O legendzie o kobiecie, która w czasie Drogi Krzyżowej otarła Chrystusowi
Weronika ociera twarz Chrystusowi". Za tym prostym zdaniem, rozbrzmiewającym w każdy Wielki Post w kościołach całego świata, kryje się długa, zawiła i fascynująca historia. Jej bohaterami jest kilku cesarzy i papieży, król, poczet biskupów, kilka kobiet i kilkanaście dzieł sztuki. Opowieść ta zdaje się nie mieć wyraźnego początku ani jednoznacznego zakończenia. To raczej mozaika rozmaitych opowieści, motywów, tradycji, które dopiero w XIV w. złożyły się w znaną nam dziś legendę o św. Weronice kobiecie, która w czasie Drogi Krzyżowej otarła Chrystusowi twarz chustą, a na tkaninie pozostał odciśnięty wizerunek umęczonej twarzy Zbawiciela
Pierwszy trop poszukiwań początków legendy o św. Weronice prowadzi do Cezarei Filipowej. Według legendy to stamtąd miała pochodzić uzdrowiona z krwotoku kobieta Hemoroissa (zob. Mt 9, 2022). W dowód wdzięczności za doznany cud postawiła ona posąg przedstawiający ją klęczącą u stóp Chrystusa. Z punktu widzenia naszej historii ważny jest fakt, że tradycja nadała owej kobiecie, fundatorce pomnika, imię Berenika. Używane było ono potem na Zachodzie mimo odmiennej etymologii (imię Berenika można tłumaczyć jako „niosąca zwycięstwo") wymiennie z imieniem Weronika. Historia o wzniesionym przez nią pomniku poszła dość szybko w zapomnienie, ale skojarzenie ewangelicznej postaci z Weroniką oraz powiązanie jej z wizerunkiem Chrystusa będzie powracało echem w wielu późniejszych opowieściach.
Imię Weronika znaczy tyle co „prawdziwy obraz" (łac. vera prawidziwy, gr. eikon obraz). To właśnie znaczenie imienia tej legendarnej świętej stanowi pierwszą wskazówkę dla poszukujących wyjaśnienia jej historii. Weroniką nazywany był początkowo przechowywany w Bazylice św. Piotra przynajmniej od XII w. obraz przedstawiający twarz Chrystusa. Był to jeden z bardzo wielu wizerunków rozpowszechnionych przede wszystkim w Ziemi Świętej i w Bizancjum, określanych mianem obrazów „nie ręką ludzką uczynionych" (gr. acheiropoietoi). Wszystkie je łączyło to, że jak wierzono powstały w cudowny sposób, bez udziału ludzkich pośredników, dzięki czemu miały wiernie przedstawiać prawdziwe oblicze Chrystusa i Jego Matki. Chrześcijański Wschód znał ich bez liku. Nie tylko one same pojawiały się za sprawą boskiej interwencji, ale w równie cudowny sposób powstawały ich kopie, zyskując rangę oryginałów i ciesząc się tą samą co one czcią wiernych. To właśnie wśród owych acheiropoietoi należy szukać wyjaśnienia zagadki chusty św. Weroniki.
Pierwszy chrześcijański „obraz nie ręką ludzką uczyniony" pojawił się w połowie VI w. Wedle jednej z wersji legendy miał on spaść z nieba, by udowodnić pogance Hypatii z Kamuliany (miejscowość w Kapadocji, na terenie dzisiejszej Turcji) istnienie Chrystusa. Legenda głosi, że wyłowiła ona tkaninę z przedstawieniem twarzy Zbawiciela ze studni, a mimo to płótno było zupełnie suche. Kobieta zawinęła tkaninę w swój płaszcz, na którym natychmiast odcisnął się widniejący na płótnie wizerunek. W 574 r. ikonę tę uroczyście sprowadzono do Konstantynopola i skopiowano. Gdy jednak cesarstwo opanowali wrogowie kultu obrazów (ikonoklaści), patriarcha Konstantynopola Kallinik I, w obawie przed zniszczeniem cennej relikwii, wrzucił chustę wraz z listem adresowanym do biskupa Rzymu w morze. Już następnego dnia w cudowny sposób wizerunek Chrystusa został przez papieża wyłowiony z Tybru. Z tej historii do legendy św. Weroniki przeniknął wątek pochodzenia jej cudownej chusty. Według niektórych przekazów poprzedzających tradycję o obecności świętej na Drodze Krzyżowej Weronika miała wyłowić tkaninę z portretem Chrystusa z wody. Co więcej, niektórzy chcą po prostu widzieć w wizerunku z Kamuliany chustę św. Weroniki przechowywaną i otaczaną kultem w Bazylice św. Piotra do początku XVII w.
Drugi znany wizerunek Chrystusa „nie ręką ludzką uczyniony" wprawdzie zaczął być otaczany kultem nieco później niż chusta z Kamuliany, ale jego historia sięga aż IV w. Jest to tzw. mandylion z Edessy, którego kopie rozsiane są po całym chrześcijańskim świecie. Według apokryficznych opowieści (a ściśle mówiąc rzekomej korespondencji między Jezusem a Abgarem) pochodzących z IV w., król Edessy Abgar, żyjący w czasach ziemskiej działalności Chrystusa, śmiertelnie zachorował. Gdy usłyszał o Jezusie, posłał do Niego swego sekretarza z poleceniem, by ten sprowadził słynnego cudotwórcę. Jezus odmówił przybycia, zapewniając jednak, że po swoim wniebowstąpieniu pośle do Abgara jednego ze swoich uczniów (tradycja wskazała potem na Judę Tadeusza). By zrekompensować królowi swoją nieobecność, miał On pozwolić sportretować się owemu uczniowi. Twarz Zbawiciela jaśniała jednak takim światłem, że artysta nie mógł jej namalować. Wtedy Chrystus obmył twarz wodą, a następnie otarł ją tkaniną, na której w cudowny sposób utrwaliło się Jego odbicie. Gdy król otrzymał portret Jezusa natychmiast wyzdrowiał. Cudowna tkanina otaczana była odtąd w Edessie czcią i traktowana jako swego rodzaju talizman broniący miasta przed nieszczęściami. Nie trwało to jednak długo. Wnuk uzdrowionego króla powrócił do pogaństwa. Wtedy, jak mówią przekazy, biskup Edessy w obawie przed zbezczeszczeniem relikwii, ukrył obraz w murze, nie zdradzając nikomu położenia skrytki. Obraz miał w niej przeleżeć prawie sześćset lat. Dopiero w czasie najazdu perskiego w VI w. ówczesny biskup Edessy otrzymał we śnie wskazówki, gdzie szukać relikwii. Mandylion ponownie został wystawiony do publicznej czci, a w 944 r., na polecenie cesarza Romana I, został przewieziony do Konstantynopola, skąd w 1204 r. wywieźli go krzyżowcy. Nieznane są jego dalsze dzieje, gdyż przynajmniej kilka kościołów w tym Bazylika św. Piotra w Rzymie przyznaje się do posiadania oryginału. Postanowienie synodu rzymskiego z 494 r., który uznał źródło historii o uzdrowieniu Abgara jego rzekomą korespondencję z Chrystusem za falsyfikat, nie zaszkodziło ogromnej popularności mandylionu wśród wiernych. Nie tylko przybywali oni tłumnie, aby obejrzeć oryginał, ale także otaczali czcią przedstawienia będące jego kopiami.
Być może historia ta pozostawałaby zupełnie bez związku z legendą o św. Weronice, gdyby nie to, że w łacińskiej wersji tej opowieści król Abgar stał się cesarzem Tyberiuszem, zaś wizerunek, który przywrócił mu zdrowie, otrzymał od uzdrowionej z krwotoku kobiety imieniem Berenike, tej samej, która wystawiła Chrystusowi pomnik w Cezarei. Zresztą była ona znana zachodniemu chrześcijaństwu już w IV w. W apokryficznych Aktach Piłata (ok. 375376 r.) to właśnie uzdrowiona z krwotoku Berenike jako jedyna stanęła w obronie Chrystusa. W pochodzącej z VI w. legendzie, adaptacji opowieści o mandylionie, ta sama Berenike trafiła na dwór śmiertelnie chorego cesarza Tyberiusza. Chciał on, by stawił się przed nim sam Chrystus, jego posłaniec dotarł jednak do Jerozolimy już po ukrzyżowaniu. Wtedy przed oblicze cesarza sprowadzono Piłata i Berenike, która chlubiła się posiadaniem prawdziwego wizerunku Zbawiciela. O ile rzymski namiestnik nie zyskał cesarskiej przychylności, o tyle kobieta za sprawą cudownej chusty zdołała go uzdrowić i skłonić do przyjęcia chrztu. Warto dodać, że w jednej z wersji tej opowieści, pochodzącej z przełomu VIII i IX w., po raz pierwszy pojawia się łacińska wersja imienia: Veronica. Przekazy nie są zgodne co do sposobu, w jaki Berenike weszła w posiadanie owej chusty. Jedne mówią, że wyłowiła ją z wody, inne, że sama ją namalowała, jeszcze inne, że poprosiła o to św. Łukasza, gdy okazał się on jednak nieporadnym portrecistą Zbawiciela, sam Chrystus ujął tkaninę i odcisnął na niej w cudowny sposób swoją twarz.
Berenika z Cezarei Filipowej uzdrowiona przez Chrystusa z krwotoku, wizerunek z Kamuliany, historia króla Abgara i cesarza Tyberiusza: wszystkie te opowieści połączono ze sobą w XII w. i skojarzono z przechowywanym w Bazylice św. Piotra w Rzymie przedstawieniem twarzy Chrystusa, określanym w źródłach jako „Veronica". Nie wiadomo, jak się tam znalazł ani jaka była historia jego powstania jedni chcą w nim widzieć chustę z Kamuliany, inni mandylion z Edessy, jeszcze inni obecny wizerunek z Manoppello. Wszystko to jednak należy uznać za spekulacje. Wiadomo jedynie, że przynajmniej od XII w. „Weronika" była przechowywana w osobnej kaplicy, w cyborium wzniesionym na polecenie papieża Celestyna III. W tym samym czasie błyskawicznie zaczął się rozwijać nie tylko kult samej relikwii, ale i wiązanej z niąśw. Weroniki. Została ona wpisana do rzymskiego kalendarza liturgicznego (jej wspomnienie obchodzono 4 lutego), spisano jej legendę (najpopularniejsza jej wersja to ta autorstwa Jakuba z Voragine), a papież Innocenty III ustanowił doroczną uroczystą procesję ze świętym obrazem, wszystkim zaś, którzy go nawiedzali, przyznał odpust. W ten
sposób „Weronika" stała się jednym z najbardziej popularnych celów pielgrzymek, którego znaczenie porównuje się z Ziemią Świętą czy grobem św. Jakuba w Composteli. W Rzymie powstał nawet cech malarzy wykonujących na potrzeby pątników miniaturki świętego wizerunku.
Popularność „Weroniki" trwała nieprzerwanie aż do początku XVII w., kiedy rozpoczęła się przebudowa bazyliki. Wtedy to relikwie chusty św. Weroniki umieszczono w jednej z marmurowych kolumn podtrzymujących główny ołtarz, obok innych relikwii Męki Pańskiej. Mniejsza dostępność świętego wizerunku sprawiła, że popadł on w zapomnienie. Wtedy też być może zaginęła bądź została skradziona oryginalna chusta. Ta, która do dziś raz do roku pokazywana jest wiernym odbiega bowiem swym wyglądem od średniowiecznej relikwii znanej nam z licznych kopii. Losy „Weroniki" po przebudowie bazyliki pozostają przedmiotem spekulacji wielu historyków i amatorów rozwiązywania zagadek przeszłości. Czy któreś z proponowanych rozwiązań jest prawdziwe? Nie sposób tego póki co ocenić, a przyjmując którekolwiek z nich, należy pamiętać, że jest tylko hipotezą.
Żadna z przytoczonych powyżej legend mówiących o powstaniu wizerunków Chrystusa „nie ręką ludzką uczynionych" nie tłumaczy obecności Weroniki na drodze krzyżowej. Co więcej, także najstarsze wersje legendy o świętej nie wspominają nic o epizodzie jej spotkania z Chrystusem idącym na Kalwarię. Znajdziemy w nich tylko opowieść o cudownym uzdrowieniu cesarza Tyberiusza. Zresztą ani rzymska chusta, ani żadne z omówionych wyżej przedstawień Chrystusa nie miały nic wspólnego z Jego Męką. Wszystkie prezentowały twarz Zbawiciela z otwartymi oczami, spokojną, bez śladów cierpienia, gdyż wszystkie według legend z nimi wiązanych powstały bądź w trakcie działalności Chrystusa na ziemi, bądź po Jego wniebowstąpieniu. Dopiero wzrost pobożności związanej z Męką Pańską w XIV w. przyniósł w tej dziedzinie zmianę. To wtedy św. Weronika znalazła swoje miejsce na Drodze Krzyżowej, a oblicze odbite na trzymanej przez nią chuście zaczęło nosić ślady męki. Stało się to za sprawą franciszkanów, którzy, przejąwszy pod opiekę słynną Via Crucis w Jerozolimie, wyznaczyli na niej czternaście stacji, a wśród nich tę znaną nam do dziś z Weroniką ocierającą twarz niosącego krzyż Chrystusa.
Dziś już mało kto pamięta o królu Abgarze, cesarzu Tyberiuszu i pogance Hypatii, bez których nie byłoby legendy o św. Weronice. Ta zaś, choć usunięta w połowie XVI w. z kościelnego kalendarza jako postać legendarna, wciąż przecież towarzyszy wiernym odprawiającym Drogę Krzyżową, niosąc włożoną jej w dłonie przez franciszkanów chustę z umęczoną twarzą Chrystusa.
dr Anna Zajchowska, historyk, mediewistka
opr. ab/ab