Czym jest szczęście? Czy szczęście każdego człowieka jest takie samo
Być radosnym i szczęśliwym to największe pragnienie każdego człowieka. Nikt z nas nie chce być kimś skrzywdzonym, uzależnionym czy zrozpaczonym, a mimo to tak wielu ludzi przeżywa swoje życie jako nieznośny ciężar. Na ogół raczej nieliczne osoby promieniują radością i szczęściem. To najlepszy dowód na to, że nikt z nas nie jest w stanie stać się człowiekiem szczęśliwym w sposób spontaniczny i bez wysiłku. Szczęście osiągnąć mogą jedynie ci, którzy rozumieją, na czym ono polega oraz jaka droga do niego prowadzi.
Trudno jest jednoznacznie zdefiniować szczęście, gdyż każdy z nas ma nieco odmienne wyobrażenie na ten temat. Niektórzy wyobrażają sobie szczęście w sposób aż tak bardzo subiektywny i dziwny, że ma on już niewiele wspólnego ze szczęściem prawdziwym. Z opisem szczęścia jest zatem podobnie, jak z opisem zdrowia. Znacznie łatwiej zdefiniować chorobę i nieszczęście niż zdrowie i szczęście. Na ogół wszyscy zgadzają się z tym, że ludzie dotknięci wysoką gorączką czy nowotworem są chorzy, ale określenie kryteriów zdrowia nie jest już takie oczywiste. Podobnie większość ludzi zgodzi się z tym, że ludzie zrozpaczeni czy uzależnieni są nieszczęśliwi. Zaczynamy jednak różnić się wtedy, gdy tylko próbujemy zdefiniować szczęście od strony pozytywnej. Szczęście ma bowiem wiele twarzy i każda z nich jest piękna, jeśli tylko jest wyrazem prawdziwej radości życia. W tej sytuacji rozsądniej jest skupić się na opisie owoców szczęścia niż na opisie szczęścia „samego w sobie”.
Człowiek szczęśliwy wyraźnie różni się od ludzi nieszczęśliwych we wszystkim, co myśli, przeżywa i czyni. Taki człowiek promieniuje radością. Jest entuzjastą życia. Emanuje z niego spokój i pogoda ducha. Tymczasem człowiek nieszczęśliwy boi się otaczającego go świata. Czasem boi się nawet samego siebie. Nękają go natrętne myśli i wyrzuty sumienia. Niepokoi go teraźniejszość i przyszłość. Cierpi z powodu doznanej krzywdy. Nie widzi sensu życia. Również człowiekowi szczęśliwemu przychodzi mierzyć się z poważnymi trudnościami. Także on konfrontowany jest z wewnętrznymi i zewnętrznymi „burzami”. Jednak w przeciwieństwie do tych, którzy nie są szczęśliwi, człowiek szczęśliwy w każdej sytuacji znajduje siłę potrzebną do tego, by radzić sobie z życiem. Jest w nim stanowczość, a jednocześnie wyciszenie i łagodność. Człowiek szczęśliwy świetnie czuje się w ciszy dlatego, że nie ma potrzeby, by cokolwiek w sobie zagłuszać. Taki człowiek wiąże się z ludźmi podobnie szczęśliwymi, jak on. Na swojej drodze życia spotyka oczywiście również ludzi nieszczęśliwych. Jest wrażliwy na ich sytuację i udziela im pomocy, na ile tylko leży to w jego mocy. Jednak osobiście wiąże się wyłącznie z tymi, którzy są szczęśliwi.
Człowiek szczęśliwy jest nie tylko radosny i silny. Jest również człowiekiem mądrym. Nigdy nie manipuluje on swoim myśleniem, ani nie ucieka od rzeczywistości. Wie, że uleganie miłym iluzjom czy modnym ideologiom prowadzi do bolesnego rozczarowania. Zdaje sobie sprawę z tego, że w świecie fikcji prawdziwe jest jedynie cierpienie. Ludzie nieszczęśliwi są specjalistami od tworzenia fikcji. Człowiek szczęśliwy w sposób racjonalny używa zdolności myślenia. Pozostaje realistą. Jest świadomy tego, że nie istnieje szczęście osiągnięte bez wysiłku, bez pomocy Boga, bez prawdy i czujności, bez stawiania sobie wymagań, bez wierności sumieniu. Wie, że wiara w istnienie łatwego szczęścia to najbardziej nieszczęsny mit w historii ludzkości. Wie też, że nie jest szczęściarzem i że szczęście to nie kwestia przypadku, to nie efekt korzystnego zbiegu okoliczności ani rezultat „pozytywnego” horoskopu. Wie o tym z całą oczywistością właśnie dlatego, że jest kimś szczęśliwym, czyli kimś, kto odnalazł już tę jedyną drogę do szczęścia, jaką jest miłość. Człowiek nieszczęśliwy zrobi wszystko, by tej oczywistej prawdy sobie nie powiedzieć. Mimo kolejnych rozczarowań trwa nadal w iluzji, że coś innego niż miłość przyniesie mu upragnione szczęście.
Człowiek szczęśliwy ciągle zachowuje młodzieńcze serce gdyż wie, że w doczesności nie istnieją granice rozwoju, ani granice radości. Taki człowiek codziennie na nowo upewnia się o tym, że recepta na osiągnięcie szczęścia jest prosta: nie ulegaj modnym ideologiom ani nie przyjmuj filozofii życia proponowanej przez „autorytety” wykreowane przez mass-media; nie czyń tego, co robi tak zwana „większość” społeczeństwa; staraj się bardziej być niż mieć, bardziej dawać niż brać, bardziej kochać niż oczekiwać miłości.
Droga do szczęścia nie jest łatwa. Ci, którzy nie chcą czy też nie potrafią szukać prawdziwego szczęścia, zadawalają się jego imitacją. Wmawiają sobie, że szczęściem jest coś innego niż... szczęście. Wszystko, co cenne, bywa podrabiane. Właśnie dlatego tak wiele jest imitacji szlachetnych kamieni. O ile jednak noszenie imitacji biżuterii nie jest żadnym dramatem, o tyle zadawalanie się imitacjami szczęścia prowadzi do tragedii. Ludzie nieszczęśliwi wierzą, że będą szczęśliwymi, gdy tylko zdobędą lepszą pracę, gdy kupią sobie nowy samochód, gdy wybudują willę lub gdy osiągną wyższy status społeczny. Niektórzy są jeszcze bardziej naiwni. Wierzą, że będą szczęśliwi wtedy, gdy zdobędą władzę, gdy pójdą na dyskotekę, gdy zaspokoją jakiś popęd albo gdy zażyją narkotyk.
Człowiek szczęśliwy jest wolny od tych wszystkich iluzji. Wie, że jest szczęśliwy dlatego i tylko dlatego, że kocha. Tego, kto kocha, cieszy wszystko: zdrowie, przyjaciel, praca, awans zawodowy, ale też piosenka nucona w sercu, stokrotka dostrzeżona na łące i tęcza, która uśmiecha się z wysoka. Natomiast człowiekowi, który nie kocha, nic nie przyniesie radości. Taki człowiek nieustannie i zachłannie planuje kolejne „sukcesy”, które — według niego — zapewnią mu szczęście. Jeśli nie zrealizuje swoich zamierzeń, to łudzi się, że to właśnie brak „sukcesów” stał się powodem jego nieszczęścia. A jeśli wymarzone „sukcesy” już osiągnie, to z gorzkim zdumieniem odkrywa, że pozostaje podobnie nieszczęśliwy, jak poprzednio. Mimo to z uporem maniaka nadal wmawia sobie to, że coś innego niż miłość zapewni mu szczęście!
Ludzi szczęśliwych spotykamy w każdej grupie społecznej: wśród młodych i starych, wśród zdrowych i chorych, wśród biednych i bogatych. Mogą oni różnić się między sobą niemal wszystkim, ale mają jedną cechę wspólną: kochają. Ci, którzy są nieszczęśliwi również mają pewną cechę wspólną: nie chcą lub nie potrafią kochać. Mimo kolejnych rozczarowań dotychczasowym stylem życia nadal pozostają egoistami, nadal krzywdzą siebie i innych ludzi, nadal nie podejmują decyzji, by kochać. Ci ludzie mogą być młodzi, piękni, znani i bogaci, ale to nigdy nie wystarczy im do osiągnięcia szczęścia z tego prostego powodu, że młodość, bogactwo czy sława nie stanowią źródeł radości. Właśnie dlatego pieniądze ani nie zapewniają szczęścia, ani nie przeszkadzają w tym, by ktoś był szczęśliwy, jeśli tylko kocha.
Najbardziej kuszącą drogą do nieszczęścia jest mylenie radości z przyjemnością. Tymczasem są to dwie zupełnie odmienne rzeczywistości. Przyjemność jest pospolita, czyli osiągalna dla wszystkich, podczas gdy radość jest arystokratyczna, gdyż osiąga ją jedynie niewielu ludzi. Aby doznać chwili przyjemności, wystarczy się najeść, wyspać, odreagować złość czy zaspokoić jakiś popęd. A na tego typu zachowania stać każdego człowieka. Także tego, który jest niedojrzały, zaburzony psychicznie czy zrozpaczony. Druga różnica polega na tym, że przyjemność można osiągnąć wprost. Wystarczy sięgnąć po smaczną potrawę czy zostać przez kogoś czule przytulonym. Radość nie jest osiągalna wprost. Jest ona konsekwencją życia, opartego na miłości, prawdzie i odpowiedzialności. Nie ma radości bez miłości. Trzecia różnica polega na tym, że radość jest trwała, a przyjemność szybko przemija, a czasem prowadzi do tragedii. Przykładem są ludzie, którzy dla chwili przyjemności łamią przysięgę małżeńską albo popadają w śmiertelną chorobę. Tymczasem radości nie tracimy nawet wtedy, gdy przychodzi nam mierzyć się z poważnymi trudnościami. Oczywiście pod warunkiem, że nadal kochamy. Czwarta różnica płynie z faktu, że szukanie przyjemności niszczy nasze pragnienia i aspiracje, prowadząc do grzechu, uzależnień i rozczarowań. Natomiast radość umacnia wolność. Człowiek radosny potrafi chronić i realizować swoje najpiękniejsza ideały i marzenia.
Czynienie tego, co przyjemne prowadzi zatem do bardzo nieprzyjemnych skutków. Właśnie dlatego ten, kto szuka przyjemności zamiast radości, popada w rozpacz. Dramat zaczyna się wtedy, gdy człowiek nie pragnie już niczego więcej niż tylko zaspokojenia jakichś potrzeb cielesnych albo poprawienia nastroju za każdą cenę. Początkowo taki człowiek nie zdaje sobie sprawy z własnej rozpaczy. Z każdym dniem staje się coraz bardziej zniewolony i nieszczęśliwy. Mimo to nie koryguje swego dotychczasowego sposobu postępowania. Tylko ten, kto dojrzale kocha, ma odwagę wyciągać logiczne wnioski z własnego postępowania, a także z postępowania innych ludzi.
Szczęście nie rodzi się ani wewnątrz, ani na zewnątrz człowieka. Ono jest owocem miłości, która objawia się i realizuje poprzez spotkania. Oczywiście chodzi tu nie o jakiekolwiek spotkania, lecz wyłącznie o takie sposoby spotykania się z samym sobą i z drugim człowiekiem, w których obecny jest Bóg. Właśnie dlatego nikt nie może osiągnąć szczęścia w osamotnieniu. Nikt też nie może być uszczęśliwiony przez innych ludzi, a zatem bez podjęcia własnego wysiłku. Szczęście jest owocem szczęśliwych spotkań, czyli takich, w których doświadczamy miłości. Współczesny człowiek tęskni za szczęściem podobnie mocno, jak ci, którzy żyli przed nami. Niestety obecnie wielu ludzi bezmyślnie karmi się bodźcami, obrazami czy przekonaniami, które oddalają ich od szczęścia. Tacy ludzie próbują „ratować” się „pozytywnym” myśleniem, czyli miłymi iluzjami na temat ich niemiłej sytuacji życiowej. Usiłują sobie wmówić, że są szczęśliwi. Właśnie dlatego z większości badań socjologicznych - zwanych naukowymi! - wynika, że najszczęśliwszymi ludźmi w Europie są... Szwajcarzy i Skandynawowie, a zatem te społeczeństwa, w których największy jest odsetek alkoholików, narkomanów, samobójców, ludzi chorych psychicznie, a także osób rozwiedzionych.
Człowiek „nowoczesny i postępowy” nie chce nawet słyszeć o tym, że istnieje droga do prawdziwego szczęścia. Nie chce o tym słyszeć z tego powodu, że droga do szczęścia jest trudna, a przez to mniej uczęszczana. W każdych czasach drogą tą pozostaje Chrystus, gdyż tylko On może nauczyć nas mądrze kochać i przynieść radość, jakiej ten świat ani dać, ani nam zabrać nie może. Ludzie nieszczęśliwi są mistrzami w zatruwaniu życia innym ludziom. Oni zrobią wszystko, byle tylko odebrać nam szczęście. Oni nie chcą, byśmy byli dla nich mądrym darem, lecz naiwną ofiarą, którą będą mogli dowolnie manipulować i posługiwać się w (złudnej!) nadziei, że to przyniesie im szczęście. Tacy ludzie są nieszczęśliwi dlatego, że nie kochają, ale wmawiają sobie, że cierpią dlatego, że nikt ich nie kocha, że praca nie daje im satysfakcji, albo że ten świat jest źle urządzony i niesprawiedliwy.
Na początku trzeciego tysiąclecia człowiek oddala się od szczęścia na niespotykaną wcześniej skalę nie tylko ze względu na własną słabość i naiwność, lecz również dlatego, że pada ofiarą cynizmu niektórych ludzi i środowisk. Cynicy to ci, którzy w sposób świadomy i przewrotny głoszą iluzję o istnieniu łatwego szczęścia, posługując się mile brzmiącymi sloganami typu: „żyjcie na luzie; róbcie, co chcecie; nie tłumcie popędów”. Czynią to po to, by jak najwięcej ludzi doprowadzić do rozpaczy. Cynicy doskonale wiedzą o tym, że ludzi nieszczęśliwych łatwo doprowadzić do każdej formy zniewolenia i że w konsekwencji można na nich zarobić kolosalne pieniądze. Najłatwiej jest dorobić się na ludzkim nieszczęściu. Człowiek nieszczęśliwy kupi dosłownie wszystko: alkohol, narkotyk, nikotynę, pornografię, prostytucję, a truciznę, jaką jest antykoncepcja, nazwie „lekiem” po to, by zapomnieć, że samemu sobie wyrządza drastyczną krzywdę.
Skoro szczęście jest owocem miłości, to nie jest ono zależne od tego, w którym miejscu świata i w jakim momencie historii rozgrywa się nasze życie. Jest natomiast zależne od stopnia dojrzałości spotykających się ze sobą ludzi. Mamy świadectwa o pięknych spotkaniach między ludźmi, którym przyszło żyć w okrutnych realiach obozów koncentracyjnych czy gułagów. Z drugiej strony prymitywne spotkania mają często miejsce w luksusowych willach czy wśród ludzi uznawanych za moralne „autorytety”. Żaden człowiek nie może własną mocą nauczyć się takich spotkań, które oparte są na miłości i które przez to niezawodnie prowadzą do szczęścia. Nikt z nas nie jest przecież miłością. Tylko Bóg jest miłością i tylko On ma radość w sobie. My możemy mieć jedynie udział w Jego radości. I to tylko na tyle, na ile mamy udział w Jego miłości. Jedyną przestrzenią szczęśliwego spotykania się z samym sobą i z drugim człowiekiem nie jest jakieś szczególne piękne miejsce czy jakiś szczególnie korzystny czas, ale trwanie w Bogu i Jego miłości. To nie przypadek, że najmocniejsze i najbardziej wzruszające więzi tworzą najwięksi przyjaciele Boga.
Skoro szczęście nie zależy od miejsca czy czasu lecz od miłości, to największe szczęście płynie z najsilniejszych więzi. Przykładem niezwykle silnych więzi między ludźmi jest miłość małżeńska i rodzicielska. Samo bycie blisko siebie nie gwarantuje jednak szczęścia w sposób automatyczny. Bliskie więzi najbardziej bowiem weryfikują jakość miłości, która nas łączy. Właśnie z tego powodu stosunkowo łatwo jest cieszyć się kimś, z kim spotykamy się jedynie od święta i to nawet wtedy, gdy nie łączy nas dojrzała miłość. Przykładem są randki zakochanych, którzy jeszcze nie umieją kochać i którzy niespokojną zazdrość mylą z pogodną tęsknotą. Maksimum szczęścia to sytuacja, w której ktoś dojrzale kochający spotyka ludzi, którzy kochają w równie dojrzały sposób. Natomiast wtedy, gdy człowiek wiąże się z kimś, kto nie kocha, życie może stać się piekłem na ziemi. Nie wiem, czy ktoś będzie w piekle po śmierci, ale wiem, że w doczesności wiele osób przeżywa tego rodzaju gehennę.
To nie przypadek, że najczęściej piekło na ziemi urządzają sobie krewni czy małżonkowie. Nic bowiem nie cieszy tak bardzo, jak dobre więzi z najbliższymi, ale też nic nie rani tak boleśnie, jak konflikty z rodzicem, ze współmałżonkiem czy z własnym dzieckiem. Nieszczęście w rodzinie nie zaczyna się dopiero wtedy, gdy ktoś bije czy poniża swoich bliskich. Przemoc zaczyna się już wtedy, gdy ktoś przestaje kochać, gdy rano obojętnie mija najbliższe osoby, gdy nie okazuje im co chwila nowych znaków pamięci, troski, czułości. Składając przysięgę małżeńską mężczyzna i kobieta ślubują sobie, że przez całe życie siebie nawzajem oraz swoje dzieci będą kochać i szanować, a nie że jedynie nie będą ich krzywdzić czy maltretować.
Szczęście nie zależy od stopnia fizycznej bliskości, lecz od siły i dojrzałości okazywanej miłości. Jedni ludzie są blisko siebie po to, by wyrządzać sobie krzywdę, a inni spotykają się wyłącznie po to, by razem dorastać do świętości. To właśnie dlatego w jednych rodzinach ludzie czują się jak w niebie, a w innych dom rodzinny okazuje się padołem łez. Źródłem mojej ogromnej radości jest serdeczna przyjaźń ze szczęśliwymi rodzinami. O takich rodzinach piszę powieści, gdyż nie znajduję lepszej formy, by opisać ich szczęście oraz moją radość z istnienia tych, którzy wypełniają Boże marzenia. Ludzie z rodzin nieszczęśliwych czytają te powieści ze wzruszeniem - czasem nawet dziesiątki razy - ale zwykle są przekonani, że to jedynie fikcja literacka. Natomiast ci, którzy żyją w szczęśliwych domach, są pewni tego, że opisuję prawdziwe postaci. Podobnie jak pewni są tego, że istnieje powietrze, którym oddychają.
To nie przypadek, że Bóg „wtrąca się” w najbardziej intymne więzi między kobietą a mężczyzną. On wie, że własną (jakże ograniczoną!) mocą i mądrością możemy wymyślić jedynie więzi podobne do tych, które proponują nam popularne telenowele i które prowadzą do krzywd i rozczarowań. Cynicy oraz ludzie nieszczęśliwi z uporem maniaka będą ciągle proponowali nam znacznie mniejszą „miłość”, a zatem „miłość” niewierną, niepłodną i nieodpowiedzialną. Tymczasem Bóg proponuje małżonkom miłość wierną i nierozerwalną, która przynosi zaskakującą radość. Taką niezwykłą miłością może kochać jedynie ktoś, kto jest blisko Boga - Miłości. Nikt z nas nie jest w stanie zrealizować Bożych zamysłów własną mocą czy w oddaleniu od ich Autora.
Nie każdy związek między kobietą a mężczyzną jest drogą do szczęścia. Drogą do radości jest jedynie taki związek, który proponuje sam Bóg. Sakrament małżeństwa oparty jest na miłości z najwyższym znakiem jakości. Bóg nigdy nie proponuje nam niczego mniejszego! Tam, gdzie miłość jest ze znakiem jakości, tam też pojawia się szczęście ze znakiem jakości. Gdy małżonkowie kochają i czują się kochani Bożą miłością, wtedy niemal wszystko sprawia im radość, a codzienne obowiązki nie stają się czymś uciążliwym. Praca w domu, wychowanie dzieci, działalność zawodowa, wszystko to traktowane jest przez nich jak radosny przywilej, jak kolejna okazja do tego, by potwierdzać miłość i by ją z wdzięcznością przyjmować. Tego, kto kocha, nic nie męczy. W czasie spotkanie z młodzieżą na krakowskich Błoniach (27-go maja 2006) Benedykt XVI mówił właśnie o tęsknocie za szczęściem w rodzinie: "W sercu każdego człowieka jest pragnienie domu, w którym miłość będzie chlebem powszednim. To tęsknota za domem, który napełnia dumą, którego nie trzeba będzie się wstydzić i którego zgliszczy nigdy nie trzeba będzie opłakiwać. To pragnienie jest niczym innym, jak tęsknotą za życiem pełnym, szczęśliwym, udanym".
Obecnie mówi się wiele o kryzysie małżeństwa. Jednak to nie małżeństwo przeżywa kryzys, gdyż nikt z nas nie wymyśli wspanialszej więzi niż miłość małżeńska i rodzicielska w wersji, jaką proponuje Bóg. Kryzys przeżywają jedynie poszczególni ludzie, którzy decydują się na zawarcie małżeństwa mimo, że nie dorośli jeszcze do miłości wiernej i ofiarnej. Rzecz ma się zatem podobnie jak z ulicami. Tworzenie dróg to świetny pomysł, gdyż drogi prowadzą nas do ludzi i ułatwiają nam spotkanie tych, których kochamy. Nie ma ulic patologicznych. Patologiczni mogą być natomiast użytkownicy dróg. Wtedy drogi stają się niebezpieczne dla przechodniów. Nie jest to jednak problem dróg, lecz ludzi. Analogicznie jest z małżeństwem. Jeśli związek małżeński zawierają ludzie dojrzali i szczęśliwi, to stają się oni razem jeszcze szczęśliwsi. Jeśli jednak małżeństwo zawierają ludzie niedojrzali i nieszczęśliwi, to ich związek staje się źródłem jeszcze większego cierpienia.
Szczęściu małżonków i rodziców zagraża zatem każda forma bycia ze sobą, która nie jest oparta na miłości. Współczesne media, a także dominujące trendy kulturowe bombardują nas naiwnymi pomysłami na życie. Niektórzy ludzie dochodzą takiej bezmyślności, że deklarują sobie „miłość”, a jednocześnie twierdzą, iż pozostają w „wolnym” związku. W oszukiwaniu samych siebie nie przeszkadza im nawet to, że posługują się pojęciami, które są wewnętrznie sprzeczne i które dyskwalifikowały by ich na każdym egzaminie. To przecież tak, jakby deklarowali sobie, że piją „suchą” wodę, albo że poruszają się pojazdami na „kwadratowych” kołach. W subiektywnych deklaracjach naiwnych ludzi możliwy jest każdy absurd. Także ten największy, czyli twierdzenie, że miłość to związek, który nie wiąże i że można rozwieść się, pozostając „przyjaciółmi”. Kościół nie uznaje rozwodów nie dlatego, że chce przeszkadzać komuś w znalezieniu „nowego szczęścia” z nową osobą, ale dlatego, że poważnie traktuje człowieka, który złożył przysięgę małżeńską. Kościół nie może nikogo łudzić, że można dojrzale kochać i być szczęśliwym wtedy, gdy ktoś łamie poprzednią przysięgę miłości, złożoną świadomie i dobrowolnie. Miłość to najsilniejszy związek, jaki istnieje we wszechświecie. To związek silniejszy od ludzkich słabości, a nawet od śmierci, bo śmierć jest jedynie doczesna, a miłość jest wieczna.
Szczęściu małżeństw i rodzin w dramatyczny sposób zagraża szerząca się obecnie kultura śmierci, bo szczęśliwe małżeństwa i trwałe rodziny są jej bezpośrednim zaprzeczeniem. Wielkim zagrożeniem jest też mylenie miłości z czymś, co miłością nie jest, a zatem ze współżyciem seksualnym oderwanym od miłości, z zakochaniem i uczuciem, z tolerancją czy akceptacją. Warto zauważyć, że w Piśmie Świętym w ogóle nie występuje ani słowo tolerancja, ani słowo akceptacja, gdyż Biblia ukazuje wyłącznie realistyczną drogę do szczęścia. Drogą tą jest miłość i prawda, czyli prawdziwa miłość. Radykalnym zagrożeniem szczęścia w związkach między ludźmi jest kradzież małżeństwa, czyli świętokradztwo. Chodzi tu o kradzież świętej więzi, jaką w zamyśle Bożym jest małżeństwo i zastępowanie tej świętej więzi egoizmem we dwoje, albo dominacją jednej strony nad drugą. Kradzież małżeństwa ma miejsce za każdym razem, gdy ktoś — podstępem, oszustwem, udawaniem czy wzbudzaniem litości — doprowadza drugą osobę do złożenia przysięgi małżeńskiej, a sam nie ma zamiaru albo nie jest w stanie tej przysięgi wypełnić. Na kradzieży nie da zbudować się szczęścia. Tym bardziej na kradzieży czyjejś przysięgi miłości.
Kościół katolicki nie godzi się na błogosławienie związków małżeńskich wtedy, gdy narzeczeni wykluczają potomstwo. Powodem takiego stanowiska Kościoła nie jest jedynie fakt, że narzeczeni nie dorośli jeszcze do miłości rodzicielskiej, ale też fakt — którego zwykle oni sami nie chcą sobie uświadomić — że nie dorośli do miłości małżeńskiej. Ci małżonkowie, którzy są pewni wzajemnej miłości, w oczywisty sposób pragną dzielić się z potomstwem swoją wzajemną miłością. Miłość bowiem nigdy nie jest egoistyczna i nie zamyka się w sobie. Świadczy o tym postawa samego Boga, który obdarza życiem ludzi i traktuje je jak swoje ukochane dzieci.
Dziecko to najpierw potwierdzenie wzajemnej miłości rodziców. Małżonkowie, których łączy dojrzała miłość, wiedzą, że warunkiem przyjęcia dziecka nie jest ani wielkość ich mieszkania, ani zasobność ich portfeli, lecz siła ich wzajemnej miłości. To właśnie dlatego najmniej dzieci mają zwykle najbogatsi ludzie, gdyż materialne bogactwo (w przeciwieństwie do bogactwa duchowego) trudno jest pogodzić z ofiarną miłością, a innej miłości niż ofiarna na tej ziemi nie ma.
Miłość rodzicielska przynosi zaskakującą radość i trwałe szczęście dlatego, że jest to miłość wyjątkowo bezinteresowna i ofiarna. Ziemscy rodzice to tak niezwykły zamysł Bożej miłości, że Bóg samemu sobie pozazdrościł tego pomysłu i postanowił stać się dzieckiem! Miłość rodzicielska to ta forma miłości, która najbardziej przypomina miłość Boga do człowieka. Nic dziwnego, że to właśnie ta miłość dokonuje największego cudu na ziemi: potrafi przemieniać początkowo bezradne i nieświadome siebie niemowlęta w mocarzy miłości i prawdy. Nie trzeba chyba przypominać o tym, że najbardziej szczęśliwe są dzieci szczęśliwych rodziców. A najprostszą receptą na szczęście w rodzinie jest wspólna modlitwa małżonków i dzieci. Ci, którzy razem rozmawiają z Bogiem — Miłością, również między sobą będą rozmawiać językiem miłości.
Przyjaźń zawsze prowadzi do szczęścia, gdyż każda forma dojrzałej przyjaźni jest potwierdzeniem miłości. Miłość wyraża się na sposób przyjaźni. Bóg, który kocha nas nad życie, traktuje ludzi jak przyjaciół. On sam stał się dla nas największym Przyjacielem. Nie ma przecież większej przyjaźni nad tę, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół. A On dobrowolnie oddał za nas życie jeszcze wtedy, gdyśmy Jego miłości nie rozumieli, ani nie pokochali.
Najbardziej niezwykłą formą przyjaźni na tej ziemi jest małżeństwo oparte na takiej miłości, jaką proponuje Bóg. Kobieta i mężczyzna mogą zawrzeć szczęśliwe małżeństwo jedynie wtedy, gdy najpierw staną się dla siebie przyjaciółmi. Zakochanie nie jest wystarczającym fundamentem szczęśliwego małżeństwa. Szczęśliwi są jedynie ci, którzy potrafią kochać, a nie ci, którzy potrafią romansować. Przyjaźń w miłości małżeńskiej jest tak niezwykle silna i nieodwołalna, że małżonkowie zawierzają sobie nawzajem swój własny los oraz los swoich dzieci. Właśnie dlatego przyjaźń małżeńska staje się tak bardzo otwarta i ufna, że jest to jedyna forma miłości, która w odpowiedzialny sposób obejmuje również więź seksualną. Zdumiewająca jest również przyjaźń, która łączy dojrzałych rodziców z ich dziećmi. Jest to taka forma miłości, która dzieciom dosłownie ratuje życie. Niemowlę nie może prawidłowo rozwijać się, jeśli nie będzie kochane przez rodziców.
Jednak miłość nie ogranicza się jedynie do przyjaźni między małżonkami czy między rodzicami a dziećmi. Żaden człowiek nie jest aż tak bardzo niezwykły i aż tak bogaty w swoim człowieczeństwie, by na tej ziemi stanowił dla drugiego człowieka wystarczający punkt odniesienia i by stwarzał przestrzeń pełnego rozwoju. Właśnie dlatego najwspanialsi nawet małżonkowie i najbardziej nawet kochane dzieci potrzebują spotkania z Bogiem oraz doświadczenia miłości w kontakcie z osobami, które nie należą do kręgu rodziny. I właśnie taką więź niezwykłej miłości między obcymi sobie wcześniej ludźmi nazywamy przyjaźnią w klasycznym rozumieniu tego słowa.
Przyjaźń przynosi nieopisaną radość właśnie dlatego, że z definicji jest formą wyjątkowo dojrzałej i bezinteresownej miłości. Przyjaciel to skarb i niezawodna droga do szczęścia. To ktoś, kto potrafi mnie kochać zawsze. W każdej sytuacji. Niezależnie od tego, czego się o mnie dowie. Przyjaciel to widzialna wersja anioła stróża. To ktoś taki, do kogo nie muszę biec za każdym razem, gdy jest mi ciężko, gdyż zwykle wystarcza mi pewność jego nieodwołalnej miłości do mnie oraz świadomość tego, że o każdej porze dnia i nocy mogę zwrócić się do niego prośbą o pomoc. Przyjaciel to ktoś, dzięki komu chce mi się żyć w najtrudniejszych nawet sytuacjach. To ktoś, kogo wpuszczam do serca z tak niewzruszonym zaufaniem, z jakim wpuszcza się do domu jedynie najbardziej kochane osoby. Człowiek szczęśliwy to ktoś, kto nie tyle szuka przyjaciół, ile raczej sam staje się dla innych ludzi przyjacielem. Wtedy z pewnością spotka mądrych przyjaciół i doświadczy niespodziewanej radości.
Bóg nie zadawala się tym, że stwarza nas z miłości i że nieodwołalnie kocha. On nieustannie towarzyszy nam w drodze i każdemu człowiekowi podpowiada optymalny, a zarazem niepowtarzalny sposób istnienia w doczesności. Powołanie to Boże marzenie o każdym z nas. Marzenie to jest w swej istocie podobne w odniesieniu do każdego człowieka, gdyż Bóg marzy o naszej świętości. Świętość to najpełniejsza forma szczęścia, jaka jest osiągalna w życiu doczesnym. Człowiek roztropny jest pewny tego, że w poszukiwaniu swojej niepowtarzalnej drogi warto bardziej słuchać Boga niż ludzi i niż samego siebie. Przecież nikt z ludzi nie zna mnie aż tak dobrze i nie kocha aż tak mądrze, jak Stwórca.
Co daje szczęście tym, którzy są powołani do kapłaństwa czy życia zakonnego? Oczywiście miłość, bo inne niż miłość źródło szczęścia nie istnieje. Księża czy siostry zakonne według serca Jezusowego to te osoby, które mocno kochają. I tylko takie osoby są szczęśliwe, podobnie jak Maryja i Józef, Piotr i Jan, Maria Magdalena i Matka Teresa, Maksymilian Kolbe i Jan Paweł II. Oczywiście ja też stawiam sobie pytanie o to, czy jestem szczęśliwy. Nie odważam się jednak być sędzią we własnej sprawie. Z zewnątrz widać to lepiej. Ci, których spotykam, na ogół sugerują mi, że widzą we mnie człowieka szczęśliwego. Nie ukrywam, że moje subiektywne odczucie jest podobne. Również wtedy, gdy bywam zmęczony albo zaziębiony, gdy niosę bolesny krzyż ludzi, którzy zawierzają mi swoje życiowe dramaty, albo gdy doświadczam moich własnych słabości. Czuję się dzieckiem niezasłużonego szczęścia, ale „pocieszam się” tym, że skoro szczęście jest owocem miłości, to wszyscy ludzie są szczęśliwi w niezasłużony sposób. Mogą przecież kochać jedynie dlatego, że Ktoś inny pierwszy ich pokochał i że postawił na ich drodze świadków swojej miłości.
Już w dzieciństwie marzyłem o tym, żeby być szczęśliwym człowiekiem. Jako nastolatek wyobrażałem sobie szczęście w postaci miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Niepokornie marzyłem nie tylko o tym, by związać się z wyjątkową żoną i mieć najbardziej niezwykłe na świecie dzieci, ale również o tym, by być szlachetnym mężem i ojcem. Nic dziwnego, że długo opierałem się Bogu wtedy, gdy zaskoczył mnie propozycją kapłaństwa. A kiedy już „uległem” Temu, który kocha, było dla mnie oczywiste, że mogę zrezygnować z małżeństwa i rodziny, ale że nie jest wolą Boga to, bym zrezygnował z miłości.
Od chwili, gdy powiedziałem „tak” na zaskakującą propozycję Boga - Miłości, postanowiłem być uczciwym i ofiarnym księdzem, podobnie jak uczciwymi i ofiarnymi są małżonkowie i rodzice, którzy kierują się Bożymi marzeniami. Odkąd sięgam pamięcią, spotykałem i spotykam ludzi, którzy w dojrzały sposób mnie pokochali. Oni — podobnie jak Bóg - nie akceptują mnie takim, jakim obecnie jestem, ale pomagają, bym codziennie stawał się kimś większym od samego siebie i by moim największym marzeniem było dorastanie do świętości. Stawać się świętym księdzem, czyli brać codziennie od nowa śmiertelnie poważnie Ewangelię i odważnie - wręcz zuchwale! - kochać na wzór Syna Bożego, to droga do tego szczęścia, które przekracza wszystkie moje marzenia i wyobrażenia. Codziennie od nowa próbuję iść tą właśnie drogą z tym większą stanowczością i pewnością, im większą daje mi Bóg radość z budowania przyjaźni z ludźmi — świeckim i duchownymi, kobietami i mężczyznami — którzy odważnie kochają i którzy na moich oczach dorastają do świętości.
Skoro szczęście nie zależy od fizycznej bliskości z drugą osobą, ale jest owocem dojrzałej miłości, to osiągnięcie szczęścia możliwe jest również w samotności. Trzeba jednak odróżnić samotność od osamotnienia. Osamotnienie jest pierwszym i najbardziej radykalnym złem, o jakim mówi Pismo Święte (por. Rdz 2,18). Jest to zło jeszcze większe niż grzech czy śmierć doczesna, gdyż osamotnienie wyklucza rozwój oraz uniemożliwia doświadczenie miłości. Właśnie dlatego samotność jest czymś zupełnie innym niż osamotnienie. Samotność to chwilowe zawieszenie fizycznego kontaktu z innymi ludźmi po to, by skupić się na spotkaniu z samym sobą i z Bogiem. Dzięki dobrze przeżywanej samotności stajemy się zdolni do tego, by dojrzalej niż dotąd spotykać się z drugim człowiekiem. Jeśli przebywanie z samym sobą nie jest wynikiem lęku wobec innych ludzi czy ucieczki od ludzi, to staje się jedną z dróg do szczęścia. Radość płynie z każdego spotkania, które opiera się na miłości. Także wtedy, gdy jest to spotkanie człowieka z samym sobą.
Jedynym motywem dojrzałej, a przez to szczęśliwej samotności, jest miłość. Klasycznym przykładem w tym względzie jest samotność naukowców, którzy zamykają się w laboratoriach po to, by prowadzić badania dla dobra ludzi, czy też samotność zakonników, którzy zamykają się w swojej celi po to, by modlić się w intencji bliźnich. Warto jednak pamiętać o tym, że samotność jest najrzadszą formą osiągania szczęścia. Ko zatem decyduje się na tę drogę życia, powinien w sposób wyjątkowo uważny wsłuchiwać się w głos Boga oraz w głos swego przewodnika duchowego. Istnieje bowiem ryzyko, że wybór samotności nie będzie motywowany darem, lecz (nieświadomą zwykle) ucieczką od więzi z ludźmi, a w konsekwencji okaże się ucieczką od miłości. Wtedy - zamiast szczęścia - przyniesie bolesne osamotnienie.
W dwa tysiące lat po przyjściu Syna Bożego na ziemię nadal są wśród chrześcijan ludzie, którzy sądzą, że Bóg zsyła nam krzyże i że być chrześcijaninem to cieszyć się z tego, że... jest się człowiekiem nieszczęśliwym. Podtrzymywanie tego typu absurdalnego przekonania krzywdzi nie tylko Boga, ale również człowieka. Nie jest możliwe, by naszego cierpienia chciał Ktoś, kto tak szalenie nas kocha, że przyszedł do nas, mimo że wiedział, iż zostanie najbardziej okrutnie i niewinnie skrzywdzony w całej historii ludzkości. Posądzanie Boga, który jest miłością, o to, że zsyła nam cierpienia, albo choćby o to, że dopuszcza niewinne cierpienie, jest nieskończenie bardziej absurdalne, niż posądzanie kochających rodziców o to, że zsyłają krzyże i cierpienia na swoje ukochane dzieci po to, aby je (z miłości?) wystawić na próbę!
Do Boga zbliża wyłącznie miłość, gdyż Bóg jest miłością! On nie jest ani cierpieniem, ani krzyżem! Bóg nie zbawił nas przez krzyż, lecz wyłącznie przez samego siebie, czyli przez miłość. Krzyż jest niezwykle ważny dla chrześcijan wyłącznie z tego powodu, że na nim Bóg potwierdził swoją miłość w sposób wręcz niesłychany: pozwolił się zabić po to, byśmy byli pewni, że kocha nas nad życie. Na sądzie ostatecznym Jezus nie zapyta nas o to, ile żeśmy wycierpieli. Cierpienie nie będzie stanowiło kryterium zbawienia! Ukrzyżowany - i na całą wieczność przez ludzi niewinnie Poraniony - Syn Boży zapyta nas wyłącznie o to, jak mocno i jak bardzo bezinteresownie żeśmy kochali.
Podejrzewanie Boga o to, że to On nas doświadcza niewinnym cierpieniem, jest najbardziej tragiczną pomyłką i najbardziej szkodliwą pokusą, jakiej może ulec człowiek. Znane powiedzenie, że kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże zsyła, to podwójna herezja. Powiedzenie to zakłada bowiem, że Bóg-Miłość nie wszystkich kocha i że Miłość zsyła nam coś innego niż miłość. Tymczasem Bóg jest Niewinny. To nie On jest odpowiedzialny za niewinne cierpienie ludzi tej ziemi. Przeciwnie, to właśnie On jest najbardziej niewinnie Skrzywdzonym przez nas, ludzi. Niemal za każdym niewinnym cierpieniem człowieka stoi wina innego człowieka. O niewinne cierpienie pytajmy zatem tych, którzy takie cierpienie zadają: pijanego kierowcę, gwałciciela, okrutnika, który wywołał wojnę, egoistę, który kpi sobie z cierpienia najbliższych czy cynicznego „biznesmena”, który produkuje toksyczną żywność.
Św. Tomasz nie ma do końca racji wtedy, gdy twierdzi, że Bóg jest samym szczęściem. Oczywiście Bóg, który jest samą miłością, mógłby być również samym szczęściem. Mógłby, gdyby nie zaryzykował własnym szczęściem wtedy, gdy z miłości obdarzył nas istnieniem i postanowił troszczyć się o nas, jak o własne dzieci. Odtąd szczęście Boga złożone jest w nasze dłonie! Każdy człowiek ma straszliwą władzę: władzę zadawania cierpienia Bogu. Ten, który jest miłością, może tylko jedno: kochać i cieszyć się wtedy, gdy my kochamy i gdy jesteśmy szczęśliwi oraz kochać i cierpieć wtedy, gdy my grzeszymy i cierpimy. Jeśli któreś z dzieci Bożych jest w piekle, to jest to największy dramat i największe cierpienie Boga. Każdy, kto dojrzale kocha, ratuje przed cierpieniem nie tylko samego siebie, ale również Boga. Bóg stanie się samym szczęściem jedynie wtedy, gdy wszyscy będziemy zbawieni.
Różne mogą być oblicza ludzkiego szczęścia, ale każde prawdziwe szczęście zawsze jest odbiciem oblicza Jezusa i Jego miłości. Tylko miłość jest drogą do szczęścia, a jedynym źródłem miłości między ludźmi jest miłość Boga do człowieka. Syn Boży stał się jednym z nas nie po to, by nasz krzyż był cięższy, ani nie po to, byśmy szukali cierpienia czy umartwienia. On przyszedł nauczyć nas swojej miłości po to, by Jego radość była w nas i by nasza radość była pełna (por. J 17,13). Chrystus jest jedyną skałą ludzkiego szczęścia w doczesności i w wieczności. On jest jedynym fundamentem naszej radości, gdyż nikt nie kocha bardziej niż On, a szczęście jest tam, gdzie jest miłość. Im mocniej trwamy w miłości Chrystusa, tym większy i tym bardziej bezpieczny tworzymy kawałek nieba na ziemi. Szczęście budowane na innym „fundamencie” niż miłość okazuje się iluzoryczne i kruche. Jest ono wtedy podobne do domu zbudowanego na piasku. Takie szczęście rozbije się o egoizm, pożądanie, zazdrość, zniechęcenie, o ludzką słabość czy grzech.
Dopóki żyjemy w doczesności, trwanie w miłości Chrystusa i w Jego radości pozostaje ciągle darem i zadaniem. Właśnie dlatego nikt z nas nie osiąga szczęścia raz na zawsze. Nikt też nie traci definitywnie prawa do bycia człowiekiem szczęśliwym. Tym, którzy czują się nieszczęśliwi w obecnej fazie życia pragnę powiedzieć, że nikt poza nimi samymi nie może pozbawić ich szansy na przeżycie szczęścia i na doświadczenie radości. Jeśli tu i teraz — ze względu na popełnione błędy czy na doznane wcześniej krzywdy — są daleko od miłości, to zawsze mają szansę by — jak syn marnotrawny — uświadomić sobie to, że u Boga będzie im lepiej. Gdy powrócą — albo gdy po raz pierwszy przyjdą — do Boga, który jest miłością, wtedy ich smutek ustąpi miejsca niespodziewanej radości. Miłość jest bowiem jedyną siłą, która w jednym momencie może stworzyć każdego z nas zupełnie na nowo!
Z kolei ludziom szczęśliwym pragnę przypomnieć o tym, że ich szczęście jest na tyle trwałe, na ile mocna jest ich miłość do Boga i do człowieka. Pragnę też potwierdzić to, że - przynajmniej czasami - „wielcy” tego doczesnego świata będą ich nienawidzili i zwalczali, ale jednocześnie będą mieli wobec nich — skrzętnie zwykle skrywany! — szacunek. Człowiek, który kocha i który w konsekwencji jest szczęśliwy, zawsze będzie fascynował tych, którzy nadaremno szukają szczęścia na innej drodze niż miłość.
opr. mg/mg