Homilia na 34 niedzielę zwykłą roku B (niedziela Chrystusa Króla)
To powiedziawszy Jezus wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był tam ogród, do którego wszedł On i Jego uczniowie. Także i Judasz, który Go wydał, znał to miejsce, bo Jezus i uczniowie Jego często się tam gromadzili. Judasz, otrzymawszy kohortę oraz strażników od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią. A Jezus, wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: «Kogo szukacie?». Odpowiedzieli Mu: «Jezusa z Nazaretu». Rzekł do nich Jezus: «Ja jestem». Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: «Ja jestem», cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: «Kogo szukacie?». Oni zaś powiedzieli: «Jezusa z Nazaretu». Jezus odrzekł: «Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść!». Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: «Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś». Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: «Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec?».
Wówczas kohorta oraz trybun razem ze strażnikami żydowskimi pojmali Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza. Był on bowiem teściem Kajfasza, który owego roku pełnił urząd arcykapłański. Właśnie Kajfasz poradził Żydom, że warto, aby jeden człowiek zginął za naród.
A szedł za Jezusem Szymon Piotr razem z innym uczniem. Uczeń ten był znany arcykapłanowi i dlatego wszedł za Jezusem na dziedziniec arcykapłana, podczas gdy Piotr zatrzymał się przed bramą na zewnątrz. Wszedł więc ów drugi uczeń, znany arcykapłanowi, pomówił z odźwierną i wprowadził Piotra do środka. A służąca odźwierna rzekła do Piotra: «Czy może i ty jesteś jednym spośród uczniów tego człowieka?». On odpowiedział: «Nie jestem». A ponieważ było zimno, strażnicy i słudzy rozpaliwszy ognisko stali przy nim i grzali się. Wśród nich stał także Piotr i grzał się [przy ogniu].
Arcykapłan więc zapytał Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę.
Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć na Tego, którego przebili.
Męka Jezusa widziana oczyma Jana jest walką prowadzoną przez Tego, który ma władzę. Związany, spoliczkowany, ukrzyżowany, Jezus przewyższa swoich sędziów i oprawców, i do ostatniej minuty zachowuje inicjatywę: „Rzekł: wykonało się. I skłoniwszy głowę wyzionął ducha”.
Nam, którzy stajemy pod krzyżem, Jezus stawia to samo pytanie, jakie postawił ludziom, którzy przyszli, aby Go pojmać: „Kogo szukacie?”. Nie człowieka, nad którym trzeba się użalić, lecz potężnego Zbawiciela, który „wie” co przyjął aż do końca.
Trzykrotnie usłyszymy to „wiedząc”, pokazujące doskonałą świadomość i całkowitą wolność Jezusa. Męka rozpoczyna się zdecydowanym spojrzeniem na czekające go przejście: „Jezus, wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował”. Kiedy wszystko będzie się miało wydarzyć, to właśnie On stawia pytania i będzie je stawiał nieustannie: „Wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: „Kogo szukacie?”. W ostatnim momencie zachowuje tę samą aktywną jasność: „Wiedząc, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: Pragnę”.
Od początku ton zostaje nadany: potrójne „Ja jestem!” jest prawdziwą teofanią: „Cofnęli się i upadli na ziemię”. A kiedy Jezus żywo podejmuje obraz kielicha goryczy: „Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec?”, trudno nie pomyśleć o udręczonym, modlącym się człowieku z Getsemani: „Ojcze, oddal ode Mnie ten kielich!”. Nie jest to żadna sprzeczność — możemy zobaczyć wzrastanie, które jest dla nas wzorem i nadzieją: nie powinniśmy wstydzić się tego, że czujemy się zdruzgotani, pod warunkiem, że modlimy się o to, żeby Zbawiciel swoimi własnymi siłami pozwolił nam lepiej nieść krzyż.
Jakże wspaniale Jezus potrafi wykorzystać pytania arcykapłana, aby opisać swoją najważniejszą misję Objawiającego: „Ja przemawiałem, Ja uczyłem w miejscach, w których się naucza. Zapytaj, co powiedziałem!”. Policzek wymierzony przez sługę symbolizuje brutalne odrzucenie tego Objawienia, ale i tutaj Jezus pozostaje tym, który wszystkim kieruje: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?”. Najwyższa Prawda osądza tu nasze agresywne postawy wobec prawdy, która nam przeszkadza. Przez całą tę Mękę Jezus-Prawda stawia nam pytania.
Stawia je przede wszystkim w tej scenie, gdzie czyste i najwyższe panowanie prawdy odwraca role. Piłat jest jedynie żałosną marionetką wobec tego wielkiego Oskarżonego: „Kim zatem jesteś? Czy naprawdę jesteś królem? Skąd Ty jesteś?”.
Od początku swojego opisu Męki Jan chciał nas przyprowadzić tutaj, do tego pytania o pochodzenie: „Skąd jesteś?”. Oto człowiek ma umrzeć na krzyżu. Ale kto umiera? Jak to się dzieje, że ten człowiek może być tak bardzo panem swojej śmierci i panem wszystkich sił, które rozprasza jednym słowem prawdy? Przywódcy religijni, rozhisteryzowany tłum, Cesarstwo — wszystko to jest niczym wobec tego spokojnego stwierdzenia: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. To jest moje królowanie”.
To przejście od prawdy do królowania wprawia nas w zakłopotanie, ale prawda oznacza tutaj to, co ludzie mogą wiedzieć o Bogu i o swoim człowieczeństwie. Kto ma władzę nad tą prawdą, posiada władzę najpotężniejszą. Jest królem ponad królami, Panem wnętrza ludzkich serc.
Jezus ma władzę nad prawdą „żywotną”. Przyszedł, aby dać świadectwo, to znaczy objawić, potwierdzić, że Bóg nas kocha i pokazać, że wszystko się zmienia, kiedy wchodzimy w blask tego światła. I nie jest On tylko tym, który mówi prawdę, On jest prawdą, ponieważ On sam jest żywym dowodem miłości Boga, jest tą miłością, która stała się widzialna. Kto będzie umiał wpatrywać się w Jezusa, zrozumie wszystko: w jaki sposób Bóg nas kocha i w jaki sposób my sami mamy iść ku temu światłu, a zatem rzeczywiście żyć: „Jestem waszą drogą, waszą prawdą, waszym życiem” (J 14,6).
Czy jest to rozważanie o Męce? Tak, rozważanie Janowe. W życiu Jezusa wszystko było prawdą i wszystko jest prawdą w Jego śmierci — wszystko jest prawdą dla nas. Nawet jeśli wiele spraw pozostaje dla nas zakrytych na temat tej śmierci, mamy pewność, że ona nas zbawia w swojej całości i w każdym szczególe. Jest ona niewyczerpanym źródłem naszej medytacji.
Macierzyńska rola Maryi nie jest jedynie wzruszającym epizodem, lecz jest objawieniem: Maryja staje się naszą Matką, kiedy przyjmujemy Ją „do siebie” — w naszym życiu, w naszych myślach, w naszym zaufaniu do Niej. U stóp krzyża uczymy się na Nią patrzeć tak, jak patrzy na Nią Jezus. Tutaj wszystko jest miłością.
Prawda, która nas zbawia, to pewność, że wszystko jest miłością, tak jak się mówi „wszystko jest łaską”. Przychodząc, aby nam tę prawdę objawić i objawiając ją swoim życiem i śmiercią, Jezus-Prawda odpowiada na pytanie, które pewne dziecko postawiło biskupowi Gilsonowi: „Dlaczego Bóg tak bardzo kocha ludzi? — Wielkie pytanie — odpowiedział biskup — ale przede wszystkim jest to fakt”.
ANDRÉ SÈVE, Homilie niedzielne Kraków 1999
opr. mg/mg