O filmach ... dla niewidomych
Niektórzy przypuszczają, że film to przyjemność wyłącznie dla oczu. Tymczasem okazuje się, że przepadają za nim także ludzie z białą laską. Ich obecność na seansach kinematograficznych zdumiewa niejednego miłośnika X Muzy. Do kina przychodzą w towarzystwie kogoś bliskiego, kto dyskretnym szeptem potrafi podpowiedzieć, co właśnie wydarzyło się na ekranie.
Okazuje się, że cały sekret dostępności filmu dla człowieka pozbawionego wzroku spoczywa w rękach, a właściwie w ustach takiego „zaprzyjaźnionego podpowiadacza”, który umiejętnie podrzuca brakujące informacje w chwili, gdy milkną dialogi, a do głosu dochodzi obraz. W kilku krajach zachodnich prace nad udostępnianiem filmów i programów telewizyjnych osobom niewidomym podjęto już przed sześciu laty. Wtedy w Polsce wiadomość tę potraktowano jako jedną z egzotycznych nowinek. Z programów telewizyjnych opatrzonych komentarzem lektorskim, odbieranym za pomocą specjalnych dekoderów, już od kilku lat korzystają niewidomi na Wyspach Brytyjskich. Tam właśnie oglądał je Grzegorz Rzeszutek z Bytomia. — Uczestnicząc w tych seansach — mówi — mogłem się przekonać, że są bardzo komunikatywne, bardziej sugestywne, a przede wszystkim bardziej zrozumiałe.
Również ludzie pozbawieni wzroku interesują się filmem. Mają swoje ulubione tytuły, które wywarły na nich większe lub mniejsze wrażenie. Ze znawstwem mówią o grze aktorskiej, reżyserii, scenariuszach, zdjęciach, muzyce. Pamiętają tytuły dzieł, które kiedyś oglądali własnymi oczyma bądź po utracie widzenia, już przy pomocy przyjaciół. Mają swoje rankingi i ulubione kolekcje, które chcieliby przeżyć raz jeszcze. W domowych zbiorach gromadzą wideokasety albo krążki DVD. Zbierają płyty CD z muzyką filmową i ścieżkami dźwiękowymi, a ci, którzy używają komputerów nowszej generacji, chlubią się zbiorami plików filmowych w formacie MPG. Bywają znakomitymi gawędziarzami specjalizującymi się w opowiadaniu anegdot, zakulisowych ploteczek i innych biograficznych perypetii gwiazd srebrnego ekranu. Gdy jednak chcą coś obejrzeć, zawsze są skazani na absorbowanie innych osób albo całkiem zrozumiałe ograniczenia w przeżywaniu swojej wielkiej pasji.
W Polsce prekursorem udostępnienia filmu dla niewidomych jest Andrzej Woch z Krakowa, a pierwszym, z jego inicjatywy odpowiednio zaadaptowanym, obrazem była „Ekstradycja III”. — Już podczas adaptacji tego filmu — opowiada Andrzej Woch — upewniliśmy się, że do przygotowania dobrego komentarza konieczny jest sekretarz literacki, czyli bardzo sprawny polonista. Ścieżkę z podpowiedziami trzeba powierzyć nie aktorowi, lecz lektorowi, który odczyta ją „bez artystycznej ekspresji”. Idea bowiem jest taka, by odpowiedni komentarz w odpowiednim momencie „podrzucał” brakujące, a zasadnicze informacje, nie podpowiadając jednak interpretacji wydarzeń.
Pierwsze doniesienia o polskim tyflofilmie — czyli ekranizacji waloryzowanej tak, aby była dostępna dla osób niewidzących — wzbudziły żywe zainteresowanie. Kwestią otwartą pozostaje dobór tytułów i zasady dystrybucji. Ludzie ci z nadzieją spoglądają w stronę Polskiego Związku Niewidomych oraz Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Liczą na to, że idea domowego kina niewidomych spotka się również ze zrozumieniem i uznaniem tych instytucji.
Oryginalna inicjatywa Andrzeja Wocha znalazła na razie finansowe wsparcie Ministerstwa Kultury i Sztuki, które przed dwoma laty na przygotowanie i opracowanie dźwiękowe filmów przekazało 12 tys. zł.
Jak poinformowała nas Iwona Pawłowska z Biblioteki Centralnej PZN, obecnie Dział Tyflologiczny posiada w swoich zbiorach kasety z następującymi filmami z dodatkową ścieżką dźwiękową: „Psy”, „Seksmisja”, „Vabank”, „Tato”, „Sara”, „Miś”, „Zapach kobiety”, „Siedmiu wspaniałych”, „Rio Bravo”. Można je odtwarzać na tradycyjnym sprzęcie wideo. Są wypożyczane na rewers, po osobistym zgłoszeniu się do działu tyflologicznego warszawskiej biblioteki. Tak więc w tej chwili praktycznie są dostępne jedynie dla niewidomych mieszkańców stolicy, ogląda się je więc tylko w nielicznych polskich domach. Miejmy nadzieję, że wkrótce wielu niewidomych będzie mogło swobodnie obcować ze sztuką filmową.
Andrzej Woch pociesza, że już wkrótce tyflofilmy będą też dostępne na krążkach DVD. W Pracowni Tyfloinformatycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego prowadzone są też prace nad wzbogaceniem obrazu filmowego o specjalną ścieżkę z językiem migowym, co równocześnie będzie udostępniało film także osobom z upośledzonym słuchem.
Narodziny tyflofilmów są historycznym wydarzeniem w dziejach polskiej kinematografii. — To początek równoprawnego uczestnictwa niewidomych w kulturze filmowej — zauważa Andrzej Woch. Pod pojęciem „tyflofilm” kryje się radość samodzielnego, w miarę pełnego odbioru filmu, łącznie z tymi partiami, w których fabułę podsuwa sam obraz, wzbogacony równie sugestywną muzyką. Takich artystycznych rozwiązań we współczesnym kinie, zwłaszcza tym ambitniejszym, jest coraz więcej.
opr. mg/mg