Historia działania Ducha Świętego w latach 70., w czasach głębokiego PRL-u, pokazuje, że dla Boga nie ma granic! A ks. Blachnicki, twórca popularnych "oaz" rozumiał to bardzo dobrze!
Hurra, urodziłem się w roku ogłoszonym przez ks. Franciszka Blachnickiego rokiem Odnowy w Duchu Świętym! Dowiedziałem się tego jednak — ja, który nigdy do Oazy nie należałem — dopiero z wydanej w 2013 r. książki Państwa Nowickich. Prace nad monografią trwały dwa lata, a nadzieja autorów, że zebrane w niej „historie okażą się ciekawe i budujące” (s. 9), nie wydaje się płonna. W rzeczy samej książkę, której tytuł nawiązuje oczywiście do słów znanych z Dziejów Apostolskich, można czytać właśnie jako ciąg dalszy działania Ducha Świętego w Kościele; Upili się młodym winem to pasjonująca relacja z nowego wylania Ducha Świętego podana w formie adekwatnej do wymagań współczesnej mentalności.
Chodzi między innymi o aparat naukowy zastosowany do powstania tej ważnej zwłaszcza dla historiografii ruchu oazowego oraz charyzmatycznego publikacji, która rości sobie prawo do wypełnienia wielu luk dotychczasowej literatury przedmiotu, choć z drugiej strony nie zamyka tematu, owszem otwiera go (autorzy proszą o kontakt wszystkich, którzy posiadają informacje mogące przyczynić się do uzupełnienia ich, siłą rzeczy niepełnej, wiedzy). Przy czym, co należy wyraźnie podkreślić, naukowa wiarygodność nie dokonuje się tu kosztem duchowego wpływu, jaki pozycja ta wywiera na czytelnika; owszem nawet mu sprzyja.
Państwo Nowiccy sięgnęli do możliwie szerokiego spektrum źródeł, przy czym znaczącą i właściwie podstawową rolę odegrać musiały — wynika to z samej natury oraz genezy ruchu charyzmatycznego — oczywiście relacje i wspomnienia świadków. Uwzględniono więc nagrania wideo, notatki, korespondencję, jak również pamiętniki i dzienniki z podróży osób, które roznosiły po Polsce ogień Ducha. Skorzystano oczywiście również z zachowanych źródeł: prywatnych Państwa Nowickich, Archiwum Głównego Ruchu Światło-Życie, prywatnego archiwum ks. B. Dembowskiego, kronik klasztornych, a nawet Archiwum IPN! O Boski paradoksie, jak się okazuje w interesującej kwestii rodzącego się ruchu charyzmatycznego brakuje oazowych materiałów dźwiękowych właśnie z kluczowego roku 1975, za to zachowały się notatki tajnych współpracowników z czasów Bożego poruszenia w Kościele. Oczywiście „SB jako instytucja nie zauważyła powstania Odnowy w Duchu Świętym w Polsce” (s. 19), ale za to interesowała się mocno ruchem oazowym. Dla mnie interesujące było zapoznać się z notatkami TW, którzy skoncentrowani jedynie na tym, co zewnętrzne, nie dostrzegali rzeczywistego źródła aktywności przebudzonych duchowo chrześcijan; miałem nieraz wrażenie, jakbym słyszał wewnątrzkościelnych przeciwników charyzmatycznej duchowości sprowadzających wszystko do przyczyn „cielesnych” (oskarżenia o emocjonalizm — który charyzmatyk tego nie słyszał?).
Z publikacji wyłania się obraz ruchu charyzmatycznego płynącego dwoma nurtami: oazowym oraz pozaoazowym, przy czym ten pierwszy należy uznać również za pierwszy chronologicznie. Zdaje się, że mało kto zna okoliczności, jakie sprzyjały pojawieniu się Odnowy: rola założyciela Ruchu Światło-Życie jawi się tutaj nie do przecenienia, a pierwsze charyzmatyczne doświadczenia związane są z letnimi rekolekcjami oazowymi w Brzegach, Murzasichlu i Krościenku (1975-1977), z kolei nie wolno pomijać milczeniem — co chętnie się do dziś czyni (ekumenizm!) — udziału chrześcijan niekatolików (zwłaszcza zielonoświątkowców) w przebudzeniu duchowym. Autorzy książki, która powstała „niejako przy okazji kręcenia filmu o początkach Odnowy w Duchu Świętym” wracają do czasów napięcia, jakie zrodziło się w samej oazie w związku z pojawieniem się odnowowych tendencji, ukazują również trudny czas tarć na linii: Odnowa w ramach oazy — Odnowa poza Oazą, czynią to jednak nie w duchu sensacji, lecz z szacunkiem i w sposób wyważony, tak by „projekt filmowo-książkowy został odebrany także w kategoriach duchowego dzieła niosącego pokój i pojednanie tam, gdzie być może przez lata ich brakowało” (s. 11). Podobnego wyczucia nie zabrakło autorom również w tych fragmentach książki, które opowiadają o stosunku polskiego Kościoła hierarchicznego do charyzmatycznego poruszenia.
