Mówimy sami do siebie

Uwagi po Kongresie Kultury Polskiej

Od czasu kongresu twórców w 1981 r., przerwanego przez stan wojenny, kultura stała się suwerenna, niepodległa, demokratyczna, ale także niedofinansowana i zagrożona komercją. Temat pieniędzy dla kultury oraz promowania jej w mediach publicznych zdominował trzydniowy Kongres Kultury Polskiej, który w połowie grudnia ubiegłego roku odbył się w Warszawie. Szkoda, że tylko nieliczni ze znanych i szacownych uczestników kongresowych dyskusji próbowali je przenieść na płaszczyznę bardziej ogólnej refleksji.

Zdaniem Ryszarda Kapuścińskiego, otwarcie się państw po "zimnej wojnie", rewolucja elektroniczna, która pokonała bariery czasu i przestrzeni oraz globalizacja tworzą nową jakość świata, którą "ledwie próbujemy przeniknąć i zrozumieć". Procesy te wkroczyły także do kultury, dając twórcom dostęp do dziesiątek kultur, ułatwiając wymianę, wzajemną inspirację. Ceną tego jest upodmiotowienie kultury, wprowadzenie do niej zasad wolnego rynku. - Globalizacja wprowadziła do kultury nowe kryteria - zauważył Kapuściński. - Nikt nie pyta, czy książka jest dobra czy zła. Ważne, czy stała się bestsellerem. Nikt nie pyta, czy dany film jest wybitny. Ważne, ilu obejrzało go widzów, jaką zrobił kasę. Wiele pomyłek bierze się z różnego pojmowania kultury w tradycji anglosaskiej, zwłaszcza amerykańskiej, a rozumieniem tejże kultury w tradycji europejskiej. W doświadczeniu amerykańskim dzieło kultury jest produktem pracy ludzkiej, której wartość ocenia odbiorca przez akt kupna lub jego odmowę; Europa natomiast traktowała dzieło kultury jako owoc natchnienia, rzecz zawierającą element sacrum. Komercjalizacji i urynkowienia obawia się też rzeźbiarka Magdalena Abakanowicz: - Przerażające są kraje, w których rozrywka jest mylona z kulturą.

My w Europie

Podczas kongresu wielokrotnie odzywały się głosy dowodzące, że Polska ma ugruntowaną przez historię rolę pośrednika między kulturą Wschodu i Zachodu. Dzięki temu, jak mówił Jacek Woźniakowski, "potrafimy otwierać nasze horyzonty w różne strony świata". Z kolei reżyser Krzysztof Zanussi dowodził, że okres transformacji w Polsce to okres jałowy dla kultury. - Jesteśmy plagiatowi, wtórni - ocenił reżyser. - Na dodatek spotykamy się z Europą w momencie, kiedy i ona nie jest w najlepszym stanie ducha. Wiodąca jest cywilizacja amerykańska - to do jej rozwiązań sięgamy, idąc na skróty. Z kolei prof. Edmund Wnuk-Lipiński, przewodniczący Rady Naukowej Instytutu Nauk Politycznych PAN, pytał: - Polska przeżywa podobne problemy jak reszta świata, ale czy będziemy na nie potrafili odpowiedzieć własnym głosem?

Życie jak supermarket

Zdaniem prof. Wnuka-Lipińskiego, jak również innych panelistów kongresu, życie współczesnego człowieka coraz częściej przypomina supermarket. Dążąc do egoistycznego celu, wybiera on te wzory, które są dla niego wygodne. - Rozgrzesza nas nie poczucie winy, lecz zmiana optyki - po prostu wybieramy inny zestaw aksjologiczny - mówił Wnuk-Lipiński. - Destrukcja autorytetów usuwa w nas poczucie winy. Paneliści przypominali, że jeszcze na początku lat 80. w Polsce istniały jasno określone autorytety. Przyzwoitość była bardziej ceniona od umiejętności ustawienia się w życiu, a życie sensowne od dostatniego. To się skończyło wraz z przemianami lat 90. Wówczas autorytety zamieniono na ekspertów, "uczciwość staniała, a spryt podrożał". - W czasie przemian nacisk różnorodnych idei jest tak silny, że człowiek ma pokusę być sam dla siebie autorytetem - mówił Bogumił Luft, jednocześnie zwracając uwagę na to, jak w ostatnich latach szybko zdewaluowały się autorytety polityczne, np. Tadeusza Mazowieckiego (przegrał wybory ze Stanisławem Tymińskim), Lecha Wałęsy (niski wynik ostatnich wyborów). Ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego", tłumaczył to tym, że dzisiejsze autorytety muszą być "namaszczone" przez media, szczególnie przez telewizję. Dlatego ich wpływ jest tak krótkotrwały. Z drugiej strony w mediach odbywa się swoiste polowanie na autorytety. Zgodził się z tym również prof. Wnuk-Lipiński, tłumacząc, iż "każdy autorytet wydaje się być uzurpatorski, gdyż w osobliwym rozumieniu ogranicza wolność człowieka". Zdaniem profesora, człowiek dąży więc do wyzwolenia się od autorytetów, bo "kiedy wszystko staje się równie ważne, nic nie jest ważne".

Kultura toksyczna

- Dzisiejsza kultura, a zwłaszcza media uważają, że wszystko im wolno, że mogą wszystko obnażyć i uczynić względnym - mówił publicysta Maciej Iłowiecki. - Uciekają od piękna, a wybierają chamstwo, sensację, tanią rozrywkę. Także ks. Wiesław Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych, uważał, że współczesnej kulturze potrzebna jest terapia i powinno nią być sacrum - "skarbnica sensów". - Wiele dzieł zaciera różnice między dobrem a złem, prawdą a kłamstwem - sądzi ks. Niewęgłowski. - Powstają dzieła, które szkodzą człowiekowi, a przecież kultura istnieje dla i z powodu człowieka. Mamy do czynienia w pewnych obszarach z kulturą toksyczną. Pamiętajmy, że chora kultura rodzi chore społeczeństwo.

Nie wystarczy "Pegaz"

Wielokrotnie podczas oficjalnych spotkań i w kuluarach obrywało się telewizji publicznej za to, iż cenne i wartościowe programy kulturalne emituje około północy. Ma ona przecież do spełnienia ważną rolę: na wsi często jest jedyną "instytucją kulturalną". Była minister kultury Izabella Cywińska chciała, by uczestnicy kongresu poparli starania TVP o uruchomienie dodatkowego kanału kulturalno-edukacyjnego. Socjolog prof. Aldona Jawłowska obawiała się jednak, czy wyodrębnienie takiego kanału nie usunie treści kulturalnych z "Jedynki" i "Dwójki" i czy w efekcie nie doprowadzi do ich komercjalizacji. - Obrona mediów publicznych przed komercjalizacją jest dziś czymś fundamentalnym - dowodził bp Jan Chrapek. - Język i styl mediów wkraczają w życie. Jesteśmy coraz bardziej oddalani od poznawania rzeczywistości. Do tego stopnia, iż jesteśmy skłonni uwierzyć, że jeśli coś nie zaistnieje w mediach, nie istnieje faktycznie.

Czy ten rok coś zmieni?

- Kultura nie jest produktem luksusowym; jest kwestią tożsamości narodowej - przekonywał ks. Michał Heller. Jednak właśnie nieprecyzyjny sposób finansowania, brak funduszy to główne bolączki twórców w Polsce. Wystarczy tylko przypomnieć coroczny bój o utrzymanie zerowej stawki podatku VAT na książki (niestety, prasie tym razem nie udało się jej utrzymać). Jak podkreślała prof. Joanna Papuzińska-Beksiak z Uniwersytetu Warszawskiego, dzieje się to w sytuacji, gdy 52 proc. Polaków, w tym 2/3 mieszkańców wsi, nie czyta książek. Uczestnicy kongresu zwracali uwagę na to, że Ministerstwo Kultury ma coraz niższy budżet, a prywatni sponsorzy nie są dostatecznie motywowani do tego, by patronować akurat przedsięwzięciom kulturalnym. Brak pieniędzy na tzw. kulturę wysoką powoduje, że o produkcji filmu przesądza wskaźnik oglądalności, teatry wybierają repertuar bulwarowy, a telewizja zasypuje nas tanią produkcją amerykańską. Twardych zasad rynkowych nie wytrzymują placówki kulturalne w małych miastach i na wsi, gdzie o sponsorze wystawy lub spektaklu nie ma co nawet marzyć. - Rozmawiamy sami ze sobą, nie ma nikogo, kto by nas wysłuchał - podsumował Gustaw Holoubek.

* * *

A wszystko to działo się zaledwie kilkanaście dni przed rozpoczęciem 2001 roku, ogłoszonego przez premiera Jerzego Buzka Rokiem Kultury.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama