Recenzja: Jan Andrzej Kłoczowski, DROGI CZŁOWIEKA MISTYCZNEGO, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001
Mistyka z perspektywy filozoficznej, teologicznej i psychologicznej, to temat jaki podejmuje ojciec profesor Jan Andrzej Kłoczowski w swej książce Drogi człowieka mistycznego. Dzieło to odczytywać można przynajmniej na dwa sposoby. Z jednej strony jest to znakomite kompendium wiedzy, a zarazem filozoficzny esej, który przybliża czytelnikowi zjawisko mistycyzmu i osoby wybitnych mistyków. Bohaterami książki są wielcy tytani ducha zarówno dawniejsi: jak Mistrz Ekhart, św. Teresa z Avila, Angelus Silesius, ale także współcześni: Thomas Merton, Edyta Stein, Henryk Elzenberg. Można jednak spojrzeć na tę książkę nieco inaczej, bardziej osobiście, jako na poradnik czy przewodnik, który wprowadza początkujących adeptów na niełatwą drogę przeżywania doświadczenia mistycznego.
Zacznijmy od początku. Czym jest mistyka? Greckie słowo mistikos wywodzi się od słówka myo, co oznacza zamykać, zwłaszcza w kontekście zamykania oczu. Mistyk zamyka oczy na rzeczywistość widzialną, a wzrok swój kieruje do wnętrza, w stronę świata duchowego. Co spodziewa się tam ujrzeć? Mówiąc krótko: Boga. Oto najbardziej lapidarna definicja mistyka: mistyk to człowiek, który chce widzieć Boga. Ale rodzi się pytanie jak ma to osiągnąć, skoro, jak czytamy w Księdze Wyjścia, mówi Pan: żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu. Boga możemy wprawdzie poznawać odwołując się do Jego dzieł, możemy też budować rozmaite analogie czy porównania, to wszystko jednak dla mistyka o wiele za mało.
Mistyk jak nikt inny zdaje sobie sprawę z trudności jakie wiążą się ze zbliżeniem do Absolutu przy pomocy pojęć. W wypowiedziach odnoszących się do Boga, określa się Go różnymi imionami, nazywa Prawdą, Dobrem, Pięknem, ale wszystko co powiemy o Nim nie oddaje nam nawet najmarniejszego cienia Jego istoty. Przywołajmy znamienny przykład z książki: Mistrz Ekhart zwykł twierdzić, że mówić o Bogu, że jest dobry, to to samo co stwierdzać, że słońce jest ciemne. Dlatego też dzieje mistycyzmu, to ciągłe przekraczanie i zawieszanie ludzkich wyobrażeń o Absolucie. Tradycja neoplatońska, z której obficie czerpały prądy mistyczne głosiła przekonanie, że Bóg jest niepoznawalny, nie daje się wyrazić przy pomocy pojęć, objąć rozumem, opisać językiem. Jednia jest niewysłowiona w tak wielkim stopniu, że nie można o niej powiedzieć nawet tego, że jest niewysłowiona. A jednak mistyk to człowiek, który ma nadzieję na bezpośredni, niezniekształcony, pełny kontakt z Absolutem. Gdzie więc spodziewa się ów kontakt nawiązać, skoro jasne jest, że w widzialnym świecie jest to niemożliwe. Otóż mistyk poszukuje Boga w swym wnętrzu, jest on gotów porzucić świat, aby w najgłębszym i najświętszym miejscu swej duszy doświadczyć pełnego zjednoczenia ze Stwórcą. To niesłychane spotkanie we wnętrzu, w obrębie mistyki chrześcijańskiej realizuje się poprzez miłość. Tu o. Kłoczowski stawia odważną tezę, żeby mistykowi pozwolić kochać Boga tymi władzami, którymi dysponuje, a zatem, że delikatne nutki erotyzmu jakie dostrzec można w niektórych pismach mistycznych w najmniejszym nawet stopniu nie deprecjonują wartości mistycznych przeżyć.
Ścieżka do Boga wiedzie przez wnętrze, czy można więc uzyskać jakieś wskazówki, rady, który służyłyby na tej drodze pomocą? Trudno w tak delikatnej materii o jakieś jeden, powszechnie obowiązujący schemat. Tym niemniej możliwe jest sformułowanie pewnych, bardzo ogólnych prawidłowości. U większości mistyków droga do Absolutu składała się z trzech głównych etapów, były to: oczyszczenie, oświecenie i zjednoczenie.
Jak dojść do oczyszczenia w ramach chrześcijańskiej tradycji nietrudno się domyśleć, wystarczy odrzucić zło grzechu, o wiele trudniej wskazać jakimi metodami osiągnąć ów drugi etap, w którym nasze wnętrze zaczyna rozświetlać iluminacja niezapośredniczonej Boskości. Wielcy mistycy i w tym względzie udzielają ważnych wskazówek: należy odwrócić się od wrażeń zmysłowych, czyli od zgiełku świata, a w kolejnym kroku także od siebie samego. Ten proces mistrz Ekhart, jeden z ważniejszych bohaterów książki krakowskiego dominikanina, nazywał odosobnieniem. Znaczącą rolę na tym etapie odgrywało zdaniem mistrza Ekharta ubóstwo. Ale nie chodzi tu o ubóstwo materialne. Autor poddaje bardzo wnikliwej analizie określenie ubóstwa sformułowane przez Ekharta: ubogi to taki, który nic nie chce, nic nie wie i nic nie ma. Zatrzymajmy się na chwilę nad tym pierwszym określeniem. Nic nie chcieć, a więc wyrzeczec się własnych zachcianek, całkowicie poddać woli Boga, ale to jeszcze za mało, w swym najwyższym etapie, trudnym do wyobrażenia dla początkującego, sformułowanie to jest tożsame z całkowitą rezygnację z pragnienia czegokolwiek; dodajmy, że nawet tego by pełnić wolę Bożą, bo i w takim pragnieniu zawarta jest nasza ułomna i zniekształcająca wizja Boga.
W książce znajdujemy też wartościowe wskazówki pochodzące od Ojców Pustyni. Droga mistycznego oświecenia była w ich nauczaniu następująca: najpierw surowe praktyki ascetyczne, które odcinają od zamętu światowego, a więc: ucieczka na pustynię, milczenie, samotność, posty. To wszystko umożliwia osiągnięcie stanu uciszenia, uwolnienia umysłu od namiętności, wewnętrznego spokoju. Wtedy właśnie staje się możliwa prawdziwa kontemplacja, która prowadzi do wewnętrznego scalenia człowieka. Stąd już tylko niewielki krok do poznania Boga. Przybiera ono formę nieustającej adoracji, która nie jest już czynnością czy działaniem, ale stanem: człowiek po prostu cały staje się modlitwą.
Tak w największym skrócie streścić można tę wiedzę jaką przekazali nam mistycy, a która ma służyć pomocą wszystkim pragnącym pójść w ich ślady. Ale tutaj rodzi się gorzka refleksja, którą powtórzę za Wojciechem Chmielewskim, autorem recenzji książki opublikowanej w miesięczniku "W drodze". Czy w naszych czasach, gdy tak wielu chrześcijan z trudem jest w stanie wygospodarować kilka drobnych chwil w ciągu dnia na modlitwę, pełne zjednoczenie z Bogiem może jeszcze stać się celem? Mistyka zawsze była sprawą dosyć elitarną, czy zatem wiek XXI będzie mistyczny?
Na pewno książka Ojca Profesora stanowi ważny impuls, który ożywia nasze zainteresowanie mistyką. To właśnie lektura takich dzieł może zrodzić przyszłych adeptów mistyki. Taka była przecież historia Edyty Stein, która zapoznawszy się z dziełem o życiu św. Teresy z Avila, wykrzyknęła: "To jest prawda" i odtąd konsekwentnie do tej Prawdy zmierzała.
Podkreślić trzeba, że siła książki leży nie tylko w tym, że przybliża ona drogi mistycznego wtajemniczenia, ale również w tym, że kiedy trzeba ostrzega, ujawnia błędy i demaskuje wszystko to, co jest pozorem mistyki lub jej namiastką. Co może nam grozić w trakcie mistycznej ewolucji duchowej? Przede wszystkim religijna egzaltacja, która stwarza złudzenie mistycznych doznań. Tu Ojciec Profesor jest nader stanowczy: w mistyce nie ma miejsca dla tego typu zachowań. Autor stawia za wzór św. Teresę; osobę trzeźwą, zachowującą dystans do siebie, a nawet pozwalającą sobie na autoironię. Mistyk nie szuka przeżyć zastępczych czy niesamowitych wrażeń i kiedy trzeba doskonale potrafi twardo stąpać po ziemi.
Zadać możemy więc pytanie o kryterium, które pozwalałoby w jakiś sposób odróżnić mistykę prawdziwą od fałszywej. Jako na takie kryterium o. Kłoczowski wskazuje na etykę. Emanuel Levinas, wybitny przedstawiciel filozofii dialogu, był bardzo niechętny mistyce właśnie dlatego, że jego zdaniem element etyczny w niej nie występuje. Z tego powodu inny filozof dialogu Franz Rosenzweig postrzegał mistykę jako odwrócenie się od świata, votum nieufności dla drugiego człowieka, przed którym ucieka się w stronę Absolutu. Mistyka to jego zdaniem potwierdzenie sobości, próba stworzenia egoistycznej relacji z Bogiem, bez drugiego człowieka. Ale to właściwie nie jest mistyka, prawdziwa bowiem mistyka, opiera się na etyce, która stanowi podstawowy warunek dojrzałości każdego mistyka. Ojciec Kłoczowski przytacza opinię Mistrza Ekharta: gdyby kto trwał w uniesieniu, a dowiedział się, że jakiś chory potrzebuje łyżki strawy, to nieporównanie lepiej będzie jeżeli zrezygnuje z zachwycenia i usłuży potrzebującemu.
Mistyka nie jest fenomenem czysto chrześcijańskim, występuje w wielu religiach, a nawet mówi się o mistyce naturalnej, pozareligijnej, która może być udziałem niewierzących. Książka podejmuje ten ciekawy problem. Ojciec Kłoczowski odmawia wysokiego miana mistyki niejasnym prądom typu New-age, w którym mistykę sprowadza się - czasem nie gardząc użyciem narkotyków - do osiągania swoistych "odmiennych stanów świadomości". Autor przybliża natomiast interesujące zjawisko mistyki naturalnej poprzez myśl prof. Henryka Elzenberga, który uważał, że doświadczenie mistyczne może wydarzyć się poza wszelką religią. Stany przedmistyczne są naszym udziałem o wiele częściej niż sądzimy, nie dostrzegamy ich jednak albo je ignorujemy. Mogą one na przykład przybrać postać ostrej świadomości samego siebie, uczucia nieuzasadnionego lęku, lub wrażenia jasności po długim zmęczeniu. Temu wszystkiemu często towarzyszy doświadczenie jedności z całym światem, partycypowania w oceanie rzeczywistości. Te przeżycia prowadzić nas mogą do doświadczenia widzenia swej jaźni jako bytu duchowego. Tu właśnie tkwią, zdaniem Ojca Profesora, źródła mistyki pozareligijnej, na którą spojrzeć można też jako na pragnienie natury człowieka do swej realizacji w Dobru, na dążenie do przeczuwanego, ale jeszcze nieznanego Dobra.
Na zakończenie jeszcze jedna uwaga: współczesność to czas licznych religijnych podziałów. Trwa obecnie dialog międzyreligjny, rozwija się ekumenizm, ale na tej drodze co i rusz wyrastają jakieś przeszkody. Ojciec Kłoczowski wskazuje na mistykę jako na element wspólny w wielu tradycjach, który mógłby znacząco ułatwić porozumienie, zwłaszcza na linii pomiędzy religiami profetycznymi (judaizmem, chrześcijaństwem i islamem) a mądrością Wschodu. Rzecz jasna mistyki w ramach różnych religii różnią się w istotny sposób. Tym niemniej wydaje się, że łatwiej religiom o spotkanie właśnie na tej płaszczyźnie niż na jakiejś innej.
Prelekcja na temat książki Drogi człowieka mistycznego wygłoszona na spotkaniu z o. Janem A. Kłoczowskim zorganizowanym w czerwcu 2002 r. przez Pomorskie Towarzystwo Filozoficzno-Teologicznego i Nadbałtyckie Centrum Kultury.
opr. mg/mg