O sprawie Radowana Karadzicia, aresztowanego w lipcu 2008
Radovan Karadzić, przywódca bośniackich Serbów, wreszcie odpowie za swoje zbrodnie wojenne. Szkoda, że tylko on.
Karadzić został w ubiegłym tygodniu aresztowany w Belgradzie, gdzie mieszkał od jakiegoś czasu. Chociaż od 1995 r. poszukiwany był międzynarodowym listem gończym, nie ukrywał się w piwnicy, ani niedostępnych górskich pieczarach, co sugerowały czasem media. Prowadził życie aktywne, jako wzięty psychiatra dr Dragan Dabić, w prywatnej klinice w stolicy Serbii. Umiejętnie zmienił swój zewnętrzny wizerunek, zapuszczając brodę i długie włosy. Prawdopodobnie serbskie służby specjalne od dawna były na jego tropie. Aresztowano go, gdy zmienił się klimat polityczny w Serbii, a nowe kierownictwo państwa zrozumiało, że bez wydania zbrodniarzy wojennych nie ma szans na postęp w rozmowach z Unią Europejską.
Co zmieniło starannie wykształconego psychiatrę, który studiował także na amerykańskich uczelniach, oraz cenionego poetę, autora subtelnych liryków, w zbrodniczego przywódcę? Przede wszystkim szowinistyczny nacjonalizm i wiara w wyjątkowość misji własnego narodu połączona z pogardą i nienawiścią do innych. Towarzyszył temu pseudoreligijny mistycyzm, który wykorzystywał tradycję prawosławną Serbów, aby wmówić im, że mordując innych — katolików i muzułmanów — walczą nie tylko o własną państwowość, ale także bronią jedynej prawdziwej wiary.
Polityką zaczął się zajmować w 1989 r., gdy został wybrany liderem skrajnie nacjonalistycznej Serbskiej Partii Demokratycznej, reprezentującej interesy Serbów w federacyjnej jeszcze republice Bośni i Hercegowiny. Jego dalszą karierę zdeterminował rozpad Jugosławii, który rozpoczął się w 1991 r.
Pierwsi z federacji wyszli Słoweńcy, którym po krótkich walkach w czerwcu 1991 r. udało się obronić suwerenność. Znacznie boleśniejsza była secesja Chorwacji, gdyż na jej terytorium żyła liczna mniejszość serbska. Miejscowych Serbów, zamieszkałych głównie w górzystym rejonie Krainy, wspierali ich ziomkowie z macierzystej Serbii, ale i z sąsiedniej Bośni.
W grudniu 1991 r. dotarłem z konwojem do oblężonego przez Serbów Daruvaru w środkowej Chorwacji. Wcześniej i później byłem w kilku zapalnych punktach Europy Wschodniej, ale takiego stężenia nienawiści, jak na Bałkanach, nie spotkałem nawet w Czeczenii. Ponieważ przywieźliśmy Chorwatom lekarstwa, sprzęt medyczny i trochę żywności, przyjmowali nas z wyjątkową gościnnością. Wieczorem rakija lała się obficie, a opowieści nie przerywał nawet kolejny, rutynowy, jak mówili gospodarze, nocny ostrzał miasta z moździerzy, umieszczonych na pobliskich wzgórzach. Chorwaci wiele opowiadali o swych krewnych, zabitych przez „czetników”, czyli żołnierzy z ochotniczych oddziałów serbskich, których zagony pacyfikowały całe pogranicze. Nie ukrywali jednak, że sami także wyganiali serbskich sąsiadów, paląc i niszcząc ich dobytek. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem o Karadziciu, jako odpowiedzialnym za eskalację nienawiści do innych. Faktycznie jednak Karadzić nie był wyjątkiem w byłej Jugosławii. Także prezydent Chorwacji Tudjman używał języka pełnego wrogości i nie był skłonny do kompromisów wobec mniejszości serbskiej.
W tym czasie w Sarajewie było spokojnie. Był to jednak spokój ciemnego lochu, do którego nie dochodzi światło, za to widać tlący się lont do stojącej w rogu beczki z prochem.
Wszyscy, zarówno w Jugosławii, jak i w Europie, wiedzieli, że ta beczka wkrótce wybuchnie. Jednocześnie nie zrobiono nic, aby do tragedii nie doszło. Serbowie liczyli, że wygrają wojnę z Chorwacją oraz będą dominować w Bośni. Dlatego Karadzić zarządził, aby Serbowie, których w Bośni żyło ok. 35 proc., nie wzięli udziału w referendum (marzec 1992 r.) na temat przyszłości republiki. Chorwaci i bośniaccy muzułmanie przesądzili wówczas, że Bośnia i Hercegowina zrywa z Jugosławią. Serbowie nie uznali tej decyzji. Konflikt był nieuchronny, zwłaszcza że pozostałe narody także do niego parły. Chorwaci marzyli o podziale republiki i przyłączeniu swych rejonów do państwa chorwackiego. Z kolei muzułmanie, aktywnie wspierani przez kraje arabskie, chcieli stworzyć islamskie państwo. Walki wybuchły wiosną 1992 r. Początkowo przewagę miały siły serbskie, wspierane przez federalną armię jugosłowiańską, która po kilku tygodniach wycofała się do Serbii, ale zostawiła swoim rodakom ciężki sprzęt oraz zapasy amunicji. Gdy po zaciekłych bojach wojska serbskie zdobyły góry Igman i Bjelaśicę, dominujące nad Sarajewem — w 1984 r. odbywały się tam zimowe igrzyska olimpijskie — Karadzić sądził, że zwycięstwo ma w ręku. Nakazał ostrzał miasta, aby zmusić jego obrońców i mieszkańców do kapitulacji. To wówczas zaczęto o nim mówić jako o „rzeźniku z Bałkanów”. Oblężenie miasta na oczach całego świata trwało od kwietnia 1992 r. do grudnia 1995 r. Zginęło kilkanaście tysięcy ludzi, głównie cywili, zastrzelonych z zimną krwią przez snajperów, bądź w wyniku ostrzału artyleryjskiego. W Sarajewie ginęli zarówno muzułmanie, jak i Chorwaci oraz Serbowie, których liczna grupa nie chciała podporządkować się szaleńcowi z Pale, gdzie mieściła się kwatera Karadzicia. Z bronią w ręku walczyli ze swymi rodakami, wierząc, że możliwe jest współistnienie różnych grup narodowych i religijnych w jednym państwie. Jednak, gdy w grudniu 1995 r. zostało zawarte porozumienie w Dayton (USA), na mocy którego powstała Bośnia i Hercegowina jako federacja republiki serbskiej i bośniacko-chorwackiej, większość Serbów musiała opuścić Sarajewo oraz tereny zdominowane przez muzułmanów i Chorwatów. Wieloetniczny region, który przetrwał przez setki lat, ostatecznie został podzielony na trzy narodowe państewka: muzułmańskie z centrum w Sarajewie, chorwackie skupione wokół Mostaru oraz serbskie wokół Banja Luki.
W kwietniu 1995 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ, aby pomóc ludności muzułmańskiej, ogłosiła rejon miasta Srebrenica „strefą bezpieczeństwa”, chronioną przez siły międzynarodowe. Stacjonujące tam oddziały ONZ były jednak nieliczne, nie miały ciężkiego sprzętu, a ich głównym zadaniem było unikanie walk z Serbami. W „strefie bezpieczeństwa” chroniła się jednak nie tylko ludność cywilna, ale i jednostki armii bośniackiej, które urządzały wypady na tyły armii serbskiej, a nawet dopuszczały się pacyfikacji wsi na macierzystym terytorium Serbii, położonym nieopodal. Latem 1995 r. jednostki serbskie dowodzone przed gen. Ratko Mladicia zablokowały rejon Srebrenicy. Między 13 i 16 lipca 1995 r. doszło tam do ludobójstwa, przy całkowitej bierności żołnierzy ONZ, formalnie odpowiedzialnych za bezpieczeństwo cywilnej ludności. Serbowie na okolicznych polach rozstrzelali ok. 8 tys. mężczyzn, bośniackich muzułmanów. Kobiety i dzieci zostały wywiezione w inny rejon Bośni. Egzekucji dokonał jeden z oddziałów Mladicia, ale odpowiedzialność polityczną za mord ponosili przywódcy serbscy: prezydent Jugosławii — Slobodan Miloszević oraz lider bośniackich Serbów Radovan Karadzić. Na karę czekali długo.
Bezpośredni dowódca wojsk biorących udział w masakrze w Srebrenicy Radislav Krstić w 2001 r. został skazany przez trybunał w Hadze na karę 46 lat więzienia. Slobodana Miloszevicia aresztowano w Belgradzie w 2001 r. Zmarł w marcu 2006 r. w więzieniu w Hadze w czasie swego procesu. Wkrótce do Hagi trafi Karadzić, gdzie czeka go proces przed międzynarodowym trybunałem. Został on powołany przez Radę Bezpieczeństwa ONZ do osądzenia sprawców zbrodni w byłej Jugosławii. Osądził już wielu polityków i wojskowych, głównie Serbów, ale także i Chorwatów. Do tej pory nie został jednak skazany żaden z dowódców formacji muzułmańskich, które również dopuściły się okrutnych zbrodni na Serbach i Chorwatach. Gen. Mladić ukrywa się do dzisiaj. Gdy media ujawniły prawdę o mordzie w Srebrenicy, samobójstwo popełniła córka generała. Dlatego proces Karadzicia nie będzie ostatecznym zamknięciem wojny w Bośni i Hercegowinie, która pochłonęła ponad 100 tys. ofiar.
opr. mg/mg