Ziemskie życie człowieka jest sensowne i zasługuje na radosną wieczność
Codziennie media prześcigają się w doniesieniach na temat nieszczęść, które niosą śmierć. Morderstwa, katastrofy, wypadki… Myślimy sobie wtedy: jakie kruche jest ludzkie życie. Współczujemy ofiarom, może jeszcze bardziej ich bliskim. Niezwykle rzadko mass media informują o wyznawcach Chrystusa, którzy giną w obronie swej wiary. Niektórzy obliczają, iż co 3 minuty gdzieś na świecie jeden chrześcijanin oddaje życie za swe przekonania. Kilka liczb: współcześnie chrześcijanie są prześladowani w 75 krajach, od początku chrześcijaństwa zginęło za wiarę ok. 70 mln wyznawców, z czego w XX wieku – 45 mln. Najgorzej jest w Korei Północnej, Nigerii, Sudanie, Pakistanie, Kolumbii, Indonezji, Nepalu, Iraku, Indiach. Chrześcijanie są dziś najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie.
Jakże dobitnie w tym kontekście brzmią słowa Jezusa: „Kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16,25). Nie ma innego wytłumaczenia męczeństwa niż to, że chrześcijanie żyją treścią tych słów. Zaś ich uzasadnieniem są kolejne wypowiedziane przez Mistrza: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?” (Mt 16,26). Cóż znaczy nawet kilkadziesiąt lat ziemskiego życia wobec wieczności, która nigdy się nie kończy. Choćby człowiek zyskał wszystko, jeśli przy tym za nic ma Boga i nie zauważa obok drugiego człowieka – jego wieczność będzie bezustannym cierpieniem. Za żadne pieniądze nikt nie jest w stanie kupić sobie nieba. Warto o tym pamiętać przy całym naszym zatroskaniu o ziemskie szczęście, nieraz zupełnie błędnie postrzegane jako zaspokajanie jedynie własnych potrzeb i przyjemności.
Bóg chce, byśmy ziemskie istnienie spożytkowali dla Jego chwały i ku dobru bliźnich. Dlatego Jezus stale przypomina przykazanie miłości Boga i bliźniego. Okazuje się więc, że ziemskie lata dane człowiekowi do przeżycia, w kontekście wieczności, mają swoje znaczenie. Cóż to znaczy „tracić swe życie z powodu Jezusa”? To znaczy m.in. mieć czas dla Boga. Chodzi o modlitwę, wsłuchiwanie się w Jego głos, idzie o pełną oddania bliskość z Nim choćby podczas Eucharystii. Jakże często, zaniedbując swoje obowiązki wobec Boga, tłumaczymy się: „Nie mam czasu. Jestem tak zajęty, że brak mi sił i chwil na modlitwę, Mszę św., nie mówiąc już o lekturze Pisma św. czy literatury religijnej. Nie mam czasu!”. Bywa jednak, że sam Bóg znajduje nam czas. Kiedyś spotkałem pewnego człowieka, który z dnia na dzień ciężko zachorował. Po tygodniach buntu, złości, pretensji do Boga, wreszcie zrozumiał i powiedział: „Nie miałem czasu dla Niego, On sam sprawił, że teraz mam go mnóstwo”. Nie czekajmy na takie „upomnienie” Pana Boga. Choć czyni to dla naszego dobra i w trosce o swoje dzieci, to nieraz Jego interwencja bywa bolesna. Z drugiej strony – „tracić swe życie z powodu Jezusa” – to mieć czas dla bliźniego – na bezinteresowne działanie dla jego dobra.
W taki to sposób ziemskie życie człowieka jest sensowne i zasługuje na radosną wieczność. Traćmy więc czas dla Jezusa i dla drugiego człowieka, bo taki „stracony” czas to bogactwo w wieczności.
opr. aś/aś