Święty Franciszek mówił swoim braciom, że mają iść przez świat i głosić Ewangelię. Mówił też, że robiąc to – słów mają używać w ostateczności.
Siostro i Bracie!
Każdy chyba przyzna, że maj to najpiękniejszy miesiąc. Oczywiście chodzi o czas w przyrodzie. Bo wszystko budzi się do życia: rośnie, kwitnie, cieszy nasze oczy… Wiosna wyzwala w nas radość życia. Uśmiechamy się wyglądając przez okno. Planujemy jak spędzić niedzielne popołudnie na łonie natury – jakiś spacer, może piknik. Kiedy tylko słońce opromienia wszystko to, co znajduje się dookoła, jakoś tak naturalnie stajemy się bardziej otwarci na dobro i z większą dobrocią patrzymy na siebie nawzajem.
Od kilku dni, wraz z księdzem Piotrem, wikariuszem u Matki Boskiej Bolesnej, przechadzamy się po starówce, czy kampusie, odwiedzamy okoliczne lodziarnie i przekonujemy się o tym, że miłość naprawdę jest obecna w sercach mieszkańców naszego miasta. Wystarczy tylko przejść się na nasz rybnicki rynek, by zobaczyć radość życia i miłość. Uśmiechnięte i rozpromienione dzieci, ich rodziców przytulonych do siebie siedzących na ławeczce przy fontannie – cieszących się radością swoich dzieci. Spotkać można wielu zakochanych. Aż przyjemnie tam pójść, usiąść, popatrzeć… i doświadczyć obecności Boga.
Tak, doświadczyć obecności Boga, bo miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga (1 J 4,7).
Siostro i Bracie, to, że od kilku dni w okolicach ścisłego centrum Rybnika można spotkać spacerującego zakonnika i kapłana w pełnym umundurowaniu – nie jest dziełem przypadku. Te nasze spacery mają swój konkretny cel. Święty Franciszek mówił swoim braciom, że mają iść przez świat i głosić Ewangelię. Tak, głosić Ewangelię. Ale mówił też, że robiąc to – słów mają używać w ostateczności…
I taki jest nasz cel – bardzo prosty. Idziemy przez Rybnik i głosimy Ewangelię, nie robiąc nic nadzwyczajnego. Spacerujemy, jemy lody, przysiądziemy na jakiejś ławeczce, odpowiemy Szczęść Boże, tym, którzy nas pozdrawiają… Nie robimy nic nadzwyczajnego, poza tym, że dzielimy się miłością z tymi, których spotykamy. Bo głosić Ewangelię, nawet bez słów, to dzielić się z drugim człowiekiem Miłością. Bo Bóg jest Miłością – o czym zresztą przypomniał nam dzisiaj św. Jan. Nie robimy nic nadzwyczajnego. Wystarczy czarna sutanna i brązowy habit. Po co to robimy?
Niech wyjaśnieniem będą słowa Jezusa Chrystusa: Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał (por. J 15,16-17). Jakie to proste i oczywiste, zrozumiałe i jednoznaczne!
Bóg jest źródłem prawdziwej miłości, prawdziwej wiary i prawdziwego życia. I to chcemy światu pokazać, o tym, swoją obecnością, chcemy światu przypomnieć. Bo istnieje pokusa mówienia o miłości bez Boga. Miłości która nie znosi różnic, nie pokonuje odległości, która potęguje egoizm, niezgodę, niezdrową rywalizację.
Tylko Bóg jest źródłem prawdziwej miłości, prawdziwej wiary i prawdziwego życia. I dlatego staramy się być obecni w przestrzeni publicznej, by chociaż jednego sprowokować do refleksji. By chociaż jeden poszedł – zgiął przed Bogiem kolana – i od Niego uczył się Miłości, by to wszystko, o czym mówiłem na początku – o zakochanych, o uśmiechach, o radości – było trwałe i autentyczne, a nie tylko powierzchowne i płytkie. Jak momentami dzisiejsze słońce, które pięknie przygrzewało, ale gdy schowało się za chmurką, pozwoliło nam odczuć niemały ziąb. Amen.
Napisane na 6 maja 2018 r. VI Niedziela Wielkanocna. Do czytań: Dz 10, 25-26. 34-35. 44-48 | Ps 98 (97), 1bcde. 2-3b. 3c-4 | 1 J 4, 7-10 | J 15, 9-17
opr. ac/ac