nawet... robić coś bezużytecznego.

Dlatego mamy obecnie tyle zestresowanych nadmierną ilością obowiązków dzieci. Ciągle im się powtarza: „Sam chciałeś uczyć się pływać! Więc teraz nie marudź”. Zdaje się, że to dobra alternatywa wobec rzesz nieszczęśliwców pozostawionych samym sobie na długie godziny przed telewizorem czy komputerem.

Problem ten spędza sen z powiek dorosłym. Jak rozwiązać go mądrze? Co zrobić z dzieckiem, by nie siedziało bezczynnie, nie zajmując mu jednocześnie nadmiernie czasu i umysłu przez własną nadopiekuńczość?

Mamo, ja chcę pomarzyć! (wprowadzenie)

Może warto pozwolić, by przyszedł na pomoc... smok. To znaczy potraktować na serio dziecięcą fantazję, spontaniczność, zdolność do wymyślania nieprawdopodobnych historii i spróbować to razem z nim przeżyć. Właśnie takie rozwiązanie podsuwa niniejsze opowiadanie o Andrzejku, który ściga w swojej wyobraźni smoka i sam przeobraża się w walecznego księcia toczącego z nim bohaterskie pojedynki. To prawda, że smok rozprasza chłopca w szkole. Jednak gdybyśmy my, dorośli, zrozumieli, że nie ma dzieci rozproszonych, są tylko dzieci zajęte czym innym, zapewne sami dalibyśmy się wciągnąć w ich świat i może odkrylibyśmy niezwykłe obszary i tłumione cierpienia... Jest prawdą, że smok czasami wyraża swoje pragnienia na przekór rzeczywistości, ale właśnie ta magiczna historia przyznaje dziecku... prawo do głosu. Kiedy Andrzejek w końcu zdobywa się na odwagę, by powiedzieć nauczycielce: „Ja nigdy nie mam czasu na wymyślanie historii...”, jest to jego wielka manifestacja prawa do marzeń, prawa do pozostawienia wolności fantazji. W tej sytuacji wychowawczyni wykazuje się olbrzymim wyczuciem, znajdując właściwe słowa: „wolna minuta na marzenia”. To coś, czego każde dziecko potrzebuje. Sprawę można by ująć radykalnie: dziecko „zajęte” to dziecko, które nie ma wolnej minuty na marzenia.

Na szczęście mama Andrzejka również staje na wysokości zadania: doznaje przebłysku świadomości — „Czy w twojej historii znajdzie się miejsce dla złej czarownicy?”. W ten sposób dorosły uczy się podzielać, a nie izolować od świata swojego dziecka, uczestniczyć w nim i wspólnie się cieszyć.

Mariateresa Zattoni

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama