Dusza ludzka, znana także jako dusza rozumna, istniała od samego początku ludzkości. Zaczęto jednak o niej mówić i zastanawiać się nad nią nieco później.
Dusza ludzka, znana także jako dusza rozumna, istniała od samego początku ludzkości. Zaczęto jednak o niej mówić i zastanawiać się nad nią nieco później.
Tales z Miletu (ok. 624 – 547 przed Chr.) – nie zajmował się tym zagadnieniem niemal wcale, zakładając, że dusza (a raczej życie, gr. dzoe) jest nieodłączną częścią materii (gr. hyle). Jego dwaj następcy – Anaksymander i Anaksymenes – podchodzili do tego tematu podobnie, a Heraklit z Efezu starał się dowieść, że rozumność nie jest cechą typowo ludzką, lecz raczej siłą rządzącą światem i segregującą chaos według jakiegoś klucza. Demokryt, twórca koncepcji atomu (choć mówi się, że jedynym, co odkrył i co wziął za atomy, były drobinki kurzu unoszące się w powietrzu), stwierdził, iż dusza również składa się z atomów, tak jak wszelka materia, z tym że atomy te miały być doskonalsze od innych. Pierwsi filozofowie, wywodzący istnienie świata z materii, albo uznawali duszę za integralną część bytu materialnego, albo za byt materialny w czystej postaci.
Klasycy
Około 427 roku przed Chr. narodził się Platon. Dorastał on w latach i mądrości pod okiem równie znakomitego filozofa, Sokratesa. Założył własną szkołę w gaju Akademosa (stąd też nazwa naszych współczesnych akademii) i tam nauczał, w tym także o duszy. Najpierw stwierdził, że materia wcale nie ma w sobie żadnego życia, lecz przeciwnie, jest z natury martwa. Następnie dodał, że w takim razie istnieje coś, co leży poza materią, a materii nadaje życie. Wreszcie uznał, że musi być dusza, a skoro dusza nie jest materialna, to musi być to dusza niematerialna. Tym samym oddzielił materię od rzeczywistości duchowej i rozpoczął zupełnie nową epokę myślenia. Ale to jeszcze nie wszystko! Otóż Platon uznał, że skoro dusza jest czymś zupełnie przeciwnym ciału, tj. materii, to musi również być od niego niezależna. I nie chodzi tu jedynie o to, że może istnieć poza ciałem, lecz jeszcze więcej: że powinna poza nim istnieć. A co za tym idzie – dusza znajduje się w ciele i porusza ciało wbrew własnej naturze – bo z jej natury wynika samodzielne istnienie. Platon wytrwale szukał odpowiedzi na pytanie, dlaczego człowiek istnieje jako dusza i ciało, czy może raczej – jako dusza uwięziona w ciele. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że jedyny realny świat to ten, którego nie jesteśmy w stanie ujrzeć i poznać, i nazwał go światem idei. To, co poznajemy za pomocą zmysłów i nazywamy rzeczywistością, jest naprawdę tylko odbiciem (a nawet odbiciem odbicia) prawdziwego świata. I, zdaniem Platona, ludzka dusza wywodzi się właśnie z tego prawdziwego świata. Tam żyje odwiecznie, porusza się wśród idei, a następnie grzeszy i za karę jest zsyłana na ziemię. Po drodze kąpie się w rzece zapomnienia, tak, że zapomina wszystko to, co znała z poprzedniego życia (dlatego też poznanie jest w przekonaniu Platona jedynie „przypominaniem sobie” tego, co kiedyś gdzieś już widzieliśmy). Uwięziona w ciele dusza usiłuje się wyrwać, jednak musi odpokutować za swoje grzechy, nim wróci do prawdziwego życia. Ciało, którym porusza, jest małą, ciasną i z pewnością bardzo złą klatką, a śmierć porzuceniem tego wierzchniego okrycia i powrotem do domu.
Arystoteles był jednym z uczniów Platona. Zgodnie z tym, co nam wiadomo, żył w latach 384-322 przed Chr. Po śmierci swego mistrza, z którym nie we wszystkim się zgadzał, podróżował po Grecji (uczył nawet przyszłego władcę, Aleksandra Macedońskiego), a wreszcie wrócił do Aten, gdzie założył konkurencyjną wobec platońskiej szkołę, zwaną Likejonem (stąd nazwa naszego liceum). Arystoteles przede wszystkim zaprzeczył istnieniu jakiegokolwiek świata idei. Stwierdził zwyczajnie, że po co mamy zastanawiać się nad jakimś niewidzialnym światem, skoro ten, który widzimy, jest wystarczająco skomplikowany. Skoro zaś nie bierzemy pod uwagę istnienia świata innego, niż ten tutaj, to i dusza musi do niego przynależeć. Drugą kwestią, na którą Arystoteles zwrócił uwagę, była złożoność bytu (byt, gwoli ścisłości, to jest wszystko to, co istnieje). Podczas gdy Platon twierdził, że dusza i ciało to dwa różne byty – jeden niematerialny, drugi zaś materialny, Arystoteles mówił o jednym bycie, który jest złożony. W tej sytuacji (wyodrębniał bowiem kilka różnych, ciekawych złożeń) składa się on z materii i formy. Owszem, i Platon, i wielu przed nim mówiło o materii. Jednak dopiero Arystoteles odkrył, że w materii musi być coś, co sprawia, że rzecz staje się tym, czym jest. Wyobraźmy sobie na przykład drewno. Drewno jest materią – można z niego wykonać skrzypce, a można wykonać stół. Nawet potocznie nazywamy to nadawaniem formy. Materia ta sama, dwie różne formy, a jednak do czynienia mamy z dwoma przedmiotami, a nie np. z czterema, bo forma nie stanowi osobnego bytu, tak jak i bytu nie stanowi sama materia. Wróćmy jednak do duszy. Chyba możemy się już domyślać, że w człowieku materią jest ciało – formę zaś stanowi dusza. Co za tym idzie, zarówno dusza, jak i ciało są dwiema częściami tego samego, niepodzielnego bytu. I byt zwany człowiekiem nie może istnieć ani bez materii w postaci ciała, ani bez formy w postaci duszy.
Dodatkowo musimy zwrócić uwagę na to, że Arystoteles wyróżnia wiele funkcji duszy, które uporządkował hierarchicznie. Te wyższe podporządkował niższym – i tym samym uzyskał trzy rodzaje duszy, czyli trzy rodzaje form przydzielonych materii ożywionej. Pierwsza to dusza wegetatywna (przypadająca roślinom), która odpowiada za odżywianie i wzrost. Druga to dusza zmysłowa (którą posiadają zwierzęta), odpowiedzialna za czucie i popędy (jak również, oczywiście, za wzrost i odżywianie). Trzecia zaś to dusza rozumna (dana tylko i wyłącznie człowiekowi), która odpowiada za rozum (myślenie) i wolę (decydowanie) oraz pozostałe, niższe funkcje. Człowiek posiada więc duszę rozumną, ale nie ma dwóch pozostałych. Dusza ludzka jest więc jedna, odpowiedzialna za funkcje wegetatywnej i zmysłowej, jak i te przynależne jej na wyłączność.
Arystoteles stanął zresztą przed jeszcze jednym poważnym dylematem. Otóż zauważył, że to, co poznajemy z rzeczywistości, dociera do nas z zewnątrz. Dusza musi być w tej sytuacji receptywna – to znaczy zależna od zewnętrznych rzeczy, a więc i mechaniczna. Nie może być jednak mechaniczna, ponieważ myślenie posiada jakby w sobie; nie jest ono uzależnione od tego, co zewnętrzne. Dusza rozumna jest i nie jest receptywna, bo ma w sobie poznanie (rozumowe), a jednocześnie zdobywa wiedzę także z zewnątrz. Dlatego też wyróżnił rozum bierny i czynny. Czynny porusza sam z siebie ten bierny po to, by mógł poznawać to, co na zewnątrz. Ostatecznie Arystoteles musiał przyznać, że skoro rozum czynny jest niezależny od materii, to jest on w jakiś sposób bytem niezależnym, a więc i nieśmiertelnym. Jest to dość skomplikowane stwierdzenie i nie wiemy, czy sam to rozumiał – prawdopodobnie nie potrafił jednak wpaść na lepsze rozwiązanie.
Powróćmy jednak do czasów postarystotelesowskich. Najpierw rzućmy okiem na stoików, którzy powrócili w koncepcji duszy do dawnej tradycji, twierdząc, że istnieje tylko to, co jest widoczne i działające, wrócili zatem do materializmu. Dusza dla nich, o ile istniała, była również, jak i ciało, materialna. Dalej posunęli się epikurejczycy ze swym założycielem – Epikurem. Być może swoją koncepcję duszy dostosowali do swego pomysłu na życie, a może odwrotnie – na podstawie koncepcji duszy doszli do pomysłu na życie. Było nim życie w szczęściu, które to, jako pierwsi, odbierali na zasadzie przyjemności (nie tylko fizycznej, lecz również intelektualnej). Według nich dusza jest materialna – podobnie jak u Demokryta, składająca się z materii najsubtelniejszej – lecz także śmiertelna. Przy połączeniu koncepcji z pomysłem doszli do przekonania, że choć jedną z rzeczy, które odgradzają nas od szczęścia, jest strach przed śmiercią, to wcale nie musimy się tym przejmować. Otóż ponieważ dusza jest śmiertelna i wraz z ciałem umiera, to póki istniejemy – nie ma śmierci, kiedy zaś nadchodzi śmierć – przestajemy istnieć. Po śmierci nie czeka nas żaden sąd, żadne pośmiertne życie, żadna kara wieczna. Epikur zresztą podobnie potraktował bogów: bogowie, jeśli istnieją, nie interesują się nami i światem, można więc żyć tak, jakby bogów nie było…
Późna starożytność i średniowiecze
Kolejna ciekawa propozycja spojrzenia na duszę pochodzi z III wieku po Chr. W tym czasie żył filozof zwany Plotynem, który częściowo oparł swe poglądy na poglądach Platona (podobnie jak żyjący pół wieku później Augustyn). Podstawą jego filozofii był system emanacyjny, wzorowany nieco na świecie idei Platona. Plotyn twierdził jednak, że byt jest jeden – cały świat stanowi ten sam byt. Byt ten emanuje, jakby świeci, a jego odblaskami jest wszystko to, co widzimy, a co wydaje się wielością. Tak samo jak w wypadku słońca i jego promieni – gdy widzimy słońce, widzimy i promienie, choć w rzeczywistości są jednym i tym samym bytem. Dusza ludzka jest w tej sytuacji najniższą emanacją niematerialną i sama potrafi emanować jedynie materię – a więc ciało. Ciało, podobnie jak u Platona, jest dla niej czymś w rodzaju więzienia, ale dusza nie tyle usiłuje wyrwać się z ciała, ile raczej zamierza to ciało uświęcać. I tu pojawia się coś, co Plotyn zaczerpnął z dość popularnej filozofii Wschodu – reinkarnacja. Dusza bowiem, by uświęcić materię, a ostatecznie zjednoczyć się z pierwszym bytem (czymś w rodzaju absolutu – czy wzmiankowanego przeze mnie przykładowo słońca), musi wcielać się w kolejne ciała. Jeśli uświęcanie poszło jej dobrze, pięła się w górę, trafiając do coraz lepszych ciał, a wreszcie powracając do świata niematerialnego. Jeśli jednak zachowywała się niegodnie – wcielała się w zwierzęta i rośliny. Działo się tak aż do momentu, gdy zaczynała działać lepiej, a wówczas ponownie pięła się w górę.
W tym samym czasie prężnie rozwijała się już tzw. filozofia chrześcijańska, która pełnymi garściami czerpała z filozofii wieków minionych, wykorzystując ją głównie do uprawiania teologii. Najwybitniejszym przedstawicielem starożytności chrześcijańskiej, czerpiącym z Platona, był wspomniany wcześniej Augustyn, a najbardziej znanym przedstawicielem średniowiecza, sięgającym do Arystotelesa, był Tomasz z Akwinu. Sama zaś filozofia chrześcijańska i jej dwie koncepcje duszy (w każdym razie niematerialnej) królowały przez wieki. Nie okazały się jednak dość trwałe, by przeżyć wszystko.
