Nie zmarnujmy ostatniej szansy

Homilia na 26 niedzielę zwykłą, rok A

Po raz kolejny przekonujemy się, jakim realistą był Jezus, jak rozumiał ludzką naturę i ile dobrej woli okazywał wobec ludzkich wad i obojętności

Sytuację tę zna chyba każdy człowiek. Odruchowa odmowa typu: nie mam czasu lub: dobra, później - to nasz chleb codzienny. W taki sposób dochodzi do głosu nasza wygodnicka, beztroska i leniwa natura. Ale w taki też sposób marnujemy wiele życiowych okazji i szans. Każde bowiem pozytywne zaangażowanie w jakąś dobrą sprawę rozwija człowieka, przyczynia się do ulepszenia świata i buduje dobrą atmosferę w rodzinie, firmie i w każdej ludzkiej społeczności. Dlatego potrzeba ludzi, którzy będą gotowi podjąć się realizacji różnych trudnych zadań.

Do takich wniosków nieraz nawet człowiek sam dochodzi - ale zwykle z pewnym opóźnieniem. I właśnie na takie okoliczności jest ta Ewangelia. Daje ona nadzieję wszystkim spóźnialskim. Bóg rozumie, że ktoś może się spóźnić, może popełnić błąd, może być oporny i niechętny. Według mentalności świata biznesu i kariery taki człowiek byłby przegrany: tu albo się wykorzysta szansę, albo zmarnuje; kto w porę nie zaskoczy, jest bezpowrotnie przegrany.

Bóg jednak nie chce naszych porażek i zmarnowanych szans. Jest gotów poczekać, choć także nie w nieskończoność. Dlatego potrzebny jest nam moment refleksji, opamiętania i przemiany. Trzeba mieć odwagę i determinację, by się przełamać w swoim niedbalstwie, lenistwie i niewierze, by zacząć żyć prawdziwie. Nie ma nic gorszego i bardziej zabójczego niż piękne słowa i zachowywane pozory. Są one najczęściej obliczone na samousprawiedliwienie się i bezbolesne zwolnienie z wysiłku, na znieczulenie sumienia. Jak łatwo pomylić teoretyczne uznanie jakiejś prawdy czy zasady z jej praktyczną realizacją w konkretnym życiu. Jak łatwo jest podobać się tylko samemu sobie.

Przypowieść o dwóch braciach była kolejną próbą wyjścia naprzeciw faryzeuszom, starszym ludu i arcykapłanom, czyli elicie Izraela. Jezus chciał im dać jeszcze jedną szansę nawrócenia i rewizji swoich postaw. Niestety, daremnie. Nawet przykład ewidentnych grzeszników, którzy nawrócili się pod wypływem Jana Chrzciciela, nie przekonał przywódców Izraela. Jezus celowo nie powoływał się na swoje nauczanie, lecz na działalność Jana. Była ona harmonijnie wpisana w mentalność Starego Przymierza, nie budziła żadnych kontrowersji, więc dla Izraelitów była całkowicie do przyjęcia. Zatem odrzucenie pokutnego orędzia Jana Chrzciciela było wyrazem absolutnie złej woli i lekceważenia Boga. Czy przypadkiem i my swoją obojętną postawą nie przekreślamy swoich szans na zbawienie?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama