Dzisiejsza kultura coraz śmielej neguje wartość życia ludzkiego. Jak to możliwe, że człowiek, za przyzwoleniem "wielkich tego świata" staje się dla drugiego człowieka katem?
Kiedy przed paroma laty natrafiłam na wywiad z Rosą Alberoni, która wykazała, że kartezjańskie cogito ergo sum wyrzuciło Stwórcę i człowieka „na śmietnik”, nawet nie przypuszczałam, że już niebawem przyjdzie mi osobiście zmierzyć się z tezami, które postawiła ta włoska pisarka. Rok 2014 był dla mnie przełomowy w wielu kwestiach dotyczących problemu życia i śmierci człowieka. Pan Bóg postawił na mojej drodze trzy osoby: Mary Wagner, prof. Bogdana Chazana i ojca Jacka Norkowskiego. Uzmysłowili mi oni, jak bardzo dzisiejsza kultura neguje wartość życia ludzkiego. Ta przerażająca świadomość nie może pozostawić obojętnym żadnego człowieka dobrej woli.
Z wielką radością przyjęłam więc wiadomość o tym, że dnia 11 grudnia 2014 r. Katedra Metafizyki KUL wraz z Polskim Towarzystwem Tomasza z Akwinu (oddział Società Internazionale Tommaso d'Aquino) organizują w KUL XVII Międzynarodowe Sympozjum Metafizyczne na temat: Spór o początek i koniec ludzkiego życia, z cyklu „Zadania Współczesnej Metafizyki”. Bogactwo podejmowanych w trakcie sympozjum treści inspiruje do tego, aby wydostały się one poza ramy uniwersyteckiej debaty. Na łamach "Mojej Rodziny" rozpoczynamy więc cykl publikacji poświęconych temu wyjątkowemu wydarzeniu.
Zanim jednak przybliżę Czytelnikom wystąpienia wybitnych uczonych, drogą wprowadzenia chciałabym nieco rozwinąć kwestie zasygnalizowane we wstępie. Zakładam, że odbiorcy naszego Miesięcznika — wydawanego przez Fundację S.O.S. Obrony Życia Poczętego — mają spojrzenie na kwestię życia ludzkiego zgodne z nauczaniem Kościoła katolickiego, a zatem i z prawem naturalnym. Moją intencją nie jest zatem przekonywać przekonanych. Pozwolę więc sobie skoncentrować się na tym, aby ukazać mechanizm, jaki doprowadził do tego, co dziś obserwujemy. A to, co widzimy przeraża w całej rozciągłości. Jesteśmy oto świadkami, kiedy mordercy są bezkarni, zaś obrońców życia szykanuje się, pozbawia pracy, a nawet osadza w więzieniach.
Jak to możliwe, że człowiek — za przyzwoleniem „wielkich” tego, rzekomo cywilizowanego, świata — stał się dla drugiego człowieka katem? Proces, który do tego doprowadził niezwykle interesująco przedstawiła wspomniana Rosa Alberoni w książce pt. „Wygnać Chrystusa”. Analizie poddała ona myśl Kartezjusza, który zdaniem pisarki, jako pierwszy podstępnie zaatakował podwaliny cywilizacji chrześcijańskiej. „Podwaliny te stanowi Chrystus i człowiek, w całej jego konkretności i świętości. W okresie przedkartezjańskim koncepcja człowieka opierała się na zasadzie - «istnieję, więc myślę». Istnieję, ponieważ zostałem stworzony przez Byt Najwyższy, ten, który wszystko podtrzymuje, więc jestem dzieckiem Bożym, a moje życie jest święte i nienaruszalne. A ponieważ On stworzył mnie na swoje podobieństwo - mogę myśleć. Rodząc się, mam swoją tożsamość. Wiem, że pochodzę od Boga, który ofiarował mi życie i dał mi światło inteligencji potrzebne do myślenia. Tak więc istnieję, zanim jeszcze dojrzeje we mnie zdolność myślenia. Kartezjańskie «cogito ergo sum» (myślę, więc jestem) odwraca radykalnie tę rzeczywistość. W centrum stawia myślenie, a Boga i człowieka wyrzuca na margines jako wytwór myśli dowolnie kształtowanej i arbitralnie potwierdzanej lub negowanej” - wyjaśniła Alberoni w wywiadzie, którego kilka lat temu udzieliła tygodnikowi "Niedziela". I tak, w swojej książce Włoszka wykazała, że stawiając myśl ludzką w miejsce Boga, Kartezjusz uczynił ją źródłem stworzenia.
