Homilia na 5 niedzielę zwykłą B - o tym iż cuda są znakiem wszechmocy Bożej
Dzisiejsza niedziela każe nam spojrzeć na Chrystusa jako na cudotwórcę. Uzdrawia teściową Piotra Apostoła, a także "wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami". I nie dziwmy się, że Apostołowie, znalazłszy Go na miejscu pustynnym, mówią Mu: "Wszyscy Cię szukają". Kiedy indziej, po cudownym rozmnożeniu chleba, gdy również tłumy szukały Jezusa, On im odpowiedział: "Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, lecz dlatego, że jedliście i najedliście się..." (J 6,26).
Widać z tego, że cuda miały czemuś służyć, bo inaczej, gdy będą celem same dla siebie, pozostanie tylko odrobina sensacji, widowisko. A właśnie tego Jezus najbardziej unikał i przed tym się bronił, o czym świadczy chociażby dzisiejszy fragment Ewangelii. Uzdrowił wszystkich chorych, których wówczas przyniesiono, a "nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne i tam się modlił". Zawsze tak postępował, nigdy nie pragnął taniej sensacji.
Jezus czynił cuda w odpowiedzi na wiarę lub dla jej ożywienia. Nie czynił ich dla ludzi żądnych jedynie sensacji, chcących się Jego kosztem zabawić. "Wieczorem mówicie: Będzie piękna pogoda, bo niebo się czerwieni... Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie? Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany..." (Mt 16,2—4). Tak bronił Jezus swoich cudów przed spłyceniem, tak uczył ich głębokiego rozumienia, czyli wiązania z całością swego posłannictwa.
Dzisiejsza liturgia słowa podobnie, poważnie i głęboko, stawia przed nami problem cudów. Najpierw wskazuje na Hioba, jako na uosobienie wszystkich ograniczeń ludzkiego życia, co "leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei", a potem mówi o Chrystusie, który wyzwala człowieka z tych nędz. Jezus wiedzie nas ku pełnej prawdzie życia. Ku prawdzie, która wyzwala. Cuda miały być znakiem, że przybliżyło się królestwo Boże, że trzeba podjąć dzieło nawrócenia i zawierzenia Ewangelii.
Czas Wielkiego Jubileuszu jest okazją, by Kościół uświadomił sobie głębiej swoją tajemnicę i apostolskie zadanie, jakie powierzył mu Chrystus. Ta świadomość każe wspólnocie wierzących żyć w świecie i jednocześnie pamiętać, że winni być zaczynem i niejako duszą społeczności ludzkiej. Nieraz słyszymy o przegranej Kościoła, o porażkach jego wysiłków ewangelizacyjnych. Wielu oczekuje od Kościoła sukcesu w wymiarze ziemskim, spektakularnej akcji duszpasterskiej czy wręcz cudownych znaków.
Jezus na kartach Ewangelii nieustannie przypomina, że misją Kościoła nie jest doraźny sukces, bycie popularnym, lecz niesienie zbawienia i prawdziwego wyzwolenia. Nie jest misją Kościoła karmić człowieka złudzeniami i bliżej nieokreślonymi namiastkami szczęścia. Misją Kościoła jest misja Chrystusa. Kościołowi nie chodzi o spektakularne zwycięstwa czy akcje, ale o zbawienie człowieka. Kto chce Kościół i jego misję oceniać w powierzchownych kategoriach: sukces—porażka, triumfujący—pokonany, nadzwyczajny—zwykły, pozostanie często zawiedziony. To dotyczy zarówno ludzi Kościoła, jak i tych, którzy obserwują go tylko z zewnątrz.
Jako jedyne i w jakimś sensie ostatnie pozostaje słowo, tak bardzo zakorzenione w Ewangelii: "Nie bójcie się przyjąć Chrystusa". Przyjęcie tego przesłania oznacza prawdziwy sukces i receptę na szczęście w wymiarze nie tylko ziemskim, ale i wiecznym.
Ks. Roman Kempny