Wiara, która nie poddaje się zwątpieniu

Homilia na 20 niedzielę zwykłą, rok A

Jeśli ktoś wyobraża sobie Jezusa jako grzecznego, Ciągle uśmiechniętego miłego pana, który nieustannie pyta, czy może w czymś pomóc, to dzisiejsza Ewangelia wyprowadzi nas z błędu.

W stosunku do tych sielankowych wyobrażeń i oczekiwań rzeczywistość była wręcz okrutna: jak można było tak potraktować tę nieszczęsną kobietę! Najpierw obojętne milczenie, potem nieuprzejme, szowinistyczne komentarze, wreszcie poniżająca odmowa.

A jednak: właśnie w takich zaskakujących i odbiegających od schematu sytuacjach najlepiej można zrozumieć całą wyjątkowość Osoby i nauki Jezusa. Jezus nigdy nie poprzestawał na pozorach i uproszczeniach; w każdym przypadku ukazywał głębię Bożej miłości i prawdy, prowokując rozmówców do jej odkrycia. Prawda wysuwała się zawsze na pierwszy plan, nawet gdy była trudna do wyrażenia i przyjęcia.

Bez prawdy bowiem nie ma miłości. A pozory miłości są gorsze niż brak miłości, bo rodzą złudzenia i próżne nadzieje. Jezus za nic nie chciałby wprowadzić nikogo w błąd, nawet gdyby miało to być kosztem niezrozumienia i bolesnych rozczarowań.

Ale ta kobieta nie dała się rozczarować ani zrazić. Jej dramatyczna sytuacja, potrzeba ratunku, którego nikt dotąd nie umiał przynieść i wiara w moc Jezusa natchnęły ją wielką determinacją. Nawet nieuprzejme, odmowne odpowiedzi Jezusa nie były w stanie jej zniechęcić. I właśnie ta wytrwałość w wierze, wbrew wszystkiemu, zrobiła na Jezusie tak wielkie wrażenie, że natychmiast dokonał cudu.

Zęby zrozumieć ponadczasową lekcję tego wydarzenia, musimy przeanalizować jego okoliczności oraz motywy postępowania Jezusa. Owa kobieta była poganką. Nie należała do narodu wybranego, nie była dziedzicem obietnic mesjańskich. Misja ludu przymierza była szczególna i Jezus chciał jej dać wyraźne pierwszeństwo - zarówno w wierze, jak i w owocach tej wiary. Niejednokrotnie jednak się okazywało, że Żydom brakowało tej wiary, że była ona dla nich tylko teorią i formalizmem. Natomiast poganie prezentowali niekiedy wiarę żywą, ufną, żarliwą i wytrwałą. Co prawda brakowało jej pogłębienia, ale tu liczył się akt całkowitego oddania i ufności wobec Jezusa. To był punkt wyjścia do dalszej, dojrzałej wiary.

Ponieważ Kananejczycy byli znani z bałwochwalczych i magicznych kultów, Jezus nie mógł od razu, na pierwsze zawołanie, spełnić jej życzenia. Mógłby wtedy zostać uznany za jednego z wielu uzdrowicieli magów. Dlatego świadomie prowokował kobietę: czy wytrwa mimo wszystko, czy jej wiara w Jego moc jest silniejsza od zwątpienia. Była. Możemy się tylko zawstydzić.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama