Homilia na 13 niedzielę zwykłą roku B
Zadziwia nas przełożony synagogi, Jair, a także kobieta pragnącą się dotknąć bodaj płaszcza Chrystusa. Tak, bo każde spotkanie z cierpieniem i świadectwem żywej wiary, nie pozwala pozostać obojętnym.
Towarzyszy mi świadomość, że dotykając cierpienia, przekraczam próg domu Boga, że wchodzę na skrawek ziemi świętej, o której Bóg mówił pod górą Horeb: „Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą” (Wj 3,5).
Każdy jednak boi się cierpienia. Ale przecież mamy prawo się lękać — lękiem ludzkim, bo i Chrystus także przed nim odczuwał lęk i trwogę. Biorąc pod uwagę Osobę Boga, Jego Miłość i Mądrość, trzeba powiedzieć, że cierpienie przyszło potem, wbrew woli i zamierzeniom Stwórcy. Że jest ono raczej dziełem samych stworzeń. Dziełem z pewnością niezamierzonym, nieświadomym, ale wywodzącym się z przepastnych głębin wolności stworzeń.
Widziałem kiedyś świeżo namalowany obraz, po którym przeszedł kot, pozostawiając ślady zniekształcające dzieło artysty. Te kocie ślady, były niby rany zadane obrazowi. Chyba podobnie jest z cierpieniem. Pewnego dnia lub pewnej nocy, po wielkim arcydziele Boga przeszedł człowiek, skuszony przez Złego, zostawiając na nim ślady bólu i cierpienia. Pozostawiając na nim głębokie rany. Nie da się inaczej wytłumaczyć tajemnicy cierpienia, nie przyjmując prawdy o grzechu pierworodnym i jego nieobliczalnych konsekwencji.
Natchniony autor w Księdze Mądrości wyzna: „Śmierć weszła na świat przez zawiść diabła, bo Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących” (por. Mdr 1,13. 2,23). Ten związek cierpienia z tajemnicą grzechu nie jest jednak tylko mechaniczny, nie funkcjonuje jedynie na zasadzie: przyczyna i skutek, ale ma powiązania głębsze i innej także natury. Dlatego jeśli czynię zło, grzeszę, to nie od razu gdzieś niewinne dziecko choruje na białaczkę. Ale mój grzech zakłóca harmonię i ład zamierzony przez Stwórcę.
Pawłowe wizje cierpienia całego kosmosu uwikłanego w grzech, tłumaczą i odsłaniają nam genezę bólu świata, kosmosu i cierpienia stworzeń. Cierpienie samo w sobie nie ma żadnego sensu. Krzyż ma sens! A to już zupełnie inna sprawa: nie cierpienie, ale krzyż ma sens. Takie cierpienie, jakie Chrystus poniósł na krzyż, ma swoje najgłębsze znaczenie. To On, Jezus Chrystus jest mocniejszy od Złego; On jeden niszczy skutecznie dzieło diabła i objawia się jako władca życia i śmierci!
Mówi Chrystus: „Nie bój się, tylko wierz”. Ale to wymaga wiary i to wiary mocnej, głębokiej, zadziwiającej samego Chrystusa. W odpowiedzi na gest chorej kobiety Jezus daje świadectwo: „Twoja wiara Cię ocaliła”.
W świetle wiary można spożytkować każde cierpienie, można uczynić je twórczym. Wtedy też można mówić, że cierpienie jest łaską. W świetle krzyża można przyjąć ciemność cierpienia, a wtedy i ciemność stanie się jasnością. W tym doświadczeniu przychodzi Chrystus w swoim Kościele z darem sakramentu chorych. Nie jest to sakrament umierających, czy też już umarłych, ale sakrament chorych. Poprzez dar tego sakramentu cierpienie złączone zostaje ze zbawczą Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem Chrystusa!
Przyzywając mocy Chrystusa Zmartwychwstałego, Kościół wypowiada słowa: „Przez to święte namaszczenie niech Pan w swoim nieskończonym miłosierdziu wspomoże ciebie łaską Ducha Świętego. Amen. Pan, który odpuszcza ci grzechy, niech cię wybawi i łaskawie podźwignie. Amen”. Tak zjednoczony z Chrystusem, za św. Pawłem mogę wtedy powtórzyć: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).
Chrystus nas wspomaga mocą swojego Ducha, by nasza siła i moc w słabości ciała, w cierpieniu i chorobie, kalectwie i samotności, się udoskonaliła. Byśmy głosząc Chrystusa ukrzyżowanego, który jest dla świata głupstwem i zgorszeniem, a dla nas mocą i mądrością, razem z Nim odnieśli zwycięstwo. Czyż Ten, który troszczy się o ptaki niebieskie i lilie polne, mógłby zapomnieć o człowieku, stworzonym na Jego obraz i podobieństwo?
Podczas pobytu w szpitalu, zapisałem w moim notatniku: „Dziś, ktoś z odwiedzających mnie w szpitalu, odchodząc, powiedział do mnie: »Życzę Księdzu zdrowia i więcej nic. Byle tylko zdrowie było«. Myślałem długo nad tym i nie chcę, by życzono mi tylko zdrowia... i więcej nic. Czasem ludzie fizycznie zdrowi są chorymi i skarłowaciałymi na duchu, i nie dorównują bogactwu ducha tych, powalonych cierpieniem, niezauważonych i pozornie »bezwartościowych« w oczach świata”.
Jak myślisz: Czy naprawdę życzyć tylko zdrowia i więcej nic?
opr. mg/mg