Wiersz o św. Wojciechu
1. Rybak z praskiego Wyszehradu Często widzę go na skraju wysokiego brzegu — o świcie kiedy wróble pławią się w pierwszych promieniach słońca na pergaminowej karcie nieba wokół złotej iluminacji krzyża i cierniowej korony z czerwienią żywą w brewiarzu jak kroplami głogu lub róży na dłoni on jakby waży słowa: wierzę i zwyciężę — odmawia jutrznię na Wyszehradzie. Za rzeką znajome Hradczany most i dwie na moście bramy złote miasto pełne straganów i brodatych kupców — „oto jestem znowu sprzedawany a ty śpisz” — będę łodzią Panie i rybakiem — będę łowił dusze — dopomóż proszę oto moje ramiona i żagle — czołem szalonym dotyka kamiennych portali bazyliki. Nazywają go Wojciech czasem Adalbertus (kiedy list wysyła do Rzymu) — choć nie obcy przecież nie zawsze rozumiany. 2. W gościnie u Bolesława Chrobrego Ojcze Wojciechu witaj i zostań z nami nie musisz wracać na swoje Hradczany — biskupi orszak staje w gnieźnieńskiej katedrze król wita gości — przyjmuje dar: Mszał Święty strojny jak awentyńskie ogrody a w nim: „Bogurodzica Dziewica Bogiem Sławiena Maryja” — wśród braci gładki Bogusz odpowiada: „a na ziemi zbożny pobyt po żywocie rajski przebyt — Kyrie elejson!” Na miejsce wybrano północne ludy nie sercu bliskie Łużyce nie księcia Jaksy Kopanicę — chleb powszedni z woli nieba. Jeszcze wieczorem chłopięce wspomnienia: magdeburskie krużganki i procesja wokół katedry z włócznią świętego Maurycego jeszcze zatrzymany w pamięci jak promyk słońca na cesarskim dworze uśmiech Piastówny — zadumę przerywa Bogusz ciekawy podróży — ojcze Wojciechu te mądre ptaki przylatują nad Gopło zimą a wiosną na północ wędrują gdy ruszą lody zmartwychwstaną kwiaty i łódź nasza będzie gotowa — w Imię Boże. 3. W drodze na Truso Noc. Spowita w ciszę polana. Gaudenty dorzuca do ognia chrust twarz jego jak czerwone o zachodzie słońce — ulatują do nieba płomienie wszystko wiruje jakby z innego świata: Ojcze Adalbercie twoja wola... Brzegu wielkiej wody nie widać za nami obce tropy szmat drogi szuwary przepaście i drwiny czy znowu wejdziemy w ich bramy jak skorpiony ustawiają swe dzidy jak sępy krążą dokoła — kochają niczym wilcy lęgną jak nietoperze królestwo ich miska i kawał skóry nie znają Słowa choć nie są dzicy — i to jest to: bratu podam rękę chlebem się podzielę — Panie daj im światło jako w niebie tako i w zagrodach. Gaudenty słucha co trzecie słowo ogień przygasa powoli. Co będzie jutro — wola Twoja Panie — Amen.
opr. mg/mg