Ten kartezjański zabieg pisarka określiła jako godny samego Lucyfera. Bo skoro „myśl stała się źródłem istnienia, człowiek jest, istnieje, jeśli staje się treścią myśli, a ta powołuje go do istnienia w zależności od swojej woli, od swojego kaprysu (...). Jeśli więc istota ludzka nie jest realnym stworzeniem, a jedynie wytworem myśli, może ona zaistnieć tylko wtedy, gdy ten, kto myśli, kto rządzi, uzna, że istnieć powinna. Jeśli przeszkadza, można ją unicestwić, jak to robili Robespierre, Stalin i Hitler, lub też wyrzucić do śmieci, tak jak niektórzy robią z noworodkami - nie zaplanowałem ciebie, a więc nie istniejesz, jesteś śmieciem.”
Dlaczego jesteś człowiekiem? Dlatego, że nim jesteś czy dlatego, że władza ci na to pozwala? To kluczowe — i zarazem przerażające — pytanie pada na początku filmu Grzegorza Brauna „Nie o Mary Wagner”. Reżyser na kanwie historii osadzonej w więzieniu kanadyjskiej obrończyni życia — opowiedział o batalii, jaką staczają działacze pro life. Obraz ukazuje zbrodnicze mechanizmy, na które zezwala kanadyjskie prawo, mówiące wyraźnie: człowiekiem jest tylko ten, kto się urodzi. W filmie dokumentalnym Bruna widzimy zmagania prawników Mary Wagner, o to, aby przed sądem w Kanadzie mogli zeznawać niezależni eksperci, którzy na drodze naukowej wykażą, że moment poczęcia jest początkiem życia ludzkiego. W ten sposób chciano wykazać, że kanadyjska katoliczka - sądzona z paragrafu wtargnięcia na teren prywatny - działała w stanie wyższej konieczności, a więc kierowała się chęcią uratowania życia drugiego człowieka. Sąd odrzucił jednak wniosek obrońców. Kanadyjka spędziła blisko dwa lata w więzieniu. Aresztowano ją, bo pojawiała się na terenie tzw. klinik aborcyjnych, gdzie modliła się i w niezwykle taktowny sposób podejmowała rozmowy z kobietami chcącymi zabić swoje dziecko, próbując odwieść je od tego zamiaru. Po tym jak Mary Wagner odbyła zasądzoną karę, na zaproszenie działaczy pro life przyjechała do Polski, by także u nas dać swoje świadectwo. Kiedy miałam okazję z nią porozmawiać, nawiązałam m.in. do historii prof. Bogdana Chazana. Zdaniem Kanadyjki Polska i świat potrzebują dziś więcej przykładów „takich Chazanów”, którzy heroicznie będą się przeciwstawiać, dla których priorytetem jest obrona życia. „To jest podstawowa działalność, szczególnie lekarza, który ma przede wszystkim nie szkodzić (primum non nocere). Ma ratować życie!” - podkreśliła Wagner.
Profesora Bogdana Chazana pierwszy raz spotkałam przez budynkiem szpitala im. Świętej Rodziny w Warszawie. Z funkcji dyrektora tej placówki odwołano go po tym, jak przez media przetoczyła się fala nagonki za to, że oto odmówił zabicia nienarodzonego człowieka. Poważnie chore dziecko było poczęte metodą in vitro. Największym paradoksem zaistniałej sytuacji wydawał się fakt, że to właśnie katolicy — krytyczni wobec metody pozaustrojowego zapłodnienia — bronili życia człowieka poczętego w ten sposób. Przy okazji „sprawy prof. Chazana”, na jaw wyszła swoista dwulicowość krytykujących go środowisk, które nie podejmowały dyskusji na temat wadliwości zapłodnienia in vitro, a zaistniałą sytuację wykorzystały jedynie w celu promowania zabijania ze względów eugenicznych.
Tego dnia, kiedy niezłomnego ginekologa ujrzałam po raz pierwszy, w stolicy odbywały się dwie manifestacje. Jedna przed budynkiem wspomnianego szpitala, gdzie zgromadziły się osoby popierające profesora Chazana; druga pod Sejmem RP, gdzie zebrali się zwolennicy zabijania nienarodzonych. Skandowali oni hasła: „Sumienie zostaw w zakrystii”, „Lekarzu nawracaj się sam”, „Ministerstwo kontroli macic” itp. Był to moment, kiedy zrozumiałam, że w Polsce toczy się potężna walka, walka na śmierć i życie.
Batalia ta przebiega jednak nie tylko w kwestii obrony życia poczętego. Rozmowy z ojcem Jackiem Norkowskim zwróciły moją uwagę także na problem różnorakich manipulacji, jakie nieustannie są dokonywane na ludzkim życiu. Wspomniany Dominikanin - z wykształcenia doktor nauk medycznych - jest autorem książek „Umiera się tylko raz” oraz „Medycyna na krawędzi”. Demaskuje on wstrząsający mechanizm zabijania ludzi w celu pobierania ich organów do przeszczepów. Cały proces odbywa się zgodnie z prawem stanowionym (bynajmniej nie z prawem naturalnym), gdyż grupa pseudonaukowców przed laty ustaliła definicję tzw. śmierci mózgowej. Na jej podstawie orzeka się zgon człowieka, który w rzeczywistości nie umarł. Jeśli do tego dodamy coraz powszechniejsze w świecie praktyki eutanazji, dochodzimy do przekonania, że przyszło nam żyć w okrutnych czasach.
Przywołane powyżej przykłady obrazują wyzwania, przed którymi staje współczesny człowiek. Dziś — może bardziej niż kiedykolwiek wcześniej w historii naszej cywilizacji — mamy do czynienia z banalizacją życia ludzkiego, która prowadzi do różnorodnych nadużyć. Zdaniem ks. dr. Tomasza Dumy z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego podejście do kwestii życia ludzkiego, jego początku i kresu, ma bardzo istotny wpływ na całe życie społeczne. „Jeśli to podejście będzie kształtowało się w myśl redukowania życia ludzkiego wyłącznie do procesów biologicznych, możemy oczekiwać, że w społeczeństwie będzie pogłębiało się zanikanie poczucia solidarności i więzi międzyludzkich. W rezultacie zacznie się pojawiać problem osamotnienia, które już dziś dotyka nie tylko ludzi chorych i starszych, ale także reprezentantów młodego pokolenia”. - Dlatego niezbędna jest dyskusja o początku i końcu życia ludzkiego, ponieważ spojrzenie na te zagadnienia pozwala określić ogólną postawę wobec własnego życia, jak i życia innych ludzi. Stosunek do początku i końca życia ukazuje, jak w pigułce, czy życie konkretnego człowieka jest banalnym epizodem w świecie przyrody, czy też każde ludzkie życie ma swoją niepowtarzalną i nieutracalną godność, z którą należy liczyć się w każdych okolicznościach. Od podejścia do tych problemów będzie zależało całe nasze przyszłe życie społeczne - wyjaśnił przedstawiciel KUL.
Podczas uroczystego otwarcia sympozjum na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II, prorektor ds. Nauki i Rozwoju KUL o. prof. dr hab. Andrzej Derdziuk OFMCap z nieskrywaną radością wyraził wdzięczność organizatorom, że w Katedrze Metafizyki na Wydziale Filozofii podjęto refleksję dotyczącą początku i końca życia. - Refleksję, która nie tylko otwarta jest na prezentację różnych stanowisk, ale przede wszystkim na poszukiwanie spojrzenia na życie w perspektywie rzeczy ostatecznych, w perspektywie tego, co jest u początku i u kresu doczesnego życia każdego człowieka - skonstatował prorektor KUL. Uczony pokreślił, że każdą dyskusję o życiu i jego najważniejszych aspektach, należy poprzedzić podstawowym pytaniem: czy życie jest darem czy produktem? Jeśli traktujemy życie jako dar, odkrywamy kogoś, kto nas obdarował tym życiem. Dzięki temu dostrzegamy od razu pewną wartość życia, z której wynika istotne zobowiązanie. Skoro bowiem ktoś nam coś podarował, to płynie z tego obowiązek wdzięczności. Mając natomiast świadomość, że ten dar jest z miłości, już sam w sobie ma on taką wartość, którą warto kontemplować. Jeżeli zaś życie traktuje się tylko jako produkt, a więc coś co może być wytworzone przez nas samych, to - zdaniem o. prof. Derdziuka - w dużej mierze traci się podstawę do uznania wyjątkowej wartości życia. „Można wprawdzie przypisywać człowiekowi jakieś wzniosłe i twórcze możliwości, ale zawsze można też produkt' ten swoiście dewaluować, choćby przez to, że człowiek arbitralnie może go nie tylko oceniać, ale i poprawiać” - wyjaśnił. Dlatego, zdaniem uczonego, refleksja o sporze dotyczącym początku i końca życia ludzkiego powinna być podjęta właśnie w Katedrze Metafizyki. - Patrząc bowiem z perspektywy technicznej, jaka dzisiaj dominuje, nie zastanawiamy się nad tym, czym jest i skąd się bierze życie, lecz raczej mówimy o jego wykorzystaniu, czy też o swoistym użyciu w praktyce codzienności - uzasadnił prorektor KUL.
Cztery kulturowo nośne filozoficzne koncepcje życia przedstawił ks. prof. dr hab. Andrzej Maryniarczyk SDB w wykładzie pt. Czym i dlaczego jest życie? Analizy metafizyczne. Temat ten stanowił wprowadzenie do problematyki podejmowanej podczas sympozjum. Kierownik Katedry Metafizyki KUL wyjaśnił, że podstawową kwestią jest odpowiedź na pytanie czym jest życie i co jest jego ostatecznym źródłem. Prelegent zauważył, że na te pytania próbują odpowiadać: medycyna, biologia i różne nauki przyrodnicze. Propozycja uczonego to spojrzenie od strony filozofii, a ściślej metafizyki.
Ksiądz Profesor rozpoczął od przywołania terminów, którymi posługiwano się w starożytności, by opisać życie. Uzasadniając sięgnięcie do tak odległych czasów, zobrazował to ciekawym przykładem. „Wiemy, że z rozwiązywaniem problemów, które są bardzo trudne jest jak z zawodami na skoczniach. Im dalej chce się skoczyć, tym większy rozbieg trzeba wykonać. Podobnie jest w filozofii. Im trudniejszy problem chce się podjąć, tym należy sięgać dalej, aby przekonać się, w jaki sposób ludzie żyjący w minionych epokach mierzyli się z tą kwestią. Stąd właśnie w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o życie wracamy aż do starożytności” - powiedział ks. prof. Maryniarczyk. Prelegent w ramach uwag wprowadzających, odnotował także, że rozważania na temat życia prawie całkowicie zniknęły z dyskursu filozoficznego i zostały zarezerwowane dla przedstawicieli nauk przyrodniczych. Z tego względu warto przypomnieć specyfikę rozważań metafizycznych, w którą wpisuje się m. in. kwestia metody prowadzonych badań. - Otóż metoda metafizyczna polega na tym, że dla badanego faktu poszukujemy ostatecznych przyczyn i racji. W przypadku faktu, jakim jest życie, głównym przedmiotem zainteresowania nie będzie funkcjonowanie i przebieg tego procesu, ale jego natura i racja - to czym jest i dlaczego jest życie — uzasadnił filozof. Należy także mieć na uwadze, że u podstaw wszelkich koncepcji życia zawsze znajduje się określona koncepcja bytu.
W pierwszej części wykładu kierownik Katedry Metafizyki KUL omówił terminy, których w języku greckim używano na określenie życia. Analiza tych terminów zwraca uwagę na pierwsze intuicje w rozumieniu życia i jego natury.
Na określenie życia starożytni Grecy zasadniczo używali dwóch terminów: bios i dzoe. Dopiero z czasem pojawił się termin psyche. Termin bios oznaczał życie w bardzo szerokim znaczeniu, coś na wzór dzisiejszego określenia biografia. W odniesieniu do życia teoretycznego - używano terminu bios theoretikos; do życia somatycznego (cielesnego) - bios somatikos, a do życia politycznego bios politikos. Drugim określeniem, którym posługiwali się Grecy był termin dzoe. Odnoszono go wyłącznie do życia roślin, zwierząt i ludzi. Dał on również podstawę do określenia istoty żywej jako dzoon. W momencie kiedy pojawił się termin psyche zaczęto nim określać pierwiastek życia. Ks. prof. Maryniarczyk wykazał, że analiza powyższych terminów ujawnia dwie tendencje widoczne u starożytnych Greków: nazywanie czegoś żywym i poszukiwanie pewnego pierwiastka, który można by nazwać życiem. - Stąd, te dwa terminy bios i dzoe oznaczają w ogóle coś żywego, natomiast termin psyche zaczyna oznaczać pierwiastek życia, coś co jest nośnikiem życia — wyjaśnił. Filozof nadmienił także, że w języku łacińskim życie określa się terminem vita, vitae.
Pierwsza ze starożytnych koncepcji filozoficznych dotyczących życia pojawiła się w siódmym wieku przed Chrystusem. Głosiła ona, że życie jest właściwością materii (hylozoistyczna koncepcja życia). Według pierwszych filozofów przyrody pierwotna materia jest obdarzona ruchem i życiem. Stąd, tak jak element materii jest arche wszechrzeczy (źródłem bytu, powstania i poznania), stanowi on również arche życia każdego bytu.
Ks. prof. Maryniarczyk zauważył, że w koncepcji tej nie oddzielano życia od materii, co było spowodowane tym, że ruch i materię uważano za coś jednego. W ten sposób traktowano również i życie. Życie jest materią i materia jest życiem. Dlatego na pytanie - czym jest życie, pierwsi filozofujący odpowiadali, że jest ono formą materii, w zależności od tego jaki jest układ materii, takie są też formy życia. Natomiast na pytanie, skąd i dlaczego jest życie nie udzielano odpowiedzi, gdyż uznawano praelement za wieczny. Również i samo życie było traktowane jako wieczne. Paradoks, jaki pojawił się wraz z tą interpretacją, został określony „paradoksem Parmenidesa”. Polegał on na tym, że nie ma możliwości rozróżnienia między człowiekiem żywym, a człowiekiem umarłym. Skoro materia obdarzona jest życiem, to materia człowieka żywego jest żywa, ale materia człowieka umarłego — ponieważ jest materią — również jest też żywa. Prelegent zauważył, że „paradoks Parmenidesa” ukazuje trudności, jakie występują w tego typu interpretacjach rzeczywistości także dzisiaj.
Drugą koncepcją przytoczoną przez ks. prof. Maryniarczyka, jest interpretacja życia jako właściwości ducha (spirytystyczna koncepcja życia). Pojawia się ona wraz z platońską koncepcją duszy. Dusza u Platona jest zasadniczo duchem. Życie zatem ma naturę ducha. Tam gdzie ten duch się pojawia, tam następuje ożywienie. Duch ożywia, jest źródłem życia. Platon jako pierwszy wprowadza także nowy element, który należy uwzględnić przy wyjaśnianiu fenomenu życia. Jest nim ruch. Owa dusza, która niesie życie i jest życiem, charakteryzuje się tym, że stanowi samo istniejące źródło ruchu — przysługuje jej tzw. autokineza. By wyjaśnić pojawienie się życia, Platon przywołuje tzw. Duszę Świata. Jest ona pierwszym żyjącym - a żyjący, to znaczy właśnie poruszający się. Stąd też cały świat jest światem żyjącym. Odbicie, czy emanacja Duszy Świata, to dusza człowieka, która ożywia i równocześnie daje życie ciału. Na pytanie czym jest życie, Platon odpowiada bardzo prosto, że jest ono życiem ducha. Dlaczego w ogóle zaistniało życie? Odpowiedź jest tu już bardziej skomplikowana. Życie) zostało powołane przez Konstruktora świata, który jako pierwszy nadał światu duszę. Widzimy, że w tym paradygmacie materia nie niesie z sobą życia — jest ona nieożywiona. Życie niesie duch. Tego typu patrzenie na świat na stałe wejdzie do kultury oraz filozofii i będzie charakterystyczne dla wszelkich dualistycznych interpretacji.
Trzecią interpretacją życia, z którą spotykamy się na terenie filozofii, jest postrzeganie życia jako przejawu organizacji materii (organicystyczna, hylemorficzna koncepcja życia). Jej prekursorem był Arystoteles. Podobnie jak wszystkie przywołane przez ks. prof. Maryniarczyka koncepcje życia, także i ta ma u podstaw określone rozumienie bytu. Pierwsi filozofujący fizycy utożsamiali byt z agregatem praelementów, dla Platona bytem była idea, natomiast u Arystotelesa pojawia się byt rozumiany jako substancja złożona z materii i formy. Tymczasem życie nie może być związane ani z materią, ani z duszą, gdyż żaden z tych elementów nie daje życia. Czym zatem jest życie? Jest ono aktualizacją materii przez duszę — dopowiada Arystoteles. Życie jest pewnym procesem istnienia złożonego bytu. Tak pojawia się nowa definicja życia jako aktualizacji możności materii, która jest zdolna do aktu życia. Kierownik Katedry Metafizyki KUL zauważył, że na kanwie rozważań Arystotelesa ciekawy wydaje się fakt, że chociaż łączymy życie z duszą jako zasadą życia, to jednak sama dusza nie daje życia, gdyż nie sprawia bytu jako takiego. Podobnie w przypadku materii. Życie jest dopiero aktualizacją tych dwóch elementów. Życie jest sposobem istnienia substancji organicznych. Mamy więc świat, w którym pojawiają się tylko i wyłącznie substancje żywe. Jest tak dlatego, że sam termin substancja oznacza takiego rodzaju byt, który jest podmiotem, który jest zdolny do indywidualnego życia i wyłaniania z siebie działań, czy organizowania się od wewnątrz. Drugim nowym elementem w arystotelesowskim rozumieniu życia, jest analiza - czym charakteryzuje się życie jako aktualizacja możności. Arystoteles wskazuje, że w tym kontekście życie jest pewnym ruchem, procesem. Chodzi tu zarówno o ruchy tranzytywne (którym podlegają czynności mechaniczne, świetlne, cieplne, elektryczne, magnetyczne itp.) jak i o tzw. ruchy wsobne (ruchy takie nie wychodzą poza podmiot, lecz w nim się kończą). Ruchy te mają na celu doskonalenie bytu. Tam zaś gdzie jest ruch, tam musi być cel — uważa Arystoteles. A zatem życie musi zmierzać do jakiegoś celu. Odkrycie przez Arystotelesa przyczyny celowej, a zwłaszcza celowości wewnętrznej, miało podstawę w wyodrębnieniu dwóch rodzajów elementów złożeniowych. Pierwsze to tak zwane elementy homogeniczne, które wskutek podziału dają elementy podobne np. kości. Drugie to elementy heterogeniczne, które działają niejako same dla siebie: oko, serce, płuca itp. Otóż Arystoteles zwrócił uwagę, że funkcjonowanie całości i jedności byłoby niemożliwe, gdyby elementy heterogeniczne nie miały jakiegoś wspólnego celu. Nastąpiłoby wówczas rozbicie organizmu. Jeśli więc organizm działa dla czegoś jednego, to znaczy, że działa celowo. Cel jest tym, co organizuje cały proces wewnętrzny i co kieruje życiem.
I tu, jak zauważył ks. prof. Maryniarczyk, w rozważaniach Arystotelesa pojawia się drugi krok - tam gdzie jest cel, tam musi być także rozum, który ten cel nadaje. Jeśli w bytach nierozumnych odkrywamy działanie celowe, to musi się ono realizować z nadania jakiegoś rozumu. Jeśli spotykamy się z bytami rozumnymi, ten cel jest określany przez nie same. I tu pojawia się pierwszy problem dla Arystotelesa. Skoro życie, czy to roślin, czy zwierząt, czy ludzi — charakteryzuje się właśnie działaniem celowym (wszystkie procesy są celowe), to życie każdego bytu musi być naznaczone rozumnością. A więc całe życie jest z nadania rozumu. W takim razie skąd wzięło się życie? Aby wytłumaczyć fenomen życia będącego procesem doskonalenia się, aktualizowania się możności materii bytu — Arystoteles wprowadza Pierwszego Nieporuszonego Poruszyciela, który jest ostatecznym wyjaśnieniem źródła ruchu w świecie. Nieporuszony Poruszyciel jest równocześnie ostatecznym wyjaśnieniem życia w świecie. On sam jest życiem. Jego życie polega na myśleniu samego siebie, i równocześnie jest on źródłem wszelkiego życia w świecie. Ks. prof. Maryniarczyk podkreślił, że analizy Arystotelesa stanowią wielki krok w zbliżeniu się na terenie metafizyki do odpowiedzi na pytanie - czym jest i skąd pochodzi życie?
W odróżnieniu od koncepcji poprzedników w interpretacji Arystotelesa, dusza po pierwsze nie jest życiem, tak jak sama dusza nie jest bytem. Po drugie, dusza wraz z materią sprawia życie, a więc życie jest jakby konsekwencją pewnego sposobu istnienia bytu. I po trzecie, ani sama dusza, ani sama materia nie jest ostatecznym sprawcą życia, tak jak elementy te nie są ostatecznymi sprawcami bytu.
Ks. prof. Maryniarczyk wyjaśnił, że zgodnie z arystotelesowską koncepcją życia trzeba wyjść poza konkretny materialny byt, aby wyjaśnić skąd i dlaczego jest życie. W ten sposób prelegent przybliżył nas do czwartej interpretacji życia, która pojawia się w XIII wielu wraz ze św. Tomaszem z Akwinu.
Nowa interpretacja życia wiąże się bezpośrednio z nową koncepcją bytu jako istniejącego konkretu oraz z odkryciem filozoficznej teorii creatio ex nihilo (stworzenie z niczego). Teoria ta pokazuje, że świat, który istnieje został nie tylko zapoczątkowany przez jakieś źródło ruchu, ale jest wprowadzony do bytu przez akt intelektu i woli Stwórcy. Został powołany do istnienia ex nihilo, a więc nie było na początku czegoś, z czego został utworzony. Wszystko co jest pochodzi zatem właśnie z intelektu i woli Stwórcy. Oznacza to, że każdy byt jest określony w swojej treści, w swojej formie i ma udzielone istnienie. Zatem w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie czym jest życie, należy stwierdzić, że nie jest ono tylko aktualizacją możności. Życie jest udzielonym darem, tak, jak i darem jest samo istnienie każdego bytu. Tak rozumiane życie, jak też każdy byt ujęty jako całość, jest naznaczone myślą (jest pomyślane przez Stwórcę) oraz wolą (jest chciane przez Stwórcę). Wynika z tego, że każde życie jest określone tak od strony treści, a więc jakie ma ono być, ale również w aspekcie celu - po co i dlaczego jest.
Wśród różnorodnych form życia w sposób szczególny św. Tomasz z Akwinu wyróżnia życie człowieka. Jest tak dlatego, że życie poszczególnych roślin czy zwierząt jest przekazywane w procesie rodzenia. Tymczasem w przypadku człowieka życie jest przekazywane poprzez tzw. „współstwarzanie” (procreatio), które dokonuje przy udziale Boga i człowieczka. Stąd wynika niebagatelna, niespotykana wartość życia ludzkiego — wyjaśnił ks. prof. Maryniarczyk.
Jak zatem należy ostatecznie rozumieć czym i dlaczego jest życie? Zdaniem prelegenta, uwzględniając dzieje filozofii starożytnej i średniowiecznej, na postawione pytanie trzeba odpowiedzieć w ten sposób, że od początku dyskursu filozoficznego — poczynając od Platona, przez Arystotelesa, aż do św. Tomasza z Akwniu — życie traktowano jako specyficzną formą istnienia, która naznaczona jest celem i rozumnością. Ponadto, tak jak każdy byt w swoim istnieniu partycypuje w istnieniu Stwórcy, tak również swoim życiem każdy byt partycypuje w życiu Stwórcy, będącym jego przyczyną sprawczą, wzorczą i celową. Odpowiedź na pytanie kto może być ostatecznym źródłem życia brzmi zatem następująco: tylko żyjący może być źródłem życia, tak jak tylko istniejący może być źródłem istnienia. I to - zdaniem ks. prof. Maryniarczyka - jest najgłębsza odpowiedź, którą znajdujemy na terenie metafizyki. - Życie pochodzi od pierwszej istoty żyjącej. Bez wyjaśnienia i wskazania tej pierwszej istoty żyjącej nie będziemy mogli odpowiedzieć na pytanie, czym i dlaczego jest życie - podsumował uczony.
opr. mg/mg