Ponad czterdzieści krótkich historii, których narratorami są spotkani przez autora zwykli ludzie. Opowiadają o doświadczeniach, które diametralnie zmieniły ich życie.
Eduard Martin tłumacz: Andrzej Babuchowski
ANIELSKIE OPOWIEŚCI DLA DUSZY ISBN: 978-83-277-0067-4 |
Ponad czterdzieści krótkich historii, których narratorami są spotkani przez autora zwykli ludzie. Opowiadają o ważnych dla siebie doświadczeniach. Diametralnie zmieniły one ich życie i sprawiły, że nic nie było już potem takie samo. Mówią zarówno o wydarzeniach dramatycznych i bolesnych, związanych z cierpieniem, chorobą czy śmiercią bliskiej osoby, ale także o drobnych i codziennych sytuacjach, które tylko z pozoru nic nie znaczą. Dobre słowo, życzliwy gest, chwila rozmowy, jakiś list, jakieś spotkanie... - to tytułowe anielskie mgnienia, które nierzadko trudno nam zauważyć.
|
Dedykowane — tym, którym co pewien czas robi się ciemno na duszy, z życzeniem, aby nie zapominali, że każdy zmierzch przybliża człowieka do świtu; — i tym, którzy opowiedzieli mi swoje przygody, a także tym, którzy na tym świecie obecni są już tylko we wspomnieniach albo w wydarzeniu, które się nie rozpłynęło.
E. M. P.
Człowiek słyszy z ust dzieci wiele zdań, których nie usłyszy nigdy z ust dorosłych. Powiedziałbym, że dzieci mają inne usta niż dorośli.
I z ust dzieci wychodzą niekiedy słowa wielkie, tak wielkie, że dorosłemu człowiekowi, przywykłemu do mnóstwa małych słów, nigdy nie przyszłyby do głowy.
To, o czym opowiem, przydarzyło się mojemu synowi, kiedy miał niecałe trzy lata.
Szliśmy ulicą, wiał przeraźliwy wiatr, który niósł ze sobą szum gałęzi, tajemnicze trzaski i zagadkowe świsty. Syn trzymał mnie mocno za rękę i od czasu do czasu spoglądał na mnie. Zdawałem sobie sprawę, jakim przeżyciem jest dla małego chłopca ta nocna wędrówka. Dla mnie to była zwykła przechadzka przy brzydkiej pogodzie. Spojrzenia wystraszonego chłopczyka robiły na mnie wrażenie, starał się okazywać odwagę, wiedziałem jednak, że się boi. Są takie dziecięce spojrzenia, które człowiek pamięta przez całe życie, spojrzenia pełne bezgranicznej ufności.
I nagle, kiedy wiatr zaszeleścił jeszcze groźniej, syn odezwał się:
— Tatusiu, zrób dzień.
Sądziłem, że nie zrozumiałem. Schyliłem się w jego stronę.
— Tatusiu, rozświeć — powiedział i wskazał ręką gwiazdy.
Wtedy zrozumiałem.
I doznałem w czasie tego spaceru wietrzną nocą czegoś, czego nigdy wcześniej nie doznawałem...
ON MYŚLI, ŻE MOGĘ ROZŚWIECIĆ SŁOŃCE!
Spojrzałem na chłopca, który dzielnie przebierał zmęczonymi nóżkami u mego boku i wcale nie żartował, był pewien, że jego WIELKI TATUŚ potrafi — jak wtedy, gdy włącza kontakt — zrobić dzień.
Schyliłem się, wziąłem go w ramiona i tak szliśmy w tę przeraźliwą noc pełną nieznanych dźwięków, straszydeł i zjaw.
Zastanawiałem się, co powiedzieć, jak przyznać się, że NIE POTRAFIĘ ZROBIĆ DNIA. Ale nie musiałem niczego wyjaśniać, bo zauważyłem, że chłopiec po dniu pełnym przeżyć już śpi. Mocno obejmował mnie rączkami za szyję. A policzek przytulił do mojej brodatej twarzy.
Jaką ufność pokładają w nas dzieci, jaką siłę w nas widzą i jaką moc mamy w ich oczach! Jesteśmy wszechmocnymi olbrzymami, którzy, w miarę jak nasze dzieci rosną, zmniejszają się... zmniejszają.
„Tatusiu, zrób dzień”.
To zdanie zapamiętałem na długie lata. Dzieci prędko odkrywają, że nie mamy władzy nad słońcem i ciemnością. Ale tylko od nas zależy, jak prędko i w jakim stopniu utracimy ich wspaniałą ufność, przejawiając brak czasu dla nich, brak zrozumienia albo po prostu tylko brak uwagi w ważnych chwilach.
Kiedyś czuliśmy na szyi rączki małych wędrowców. „Tatusiu, zrób dzień”.
opr. ab/ab