Jacques Maritain - jeden z najwybitniejszych filozofów XX wieku
Jacques Maritain (1882—1973), jeden z najważniejszych filozofów XX wieku.
Z lewej: jego żona Raissa (1883—1960)
Zdjęcia: prywatny album brata Morisa Maurina
Złożyli przysięgę, że jeśli nie odnajdą prawdy, popełnią samobójstwo. Poszukiwania zaprowadziły ich do Kościoła katolickiego.
Poznali się na Sorbonie, na początku XX wieku. Ona — Żydówka z Rostowa nad Donem, on — Francuz z dziada pradziada, wnuk znanego polityka Juliusza Favre'a. Połączyła ich miłość do sztuki i głębokie pragnienie poznania prawdy. Tak silne, że na szali poszukiwań położyli własne życie.
Ewangelia z obrazów
Kiedy Raissa spotkała na swojej drodze Jakuba Maritaina, miała za sobą pierwsze religijne zwątpienia. Pytania dotyczące Boga, Jego dobroci, wszechmocy i obecności cierpienia w świecie doprowadziły ją do wniosku: Bóg nie istnieje. Początkowo nie godziła się z tą myślą, ale rozpacz coraz silniej wdzierała się w jej życie. Pustki nie byli w stanie zapełnić jej ówcześni nauczyciele, pokładający nadzieje w oszałamiającym rozwoju nauk przyrodniczych. Pragnęła „tej mądrości, do której tęsknimy wszyscy przed, po i ponad wszelkim poznaniem, jakie dają poszczególne nauki”.
Nie wiedziała jeszcze, że do tej mądrości będzie się zbliżać wraz z człowiekiem, który okaże się w przyszłości jednym z największych filozofów XX wieku. Swoje pierwsze spotkanie z Jakubem tak opisuje w książce „Wielkie przyjaźnie”: „Twarz miał łagodną, obfite blond włosy, małą bródkę; idąc, pochylał się do przodu. Przedstawił się i powiedział, że organizuje właśnie komitet studencki, którego celem ma być wywołanie protestu pisarzy i profesorów uniwersytetów francuskich przeciwko złemu traktowaniu studentów socjalistów w Rosji; na tamtejszych uniwersytetach miały wówczas miejsce rozruchy, które były surowo tłumione przez carską policję. Zapytał, czy może wciągnąć moje nazwisko na listę członków komitetu”.
Zgodziła się — i odtąd stali się nierozłączni. Jakub odprowadzał ją po zajęciach, nie licząc się z godzinami posiłków, które jadał w domu, i tym samym przysparzając zmartwień matce. Młody filozof stał się przewodnikiem Raissy po świecie malarstwa, zabierał ją do Luwru i toczył z nią długie dyskusje o sztuce. Do domu rodziców dziewczyny napływały teraz reprodukcje ulubionych obrazów. Ponieważ większość z nich przedstawiała „zwiastowania, nawiedzenia, narodzenia, ukrzyżowania, madonny, aniołów, apostołów i świętych”, w życie Raissy zaczęło się delikatnie wkradać orędzie Ewangelii. „Podziwialiśmy, kochaliśmy piękno, które zawierało to orędzie, nie znając jeszcze jego prawdy” — pisze Raissa Maritain.
Nim jednak poznali tę prawdę, musieli przejść przez ostateczne rozczarowanie uniwersytetem i prądami umysłowymi tamtego czasu. Z jednej strony dominujący scjentyzm sprowadzał świat do praw matematycznych, z drugiej — ówczesna relatywistyczna filozofia negowała możliwość obiektywnego poznania. Oboje dostrzegali tę sprzeczność i nie chcieli zbywać jej wzruszeniem ramion, tak jak czyniła to większość naukowców. Szukali czegoś stałego, pewnego. Ze współczesnych myślicieli pociągali ich jedynie Spinoza i Nietzsche, bo ich filozofia była przynajmniej wolna od kompromisów. Jednak ani Spinoza nie doprowadził ich do żadnych konkretnych przekonań, ani pycha Nietzschego i jego pogarda wobec słabych i biednych nie były czymś, na co mogli się zgodzić. Raissa uważała się już wtedy za ateuszkę i wolała śmierć od życia pozbawionego sensu. Jakub poszukiwał jeszcze tego sensu w walce o sprawę ludzi biednych, ale i jego dosięgała już rozpacz.
Kredyt dla życia
I tak, mając zaledwie po dwadzieścia lat, podjęli postanowienie. Zdecydowali dać życiu na pewien czas kredyt zaufania, w nadziei, że odsłoni się przed nimi sens bytu i odnajdą wartości, dla których warto żyć. Jeśli jednak eksperyment się nie powiedzie, popełnią samobójstwo. Będzie ono świadomym protestem przeciw światu, w którym cierpienia nie da się w żaden sposób usprawiedliwić.
Właśnie w tym czasie trafili na wykłady Henryka Bergsona w Collège de France. To właśnie on obudził w nich na nowo przekonanie, że prawda istnieje. W przeciwieństwie do zblazowanych profesorów z Sorbony kierował ich umysły ku temu, co metafizyczne. Raissa chłonęła każde jego słowo. Z jego inspiracji zaczęła czytać Plotyna i właśnie w trakcie tej lektury miało nadejść pierwsze olśnienie. W książce „Wielkie przyjaźnie” notuje: „Gdy doszłam
do jednego z ustępów, w którym Plotyn mówił o duszy i Bogu językiem mistyka i metafizyka (nie przyszło mi wówczas na myśl, by zaznaczyć ten ustęp, i nie odszukałam go później), wstrząsnął mną dreszcz zachwytu, w mgnieniu oka padłam na kolana przed książką i z sercem wezbranym miłością namiętnie całowałam przeczytaną właśnie stronę”.
Pani jest chrześcijanką
Zaręczyny Raissy i Jakuba były proste, bez żadnych oświadczyn: „Siedzieliśmy sami w salonie moich rodziców — Jakub na dywanie, tuż obok mojego fotela. Wydało mi się nagle, że zawsze byliśmy blisko siebie i że tak już będzie do końca. Bezwiednie przesunęłam ręką po jego włosach, popatrzył na mnie i wszystko stało się dla nas jasne. Ogarnęło mnie poczucie, że dla mojego szczęścia i mojego zbawienia (tak właśnie myślałam, choć słowo »zbawienie« nic dla mnie nie znaczyło) moje życie będzie odtąd zawsze połączone z życiem Jakuba. Było to uczucie słodkie i kojące, jedno z tych, które spływają na nas z jakichś wyższych sfer, oświecając przyszłość i pogłębiając teraźniejszość”.
Dwa lata później, 26 listopada 1904 roku, biorą ślub. Młode małżeństwo zamieszkało przy ulicy Jussieu, niedaleko Jardin des Plantes, gdzie jeszcze niedawno składali przyrzeczenie dotyczące samobójstwa. Teraz ich życie zaczęło zmierzać w zupełnie innym kierunku. Duży udział miał w tym ich nowy przyjaciel Leon Bloy, pisarz, o którym bez przesady można powiedzieć, że był prorokiem początku XX wieku. Raissa podziwiała jego gorliwość i czuła, że problem Boga został postawiony przed nią z całą natarczywością. Trzeba było coś z tym zrobić, posunąć się krok dalej. „Nie jestem chrześcijanką — pisała z żalem do Bloya. — Potrafię szukać tylko w męce”. Odpowiedź była zaskakująca: „Dlaczego, droga moja przyjaciółko, chce Pani jeszcze szukać, kiedy Pani już znalazła. Jak mogłaby Pani lubić to, co ja piszę, jeśliby Pani nie myślała i nie czuła podobnie? Pani jest nie tylko chrześcijanką, jest Pani żarliwą chrześcijanką, córką ukochanego Ojca, oblubienicą Jezusa Chrystusa, stojącą u stóp krzyża, służebnicą miłującą Matkę Boga w Jej przedsionku Królowej światów. Ale Pani o tym nie wie, a raczej nie wiedziała i została nam Pani przysłana po to, by się tego dowiedzieć”.
Wiara albo nic
Ostateczną decyzję o chrzcie przyspieszyła ciężka choroba Raissy w lutym 1906 roku. To wtedy Jakub rzucił się na kolana i po raz pierwszy odmówił Modlitwę Pańską. Czuł się już gotowy do przyjęcia katolicyzmu. Raissie powiedział o wszystkim dopiero po jej wyzdrowieniu. Ona ze swoją decyzją zwlekała trochę dłużej. W końcu wybrali datę 11 czerwca. Leon Bloy był wzruszony — właśnie w ten dzień przypada wspomnienie św. Barnaby, do którego modlił się od dłuższego czasu.
Do Jakuba i jego żony dołączyła jeszcze siostra Raissy, Wera. Wszyscy troje zjawili się w kościele świętego Jana Ewangelisty na Montmartrze. „W mojej duszy panowała kompletna posucha, nie mogłam sobie przypomnieć żadnej z przyczyn, które mnie tu przywiodły. Jedno precyzowało się jasno w moim umyśle: albo chrzest obdarzy mnie wiarą i stanę się w całej pełni członkiem Kościoła, albo odejdę niezmieniona, z wiarą utraconą na zawsze. Myśli Jakuba były mniej więcej podobne do moich” — wspominała Raissa.
Następne ponad pół wieku miało pokazać, że w sercach nowych katolików zakorzeniła się silna wiara i miłość do Chrystusa. W przypadku Jakuba Maritaina stały się one inspiracją do stworzenia bodaj najważniejszej w XX wieku koncepcji sztuki chrześcijańskiej. Dla człowieka, którego nawrócenie rodziło się pod wpływem kontaktu z książkami i obrazami, słowa o tym, że piękno zbawi świat, nie były tylko czczą gadaniną.
Na podstawie książki Raissy Maritain „Wielkie przyjaźnie. Poszukiwanie sensu w czasach zwątpienia”, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Fronda.
opr. mg/mg