"Konkordat został wprowadzony pośpiesznie", "konkordat podporządkowuje Polskę Watykanowi" - takie opinie mogą wynikać tylko z nieznajomości samego konkordatu, jak i okoliczności jego przyjęcia
„Konkordat został przygotowany pospiesznie, niemal w tajemnicy przed społeczeństwem”. „Państwo abdykowało”. „Konkordat usankcjonował łamanie prawa”. „Episkopat chce sprawować nadzór nad tworzeniem prawa”.
Nietrudno dziś usłyszeć takie opinie. Trudno za to z nimi dyskutować: do dyskusji potrzeba bowiem wiedzy, której często nam brakuje.
Szczegółowo powojenną historię relacji polskiego państwa z Kościołem opisuje abp Józef Kowalczyk w książce Konkordat między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską 1993/1998. To świadectwo o tyle cenne, że pochodzi z ust bohatera i świadka dużej części owej dziejącej się na przestrzeni ponad 50 lat historii.
Historia ta zaczęła się we wrześniu 1945 r., kiedy to komuniści jednostronnie zerwali stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską. W Warszawie nie było nuncjusza apostolskiego, Watykan przyznawał specjalne pełnomocnictwa kolejnym prymasom: najpierw Hlondowi, a następnie Wyszyńskiemu. Dzięki tym uprawnieniom rosło znaczenie obu prymasów, mogli oni samodzielnie kreować politykę Kościoła wobec państwa w okresie zewnętrznego zagrożenia ze strony komunistycznych władz. Kard. Wyszyński wykorzystał swoje uprawnienia między innymi do podpisania w kwietniu 1950 r. porozumienia, zawierającego formalne gwarancje dla Kościoła, które opóźniło o kilka lat atak władzy na Kościół. Wprawdzie Stolica Apostolska ze zdziwieniem obserwowała ten ruch Prymasa Tysiąclecia, ale już później papież Pius XII w pełni akceptował jego posunięcia i wspierał Kościół w Polsce przeciwko represjom władz.
Pontyfikat Jana XXIII wiązał się ze zbliżeniem Stolicy Apostolskiej i władz PRL. Na watykańskie uroczystości zaczęto zapraszać akredytowanych przy państwie włoskim ambasadorów Polski. W połowie lat 60. Stolica Apostolska zaczęła realizować nową politykę wschodnią, której celem było nawiązanie bezpośrednich relacji z państwami komunistycznymi. W Watykanie wierzono, że jest to sposób na poprawę sytuacji ludzi wierzących w bloku krajów socjalistycznych.
Polskie władze chętne były do rozmów: chodziło głównie o to, by porozumieć się z Watykanem za plecami prymasa Wyszyńskiego, a w ten sposób zdyskredytować jego samego. Pod koniec 1966 r. do Polski przyjeżdżać zaczął abp Agostino Casaroli — jednak wbrew intencjom władz spotykał się nie tylko z nimi, ale również z prymasem, a w prowadzonych rozmowach respektował jego stanowisko.
Pozytywnym dla Kościoła efektem tych rozmów było uregulowanie sytuacji na ziemiach poniemieckich i podniesienie tamtejszych struktur apostolskich do rangi osobnych jednostek administracyjnych. Umożliwiło to później erygowanie na tych terenach stałych diecezji.
Ekipie Edwarda Gierka zależało na ustanowieniu stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską. W tym celu w 1974 r. powołany został zespół do spraw stosunków wzajemnych, ale trudno w nim było o ostateczne porozumienie. Kościół chciał dla siebie uznania osobowości publiczno-prawnej, na co władza nie wyrażała zgody. Stolica Apostolska chciała ustanowienia swojego stałego przedstawiciela w Polsce, na to jednak zgody nie wyrażał prymas Wyszyński. Choć w grudniu 1977 r. po spotkaniu Gierka z papieżem Pawłem VI Watykan ogłosił, że jest gotowy do podpisania umowy z rządem PRL, Stefan Wyszyński sprzeciwiał się temu, twierdząc, że dopóki nie zostaną rozwiązane najważniejsze problemy na linii państwo — Kościół, wszelkie relacje pozostaną fasadowe, a w praktyce legitymizować będą antykościelne działania komunistów. Sytuacja stała się napięta, bo abp Casaroli zarzucił polskim biskupom partykularyzm i uleganie tendencjom nacjonalistycznym. Nie wiadomo, jak dalej potoczyłyby się te sprawy, gdyby nie śmierć Pawła VI, a potem, po krótkim pontyfikacie Jana Pawła I, wybór Polaka, Karola Wojtyły, na Stolicę Piotrową.
Nadzieje komunistycznych władz na porozumienie ze Stolicą Apostolską zostały przekreślone. Pielgrzymujący do ojczyzny papież wsparł rodzącą się „Solidarność” i pokazał, że Kościół jest partnerem, z którym trzeba się liczyć.
Rozmowy o uregulowaniu relacji rozpoczęły się dopiero na początku 1981 r. Powołano wówczas zespół, który miał przygotować niezbędne akty prawne. Prac zespołu nie przerwał nawet stan wojenny — pod koniec 1983 r. był gotowy projekt deklaracji, w której Kościół uznawał świeckość państwa, państwo natomiast przyznawało, że Kościół rządzi się własnym prawem, swobodnie wypełnia władzę duchową i jurysdykcję, a biskupów mianuje wyłącznie Stolica Apostolska, po uprzedniej konsultacji z rządem PRL.
Choć nad projektem owej deklaracji pracowano wspólnie, ostatecznie nie znalazł on akceptacji najwyższych władz państwowych. Zaraz potem zamordowany został ks. Jerzy Popiełuszko i w ten sposób w relacjach Kościoła w rządem PRL nastąpił kolejny impas.
W styczniu 1987 r. z wizytą do Watykanu udał się gen. Wojciech Jaruzelski. Pół roku później do ojczyzny z pielgrzymką przyleciał Jan Paweł II. Te dwa wydarzenia przyczyniły się do wznowienia negocjacji. W maju 1989 r. Sejm przyjął ustawy o stosunkach państwo—Kościół, o gwarancji wolności sumienia i wyznania oraz o ubezpieczeniach duchownych. Wprawdzie prace nad konwencją ze Stolicą Apostolską również były już zakończone, to z jej podpisaniem postanowiono poczekać. Trwały właśnie obrady okrągłego stołu, sytuacja rozwijała się dynamicznie. Papież chciał, by w Polsce był najpierw nuncjusz, reprezentujący go w pracach nad ostateczną wersją konwencji.
Nuncjuszem tym został w sierpniu 1989 r. abp Józef Kowalczyk, który rozpoczął prace nad nowym projektem konwencji z intencją przygotowania konkordatu. Ostateczny projekt konkordatu przedstawiony został ministrowi spraw zagranicznych Krzysztofowi Skubiszewskiemu w październiku 1991 r. — prace jednak odwlekały się ze względu na następujące po sobie szybko zmiany rządów. Dopiero gdy rządy objęła Hanna Suchocka, obie strony w marcu 1993 r. usiadły do rozmów nad projektami: kościelnym i rządowym.
Projekty nie były jednolite, choć w dużej części zgodne. Doprecyzowania wymagały kwestie finansów instytucji kościelnych i dóbr kościelnych, dóbr kultury znajdujących się w rękach Kościoła, opieki duszpasterskiej nad mniejszościami narodowymi oraz dobrowolności uczęszczania na lekcje religii w szkole.
Tekstu satysfakcjonującego obie strony dopracowano się w czerwcu 1993 r. Konkordat podpisany został 28 lipca 1993 r., a jego sygnatariuszami byli abp Józef Kowalczyk i Krzysztof Skubiszewski.
Dwa miesiące później wybory wygrała koalicja SLD, PSL i UP, która na cztery lata zablokowała ratyfikację podpisanego dokumentu, upatrując w nim zamach na suwerenność państwa i źródła przywilejów dla Kościoła. Dopiero po kolejnej zmianie władz, w styczniu 1998 r. konkordat został ratyfikowany, a trzy miesiące później wszedł w życie. Umowa ta stała się modelową dla innych państw, powracających do demokracji po latach w obozie socjalistycznym. Otworzyła również drogę do zawierania podobnych umów między państwem a innymi wyznaniami. Nie jest jednostronnym katalogiem przywilejów Kościoła, ale przynosi korzyści również państwu — Kościół zobowiązuje się bowiem do pełnego poszanowania jego autonomii i do respektowania polskiego prawa. Na podstawie tej umowy zarówno państwo, jak i Kościół mogą działać samodzielnie i niezależnie, mogą również swobodnie współpracować dla dobra obywateli, którzy są członkami obu tych wspólnot.
opr. mg/mg