Jacy jesteśmy, kim być chcemy?

Refleksja nad społeczną tożsamością Polaków w latach 90-tych w aspekcie historycznym, politycznym i psychologicznym.

Główne składniki świadomości Polaków związane są ze specyficznymi cechami naszego rozwoju historycznego. Składają się nań brak absolutyzmu państwowego w Pierwszej Rzeczypospolitej, refeudalizacja stosunków społecznych w wyniku rozwoju folwarku pańszczyźnianego, słabość mieszczaństwa, dychotomiczna struktura społeczna o przewadze szlachty, degrengolada kultury szlacheckiej w XVIII wieku, utrata państwowości, tradycja nieskutecznych walk o niepodległość w XIX wieku, rozwój nowoczesnego narodu w warunkach braku państwa, dominacja inteligencji postszlacheckiej w polityce i kulturze, przyspieszany awans cywilizacyjny chłopstwa, odrodzenie państwowości w okresie międzywojennym, groźba zagłady z rąk totalitaryzmu nazistowskiego i komunistycznego w czasie II wojny światowej, sowietyzacja po jej zakończeniu, a także wszystkie absurdy i sprzeczności PRL.

Najogólniej rzecz ujmując, w rezultacie tych i innych doświadczeń upowszechniły się w społeczeństwie polskim dwa rodzaje postaw, które Antoni Kępiński nazwał histeryczną i psychasteniczną. Histerycy mają fałszywy obraz świata i siebie, mylą pragnienia z rzeczywistością, życie traktują w kategoriach zabawy, nie mają własnej hierarchii wartości, łatwo przechodzą z jednej skrajności i roli w drugą, ciągle szukają akceptacji, są niecierpliwi i egocentryczni, unikają wysiłku, ale mają poczucie krzywdy i zagrożenia z zewnątrz. Mówienie prawdy histerykowi, jak zauważa Kępiński, wywołuje jedynie wybuchy emocji i pretensji do otoczenia. Psychastenicy są pracowici i obowiązkowi, ale nie wierzą we własne siły i możliwości, są niezdecydowani i nieufni, przeceniają opinie innych.1 Mówienie prawdy psychastenikowi pogłębia tylko jego nieufność i niewiarę we własne siły.

Inny psycholog analizujący typowe cechy występujące w społeczeństwie polskim, Kazimierz Dąbrowski, doszedł do podobnych wniosków. Jego zdaniem, wśród Polaków dominuje nadmierna pobudliwość emocjonalna, zmienność nastrojów, brak konsekwencji, słaba wola i brak poczucia odpowiedzialności, niecierpliwość i powszechne przyjmowanie zasady "wszystko albo nic", skłonność do pochopnych syntez bez przygotowania analitycznego i w oparciu o wrażenia emocjonalne ("podoba się lub nie"), a nie o racjonalnie przemyślane fakty, skłonność do prywaty i egocentryzm, a także słabe poszanowanie prawa.2 Jest rzeczą charakterystyczną, że cechy narodowe dostrzegają wśród Polaków raczej psychologowie i socjologowie niż historycy. Na ogół ignorują je także politycy.

Świadomość naszą cechują więc liczne sprzeczności i brak ogólnej równowagi. Jesteśmy przywiązani do równości, ale instynktownie akceptujemy nierówność i hierarchiczność. Przykładem tego, zarówno w dawnej historii, jak i obecnie, jest często występująca układność wobec zwierzchników i lekceważenie osób podporządkowanych. Bardzo wysoko stawiamy wolność, ale głównie w sytuacji jej braku. Kiedy ustają ograniczenia wolności, nie bardzo wiemy, jak ją zagospodarować. Podobnie z państwem i prawem: wzdychamy do nich, ale gdy je możemy swobodnie kształtować, przestaje nas to interesować. Często wygrywaliśmy bitwy, ale nie wykorzystywaliśmy tych zwycięstw. Potrafimy stawiać czoła największym trudnościom; mobilizujemy wtedy ducha solidarności i geniusz improwizacji. Kiedy jednak warunki osiągnięcia celu zostaną spełnione, dzielimy się i nie potrafimy działać długofalowo na rzecz wspólnej sprawy. Życie traktujemy najczęściej jako pole walki lub arenę zabawy, a nie jako zadanie. Wśród Polaków powszechne jest przekonanie, że powodzenie życiowe nie zależy od pracy, lecz od uzyskanej pozycji i przywilejów. Polska religijność jest raczej religijnością nadziei, potem wiary, a najmniej miłości.3 Polacy zazwyczaj nisko cenili pracę. Mimo nieustannych wezwań do czynu lubili obradować zamiast pracować. Świetnie to ilustruje znana kwestia z filmu Rejs: "Przejdźmy od słów do czynów. Na początek chciałbym powiedzieć parę słów." Życie Polaków w ostatnich trzech stuleciach układało się na zasadzie kontrapunktu; było więc w Polsce ciekawie, ale niezbyt konstruktywnie.

Przede wszystkim jednak świadomość Polaków cechuje sprzeczność w ocenie własnych możliwości. Najbardziej charakterystyczny wyraz znajduje ona w podstawowym dylemacie naszej historii najnowszej: czy możliwy był jej alternatywny scenariusz, a więc czy problemy ostatnich trzech stuleci były wynikiem błędów lub zaniechań samych Polaków, czy też działań wrogów Polski. W ocenie tej brakuje na ogół równowagi i proporcji; na ogół wypowiadamy się albo po stronie "samobiczowników", albo obrońców polskiej niewinności i rzeczników winy obcych sił. Co więcej, adwersarze postrzegani są często nie jako zatroskani i konstruktywni krytycy, ale jako wrodzy "kosmopolici" lub "ksenofobowie". Nasze samooceny zawierają często jednostronne ataki zwolenników "nowoczesności" na tradycję polskiego "zaścianka" lub jeremiady obrońców "swojskości" przeciw zagrożeniom polskiej tożsamości. Obydwie strony sporu są silne argumentami krytycznymi, ale słabe w wizji pozytywnej.

Charakterystyczne postawy Polaków uległy przemianom w okresie PRL. Wraz z likwidacją dawnych elit społecznych osłabła wówczas dychotomia postaw wynikająca z odmienności doświadczeń szlachty i reszty społeczeństwa. Nie znikła jednak dychotomia postaw histerycznych i psychastenicznych. Totalitaryzm ugruntował bowiem fatalistyczne przekonanie, że powodzenie nie zależy od zasługi, lecz od pozycji. Przysłowiowe niemal stało się wówczas powiedzenie, że "sukces, zasługa i dobra opinia to trzy rzeczy zupełnie różne". Przez odcięcie od świata totalitaryzm komunistyczny umocnił polskie kompleksy - poczucie cywilizacyjnej niższości wobec bardziej szczęśliwych narodów, które mogą wybierać swój los, oraz obronny kompleks wyższości nakazujący nam wierzyć, że wbrew wszystkiemu jesteśmy narodem wyjątkowym i gdyby nie fatalne okoliczności - moglibyśmy zadziwić świat.

Fatalizm stał się istotnym składnikiem polskiej świadomości. Po 1945 roku wydawać się mogło, że marzenia o niepodległości, a nawet o odrębności narodowej, trzeba odłożyć na zawsze. Fatalizm ów umacniano oficjalnie, lansując materializm historyczny oraz istnienie rzekomych obiektywnych praw historii, które w odniesieniu do Polski oznaczać miały podporządkowanie radzieckiemu imperium totalitarnemu. Jawne sprzeczności komunistycznej teorii i praktyki oraz absurdy życia codziennego zachwiały i tak słabym poczuciem rzeczywistości Polaków. Proza Sławomira Mrożka, traktowana na Zachodzie jako kontynuacja literatury absurdu w rodzaju Eugčne Ionesco i Samuela Becketta, była nierzadko lekką tylko karykaturą codzienności PRL. Jakże często powtarzaliśmy, patrząc na realia Polski rządzonej przez komunistów: "to zupełnie jak z Mrożka".

Wynaturzeniu uległy dążenia do wolności i własnego państwa. Wraz z fiaskiem komunistycznej, przymusowej wersji dobra wspólnego, nachalnie lansowanej przez propagandę, Polacy stali się jeszcze większymi indywidualistami wyalienowanymi z państwa. Peerelowskie pseudo-państwo było na ogół odrzucane jako "oni", ale oczekiwano od niego, zgodnie z sugestiami propagandy, opieki i wszelkich świadczeń. "Państwo wykształciło, daje pracę, darmowy wypoczynek, opiekę zdrowotną" - powtarzano bez żadnej refleksji, że państwo to budżet pochodzący zawsze z odejmowania zarobków obywateli. Komunistyczny etatyzm osłabił wolę działania, gdyż przez dziesięciolecia oddolne inicjatywy były wręcz karane. Przesadnie, choć dowcipnie, ujął to kiedyś Stefan Kisielewski, mówiąc, że w socjalizmie państwo chce robić wszystko, więc obywatele nie chcą przeszkadzać i nie robią nic. Jednocześnie jednak materialne warunki życia w PRL wyrobiły w Polakach niezwykłą zaradność w zaspokajaniu własnych potrzeb. Powstała więc całkowita atrofia działań oficjalnych, legalnych i publicznych, a niezwykły rozkwit działań prywatnych i formalnie nielegalnych.

Poważnych szkód doznała nasza świadomość narodowa. Z jednej strony w PRL forsowano przekonanie, że poczucie narodowości jest anachronizmem i czymś zasadniczo gorszym od świadomości klasowej, że ważne jest społeczeństwo, a szczególnie jego "awangarda robotnicza". Z drugiej strony, zwłaszcza w późnej fazie swych rządów, PZPR przedstawiała się jako partia ogólnonarodowa, a niejednokrotnie wręcz lansowała agresywny nacjonalizm wywodzący się z zamiany nienawiści klasowej na narodową oraz szczególnie schizofreniczny w odniesieniu do stosunków polsko-rosyjskich czy polsko-radzieckich. Działacze tego rodzaju, na przykład z tzw. "PZPR-lewicy", akceptowali oficjalny mit przyjaźni polsko-radzieckiej, a jednocześnie usiłowali bronić przed nim tradycji polskich walk o niepodległość. U innych funkcjonariuszy PRL starcie radzieckiej i polskiej wizji historii mogło tylko umocnić biesiadny cynizm. Dziś przywódcy SLD oburzają się, że ich formacja nie kojarzy się w społeczeństwie z patriotyzmem, ale nie sądzę, by rozumieli oni, na czym ten ostatni polega. Laickim intelektualistom z dawnej opozycji demokratycznej polski patriotyzm kojarzy się najczęściej z totalitarną manipulacją. Tradycjonalistyczne kręgi społeczeństwa odpowiadają na to nierzadko wybuchami emocji i pustosłowia.

Po upadku komunizmu tradycyjnie podzielona polska świadomość, odkształcona dodatkowo przez doświadczenie totalitarne, nie wróciła do dawnego stanu. Jesteśmy obecnie społeczeństwem o mocno zachwianej równowadze i słabo rozwiniętych cechach obywatelskich. Wyraża się to między innymi w niskim stopniu występowania takich zjawisk, jak: 1. świadomość odpowiedzialności za losy nie tylko własne lub własnej rodziny, ale szerszej zbiorowości lokalnej lub narodowej, 2. świadomość sumowania się społecznych "przychodów" i "rozchodów", 3. świadomość konieczności powszechnego obowiązywania norm postępowania oraz 4. świadomość hierarchii celów własnych i wspólnych.

Ten stan rzeczy jest rezultatem okupacji hitlerowskiej, 45 lat systemu komunistycznego w Polsce oraz głębokich podziałów w społeczeństwie między tymi, którzy system PRL przyjęli i uznali za swój, a tymi, którym był obcy. Podziały te nie zanikły wraz z końcem PRL. Zacieranie konturów przeszłości za rządów koalicji SLD-PSL powoduje, że podziały te nasilają się na krańcach naszej sceny społecznej, a jednocześnie męczą coraz liczniejszą, milczącą większość, która pogrąża się w anomii i braku tożsamości. Inną przyczyną niedorozwoju postaw obywatelskich w Polsce jest nakładanie się na tradycyjne, polskie "kwadratury koła" galimatiasu ideowego, który przenika z Zachodu i wypełnia próżnię powstałą w kręgach dawnej władzy po śmierci ideologii marksistowskiej. Galimatias ten to mieszanina dążeń do powierzchownie rozumianego szczęścia za wszelką cenę, relatywizmu moralnego, a także przekonania, że posiadanie poglądów oznacza groźbę ich narzucania oraz że istnieje wolność bez odpowiedzialności.

Zamiast wymienionych składników świadomości obywatelskiej obserwujemy powszechne występowanie postaw odwrotnych. Powszechnie ignoruje się dobro wspólne (wedle zasady "każdy ma jedno życie i prawo do szczęścia", bez względu na koszty). Powszechne jest przekonanie, że można stale brać ze wspólnego więcej, niż się daje. W PRL obowiązywało porzekadło "z państwowego nie wziąć, to jak ze swego dołożyć" i tak już zostało. Dzisiejszym Polakom wydaje się najwyraźniej, że to wspólne dobro nie ma w ogóle konkretnego wymiaru. Budżet państwa czy budżety lokalne to abstrakt, za który nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności. Kościół, wojsko, policja, szkoła itd. to nie konkretne organizacje, zasady postępowania i lojalność, ale spadłe z nieba nieostre twory, reprezentujące nie wiadomo kogo i służące nie wiadomo czemu. Bardzo słabe jest w Polsce zrozumienie dla powszechności norm postępowania (w myśl zasady "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia").

Brakuje nam bardzo wyczucia hierarchii ważności różnych celów i logicznej spójności poglądów. Na przykład ciągle słyszy się dramatyczne tyrady w obronie wolności jednostki do postępowania według własnego widzimisię oraz równie dramatyczne lamenty nad upadkiem moralności i narastaniem poczucia zagrożenia. Maszerujący przeciw przemocy nie żądają jednak wychowania obywatelskiego według zasad moralnych, które poza wszystkim byłoby chyba tańsze niż rozbudowa sił porządkowych. Pozornie sprawni umysłowo intelektualiści ni stąd, ni z owąd rzucają się na wyimaginowanego przeciwnika, nie zauważając, że źródła zagrożeń tkwią w kultywowanym przez nich samych relatywizmie.

Wspomniane ułomności polskich postaw obywatelskich są trudno mierzalne. A jednak widać je w Polsce szczególnie w chwili powrotu zza granicy. Pierwszy przykład - dlaczego Polacy na ogół dbają o własne mieszkanie, a notorycznie dewastują i zaśmiecają wspólne otoczenie (klatkę schodową, windę, chodniki itd.)? Drugi przykład - jaka część Polaków spontanicznie ustawia się po prawej stronie ruchomych schodów, a jaka staje byle gdzie, tarasując przejście innym?

Wspólnota, czy to narodowa, czy społeczna, potrzebuje pewnych podstawowych spoiw. W ich braku grozi nam nie tylko anomia społeczna, ale także zanik tożsamości narodowej. Staje się ona zbiorem coraz bardziej pustym. Tylko upowszechnienie podstawowych postaw obywatelskich wypełni polskość realną treścią. Bez tego grozi nam wieczne pogrążanie się w narodowym frazesie lub coraz powszechniejsze porzucanie świadomości narodowej w ogóle. Tymczasem, wbrew tendencjom integracyjnym w Europie, w poszczególnych krajach Unii Europejskiej nadal silna jest świadomość, ba, zazwyczaj nawet duma narodowa. Grozi nam to, że wejdziemy do zjednoczonej Europy jako społeczeństwo o ograniczonej samoświadomości i zamiast stać się pełnoprawnym członkiem europejskich wspólnot - zostaniemy tam zepchnięci do roli bezkształtnego tła.

"Państwo - pisał Ortega y Gasset - jest przede wszystkim planem działania i programem współpracy (...). To nie więzy krwi, nie wspólnota językowa, nie jedność terytorialna, ani też nie bliskość zamieszkania (...). Jest ono czystym dynamizmem - wolą wspólnego działania."4 Pod koniec XX wieku, u progu wejścia do NATO i Unii Europejskiej, wszyscy Polacy powinni zadać sobie pytanie, kim są i jaki wspólny plan działania chcą realizować.

WOJCIECH ROSZKOWSKI

, historyk, prof. dr hab., dyrektor Instytutu Studiów Politycznych PAN. Wydał m.in. Najnowszą historię Polski 1914-1993 (jako Andrzej Albert), Półwiecze. Historia świata po 1945 roku (1997). Jest też autorem i współautorem (wraz z Anną Radziwiłł) podręczników do historii dla szkół średnich. Stały felietonista "Azymutu" - dodatku do "Gościa Niedzielnego".

Przypisy:

1. Por. Antoni Kępiński, Psychopatie, Warszawa, 1988, s. 77 nn.

2. Por. Kazimierz Dąbrowski, O charakterze narodowym Polaków, "Regiony, 1992, nr 1, s. 106-129.

3. Por. ks. Józef Tischner, Myślenie w przyszłości, "Tygodnik Powszechny", 1983, nr 40.

4. Jose Ortega y Gasett, Bunt mas, Warszawa 1995, s. 168-169.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama