Komentarz / homilia na 23 niedzielę zwykłą, rok C
„Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem".
Słowo „nienawiść" pojawiające się prawie we wszystkich tłumaczeniach Ewangelii, nie do końca oddaje dziś sens słów Jezusa. W językach nowożytnych bowiem nienawiść wiąże się z silnym ładunkiem emocjonalnym, z wrogością, przemożną chęcią „niewidzenia" kogoś już nigdy.
Tymczasem znaczenia słowa „miseo", występującego w Ewangelii, należy szukać w Septuagincie, czyli greckim tłumaczeniu Biblii hebrajskiej, która posługuje się nim dla wyrażenia oddalenia kogoś. Taki na przykład ludzie popełniający rytualną nieczystość, spożywający nieczysty pokarm, są „znienawidzeni", czy raczej wykluczeni, odsunięci przez Boga. Podobnie też Jakub, który kochał bardziej Rachelę niż Leę, tę drugą „nienawidził", a raczej odsuwał od siebie.
Posługiwanie się tym słowem było charakterystyczne dla semickiego sposobu myślenia, w którym sprzeczne pojęcia łączono ze sobą, nie wchodząc w głębię ich znaczenia. Kiedy w Ewangelii według św. Łukasza mowa jest o nienawiści „ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego", nie można w tym widzieć wezwania do wrogości. Musimy mieć przed oczyma kontekst wypowiedzi Jezusa, który zwraca się do ciągnących za Nim tłumów („szły za Nim wielkie tłumy") i kieruje do nich naukę na temat powołania do bycia Jego uczniem. Uczeń Jezusa musi postawić Boga na pierwszym miejscu, musi odsunąć na bok wszystko, co sprzeciwia się wierności Jego słowu. Nienawiść do innych, do najbliższej rodziny, do siebie samego, oznacza nic innego, jak prymat miłości do Boga. Słowo „miseo" można by tu oddać jako „kochać mniej". Boga trzeba kochać więcej, trzeba Mu się oddać w pełni, bo On „do końca nas umiłował".
opr. mg/mg