Skąd się biorą skandale w Kościele i jak im zapobiegać
Wraz z Kościołem, do którego należę, przeżywam z bólem świadomość ludzkiej słabości i wielkiego nieraz zła, którego czasem dopuszczają się nawet niektórzy kapłani czy osoby konsekrowane. Jednocześnie jestem dumny z Kościoła naszych czasów, który wydaje tak wielu nowych świętych i który poprzez wielki wysiłek osób duchownych i świeckich dociera z Dobrą Nowiną do ludzi we wszystkich zakątkach świata. Jestem wdzięczny Bogu za Kościół, w którym otrzymałem chrześcijańskie wychowanie i dzięki któremu ciągle na nowo uczę się myśleć i kochać jak Chrystus. Oczywistą jest rzeczą, że na tle tego ogromnego dobra, które Bóg dokonuje w Kościele i poprzez Kościół tym bardziej bolą grzechy i słabości wyznawców Chrystusa, zwłaszcza jeśli dotyczą one poważnych wykroczeń moralnych, prowadzących do krzywdy i zgorszenia. W liście do kapłanów na Wielki Czwartek Jan Paweł II napisał o tym bólu w sposób bardzo osobisty i jednoznaczny: „Jako kapłani jesteśmy osobiście głęboko wstrząśnięci grzechami niektórych naszych braci...”. Jednocześnie Ojciec Święty wskazuje nam drogę nadziei: „Musimy wierzyć, że ten czas próby przyniesie oczyszczenie całej wspólnocie katolickiej”.
Potrzeba ciągłej czujności i oczyszczenia w Kościele nie jest zjawiskiem nowym czy zaskakującym. Przeciwnie — tak, jak ci, którzy należeli do narodu wybranego Starego Testamentu, byli świadomi swojej niewierności i grzeszności, tak również wyznawcy Chrystusa byli od początku istnienia Kościoła świadomi swojej słabości oraz potrzeby nawrócenia. Specyfika obecnej dyskusji i refleksji na ten temat polega jedynie na tym, że dokonuje się ona w kontekście bardzo bolesnych wydarzeń, dotyczących nadużyć seksualnych ze strony niektórych osób duchownych w Kościele oraz w obliczu stanowczej postawy Ojca Świętego wobec osób dopuszczających się zła w tej dziedzinie.
Owocne podjęcie przez Kościół pracy nad własnym oczyszczeniem i świętością wymaga najpierw poprawnego teologicznie rozumienia rzeczywistości Kościoła. Łatwo tu o spojrzenia jednostronne czy uproszczone. Pierwszy błąd polega na radykalnym separowaniu w Kościele elementu Bożego i ludzkiego. Grozi wtedy odrzucenie Kościoła w wymiarze doczesnym, społecznym, instytucjonalnym. Praktyczną konsekwencją tego typu błędu eklezjologicznego jest postawa zawarta w haśle: Chrystus - tak, Kościół — nie. W tej perspektywie dostrzega się jedynie niedoskonałe i grzeszne strony Kościoła oraz jego struktur, zupełnie negując rolę wspólnoty wierzących w Bożej ekonomii zbawienia. Druga skrajność polega na całkowitym utożsamianiu elementu Bożego i ludzkiego w Kościele. Prowadzi to zupełnego uduchowienia, a nawet ubóstwienia Kościoła w jego wymiarze socjologicznym czy historycznym. W konsekwencji łatwo wtedy ulec pokusie ukrywania ludzkiej słabości w rzeczywistości Kościoła. Łatwo też o zgorszenie czy zaszokowanie wtedy, gdy owa słabość w wyjątkowo bolesny sposób staje przed naszymi oczami. Prawidłowe rozumienie tajemnicy Kościoła jest możliwe jedynie w świetle wcielenia Syna Bożego. Podobnie jak w Chrystusie natura Boża i ludzka są nierozdzielne, ale też nie pomieszane, tak również w założonym przez Niego Kościele element Boży i ludzki mocą Ducha Świętego splatają się w sposób nierozerwalny, ale nie tracą przez to swoich własnych cech i właściwości. W tej perspektywie teologicznej oczywista jest nieustanna potrzeba nawrócenia i oczyszczania się Kościoła w jego ludzkim, instytucjonalnym, historycznie i kulturowo ukształtowanym wymiarze.
Kościół w swym ludzkim wymiarze jest zawieszony między ciemnością doczesnego świata a światłością Bożej prawdy, miłości i świętości. Warto w tym kontekście przypomnieć słowa Grzegorza Wielkiego: „My wszyscy, którzy podążamy za prawdą, czymże jesteśmy na tym świecie, jeśli nie brzaskiem jutrzenki? Niektóre bowiem spośród naszych czynów należą do światła, w innych znowu okazujemy się nie pozbawieni resztek ciemności”.
Skoro czujność, nawrócenie i oczyszczanie jest stałym elementem życia całego Kościoła oraz obowiązkiem każdego z uczniów Chrystusa, to trzeba postawić pytanie o podstawowe warunki, kryteria oraz narzędzia, które umożliwiają owocne podjęcie tego obowiązku. Popatrzmy najpierw na istotne warunki w tym względzie.
Pierwszym z tych warunków jest świadomość, że potrzebę samooczyszczania się Kościoła nie można odnosić jedynie do księży, biskupów i osób konsekrowanych. Potrzeba ta dotyka wszystkich ochrzczonych, a zatem również wiernych świeckich. Im więcej osób i środowisk włącza się w Kościele w proces przemiany i nawrócenia, tym łatwiej jest pozostałym członkom Kościoła mobilizować się do większej wierności powołaniu oraz do większej świętości życia. Z kolei im mniej jest osób i środowisk, które podejmują trud nawrócenia i oczyszczenia, tym trudniej jest o wewnętrzną przemianę tym, którzy takiej przemiany szczerze pragną. Im więcej świętych osób świeckich, im więcej dojrzałych małżeństw i rodzin, im więcej ruchów formacyjnych, które prowadzą ku głębi życia moralnego i duchowego, tym łatwiej o szlachetność i mobilizację u osób duchownych. Z kolei świętość i przejrzysta wierność powołaniu u wielu biskupów, kapłanów, zakonników i sióstr zakonnych znacznie ułatwia mobilizację i nawrócenie ludziom świeckim.
Drugim — obok rozumienia, że nawracać powinni się wszyscy ochrzczeni — warunkiem samooczyszczania się Kościoła jest świadomość, że nie można zawężać tego procesu do wyznaczania nowych, surowszych być może norm dyscyplinarnych czy do powoływania sprawniej działających struktur kontroli wewnątrzkościelnej. Warunkiem rzeczywistego wzrostu w świętości i przezwyciężania ludzkich słabości w Kościele jest nowa ewangelizacja w sensie pogłębionego wychowania chrześcijańskiego. Żadna struktura czy nadzór nie zastąpi wychowania, gdyż zło zwycięża się dobrem, a nie samym tylko kontrolowaniem. A celem wychowania jest formowanie ludzi prawego sumienia, którzy są naprawdę zdolni do uczciwego kontrolowania samych siebie.
Trzecim istotnym warunkiem samooczyszczania się Kościoła jest poprawne rozumienie słowa „samooczyszczanie”. Termin ten jest słuszny w tym sensie, że nikt z zewnątrz — żadna osoba ani instytucja - nie dokona oczyszczenia Kościoła. Termin „samooczyszczenie” byłby jednak niepoprawny, gdyby ktoś rozumiał to wyrażenie w tym sensie, że uczniowie Chrystusa potrafią dokonać dzieła oczyszczenia własną, ludzką jedynie mocą. Tylko Bóg jest źródłem oczyszczenia, nawrócenia i świętości. Proces oczyszczania się Kościoła nie jest możliwy poza więzią z Chrystusem. Może dokonać się jedynie mocą Jego prawdy i miłości, mocą współpracy z Tym, który ma moc odpuszczać grzechy i przemieniać ludzkie serca, mocą sakramentów, którymi Zbawiciel obdarował swój Kościół.
Podstawowe warunki samooczyszczania się Kościoła to zatem świadomość, że w ten proces powinni włączyć się wszyscy ochrzczeni, że polega on głównie na wychowaniu, a nie kontrolowaniu czy represjonowaniu oraz, że dokonuje się mocą współpracy ze Zbawicielem. Jeśli spełnimy powyższe warunki, wtedy pojawia się pytanie o motywy nawrócenia i oczyszczenia w Kościele.
Trzeba najpierw stwierdzić, że podstawowym motywem oczyszczania się Kościoła nie jest krytyka ze strony świata zewnętrznego, a zatem krytyka ze strony określonych środków przekazu czy jakichś instytucji państwowych lub społecznych. Współczesny świat krytykuje bowiem w Kościele te przejawy zła, które sam prowokuje i do których czasem zupełnie świadomie i cynicznie dąży ze względu na swoje interesy polityczne czy ekonomiczne. Z powyższych względów ten świat chętnie zgodzi się na wszystkie słabości Kościoła, jeśli tylko Kościół zrezygnuje z bycia znakiem sprzeciwu oraz z mówienia ewangelicznej prawdy, która wyzwala, ale która stawia współczesnemu człowiekowi twarde wymagania. Kościół może w łatwy sposób zamknąć usta opiniotwórczym osobom, instytucjom czy środowiskom, wykazując chociażby wewnętrzne sprzeczności w ich postawie, niemoralne intencje działań czy pospolity cynizm.
Motywem nawrócenia i samooczyszczania się Kościoła nie może być zatem nacisk jakichś zewnętrznych wobec Kościoła środowisk czy instytucji. Tym bardziej nie wolno Kościołowi czekać, aż świat zauważy i zacznie napiętnować słabości wyznawców Chrystusa. Decydującym motywem czujności i oczyszczenia dla ludzi ochrzczonych jest to, że Chrystus wzywa swoich wyznawców, by Go naśladowali, by myśleli i kochali tak, jak On, by stawiali sobie znacznie większe wymagania niż poganie, by ludzie niewierzący widzieli ich dobre czyny i chwalili Ojca, który jest w niebie. W scenie spotkania z jawnogrzesznicą, która może być symbolem sytuacji Kościoła na tej ziemi, Chrystus spisywał ludzkie grzechy na piasku historii świata i osądzał je jedynie swoją milczącą, cierpliwą miłością, która wzywa do nawrócenia: idź i nie grzesz więcej. Idź i żyj szlachetnie mimo, że twoi oskarżyciele odeszli już zawstydzeni swoją własną - jeszcze większą niż twoja - grzesznością i małością. To nie zewnętrzne ataki na Kościół są motywem mobilizacji i refleksji wśród ludzi ochrzczonych. To miłość Chrystusa przynagla nas do nawrócenia i szukania świętości życia. Żaden inny motyw tu nie wystarczy.
Poczucie realizmu i świadomość ludzkiej słabości wymaga wypracowania konkretnych i zróżnicowanych narzędzi samooczyszczania się Kościoła. Do takich narzędzi można oczywiście zaliczyć określone, jasne normy dyscyplinarne oraz sprawnie działające instytucje kontrolne. Tego typu narzędzia wymagają oddzielnej analizy. W niniejszym kontekście pragnę jedynie zauważyć, że w ostatnich latach zarówno Stolica Święta, jak również Kościoły lokalne podjęły wiele konkretnych inicjatyw i decyzji w tym względzie. Wspomniałem jednak wcześniej, że same normy i systemy kontroli nie wystarczą. Tego typu narzędzia okazują się mało skuteczne nawet tam, gdzie chodzi o egzekwowania jedynie prawa i porządku zewnętrznego. Tym mniej skuteczne są tam, gdzie w grę wchodzą kwestie moralności, sumienia i wewnętrznej uczciwości.
W tej sytuacji zdecydowanie najważniejszym narzędziem samooczyszczania się Kościoła jest wychowanie i samowychowanie ludzi ochrzczonych. Tylko ludzie prawego sumienia, ludzie szczerze kierujący się ewangelicznymi prawdami, wartościami i normami moralnymi, są w stanie współpracować z Bożą łaską i odnawiać oblicze własnego serca. Także w dziedzinie oczyszczenia obowiązuje zatem pierwszeństwo człowieka przed strukturami czy instytucjami, podobnie jak „być” ma pierwszeństwo przed „mieć”. Cała historia Kościoła potwierdza, że oczyszczanie się Kościoła zaczyna się od świętości poszczególnych osób czy małych wspólnot ludzi wierzących, którzy w radykalny sposób poszli za Chrystusem i którzy w radykalny sposób konfrontowali swoje życie z wymaganiami Ewangelii. To konkretni święci, a nie instytucje czy instancje kontrolne okazują się najskuteczniejszym zaczynem przemiany i większej świętości Kościoła. Dopiero na skutek ich życia i świadectwa dokonują się reformy służące skuteczniejszemu niż wcześniej samooczyszczaniu się Kościoła.
Poczucie realizmu i świadomość ludzkiej słabości wymaga wypracowania konkretnych i zróżnicowanych narzędzi samooczyszczania się Kościoła. Do takich narzędzi można oczywiście zaliczyć określone, jasne normy dyscyplinarne oraz sprawnie działające instytucje kontrolne. Tego typu narzędzia wymagają oddzielnej analizy. W niniejszym kontekście pragnę jedynie zauważyć, że w ostatnich latach zarówno Stolica Święta, jak również Kościoły lokalne podjęły wiele konkretnych inicjatyw i decyzji w tym względzie. Wspomniałem jednak wcześniej, że same normy i systemy kontroli nie wystarczą. Tego typu narzędzia okazują się mało skuteczne nawet tam, gdzie chodzi o egzekwowania jedynie prawa i porządku zewnętrznego. Tym mniej skuteczne są tam, gdzie w grę wchodzą kwestie moralności, sumienia i wewnętrznej uczciwości.
W tej sytuacji zdecydowanie najważniejszym narzędziem samooczyszczania się Kościoła jest wychowanie i samowychowanie ludzi ochrzczonych. Tylko ludzie prawego sumienia, ludzie szczerze kierujący się ewangelicznymi prawdami, wartościami i normami moralnymi, są w stanie współpracować z Bożą łaską i odnawiać oblicze własnego serca. Także w dziedzinie oczyszczenia obowiązuje zatem pierwszeństwo człowieka przed strukturami czy instytucjami, podobnie jak „być” ma pierwszeństwo przed „mieć”. Cała historia Kościoła potwierdza, że oczyszczanie się Kościoła zaczyna się od świętości poszczególnych osób czy małych wspólnot ludzi wierzących, którzy w radykalny sposób poszli za Chrystusem i którzy w radykalny sposób konfrontowali swoje życie z wymaganiami Ewangelii. To konkretni święci, a nie instytucje czy instancje kontrolne okazują się najskuteczniejszym zaczynem przemiany i większej świętości Kościoła. Dopiero na skutek ich życia i świadectwa dokonują się reformy służące skuteczniejszemu niż wcześniej samooczyszczaniu się Kościoła.
Skoro podstawowym mechanizmem samooczyszczania się Kościoła jest chrześcijańskie wychowanie, to główną rolę ma w tym względzie do odegrania duszpasterstwo zwyczajne. Ma ono prowadzić ludzi ochrzczonych do czujności, nawrócenia i świętości. W tegorocznym orędziu na Tydzień Modlitw o Powołania Ojciec Święty przypomniał, że wszyscy wierzący są powołani do świętości. Dobrze rozumieli tę prawdę chrześcijanie pierwszych wieków. W ich świadomości przygotowanie do chrztu świętego było równoznaczne z decydowaniem się na życie w świętości, naśladując Chrystusa czystego, ubogiego i posłusznego Ojcu. Świętość początków chrześcijaństwa była czytelna nawet dla niewierzących, gdyż przybierała często formę męczeństwa. W kolejnych wiekach szybko wzrastała liczba ochrzczonych, a to wiązało się ze spadkiem moralnej jakości życia wierzących. W tej sytuacji ci, którzy dążyli do świętości i radykalnej wierności Ewangelii, wycofywali się na pustynię, dając początek życiu monastycznemu. Stopniowo zaczęło się kształtować błędne przekonanie, że świętość jest zarezerwowana tylko dla kapłanów czy osób zakonnych.
Sobór Watykański II przypomniał, że wszyscy ochrzczeni są powołani do świętości. W liście apostolskim „Novo millennio ineunte” Ojciec Święty wzywa do opracowania „planu duszpasterskiego w znaku świętości”. Jan Paweł II przypomina, że skoro chrzest jest prawdziwym włączeniem w świętość Boga, to „sprzeczna z tym byłaby postawa człowieka pogodzonego z własną małością, zadawalającego się minimalistyczną etyką i powierzchowną religijnością” (nr 31). Szczególną szansą na kształtowanie postaw ewangelicznych i pogłębionej religijności jest solidne przygotowanie narzeczonych do sakramentu małżeństwa. Tylko wtedy małżonkowie będą zafascynowani perspektywą świętości, a założone przez nich rodziny staną się miejscem spotkania z Chrystusem, który oczyszcza i przemienia ludzkie serca.
Gdy chodzi o wychowanie osób powołanych do kapłaństwa czy życia konsekrowanego, to szczególne znaczenie w procesie wychowania i oczyszczania ludzkich wnętrz mają z oczywistych względów seminaria duchowne oraz zakonne domy formacyjne. We wspomnianym powyżej orędziu powołaniowym Ojciec Święty przypomina, że „spadek ilości kandydatów do kapłaństwa i życia konsekrowanego, który odnotowujemy obecnie, nie powinien prowadzić do stawiania mniejszych wymagań albo do zadawalania się przeciętnością formacji czy duchowości. Powinien natomiast mobilizować do tym większego wysiłku w formowaniu tych, którzy ustanowieni w przyszłości kapłanami i świadkami Chrystusa, będą powołani do poświadczenia świętością życia tego, co będą głosić i celebrować”. Realizacja tego wskazania Jana Pawła II wymaga odważnej, a jednocześnie mądrej pedagogii powołań. Najpierw sami kapłani i osoby konsekrowane powinni być czytelnym znakiem zafascynowania Jezusem, naśladując Jego miłość wcieloną, czyli widzialną oraz wychowującą, czyli dostosowaną do postępowania danego człowieka. Powinni też pomagać młodym, by rozumieli, że świętość to nie faryzejska doskonałość w zachowywaniu zewnętrznych przepisów czy dziwaczna asceza, lecz ofiarna miłość do Boga i człowieka, do której możemy dorastać mimo naszych słabości i niedoskonałości.
Solidne wychowanie seminaryjne wymaga od samego początku pogłębionej weryfikacji osobowości oraz motywacji osób kandydujących do kapłaństwa czy życia zakonnego. Potrzebne są w tym celu usystematyzowane i szczegółowe rozmowy wstępne, ewentualne badania psychologiczne, a także specjalistyczne rekolekcje i inne formy, które ułatwiają bliższe poznanie kandydatów. Jeśli zgłasza się ktoś „z ulicy”, czyli ktoś, kto dotąd nie był aktywny w swojej wspólnocie parafialnej, to ocena jego dojrzałości oraz autentyczności powołania jest niezwykle trudna. Z tego względu dobrą praktyką jest zaproponowanie takiemu kandydatowi, by na okres jednego roku włączył się aktywnie w życie swojej parafii i by wstąpił do któregoś z parafialnych ruchów formacyjnych dla młodzieży, aby tam dokonać bardziej konkretnej weryfikacji swoich cech oraz swojego powołania.
Osobiście sądzę, że użytecznym narzędziem wychowania, a jednocześnie weryfikowania stopnia dojrzałości są praktyki duszpasterskie, które polegają na skierowaniu kandydata na księdza czy zakonnika (np. po piątym roku studiów) do jakiejś wspólnoty kościelnej, aby tam — w codziennych realiach życia i troski o człowieka — zarówno sam kandydat, jak i jego przełożeni mogli przez okres nie krótszy niż rok zweryfikować skuteczność dotychczasowej formacji.
Przy podejmowaniu ostatecznej decyzji o święceniach danego kandydata przełożeni seminaryjni czy zakonni nie powinni ograniczać się do rozważenia ewentualnych wątpliwości w tym względzie. Kryterium decyzji powinno być pozytywne i powinno polegać na postawieniu pytania: jakimi cechami, postawami i formami zaangażowania przekonuje nas dany kandydat, że będzie ofiarnym i kompetentnym ewangelizatorem pośród współczesnej cywilizacji śmierci, że będzie wiernym, czytelnym świadkiem Chrystusa, zdolnym do okazywania dojrzałej miłości oraz do fascynowania ludzi pięknem Ewangelii.
Wychowanie, które jest podstawą samooczyszczania się Kościoła, nie może ograniczać się jedynie do duszpasterskiej troski o ludzi świeckich czy o formację kandydatów do kapłaństwa i życia konsekrowanego. Konieczna jest także duszpasterska troska o kapłanów, zakonników i siostry zakonne. Ważną rolę w tym względzie odgrywają ojcowie duchowni, kapelani i spowiednicy, którzy powinni mieć wszechstronne i pogłębione przygotowanie do pełnienia posługi duszpasterskiej wobec kapłanów i osób zakonnych. Potrzebne są też regularne dni skupienia, nabożeństwa pokutne, specjalistyczne rekolekcje. Niezwykle cenna jest ponadto wspólnotowa modlitwa, np. wspólna modlitwa brewiarzowa księży mieszkających w jednym domu.
Oprócz tego typu pomocy duszpasterskiej potrzebna jest oczywiście stała formacja intelektualna, aby kapłani i zakonnicy mogli pogłębiać nie tylko swoją znajomość teologii, ale także zdobywać wiedzę i kompetencje z zakresu nauk o człowieku (antropologia, filozofia, socjologia, psychologia, pedagogika, komunikacja międzyludzka, profilaktyka i terapia uzależnień, itd.), które okazują się nieodzowne w kontakcie z ludźmi wierzącymi, wątpiącymi czy zagubionymi. W odniesieniu do kapłanów i osób zakonnych potrzebna jest ponadto jakaś rzeczywista, regularna forma nadzoru i weryfikacji, która wiązałaby się z ewentualnym udzielaniem potrzebnej pomocy. Niezwykle istotna jest również życzliwość, a jednocześnie stanowczość przełożonych, którzy wspierają dobre tendencje u powierzonych sobie kapłanów czy osób konsekrowanych, ale z drugiej strony w żadnym przypadku nie tolerują zła czy zachowań powodujących zgorszenie.
W formacji seminaryjnej i kapłańskiej ważne miejsce powinno zajmować pogłębione i odpowiedzialne wychowanie sfery seksualnej. Grzechy i słabości w tej dziedzinie są bowiem szczególnie bolesne, gdyż powodują dramatyczne nieraz krzywdy, a jednocześnie prowadzą do wielkiego zgorszenia. Trzeba zdawać sobie sprawę, że zajęcie dojrzałej postawy wobec seksualności nikomu nie przychodzi łatwo. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że seksualność łączy się z popędami i silnymi emocjami, ale także dlatego, że jest to jeden z „termometrów” całej sytuacji życiowej danego człowieka oraz ważny sprawdzian jego osobistej dojrzałości. Właśnie dlatego seksualność jest dopiero szóstym, a nie pierwszym przykazaniem. Dojrzałość i odpowiedzialność w sferze seksualnej jest osiągalna tylko wtedy, gdy człowiek potrafi respektować pięć pierwszych przykazań Dekalogu, czyli wtedy, gdy potrafi zająć dojrzałą postawę wobec Boga, wobec bliźniego (począwszy od samego siebie i od kręgu osób z najbliższej rodziny) oraz wobec ludzkiego życia. Jeśli w tych dziedzinach okazuje się kimś niedojrzałym i błądzi, wtedy pojawia się somatyzacja, czyli wyrażanie problemów psychicznych, moralnych, duchowych czy społecznych za pomocą zachowań seksualnych (np. masturbacja, współżycie pozamałżeńskie, homoseksualizm). Łatwo wtedy o zachowania kompulsywne, które mogą doprowadzić do uzależnień i zaburzeń seksualnych oraz do seksualnego krzywdzenia innych ludzi. Kształtowanie ludzkiej osobowości musi zatem mieć pierwszeństwo i wyprzedzać kształtowanie dojrzałej postawy wobec ludzkiej seksualności.
Jeśli alumn przeżywa wyraźne trudności w odpowiedzialnym kierowaniu sferą seksualną, to jego pierwszym obowiązkiem jest odważne poruszanie tego problemu w rozmowach z kierownikiem duchownym, ze spowiednikiem, a także z przełożonymi zewnętrznymi. Takie konsultacje należy traktować jako ścisły obowiązek moralny wtedy, gdy problemy są bardzo poważne (gdy np. dochodzi do współżycia seksualnego z kobietą albo do zachowań homoseksualnych). Z reguły tego typu sytuacje są jasnym znakiem, że dany kandydat powinien opuścić seminarium.
Szansa na dalszą formację seminaryjną powinna mieć miejsce jedynie wtedy, gdy kandydat borykający się z poważnymi trudnościami w sferze seksualnej spełnia kilka bardzo konkretnych warunków. Po pierwsze, kiedy rozumie, że jego problemy seksualne oznaczają, iż w jakimś stopniu nie radzi on sobie także z innymi dziedzinami życia, zwłaszcza z tymi, które są regulowane przez pierwszych pięć przykazań Dekalogu. Po drugie, kiedy czynnie i owocnie współpracuje z kierownikiem duchowym i z terapeutą (jeśli przez swoich przełożonych seminaryjnych został skierowany do specjalisty). Po trzecie, kiedy zaczyna odnosić konkretne i trwałe sukcesy w tej dziedzinie życia. Po czwarte — w przypadku homoseksualizmu — kiedy rozumie, że problemy w tej sferze są zwykle konsekwencją problemów bardziej podstawowych (np. zaburzony model kobiety i mężczyzny wyniesiony z dzieciństwa), z którymi gotowy jest się zmierzyć, by je przezwyciężać. Po piąte wreszcie, kiedy wyraźnie zauważalny dla przełożonych jest rozwój danego kandydata w innych sferach życia, a zwłaszcza w sferze moralnej, duchowej, religijnej oraz w sferze więzi z Bogiem i człowiekiem, w tym również w sposobie odnoszenia się do samego siebie.
Nie powinno być natomiast miejsca w seminariach czy nowicjatach dla tych, którzy nie żyją w czystości i to zupełnie niezależnie od tego, czy mają oni problemy w relacjach z drugą płcią czy też przeżywają problemy o podłożu homoseksualnym. Warto dodać w niniejszym kontekście, że elementarnym sprawdzianem dojrzałości jest świadomość danego kandydata do kapłaństwa czy życia konsekrowanego, że miłość bez seksualności wystarczy człowiekowi do szczęścia, ale seksualność bez miłości nigdy nie zaspokoi pragnień i aspiracji jego serca.