Publikację rozpoczyna wykaz skrótów (zauważyłem brak wyjaśnienia akronimu KODA) oraz wstęp (a w nim czytelnik otrzymuje omówienie zakresu pracy, słownik terminów ułatwiających lekturę, analizę źródeł i zasobów archiwalnych). W zakończeniu znalazł się — zamiast posłowia — szkic teologiczny Duch Święty w moim życiu autorstwa o. Serafina Tyszko OCD, jednego z bohaterów książki, nawróconego ateisty (oazowy pseudonim: „Gandhi”), a prócz tego: aneks z wypisem z materiałów źródłowych (w tym godny polecenia liderom, zwłaszcza tym mającym problem z asertywnością i zdecydowaniem, list ks. Blachnickiego do „opozycjonistów” oazowych), bibliografia, spis ilustracji (zdjęcia kolorowe i czarno-białe) oraz indeks osobowy. Na zasadniczą część książki składa się osiem rozdziałów pogrupowanych w trzy części. Pierwsza z nich opisuje doświadczenia charyzmatyczne sprzed 1975 r., świadectwa odkrywania Ducha Świętego przez pojedyncze osoby oraz opis środowisk, w jakich Odnowa wzrastała, decyzje księży Blachnickiego i Piątkowskiego o zaangażowaniu w Odnowę, relację dotyczącą pierwszego grupowego przypadku chrztu w Duchu Świętym (w Murzasichlu, w lipcu 1975 r.), owoce pobytu zagranicznego gościa o. Alberta de Monléona w Polsce oraz rolę Tygodnia Eklezjologicznego poświęconego Odnowie. W części drugiej zrelacjonowano wydarzenia chrztu w Duchu Świętym w czasie letnich rekolekcji oazowych (1976 r.), zwrócono uwagę na ożywienie modlitewne oraz „wybuch” Odnowy w Polsce (dla zobrazowania: w 1975 r. istnieje nie więcej niż 5 grup Odnowy, a wiosną 1979 r. ponad dziesięć razy więcej). W ostatniej części autorzy zaprezentowali dwa nurty w Odnowie oraz rolę kluczowego spotkania w Izabelinie (1977 r.); ukazali złoty okres Ruchu Światło-Życie oraz czas błyskawicznego wzrost grup modlitewnych; w ostatnim rozdziale pokazali również przesilenie, do którego doszło w łonie Ruchu Światło-Życie w związku z pojawieniem się Odnowy.
Dla mnie największym chyba odkryciem prócz „chronologii” (Odnowa w Duchu Świętym najpierw w ramach Oazy) jest właśnie osoba założyciela i lidera Ruchu Światło-Życie (a właściwie, bo taka była nazwa do 1976 r., Ruchu Żywego Kościoła), w tym właśnie jego otwarta postawa względem Odnowy (znajomi oazowicze jakoś mi o tym nie wspominali, może sami nie wiedzą?). Blachnicki swój chrzest w Duchu Świętym przeżywa „dopiero” w 1978 r. w Stanach Zjednoczonych (chyba że doświadczenie z celi śmierci uznać za taki chrzest), do których cudem (wróg PRL dostaje paszport) udaje mu się wyjechać, wtedy też otrzymuje dar modlitwy językami (choć nie modli się publicznie w ten sposób). Ale przecież otwiera Ruch na Odnowę dużo wcześniej. W 1973 r. podwyższa rangę obchodów Zielonych Świąt w formacji oazowej, w tym i następnym roku głosi kazania pełne Ducha (można przypuszczać — choć brakuje materiałów w archiwum — że w kolejnych latach również), w 1974 r. modli się nad animatorami o chrzest w Duchu Świętym, współpracuje z wywodzącym się z nurtu zielonoświątkowego zespołem Living Sound, a także z zespołem Anastasis, których występy nie pozostają bez wyraźnego wpływu na katolików. Katolicy chętnie „zapominają” o zielonoświątkowych początkach katolickiej Odnowy (również w Polsce), być może w jakiejś zrozumiałej, choć nie usprawiedliwiającej ich, chęci ucieczki przed oskarżeniami o „protestantyzowanie” Kościoła katolickiego; a jednak Blachnicki nie bał się zapraszać protestantów nawet do współpracy w czasie rekolekcji Oazy.
Jeśli czas podejmowania decyzji o otwarciu Ruchu na Odnowę nie jest łatwy dla Blachnickiego, to co powiedzieć o późniejszych doświadczeniach konfliktu w łonie oazy, który zrodził się w związku z charyzmatycznymi doświadczeniami? „Otwarcie Oazy na Odnowę było krokiem, na który mógł sobie pozwolić tylko lider z tak mocnym autorytetem, jaki miał właśnie ks. F. Blachnicki” (s. 74). Ten człowiek „posiadający silną osobowość i cechy przywódcze, wizjoner, prowadzący głębokie życie duchowe, prorok” (s. 82), niełatwy przecież w kontaktach, radzi się co prawda swoich współpracowników oraz autorytetów duchowych, ale ostatecznie podejmuje decyzję sam, po czym komunikuje ją innym, i odtąd konsekwentnie jej broni, wprowadza w życie, przekonuje do niej. Wobec hierarchii — świadomy istnienia wielu przeciwników swoich poczynań w Episkopacie Polski — postępuje „taktycznie”: najpierw podejmuje decyzje, organizuje, a dopiero potem prosi o błogosławieństwo. „Zdawał sobie sprawę, że gdyby postępował odwrotnie, nie byłby w stanie zrealizować choćby części swoich zamierzeń” (s. 82-83). Od siebie dodam, że być może warto by liderom Kościoła (również świeckim) uczyć się od Blachnickiego takiego łączenia gołębiej nieskazitelności z roztropnością węża (Mt 10,16) właśnie w kontaktach z hierarchią, zbyt bowiem często „ślepe posłuszeństwo”, z pozoru pobożne, oznacza dobrowolne pozwolenie na zgaszenie Ducha.
Członkowie Oazy Żywego Kościoła otrzymują teczkę z materiałami na temat Odnowy (powstała z tłumaczenia materiałów otrzymanych w paczce od wspólnoty z Ann Arbor), w której należy widzieć pierwszą w ogóle w Polsce monografię w tym temacie, są zachęcani do otwierania się na Ducha nie tylko w czasie oaz, ale również w grupach modlitewnych spotykających się, zgodnie z zaleceniem założyciela, po rekolekcjach. Na zaproszenie Blachnickiego w Polsce pojawiają się przedstawiciele Odnowy z Brukseli, którzy modlą się o chrzest w Duchu Świętym dla członków Ruchu Światło-Życie (spotkanie z punktu widzenia duchowych owoców wielkiej wagi, choć dotąd nie notowane w literaturze). Blachnicki widzi w Odnowie wielkie wydarzenie w życiu Kościoła, nowe Zesłanie Ducha na Kościół, o które modlił się Jan XXIII. Ze wszelkich sił starał się, żeby to przebudzenie znalazło się w ramach Ruchu, a nie poza nim (uważa Odnowę za dar dla Ruchu i jeden z charyzmatów Ruchu), ze względu na dobro oazy, ale także charyzmatyków, którzy, jak podejrzewał Blachnicki, będą mniej narażeni na marginalizację, jeśli do parafii zostaną wprowadzeni w ramach struktur oazy; to tłumaczy, dlaczego przez jakiś czas odnosił się z niechęcią do tworzących się nieoazowych struktur koordynacji Odnowy w Duchu Świętym. Lider Ruchu Światło-Życie bronił autentyczności doświadczenia charyzmatycznego w opozycji do przeciwników tej formy przeżywania religijności, nawet w obliczu „przegięć” związanych z niedojrzałością zwłaszcza młodych uczestników rekolekcji przestrzegał przed wydawaniem pochopnych ocen, wręcz zakazywał „wylewania dziecka z kąpielą”. Jego reakcja wobec sprzecznych relacji napływających z rekolekcji „była konsekwentna i nie zmieniała się przez lata: wyjaśniał i zasadniczo stawał w obronie charyzmatyków” (s. 174); łagodził napięcia nie przez hamowanie odnowowych tendencji, owszem raczej przez przebudzanie moderatorów. „To są sprawy ludzkie — stwierdzał z duszpasterskim wyczuciem — które mieszają się z Boskimi, może nas razić tamto czy owo, możemy się gorszyć, ale gdybyśmy mieli spojrzenie niczym nie zaciemnione, gdybyśmy mieli serce otwarte, to byśmy dostrzegli w tym wielkie działanie Ducha Świętego” (s. 176).
Jeśli książkę Upili się młodym winem warto polecić wszystkim, to dla członków Ruchu Światło-Życie jest to lektura obowiązkowa. Ciekawy jestem, kto z dzisiejszych spadkobierców dziedzictwa Blachnickiego dorównuje mu w otwartości na Ducha Świętego? Jak pisał o jego fascynacji charyzmatycznością TW o pseudonimie „Wanda”: „Blachnicki ma na tym punkcie konika, natchnienia, objawienia itd.” (s. 227). Warto by też zastanowić się nad niewątpliwym wyzwaniem, jakie charyzmatyczność wnosi do Kościoła, w którym wciąż wydaje się brakować równowagi pomiędzy wymiarem hierarchicznym a charyzmatycznym; jako świecki co rusz zmagam się z „klerykalizmem” panującym również wśród zaangażowanych świeckich! Jak słusznie zauważają Nowiccy, „Odnowa w Duchu Świętym wywoływała atmosferę konfliktu nie tylko na podłożu darów nadzwyczajnych, ale także dlatego, że upodmiotowiła rolę świeckich” (s. 343), a sam Blachnicki nie bał się przyznać świeckim roli liderskich. Czy jego epigoni nie wracają na pozycje Kościoła uporządkowanego „po wojskowemu”?
Fascynująca jest lektura tej współczesnej kontynuacji Dziejów Apostolskich, starannie zredagowanej i wydanej na papierze wyjątkowo dobrej jakości (gładki, błyszczący, wysoka gramatura), a przede wszystkim dostosowanej do współczesnej mentalności historycyzująco-psychologizującej. „Historie zbieraliśmy z naukową dokładnością, zachowując elementarne zasady warsztatu historyka” (s. 39) — piszą autorzy, co znalazło swój wyraz w źródłowo udokumentowanych faktach oraz nieraz długaśnych przypisach, które o dziwo nie nużą, owszem uatrakcyjniają czytanie (np. często w przypisach znajdują się najciekawsze cytaty!). Treść jest bogato inkrustowana świadectwami, które wyróżniają się na tle relacji św. Łukasza właśnie akcentem „przeżyciowym”, tak potrzebnym dzisiejszemu czytelnikowi potrzebującemu sensacji (w dobrym rozumieniu tego słowa). Mamy tu więc zbiór relacji opisujących spotkanie z Bogiem, często spektakularne (Bóg przychodzi do ateistów, na ulicy czy w pociągu wzywa do przestąpienia progu seminarium, pociąga do życia zakonnego przyszłą przeoryszę karmelitanek, która z suszarką do włosów i tomikiem poezji, jak stała, tak udaje się za klauzurę, napełniony Duchem zostaje skrajnie sceptycznie nastawiony do Odnowy kapłan, który potem przez dwa dni nic nie mówi, tylko modli się językami, nie mająca związku z Kościołem kobieta zostaje poruszona pieśnią religijną, a pociągnięta przez Pana nawraca się i staje dominikanką, itp.), oraz jego owoce (przemiana życia, zatrzymanie czasu, modlitwy trwające godzinami, nieraz do rana, charyzmatyczne dary, uwielbianie Boga nawet we śnie, przeżycia nie tylko duchowe, ale i cielesne). Jak w amerykańskich książkach, a przecież bez egzaltacji, a przede wszystkim: w Polsce i na tyle niedawno, że duża część świadków „żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli” (por. 1Kor 15,6).
Na koniec warto może odnotować jeszcze i to: Odnowa „dzieje” się niejako „podziemnie”, Bóg działa przez jakiś czas niepostrzeżenie, wymiar charyzmatyczny „rośnie” w pewnym sensie poza hierarchicznym do czasu, gdy będą musiały się zetknąć. Przy czym Bóg w realizacji swojego planu lubi posługiwać się najpierw pojedynczymi osobami, których rolę w rozbudzeniu duchowym innych ludzi trudno byłoby przecenić, nawet gdyby w ogóle dało się ją wymiernie docenić, czego próbą jest omawiana pozycja. Parafrazując Churchilla można by powiedzieć, iż nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak niewielu, jak to ma miejsce w przypadku Boskiej ekonomii zbawienia.
Tekst ukazał się w „Homo Dei” (2015) nr 1
Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora
opr. mg/mg