Homilia na 6 niedzielę zwykłą roku B
Każda epoka miała swoich „trędowatych”. Dzięki literaturze i innym dziedzinom sztuki w naszej wyobraźni utrwalił się obraz ludzi, którzy za pomocą specjalnych kołatek wysyłali w świat alarmujący sygnał: „jesteśmy nieczyści - nie zbliżać się”. Przez wieki zmieniali się ludzie stawiani na marginesie społeczeństwa. Historia dostarcza wielu przykładów. Bardzo różnie przebiegały linie podziału na „zdrowych” i „chorych”.
Czasami decydowała przynależność narodowa, czasami klasowa, innym razem rasowa czy wyznaniowa. Zamiast kołatek, w przeszłości pojawiały się opaski na rękę, gwiazdy, trójkąty czy zwykłe rozporządzenia, że w tym miejscu mogą przebywać tylko biali albo tylko katolicy czy protestanci. Paradoksalnie: wraz z kulturowym rozwojem ludzkości nie postępuje rozwój duchowy. Mimo tragicznych doświadczeń totalitaryzmów, jak bumerang wracają te same fobie: przed obcymi i imigrantami. Czasami wrogiem staje się po prostu sąsiad. Zaczynając pracę jako kapłan, odwiedziłem raz człowieka umierającego.
Po przyjęciu sakramentów chciał się ze mną podzielić radością. Myślałem, że chodzi o pojednanie z Bogiem. On jednak opowiedział mi ciekawą historię. Zanim poprosił księdza o spowiedź, najpierw pojednał się ze swoim bratem. Jak się później okazało, nie rozmawiał z nim przez kilkadziesiąt lat. Być może ta historia jest podobna do setek innych, ale ten człowiek powiedział jeszcze coś szczególnego. - Wie ksiądz - wspominał - nie rozmawialiśmy ze sobą tyle lat, a ja dziś nawet nie pamiętam, o co nam poszło. Nie mógł sobie przypomnieć, jaki był powód kłótni. Przez te lata ważne było jedynie to, że niechęć i nienawiść w przedziwny sposób „nadawały sens” ich życiu.
Liturgia Słowa z dzisiejszej niedzieli powinna skłonić wszystkich chrześcijan do rachunku sumienia. Chrystus uzdrawia trędowatego. Chrześcijaństwo od samego początku niwelowało różnice. Najważniejszy jest człowiek i jego godność. Ta prawda jest chętnie przyjmowana, gdy staramy się łączyć radość Bożego dziecięctwa z naszym poczuciem wyjątkowości. Zupełnie inaczej jest wtedy, gdy tę samą godność trzeba dostrzec w drugich. Szczególnie wtedy, kiedy myślą albo wyglądają inaczej.
W historii pojawiały się różne teorie i ideologie, które pomagały ludziom szukać wrogów i dzielić ich na „naszych” i „obcych”. Niektórzy „wspomagali” swoje przekonania opacznie rozumianą ewolucją czy fascynacją rzekomymi „nadludźmi”.
Tymczasem chyba zawsze było tak, jak w przypadku tego umierającego człowieka, że zwykły egoizm i chęć walki potrafiły doprowadzić ludzi do stworzenia niejednego getta - pełniącego mniej więcej tę samą funkcję, co leprozoria dla trędowatych.
Chrześcijańska specyfika z pozoru domaga się kompromisów i ustępowania. Dojrzały chrześcijanin w relacjach z innymi jest powołany do wyrozumiałości.
Mogłoby się wydawać, że szczytem jest przyznanie innym racji. Okazuje się jednak, że tak naprawdę chodzi o inny rodzaj ascezy. Ojciec Święty mówił we Wrocławiu, na spotkaniu ekumenicznym w 1997 r., że od tolerancji bardziej potrzeba miłości. Dlatego szczytem jest nie tyle przyznanie racji tym, którzy ją mają, ile rezygnacja ze swojej racji, nawet wówczas, gdy jest się o niej przekonanym. Nie chodzi o sprawy zasadnicze, fundamentalne. Tam, gdzie spór dotyka najważniejszych kwestii - nie ma miejsca na kompromis. Często jednak - tak jak w przypadku tamtego umierającego człowieka - spór dotyczy spraw małych.
Do tego stopnia znikomych, że niezasługujących na zapamiętanie czy większą uwagę. Tworzenie współczesnych podziałów i wytykanie palcami „trędowatych” bywa wynikiem zwykłego egoizmu. Linia podziału przebiega nie tyle zgodnie z pytaniem o chorobę i zdrowie, „normalność” czy „nienormalność”, ile zgodnie z pytaniem o to, z kim nam jest dobrze, a z kim nie? Jesteśmy skłonni do tworzenia sztucznych ramek, w które chcielibyśmy „na siłę” wtłoczyć każdego.
Jeśli ktoś „nie pasuje” - do głowy nam nie przyjdzie, że to ramki są za ciasne. Wolimy skracać wszystkich i każdego, bywa, że nawet o głowę.
Chrystus - nie tylko przez uzdrowienie z dzisiejszej Ewangelii, ale nade wszystko przez zbawcze orędzie i przez to, że umarł za wszystkich - pokazał najważniejszą prawdę o człowieku. Jeśli odkupił każdego, to znaczy, że każdy posiada niezbywalną godność. Świadomość Bożego dziecięctwa skłania nie tylko do dumy czy radości, ale nade wszystko do szacunku wobec innych. Kochając drugiego człowieka, dajemy wyraz miłości do samego Boga.
opr. mg/mg