Gdy poważne trudności seksualne zaczną pojawiać się już po przyjęciu święceń kapłańskich czy po złożeniu ślubów zakonnych, to sytuacja staje się jeszcze bardziej bolesna niż w przypadku alumnów lub nowicjuszy. Z reguły konieczna jest wtedy stanowcza interwencja przełożonych i udzielenie takiej osobie specjalistycznej pomocy. Często pomoc ta powinna obejmować także skierowanie na określonego typu terapię. Jeśli mimo to nie następuje przezwyciężenie problemu, wtedy — jak stanowczo podkreśla to Jan Paweł II w swoich najnowszych wypowiedziach - konieczne jest czasowe lub definitywne odsunięcie danej osoby od sprawowania jakichkolwiek funkcji kapłańskich i duszpasterskich.
Czujność i nawrócenie to zdanie wszystkich uczniów Chrystusa. Owocne podjęcie tego zadania wymaga nie tylko stosowania jasnych norm czy procedur sprawowania kontroli, ale przede wszystkim pogłębionego wysiłku wychowawczego całej wspólnoty Kościoła. Każdy z chrześcijańskich wychowawców (rodziców, duszpasterzy, katechetów) powinien być świadomy własnej niedoskonałości oraz własnych porażek w procesie samowychowania i samooczyszczania. Jednocześnie jednak powinien zdawać sobie sprawę, że mimo własnej grzeszności i niedoskonałości ma prawo stawiać swoim wychowankom jasne wymagania płynące z Ewangelii, jeśli tylko spełnia dwa warunki: jeśli zna prawdę i jeśli kocha ludzi, do których Bóg go posyła. Kochający rodzic, kapłan czy katecheta nie ma bowiem nic przeciwko temu, by jego wychowankowie byli w jakimś aspekcie dojrzalsi i silniejsi niż on sam.
Wychowanie i samowychowanie w duchu Ewangelii jest konieczne nie tylko dlatego, iż stanowi najskuteczniejszy sposób na przeciwstawienie się słabości i grzeszności poszczególnych osób czy wspólnot w Kościele. Jest też konieczne z tego względu, że stanowi ono najlepszy sposób na ochronę współczesnego człowieka w obliczu dominującej obecnie kultury i mentalności, zwanej postmodernizmem lub ponowoczesnością. Istotnym elementem tej kultury i mentalności jest doprowadzone do absurdu relatywizowanie prawdy, dramatyczna pustka aksjologiczna oraz iluzja łatwego szczęścia: bez wychowania, bez dyscypliny i pracy nad sobą, bez obiektywnych norm i wartości, bez więzi z Bogiem i drugim człowiekiem. Ponowoczesność w ewidentny sposób przecenia możliwości człowieka, a przez to stawia go w roli kogoś, kto „stwarza” samego siebie, kto jest dla samego siebie ostatecznym kryterium postępowania oraz źródłem siły. Z tego względu ponowoczesność można traktować jako ideologiczną podbudowę grzechu pierworodnego, który polegał na naiwnym przekonaniu pierwszych ludzi, iż sami potrafią odróżnić dobro od zła oraz że bez pomocy Boga poradzą sobie z własnym życiem. Chrześcijańskie wychowanie i samooczyszczanie się Kościoła dokonuje się wszędzie tam, gdzie ochrzczeni przezwyciężają tego typu stan pychy i naiwności, by z pokorą oraz wdzięcznością codziennie na nowo przyjmować miłość Boga Ojca, łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz dar jedności w Duchu Świętym. W cywilizacji ponowoczesności, która w coraz większym stopniu okazuje się cywilizacją uzależnień, iluzji i śmierci Koœciół pozostaje znakiem nadziei, że - kontemplując oblicze Chrystusa — możemy już na tej ziemi żyć w wolnoœci i godnoœci dzieci Bożych.
homepage: www.szkoly.edu.pl/szydlowiec/mardzie
opr. mg/mg