Nowożytny relatywizm
Na początku bowiem XVII wieku René Descartes (Kartezjusz), człowiek skądinąd wierzący, stwierdzeniem „Cogito, ergo sum” (Myślę, więc jestem) wkroczył w nowy okres filozofii – i w nowy sposób patrzenia na duszę. Uznał bowiem, że istnienie ma jedynie ten byt, który ma świadomość. Pierwiastek duchowy mają w sobie tylko te materialne byty, które wiedzą, że są. Tak więc duszy nie mają rośliny ani zwierzęta. Mają ją jedynie ludzie. Materia organiczna jest mechaniczna, ciało zwierząt to maszyna. Ciało ludzi też jest maszyną – dusza bowiem odpowiada wyłącznie za myślenie. Dlatego też życie, które dotychczas było uważane za mające związek z duszą (nawet, gdy mówiono, że materia ma w sobie życie, opierano to na jakimś duchowym aspekcie materii), teraz zostało uznane za niezależne od duszy, za coś wypływającego bezpośrednio z materii. A myśl Kartezjusza była tylko kamieniem, który poruszył lawinę.
Kiedy bowiem zauważono, że istnieje tylko to, co sobie uświadomimy, cała filozofia, a także spojrzenie na duszę uległy relatywizacji. Dusza, podobnie jak Bóg, przestała być tematem rozważań filozoficznych w dawnym znaczeniu. Przez jakiś czas uznawano duszę za coś, co musi istnieć dla wyjaśnienia pewnych spraw, takich jak myślenie i świadomość. Nadal spotykamy ludzi, którzy w myśl Kartezjusza utożsamiają duszę ze świadomością – i stąd popularne twierdzenie, że płód ludzki to jeszcze nie człowiek; ponieważ nie myśli – więc nie jest. Z czasem jednak niektórzy (choćby Marks i Engels, a także ich naśladowcy, m.in. Lenin) stwierdzili, że w zasadzie coś takiego jak natura ludzka, której wyznacznikiem jest przecież dusza rozumna, w ogóle nie istnieje. Skoro można było ograniczyć rolę duszy jedynie do świadomości, to równie dobrze można było pójść o krok dalej, by ograniczyć jej rolę do nieistnienia. Tak też wytworzyła się myśl materialistyczna, w zupełnie innym tego słowa znaczeniu, niż w starożytności. Bo w starożytności skoro wszystko uznano za materialne – to duszę również. W nowożytności zaś skoro wszystko uznano za materialne, a dusza, gdyby istniała, byłaby niematerialna, to zwyczajnie musiała nie istnieć.
Tak też doszliśmy do czasów współczesnych. Sami, żyjąc w nich, widzimy ogromną mieszaninę poglądów wszelkich szkół filozoficznych, także jeśli chodzi o kwestię duszy. Łatwo możemy odkryć, że dominuje zapoczątkowany przez Kartezjusza (prawdopodobnie niechcący) relatywizm – „istnieje to, co chcę, by istniało”. Dołączając do tego kartezjańskie pojęcie duszy, która miałaby być odpowiedzialna jedynie za świadomość, dochodzi się do wniosku, że istoty nieświadome, a więc chociażby dzieci nienarodzone czy osoby niepełnosprawne umysłowo w ciężkim stopniu, nie posiadają duszy – czyli, prawdopodobnie, nie są ludźmi. Trochę rzadziej, choć wciąż dość często, spotyka się osoby uważające, że dusza nie istnieje w ogóle, a nawet jeśli istnieje, to z pewnością nie jest nieśmiertelna (tu spoglądamy wstecz na epikurejczyków). Brak życia po śmierci, brak duszy, brak Boga – dla wielu ta perspektywa wydaje się najbardziej oczywista! Trzeci z kolei sięgają ku znów modnym filozofiom wschodnim i uznają, jak Plotyn, że przeznaczeniem duszy jest reinkarnacja, lub, w ostateczności, stan zjednoczenia z Absolutem (a może raczej stan nieistnienia?) zwany nirwaną. I tylko garstka arystotelików (lub tomistów), nierozumiana przez ludzi zamiłowanych w relatywizmie, materializmie i teoriach reinkarnacyjnych, stara się bronić odkryć starożytnej i średniowiecznej filozofii, która nielicznym wydaje się najlogiczniejsza, ale pozostałym – już nieaktualna i dawno umarła.
opr. aś/aś