Homilia na Niedzielę Palmową roku C
Co czuje człowiek, któremu ktoś ratuje życie lub za niego umiera? Ludzie, którzy mają za sobą takie doświadczenie, mówią często o powtórnym narodzeniu, o pragnieniu rozpoczęcia wszystkiego od nowa, o zerwaniu z czynionym wcześniej złem, o świadomości daru, o otrzymaniu nowej szansy, o konieczności spłacenia długu. A ja? Co czuję? Przecież za mnie też Ktoś umarł. Umarł za mnie Bóg! I podarował mi nie kilka dni, miesięcy czy nawet lat życia, ale całą wieczność. Czy w świetle tego wydarzenia kształtuję i przeżywam każdy swój dzień? Czy w świetle tej śmierci żyję? Od tamtej chwili, w której "słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek", a "Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego" i "wyzionął ducha" (Łk 23,45-46) już nikt nie może żyć tak, jakby nic się nie wydarzyło. Bo wydarzyło się bardzo wiele! On cierpiał i umarł w straszliwych mękach, abyśmy mogli żyć wiecznie. Rozpoczynający się Wielki Tydzień jest dobrą okazją do refleksji na ten temat.
Przez ewangeliczny opis męki i śmierci Chrystusa Pana przewijają się różnorodne postaci, prezentujące różne reakcje na Chrystusową śmierć - reakcje przez dwa tysiące lat takie same. Warto się w nich często przeglądać.
"Każę Go wychłostać i uwolnię" (Łk 23,22) - tak mówią Piłaci wszystkich czasów, szczycący się swoją władzą, przekonani, że sięga ona nawet życia i śmierci, wolności i niewoli; nieświadomi, że nie mieliby żadnej władzy, gdyby jej nie otrzymali z góry (por. J 19,11), nie upadający nigdy na kolana, żyjący tak, jakby sami sobie wszystko zawdzięczali, bez świadomości otrzymania daru.
"[...] spodziewał się, że zobaczy jakiś znak zdziałany przez Niego" (Łk 23,8) - to oczekiwania żądnych sensacji Herodów, którzy nie otrzymawszy znaku, nieusatysfakcjonowani, pełni pogardy, szydzą i wystawiają na pośmiewisko swojego Zbawiciela.
"[...] za rozruch i zabójstwo był wtrącony do więzienia [...]" (Łk 23,25) - to zanurzeni w całym złu tego świata Barabasze, zadowoleni, że mimo licznych zbrodni "wygrywają" z Jezusem "pojedynek" o wolność i życie; nie dopuszczający myśli, że taka wolność to w rzeczywistości zniewolenie, a takie życie to początek śmierci wiecznej.
"[...] włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem" (Łk 23,26) - to Cyrenejczycy, którzy kiedy uwalniają się od ciężaru krzyża albo wracają do swoich zajęć, nie reflektując nad tym, co się wydarzyło i jaką było dla nich szansą, albo przeciwnie - wracają olśnieni, przemienieni i zaczynają nowe życie.
"[...] zawodziły i płakały nad Nim" (Łk 23,27) - to wrażliwe, załamujące ręce nad złem tego świata niewiasty, często widzące jednak drzazgę w oku bliźniego, belki w swoim nie dostrzegając (por. Mt 7,3).
"Jeden ze złoczyńców [...] urągał Mu [...]"
(Łk 23,39) - to źli łotrzy, szydzący i przeklinający Boga nawet na łożu śmierci.
"Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa" (Łk 23,42) - to ci szczęśliwi, którzy wykorzystali ostatnią szansę na pojednanie; ci ostatni, którzy stali się pierwszymi (por. Mt 19,30).
"[...] poprosił o ciało Jezusa. Zdjął je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie [...]" (Łk 23,53) - to ci wierni do końca.
I tak przez dwa tysiące lat. Jedni żyją tak, jakby za nich Jezus nie umarł, lekceważą dar, czekają na wymyślonego przez siebie mesjasza. Ten, który wjeżdża do Jerozolimy na wypożyczonym osiołku, skromnie odziany, którego świtę stanowią ubodzy, trędowaci, celnicy i grzesznice - to dla nich żaden Mesjasz. Inni przyjmują dar, wierząc, że: "Im więcej razy na dzień jesteś znieważony,/Im śmieszniejsze na ciebie wkładają korony/I krzyczą urągając: pokaż swoją siłę,/Albo liczą cię między pamiątki niebyłe,/Im więcej żalu, drwiny, gniewu, oskarżenia,/Bo słowo twoje z miejsca nie ruszy kamienia,/Tym bardziej pewnym mogę być tego jednego:/Że ty jesteś, zaiste, Alfą i Omegą" (Cz. Miłosz).
Do której z tych postaci jest mi najbliżej?
opr. mg/mg