Laicyzacja życia społecznego

O problematyce wiary i ateizmu w życiu społecznym

Człowiek współczesny jest pozornie niewrażliwy na Boga, pozostaje w sprzeczności, a to wszystko z tej racji, że "przegapił" decydujące spotkanie z Bogiem, które trzeba mu znowu umożliwić. Przy tym człowiek ostatecznie nie powinien by nic innego czynić, jak tylko zasłonić ręką swoje usta i zamilknąć przed Bogiem. W ten sposób poszukujący dojdzie do poznania, że znowu chciałby wierzyć, że chciałby powtórzyć doświadczenie wiary. Spotka Człowieka wierzącego, który jest nosicielem Chrystusa i Boga. Taki kontakt to dla niewierzącego most prowadzący do wiary.

Można powiedzieć, że wszystko i wszyscy w jakiś sposób jednoczą się z Bogiem, nawet nie wiedząc o tym, gdyż Bóg jako Pan całego stworzenia wszędzie jest obecny i wszystko zmierza ku Niemu. Człowiek niewierzący również jest otoczony łaską, bo Bóg chce, aby wszyscy ludzie dostąpili zbawienia. To wszystko jednak nie narusza wolności człowieka, a właściwie oznacza dla niego: winienem teraz uwierzyć. Człowiek może wierzyć - to okazuje się nawet najrozsądniejsze z wszystkiego, co jest w stanie uczynić. On chce być wierzącym, jeżeli dobrze się przypatrzeć tęsknocie jego serca. On winien być wierzącym, jeżeli nie chce zatracić sensu swego istnienia. Prawdziwy chrześcijanin musi być na serio wierzącym i modlącym się, aby poprzez wiarygodność jego egzystencji mógł dojść do wiary człowiek niewierzący. Tworząca się przed wiekami Europa znalazła spoiwo w chrześcijaństwie, które wypełniło praktycznie wszystkie sfery życia. Co dzisiaj jest spoiwem kultury europejskiej, co jest spoiwem kultury naszego kraju? Niech te kilka refleksji posłuży do przedłużenia refleksji i dyskusji nad rolą podmiotu w tworzeniu kultury, takiej jednak, która nie byłaby gettem, lecz prawdziwym miejscem dialogu ze współczesnością. Pierwszym zaś elementem zdrowego dialogu jest zdrowy podmiot. Kulturę zaś — jako przejaw działalności podmiotu — można uzdrowić tylko pod warunkiem wcześniejszego uzdrowienia podmiotu. To zaś może dokonać się poprzez „zrodzenie osoby”.

Cechą podstawową społeczeństwa ponowoczesnego w dziedzinie religijności jest indyferentyzm religijny. Może on przejawiać się w zupełnej obojętności na przeżycia religijne albo w traktowaniu religii na zasadzie popytu i podaży w odniesieniu do określonych usług czy przeżyć. W tej perspektywie każdy może „stworzyć” sobie własną religię w dowolny sposób selekcjonując czy łącząc treści i przekonania zaczerpnięte z różnych systemów. Także wtedy są one wewnętrznie sprzeczne. Człowiek ponowoczesny wywodził się bowiem z czegoś tak „nienowoczesnego” jak logiczne myślenie. Religia staje się dla takiego człowieka jeszcze jednym z towarów, po który może sięgać, gdy akurat mamy taką doraźną potrzebę albo gdy jakieś okoliczności nas do tego skłaniają. Nawet jednak wtedy drak jest refleksji rozróżnienia znaczeń i płaszczyzn prawdziwej wspólnoty z Bogiem i ludźmi.

Skrajna forma indyferentyzmu religijnego polega na zupełnym ignorowaniu Boga. Jeśli już „pozwala” mu się istnieć to w postaci nieokreślonego absolutu, energii życiowej, siły wyższej, ducha nieosobowego, losu czy przeznaczenia. Indyferentyzm religijny nie jest tym samym co ateizm i bezpośrednie odrzucenie Boga. To raczej obojętność na Boga, która wynika z zobojętnienia na samego siebie i na własny los. Jest rzeczą logiczną, że Bóg nie interesuje kogoś dla kogo wszystko jest bez sensu. Bóg interesuje naprawdę tych, którzy pragną zrozumieć własną tajemnicę oraz odkryć sens własnego życia. Prezentacja cech i tendencji, którymi charakteryzuje się ponowoczesność umożliwia określenie podstawowych skutków społecznych i antropologicznych tego typu kultury i filozofii życia, otóż podporządkowanie się zasadom i logice ponowoczesności prowadzi do sytuacji, w której egzystencja poszczególnych ludzi i całych społeczeństw oparta jest na naiwnych iluzjach oraz na groźnych ideologiach, które są wewnętrznie sprzeczne i które prowadzą do dramatycznego kryzysu. Nic zatem dziwnego, że ponowoczesność okazuje się głównym nośnikiem tego wszystkiego co prowadzi do cywilizacji śmierci.

We współczesnej myśli tego kręgu kulturowego akcentuje się fakt, że wszelkie nasze poglądy, wyobrażenia, wartości i religia są tworem historycznym określonego czasu i miejsca. Konsekwencją takiego stanowiska jest chociażby antyplatonizm i antyarystotelizm. Przekreśla się więc tutaj możliwość istnienia bytów transcendentalnych będących źródłem i podstawą bytu, wartości, moralności i prawa.

„DEKONSTRUKCJA” SPOŁECZNA W PONOWOCZESNEJ RZECZYWISTOŚCI ZACHODU.

„Dekonstrukcja” jest tym słowem, które zrobiło największą karierę w ponowoczesnej rzeczywistości Zachodu. Oznacza ono szukanie założeń czy podstaw, wizji, doktryn, poglądów, teorii naukowych i w ten sposób przekreśla ich dążenia do obiektywnego, bądź prawdziwego opisu rzeczywistości. Kultura religijna to nieuprawnione wg. tej koncepcji dążenie do powszechnego odrzucenia czyli dekonstrukcji jakim podlegają też inne elementy naszego świata: ustroje, język, pismo, religia, kultura i sztuka. Ukazuje, że za wszelkimi poglądami kulturowymi: stoją różne interesy, najczęściej polityczne. Język i nauka mogą być elementem bądź narzędziem panowania. Stąd w myśli ponowoczesnej w jej kulturze, koncepcjach i obyczajach jest nie do przyjęcia obraz kultury religijnej.

W wieku XX nastąpiło załamanie poprzez rewolucję naukowo-techniczną pojawiła się kultura wizualnie oparta na obrazach kreowanych przez fotografię, kino, telewizję, video, a ostatnio Internet i inne media elektroniczne. Stąd mówimy o obrazkowym, medialnym, hipermedialnym czy wirtualnym charakterze współczesnej kultury, która syntezuje kulturę ponowoczesną. Kultura ta niesie przede wszystkim informacje, które dzięki mediom i komputerowej „pajęczynie” ma za zadanie dotrzeć do każdego zakątka świata. Przybiera zatem wymiar globalny.

KRYZYS WIARY W SPOŁECZEŃSTWIE EUROPY

Dzisiejszy świat, można powiedzieć, jest w kryzysie. Jaki to kryzys? Czy chodzi o naszą wiarę w Boga, czy może o wiarę w człowieka czy jeszcze o coś innego? Wiara w człowieka i wiara w Boga mogą być ze sobą połączone, lub mogą rozejść się na dwie, zupełnie inne drogi. Człowiek wierzący w człowieka niekoniecznie musi wierzyć w istnienie Boga i w to, że ma on wpływ lub nie ma, lecz istnieje, na życie ludzi. Natomiast człowiek wierzący w Boga musi wierzyć również w człowieka. Każda z religii humanitarnych, oprócz tego, że ma w centrum Boga, ma w poważaniu człowieka, jego życia, działania, jego narodziny i śmierć. Dlatego, niemożliwym jest, aby np. chrześcijanin nie miał wiary w człowieka. Jeśli wierzy, że Bóg kieruje ludzkim życiem, jest szansa na to, że to właśnie bóg posyła do mnie danego człowieka — jakże więc mogę go odrzucić?

Oczywiście, że człowiek w pewnych trudnych sytuacjach, granicznych, może stracić wiarę w człowieka, zaufanie do niego. Jednak wtedy najczęściej załamuje się też wiara w Boga. Są ludzie, którzy są w stanie odgrodzić się od innych i żyć samotnie, mieć samotność w sercu, brak zaufania do ludzi a wierzyć ciągle w Boga. Jednak, czy taki człowiek ma do Boga zaufanie, oprócz tego, że wierzy w istnienie Stwórcy? Czy nie jest tak, że człowiek, gubiąc gdzieś wiarę w człowieka, traci na pewien sposób relację z Bogiem? Dlaczego? Ponieważ najczęściej doświadczenie Boga jest dla człowieka doświadczeniem bliźniego. Czy można wyłączyć wszystko to, co dotyczy innych, czy można przestać wierzyć w człowieka, ufać mu, bo tylko człowiek, a być równocześnie głęboko zakorzenionym w Bogu? Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ każdy przypadek jest inny, niepowtarzalny. Jednak taka wiara, w Boga, bez drugiego człowieka, jest czymś, co może być nawet szkodliwe. Oczywiście, być może na wyższym poziomie poznania Boga, człowiek jest w stanie być tylko z bogiem, i tylko widzieć Jego, jednak żyjemy w społeczeństwie. Ono może nas zabić lub umocnić. Czasami to, co się dzieje zależy od nas, a nieraz jest dziełem przypadku lub może właśnie tego, że ktoś tak chciał. Być może widzimy w czymś wolę Boga, lub wręcz przeciwnie: przeciwieństwo losu, lub ktoś zły, kto wyrządza nam krzywdę przez pewne działania, przy czym może być to człowiek lub coś innego, przeciwnik Boga.

CZŁOWIEK W ŚWIECIE WIARY

Czy człowiek w dzisiejszym świecie wierzy w Boga osobowego, a może wierzy w dobro i zło, może tylko w siły przyrody, a może sam w siebie? Nauka rozwinęła się tak bardzo, że człowiek pokłada w niej ogromną nadzieję. Ludzie próbują sprawić, aby zniknęły choroby, przy czym sami wytwarzają takie mutacje chorób, które być może bez ich ingerencji nigdy by nie zaistniały. Równocześnie szuka się sposobu na przedłużenie życia, na nieśmiertelność człowieka. Człowiek, przez swoje działania, stara się sam być jak Bóg, tworząc coś, co nie jest jego zasługą.

Wielu ludzi właśnie ufa temu, co wytwarza człowiek: lekom, środkom pomagającym zasnąć i obudzić się, chemikaliom pozwalającym poczuć chwilowe szczęście. Jednak używki to tymczasowa pomoc, jeśli ktoś patrzy na nie jako na coś, co w ogóle może choć przez sekundę sprawić, że poczują się lepiej. Zaufanie ludzie pokładają w nauce. To w niej widzą przyszłość swoją, lub swoich dzieci, jeśli sami nie dożyją, a naukowców traktują jak bogów nowej generacji. Jednak niektórzy nie zdają sobie sprawy w tego, że osoby zajmujące się zawodowo daną rzeczą, też nie są wolne od błędu, są słabe, że mogą umrzeć zanim skończą badania, że zastąpią ich inni, którzy zrobią pożytek lub szkodę z danej rzeczy. Jest to wielki problem nauki: ciągła walka z etyką. Co jest dobre, a co złe. Co pomoże człowiekowi, a co mu zaszkodzi. W końcu, czy można użyć czegoś, lub kogoś, albo zrobić rzecz, która jest z obiektywnego punktu widzenia zła (o ile istniałoby coś takiego, jak obiektywizm), co w przyszłości będzie w stanie pomóc człowiekowi? Jednak czy rzeczywiście czynienie zła, może mieć dobre skutki? Być może naukowcy, mówiąc o dobrych skutkach, wierzą tylko w swój osobisty sukces? Bo dlaczego miałoby im zależeć na tym, co będzie za sto czy tysiąc lat, skoro ich już wtedy nie będzie? Czy ich działanie nie są skierowane ku temu, aby korzystać z życia teraz, a swoje sukcesy opiewać już dziś, i to osobiście? Czy istnieją osoby, które robią coś bezinteresownie i czy kiedykolwiek istniały? W końcu, człowiek jest człowiekiem. Być może nawet Newton po odkryciu i opisaniu prawa ruchu był skierowany na własny sukces i rozwój osobisty, choć wydaje się nam to bardzo nieprawdopodobne z dzisiejszej perspektywy. Jednak człowiek jest człowiekiem, dlaczego wieki dzieląca go od nas miałyby coś zmienić w pragnieniach człowieka? Im bardziej odległy jest od nas dany człowiek, tym bardziej świętym jesteśmy go w stanie uczynić. Czy jednak każdy naukowiec chciał własnego dobra, a nie przekazania prawdy całej ludzkości, którego geniusz właśnie doprowadził do okrycia tej prawdy? Co jednak powiemy o tych, którzy umierali za prawdę, których teoriom nie dowierzano, które tępiono, i palono za ich głoszenie na stosie? Czy oni także byli naukowcami nastawionymi na rozwój osobisty? Być może w płomieniach ognia ten rozwój miał nastąpić. Jednak takie przykłady świadczą o tym, że istnieją co najmniej dwie kategorie naukowców: są to ci, którzy rzeczywiście chcą się przysłużyć ludzkości, i którzy życie poświęcają na odkrycie danej prawdy, oraz ci, którzy naukę mierzą miarą sukcesu osobistego, bez żadnego altruizmu, poświęcenia, a nawet bez wiary w to, że ich odkrycie może komuś pomóc i przysłużyć się dla ratowania świata lub posłużyć dla jego lepszego poznania.

Człowiek, który nie wierzy w człowieka, jest bardzo świadomy siebie. Nie zawierza on innemu człowiekowi, ale zdaje się sam na siebie. Taki człowiek polega jednak na znajomości natury człowieka, jednak może spotkać go niespodzianka, albowiem człowiek nie musi zachować się według schematu. Niekoniecznie musi kierować się własnym interesem, choć najczęściej kieruje się nim. Nawet człowiek wierzący, wierzy, i czyni coś, co nazywa dobrem, dla własnego zbawienia. Można więc powiedzieć, że nie ma człowieka, który robi coś dla innych w czystej postaci, tzn. Że wychodzi na tym na zero lub na minus. W każdym działaniu możemy dopatrywać się interesu danego człowieka, nawet, jeśli tylko on modli się za nas (bezinteresownie?).

Być może, sporym problemem wiary w Boga dla człowieka współczesnego jest jego trzeźwe patrzenie na rzeczywistość. Być może to właśni surowa ocena drugiego człowieka, niewiara w jego dobroć czy bezinteresowne działanie, może objawić się w naszym spojrzeniu na istnienie Boga. Oprócz tego, nie bez znaczenia jest kryzys wartości i załamanie się granic etycznych, a także brak autorytetów. Zwłaszcza ma to znaczenie dla młodzieży i dla dzieci, które dorastając, nie znają nikogo, kto byłby dla nich autorytetem. Nie są nimi już ani nauczyciele, ani rodzice czy dziadkowie. Problem ten przybiera coraz większą skalę.

W świecie, w którym brakuje autorytetów, trudniej jest znaleźć osoby, dla których autorytetem jest Bóg. Wielu dorosłych ludzi chodzi do kościoła na nabożeństwo tylko po to aby zachować tradycję lub z powodu przyzwyczajenia, czy z poczucia obowiązku. Niewiele jest takich osób, które modlą się we wspólnocie do Boga. Ludzie nie chcą być z innymi, nie lubią już tłumów. Dla wielu, zgromadzenie w czasie modlitwy, jest właśnie tłumem osób, które bez potrzeby robią zamieszanie, i spotykają się nie wiadomo w jakim celu.

Oprócz osób patrzących w ten sposób na praktyki religijne, mamy szereg osób, którym zupełnie obojętne jest to, jaką religię wyznają. Dla nich budda i Bóg Ojciec, a nawet Maryja, to jedno i to samo. Ludzie ci uważają, że nie jest ważne, w jakiego Boga wierzysz. Ważne jest to, abyś był dobrym człowiekiem — przy czym „dobry” dla każdego znaczy co innego. Nie ma wspólnej etyki, która byłaby rozciągnięta na całą ludzkość. Każdy ma swoją interpretację. Tak jak coraz więcej jest obywateli świata, dla których ojczyzna to czysta abstrakcja, tak samo coraz więcej jest osób, dla których Bóg jest wszystkim: trawą, wodą, wiatrem albo nawet kimś w rodzaju anioła stróża.

Wiara człowieka uległa zachwianiu, niezależnie od tego, jaką religię on wyznaje. Kryzys wartości nastąpił już nie tylko w krajach bogatych, ale także ma on miejsce w biedniejszych państwach, i nawet tych, które dotąd uchodziły za bardzo katolickie, np. Hiszpania. Jeszcze nie była ona tak laicka w sprawach wiary i Boga, jak jest teraz.

Czy człowiek XXI wieku powróci do Boga czy oddali się od niego jeszcze bardziej? A może zastąpi go tym wszystkim, czym zastępuje go od wielu lat: telewizja, pieniądze, używki. Nawet temat śmierci nie jest w stanie nakłonić człowieka do rozważań nas sensem życia. Być może, zastanowimy się nad nim czasem, jednak odpędzamy te myśli, niczym natrętną muchę, aby znów nakręcić się do pracy, do zarabiania pieniędzy, do życia bez Boga. A szkoda, bo gdyby wszyscy wierzyli w Boga, być może staraliby się być odrobinę lepsi? Może widzieliby w życiu jakiś sens, może dążyliby to „bycia kiedyś”, a nie tylko „tu i teraz”.

Razem z Bogiem współczesny świat usunął z naszego metafizyczną podstawę wszelkich wartości, od tej pory zawieszone są one w próżni. Relatywizm sprawił, że nie ma prawdy, ani dobra, nie możemy więcej się do nich odwoływać, bo umarły razem z Bogiem. Człowiek musi na nowo podjąć trud ich stanowienia, lecz zdaniem Nietzschego nie jest w stanie. Jesteśmy bowiem tworami chorej kultury, która Boga zastąpił konsumpcjonizmem a w konsekwencji nihilizmem, hedonizm. Człowiek uwierzył we własne siły. Mam wszystko, wszystko mogę, potrafię samego siebie uszczęśliwić bo konsumpcjonizm stwarza tyle możliwości szczęścia. Do tego wszechwładny nihilizm, czyni z człowieka Boga zastępując Jego Stwórcę, bytem ludzkim. Nihilizm jest odrzucaniem, negowaniem, relatywizacją wszelkich przyjętych wartości, norm, zasad, praw życia zbiorowego i indywidualnego; inaczej, jest to sceptycyzm absolutny. Według nihilistów, świat a zwłaszcza ludzka egzystencja są pozbawione jakiegokolwiek znaczenia, celu lub zasadniczej wartości.

W ostatnim okresie czasu często rozbrzmiewają publicznie głosy stwierdzające, że cywilizacja zachodnia jest okazem upadku i degradacji moralnej, jaka nigdy wcześniej nie miała miejsca. Są to mocne słowa, które mają zapewne na celu zwrócenie uwagi na szereg problemów z jakimi przychodzi się współczesnym społeczeństwom borykać. Czy jednak kryzys moralności jest faktem czy jedynie złudzeniem przewrażliwionych intelektualistów? Właściwie niemożliwym jest postawić jednoznaczną i obiektywną odpowiedź. Każdy inaczej postrzegać może symptomy moralnego upadku, zwłaszcza że moralność to niezwykle indywidualna w odbiorze sfera. Nie ulega jednak wątpliwości, że ludzie od wieków porównywali swoje życie z życiem wcześniejszych pokoleń i zawsze niemal dochodzili do niewesołych wniosków. Właściwie więc koniec tysiąclecia ma prawo wywoływać podobne obawy, zwielokrotnione jeszcze niecodzienną rangą wydarzenia.

SPOŁECZEŃSTWO BEZ BOGA

Wiek XX pozbył się Boga z życia społecznego, Boga, aby kierować się w się wolnością opartą na wymaganiach aksjologicznych. Człowiek jest wyalienowany, a nawet wręcz ograbiony ze swej wolności. Systemy te postulowały, że podstawowym sposobem odzyskania i wyrażania wolności powinien być bunt, „uwalnianie się” od norm moralnych i religijnych, od wszelkich tradycji, a także od wszelkich ról czy zobowiązań społecznych. Człowiek kierujący się mentalnością ponowoczesności dąży do absolutnej i jednocześnie łatwej wolności, w której wyłącznie on sam jest kryterium własnego działania. Taki człowiek ucieka od oczywistego faktu, że prawdziwa wolność nie jest owocem buntu wobec rzeczywistości czy negacji ograniczeń płynących z rzeczywistości, ale owocem wysiłku, pracy nad sobą, dyscypliny, wytrwałości, zdolności do realistycznego myślenia, do współpracy i do wierności wobec podjętych zobowiązań.

Radykalne zmiany następują nie w przeciągu setek czy dziesiątek lat lecz często miesięcy i dni. Być może zdolności adaptacyjne ludzkiej psychiki osiągają kres, za którym leży już tylko szaleństwo... Póki co załamanie wydają się przeżywać zasady i normy uznawane dotąd w kręgu kultury chrześcijańskiej za niepodważalne. Części z nich nie można po prostu dopasować do stylu funkcjonowania dzisiejszych społeczeństw. Zbyt mocno bowiem wkraczają w tak chronioną obecnie sferę prywatności. Próbują regulować czysto intymne zachowania jednostki. Dotąd oparciem dla norm moralnych wydawała się być religia. Te dwie dziedziny zresztą są ze sobą od zawsze nierozerwalnie związane. Przez ogromną część ludzkiej historii reguły moralne były przechowywane w religijnych kontekstach i wyposażone w sakralny sens, a ich uzasadnianie dokonywało się poprzez odwołanie do boskiej woli i boskich nakazów. Teraz jednak religia przestaje powoli odgrywać rolę „strażnika dusz” milionów ludzi. Widać to szczególnie w mocno zlaicyzowanych społeczeństwach zachodnich, ale i nasz kraj nie stanowi w żadnym razie jakiegoś mistycznego bastionu opierającego się dzięki bożemu posłannictwu, moralnej „zgniliźnie”. Masowa konsumpcja i szeroki jak nigdy dotąd dostęp do informacji oraz wiedzy, dokonują poważnych zmian w dotychczasowej hierarchii wartości. Oczywiście nie można popadać w niepotrzebną przesadę i skrajny pesymizm. Upadek wiary w Boga nie oznacza jednocześnie realizacji stwierdzenia ”jak Boga nie ma, to wolno wszystko”. Tak naprawdę Dekalog wciąż w dużej mierze wyznacza kanon słusznych zachowań oraz pole indywidualnego postrzegania dobra i zła. „Nie zabijaj”, „nie kradnij”, „nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu” - niewiele znajdzie się chyba osób gotowych publicznie zaprzeczyć potrzebie ich funkcjonowania w życiu społecznym. Chociaż wiele ludzi głosi moralny relatywizm, to rzadkie jest znajdować zgodny morał relatywizmu. Dla wielu absolutna prawdą może być że jest nieprawidłowe zadawać ból innym, albo że nie ma żadnego absolutnej moralności. Dla bardzo mało ludzi w Polsce czy na świecie zabijanie niewinnej osoby jest po prostu sprawa gustu który można zmieniać zgodnie z własnym "widzi mi się". Dla większej części jest czynem który jest właściwie nieprawidłowy, niezależnie od jego poglądów filozoficznych, religijnych itd. czy w dzisiejszym świecie istnieje absolutny standard moralności pochodzący od jedynego źródła jakim jest Bóg? Oczywiście nie!!! Stąd aborcja i eutanazja wykrzykiwanie tyle słów pod adresem drugiego człowieka bez zastanowienia się na ich prawdziwością i konsekwencjami. Dlaczego tak się dzieje? Otóż postmodernistyczny relatywizm przyniósł, nie wolność lecz niczym nie skrępowaną swobodę!!!

POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA W ŻYCIU CZŁOWIEKA

Poczucie bezpieczeństwa to jedna z elementarnych ludzkich potrzeb, prawie tak ważna jak sen lub jedzenie. Psychologowie twierdzą, że tylko prawidłowo zaspokojona potrzeba bezpieczeństwa w wieku dziecięcym zapewnia właściwy rozwój uczuciowy i pozytywne kształtowanie się osobowości. Zachwianie tego poczucia wywołuje lęk.

Nie sposób nie dostrzec ogromnej kumulacji objawów świadczących o tym, że „ coś jest nie tak ”z naszą planetą i z nami samymi skoro nie robimy nic w kierunku naprawy naszych błędów a nawet odsuwamy myśli o globalnej sytuacji świata jak najdalej od siebie. Jedną z głównych przyczyn wytworzenia się sytuacji zagrażającej przetrwaniu ludzkości jest gwałtowny rozwój techniki, industrializacji i gospodarki ekstensywnej. Wszystkie inne niebezpieczeństwa są jedynie pochodnymi wyżej wymienionych czynników. Dzięki nowym technologiom człowiek zdołał niemal całkowicie zapanować nad przyrodą. Nasze środowisko naturalne przekształciliśmy do tego stopnia, że wytworzył się wewnętrzny konflikt w człowieku : konflikt między jego biologiczną naturą a sztucznym środowiskiem, w którym żyje. Dodatkowo jeśli nie zainteresujemy się gruntowną reorganizacją przemysłowych metod pozyskiwania surowców ich wykorzystywania oraz całego procesu produkcji i dystrybucji, to grozi nam katastrofa ekologiczna. Już teraz naturalne zasoby Ziemi są prawie wyczerpane. Woda, powietrze, gleba są zatrute. Zalewają nas masy odpadów, których nie ma jak i gdzie składować. Dziura w warstwie ozonowej atmosfery przepuszcza promieniowanie, które jest śmiercionośne zarówno dla ludzi jak i dla roślin i zwierząt. Efekt cieplarniany jest w stanie zburzyć dotychczasowy porządek przyrody, całkowicie ja zdezorganizować, co nie pozostaje bez wpływu na działalność człowieka. Dalszy rozwój cywilizacji technicznej i przemysłu wykorzystującego tradycyjne źródła energii poprowadzi niechybnie do całkowitego wyczerpania naturalnych zasobów Ziemi, to z kolei spowoduje nagły i ostateczny upadek wszelkich gałęzi przemysłu, który to wprowadzi totalną dezorganizację. Życie stanie się niemożliwe dla ludzi przyzwyczajonych do łatwego egzystowania w konsumpcyjnym społeczeństwie. Współczesnemu społeczeństwu również można wiele zarzucić. Zadziwiająca jest ogólna apatia, obojętność, niezrozumienie wobec tak jasno wyłaniających się znaków nadchodzącej katastrofy.

CZY POTRZEBUJEMY BOGA, ABY ŻYĆ SZCZĘŚLIWIE?

Pierwszą reakcją na ten tytuł może być zdziwienie, że w ogóle stawia się takie pytanie lub co najmniej, że stawia się je w takiej formie, skoro liczni chrześcijanie są przekonani, iż tylko ateista zaprzeczy, że człowiek potrzebuje Boga, jeśli pragnie żyć jako dobry człowiek. Ale sprawa ta nie jest tak oczywista. Na przykład, pomyślmy o kimś, kogo dość dobrze znamy jako człowieka pobożnego — chrześcijanina. Znamy go jako osobę, która wiernie zachowuje dziesięcioro przykazań i poszczególne przykazania kościelne. Nikogo nigdy nie skrzywdzi, nie kradnie, nawet nie plotkuje bardziej, niż tego można by się spodziewać w jego sytuacji. Ale kiedy pojawia się kwestia znalezienia kogoś, na którego pomoc możemy liczyć i do kogo moglibyśmy pójść z naszymi trudnościami — wtedy mógłby się on znaleźć na końcu naszej listy. Nie ma on ludzkiej serdeczności otwartości, aby kogoś pocieszyć, ani też nie zada sobie trudu, aby pomóc innym. Jednak jest on człowiekiem pobożnym, praktykującym, który zachowuje wszystkie przykazania. Możemy również pomyśleć o innej osobie, którą dość dobrze znamy. Ten bliski przyjaciel jest otwartym humanistycznym ateistą. Zaprzecza on kategorycznie, że istnieje coś takiego, jak Bóg. Mówi, że kiedy człowiek umiera, jest to jego koniec, i nie oczekuje nagrody w nieznanym, przyszłym życiu". Ale uważa on, że w czasie, jaki ma tutaj na tym świecie, dopiero wtedy będzie pełnym człowiekiem, jeśli uczyni, co może, dla poprawy społeczeństwa. Nie modli się i nigdy nie wymienia dziesięciorga przykazań, ale w swoich stosunkach z innymi ludźmi okazuje serdeczność i zrozumienie, otwartość i pomoc, co sprawia, że jest powiernikiem wszystkich, którzy go znają. Jednym słowem, rzeczywiście szanuje i kocha swoich bliźnich jako istoty ludzkie. Kontrast między tymi dwiema osobowościami może pozwolić nam zrozumieć, że wiara w Boga i ścisłe przestrzeganie przykazań Bożych nie jest gwarancją życia ludzkiego naprawdę dobrego. Z drugiej strony, zaprzeczenie przez niektórych ludzi istnienia Boga nie znaczy, że tacy ludzie są mniej dobrzy jako istoty ludzkie. Oczywiście można znaleźć wspaniałych ludzi wśród wierzących w Boga i można znaleźć bardzo złych ludzi wśród ateistów. Jednakże pozostaje faktem, że akceptacja Boga nie jest gwarancją bycia dobrym, podczas gdy odrzucenie Boga nie gwarantuje bycia złym. Stąd możemy poważnie pytać, czy potrzebujemy Boga, ażeby żyć dobrze jako ludzie.

Możemy dalej posunąć to porównanie i zastosować je do materialnego aspektu egzystencji ludzkiej. Wielu spośród tych, którzy wierzą w Boga, napotyka trudności, doznaje cierpień i żyje w ubóstwie tak samo jak inni, ale ich wiara w Boga z pewnością nie jest ucieczką od takich okoliczności właściwych człowiekowi. Może nawet prawdziwe jest twierdzenie przeciwne. Ci, którzy odrzucają Boga, podlegają tym samym ludzkim niewygodom i cierpieniom, co i wierzący. W wielu przypadkach okazują oni tę samą odwagę, wytrwałość i cierpliwość, jak ci, którzy wierzą. Odpowiedź, że wierzący będzie nagrodzony w życiu wiecznym, podczas gdy niewierzący — nie będzie, po prostu nie ma sensu w tym kontekście. Widząc to, co się dzieje na tym świecie, możemy tylko wnioskować, że wiara w Boga nie gwarantuje moralnego dobra czy materialnego szczęścia, podczas gdy odrzucenie Boga nie gwarantuje niemoralnego życia czy materialnego nieszczęścia. Dlatego pytanie nadal pozostaje: czy potrzebujemy Boga, aby dobrze żyć jako ludzie?

Jeśli chcemy znaleźć odpowiedź, musimy najpierw rozważyć znaczenie dwu terminów: „Bóg" i „życie ludzkie". Dopiero potem możemy próbować zrozumieć, czy Bóg jest 'rzeczywiście potrzebny w ludzkiej egzystencji.

ZNACZENIE BOGA W ŻYCIU CZŁOWIEKA

Próba dowodzenia istnienia Boga przekracza zakres tej pracy. Możemy utrzymywać, że pewna forma przyjmowania istnienia Boga należy do powszechnego doświadczenia Człowiek jako jednostka w swym wyodrębnionym istnieniu nigdy nie jest uważany za ostateczne wypełnienie swojego bytu. Dlatego, nie próbując dawać jakiegokolwiek dowodu, zaczynamy tu i od ogólnego przyjęcia istnienia Boga. Ale wtedy pojawia się zagadnienie: „Jak mamy pojmować Boga. Zagadnienie to zawsze fascynowało człowieka. W kulturach starożytnych i pierwotnych naturę i właściwości Boga (lub bogów) wyrażały rozmaite mitologie. Obraz taki jest bardzo antropomorficzny, a bogowie często podlegają tym samym przypadkom, co istoty ludzkie, i ostatecznie zależni są od fatum. Ale jakąkolwiek postać przybiera wiara w Boga, zawsze uznaje ona, że człowiek zależy od sił nie podlegających jego kontroli. Nie wie on, skąd bogowie pochodzą ani nie może dokładnie wyjaśnić sposobu ich istnienia. Nowsze wysiłki wyjaśnienia mitów w terminologii Freudowskiej, jako projekcji ludzkiej podświadomości, nie eliminują wartości wiary religijnej. Nawet jeśli stwierdzali my, że człowiek chce całkowicie oddać się miłości i dlatego dokonuje projekcji swego pragnienia w idei boga miłości, albo że pragnie być wielkim wojownikiem, a więc stwarza boga wojny — to mimo wszystko świadczy to o ludzkim wysiłku unaocznienia tego, co niewidzialne, i wyjaśnienia tego, co niewytłumaczalne. Chociaż, być może, podświadomość musi przenikać do sposobu ludzkiego rozumienia natury i potęgi Boga, to jednak człowiek daje świadectwo swojej świadomości o zasadniczej zależności ludzkiej egzystencji od siły pozostającej poza jego kontrolą. Jeśli możemy przyjąć, że starożytna mitologia nie jest po prostu fantazją snutą bez zastanowienia, lecz chęcią Sobór Watykański II uznaje ten fakt bardzo wyraźnie, kiedy w Konstytucji duszpasterskiej O Kościele w świecie współczesnym stwierdza: „Głębokie i szybkie przemiany rozprzestrzeniają się stopniowo na cały świat. Wywołane inteligencją człowieka i jego twórczymi zabiegami, oddziaływują ze swej strony na samego człowieka, na jego sądy i pragnienia indywidualne i zbiorowe, na jego sposób myślenia i działania zarówno w odniesieniu do rzeczy, jak i do ludzi. Tak więc możemy już mówić o prawdziwej przemianie społecznej i kulturalnej, która wywiera swój wpływ również na życie religijne". Ten wpływ na życie religijne nie odnosi się jedynie do różnicy w zachowywaniu przykazań. Jest to różnica w „myśleniu i działaniu" — to znaczy, różnica w samopercepcji ludzkiej, która jest źródłem i miarą tego wpływu na życie religijne człowieka.

W naszym poszukiwaniu znaczenia Boga dla ludzkości musimy oczywiście zwrócić się do współczesnych filozofów i teologów. Jednakże byłoby błędem zapominać o całej przeszłości. Dzisiejszy sposób myślenia może się bardzo różnić od dawniejszych, ale nie rozwinął się on niezależnie od nich. Stąd, chociaż dzisiejsze pojęcie Boga może być bardzo różne od wcześniejszych, nie rozwinęło się ono niezależnie od nich. Możemy nawet utrzymywać, że istnieje stopniowy postęp, tak że współczesnego pojęcia Boga nie można w pełni zrozumieć, jeśli nie ma się także ogólnej znajomości pojęć tradycyjnych. n y m rozumieniu, nie chcemy zakładać, że rozumienie magiczne jest niereligijne. Chcemy tylko wskazać na wyraźny podział między Bogiem a stworzeniem, przeważający w tym ujęciu. Może ono być uważane za nagły zwrot w przeciwnym kierunku. Tam, gdzie rozumienie magiczne kładzie nacisk na absolutną immanencję Boga oraz tożsamość Boga i przedmiotu, rozumienie religijne zasadniczo odrzuca taką absolutną immanencję i tożsamość. Bóg jest całkowicie ponad światem stworzonym. Jest On tak absolutnie różny od stworzonego świata, że każde porównanie staje się świętokradztwem. Jest Stwórcą nieba i ziemi i wszystko, co istnieje, jest dziełem Jego rąk. Wszystko, co się dzieje, jest przez Niego kontrolowane i przebiega drogą przez Niego wyznaczoną. W tym celu obdarzył On przyrodę siłą, ale od czasu do czasu osobiście interweniuje, dla okazania swej mocy, karząc bądź nagradzając. Jego obecność na tym świecie rozumiana jest głównie w kategoriach Stwórcy i Władcy świata. Niewątpliwie występuje również miłość w Jego obecności, ale jest to najczęściej rozumiane w tym sensie, że Bóg jest szczodrym dobroczyńcą, nagradzającym tych, którzy wypełniają Jego prawa.

W takim religijnym rozumieniu transcendencja Boga jest absolutna, a Jego immanencja sprowadzona do minimum. Występuje tu pewna niechęć do uznania Jego obecności w stworzeniu, poza tym, że Bóg jest niejako twórcą stworzenia. W religijnym rozumieniu pragnie się uznać potęgę i majestat tego twórcy w stworzeniach, ale nie Jego wewnętrzne istnienie. Dla porównania, jeśli cieszymy się dobrą książką, moglibyśmy przyjąć, że autor istnieje i że jest on raczej człowiekiem inteligentnym. Ale moglibyśmy się nie zgodzić, że ten sam autor ujawnia w książce swoje wnętrze, swój sposób myślenia i istnienia. Wtedy książka staje się całkowicie zobiektywizowanym produktem, kompletnie oddzielonym od autora.

Dzieje się tak w religijnym rozumieniu Boga. Uważa się Boga za nieprzystępnego i niezmiennego. Człowiek także uważany jest za rzeczywistość statyczną. Jego zadaniem jest znać i zachowywać prawa, które Bóg nadał przyrodzie. Naturalne klęski i „cudowne" zdarzenia są następstwem bezpośredniej Bożej interwencji. Burze, powodzie i epidemie są bezpośrednimi karami Bożymi, podczas gdy zdrowie, sukcesy i bogactwa są Jego łaskami.

Taka, krótko ujmując, jest przeważająca tendencja religijnego rozumienia Boga. Należą do niej elementy magicznego rozumienia i ujęcia dynamicznego, ale są one umieszczone w ogólnym obrazie absolutnej i wyłącznej transcendencji.

Rozumienie dynamiczne. Odrzuca ono utożsamianie Boga z jakimkolwiek materialnym przedmiotem i nie może uznać stworzenia jedynie za wytwór stwórczej mocy Boga ani za narzędzie w rękach Boga. Rozumienie dynamiczne nie próbuje zaprzeczać, że Bóg jest stwórcą wszechświata, ale nie lubi mówić, że Bóg stworzył człowieka i rzeczy. Woli mówić, że On stwarza. Rzeczywistość ludzka nie jest statyczna. Pod wieloma względami człowiek jest wytworem ewolucji i jego czyny pochodzą z wewnętrznego źródła. Człowiek nie jest przywiązany do żadnej istniejącej formy rzeczywistości kosmicznej, natomiast może on wytwarzać nowe formy, które dotąd nie istniały i które nie wynikają jedynie z przypadku. Człowiek jest panem wszechświata. W pewnych granicach określa on bieg historii i podporządkowuje przyrodę postępowi w rozwoju ludzkim.

Kiedy zmienia się pogląd człowieka na świat, musi się również zmieniać jego pogląd na Boga. Jeśli świat i przyroda są wartością samą w sobie i rządzą się swymi własnymi, szczególnymi prawami, i jeżeli człowiek tak panuje nad światem, przeto Boga nie można ograniczać do przedmiotu fizycznego i świat nie jest tylko narzędziem w Jego rękach. Człowiek ma większe zadanie niż po prostu być posłusznym prawom przyrody; dlatego jego podporządkowanie się Bogu różni się od prostego zachowywania szczegółowego kodeksu praw. W rezultacie wzajemny związek między Bogiem a człowiekiem ukazuje się w innej perspektywie.

Postęp w nauce i technice nie oznacza eliminacji pojęcia Boga z życia człowieka. Im bardziej rozwija się nauka, tym bardziej człowiek rozumie, że postęp tylko wtedy jest możliwy, kiedy uwzględnia prawa przyrody. Najdrobniejszy błąd w obliczeniu drogi w kierunku Księżyca może posłać pojazd kosmiczny w nieskończoną przestrzeń. I właśnie postęp nauki odkrywa człowiekowi jego własne granice, chociaż wydaje się, że owe granice coraz bardziej się oddalają. Właściwie wykorzystując swoje ograniczenia człowiek rozszerza swoje możliwości. Może on wtedy stwierdzić, że źródłem tego wszystkiego nie jest sam człowiek czy przypadkowa rzeczywistość fizyczna. Ponadto, wówczas przyjęcie Boga jako źródła wszystkiego, co istnieje, nie jest żadnym „luksusem".

Istniejący wszechświat ze wszystkimi siłami, jakie w nim tkwią, jest nie tylko wytworem rąk Boga, ale sam przejawia Jego istotę. Istniejący wszechświat, włączając człowieka, jest ciągłym przejawianiem się Stwórcy, który wyraża się w nim, ale nigdy nie jest przez niego w pełni określony. Bóg istnieje we wszystkich rzeczach, ale nie jest ograniczony przez żadną z nich. Być może, stosując porównanie, moglibyśmy powiedzieć, że umysł inżyniera przejawia się w maszynie, którą wytworzył. W pewien sposób jest on całkowicie obecny zarówno w każdej części, jak i w całym zespole, ale nie jest zamknięty w części czy w całości. To porównanie ma poważne ograniczenia, ale może pomóc nam zrozumieć, że obecność Boga w świecie jest obecnością dynamiczną. Jest to ciągłe udzielanie istnienia, sprawiające, że Bóg jest całkowicie immanentny i całkowicie transcendentny. W wyniku tego wszechświat, włączając człowieka, jest całkowicie zależny, ale także autonomiczny, to znaczy istnieje zgodnie ze swoimi własnymi prawami, mając cel sam w sobie i działając na mocy swojej wewnętrznej siły.

Cel wszechświata nie jest stały i określony szczegółowo z zewnątrz, ale wyznaczają go własne możliwości świata. Musi być odkrywany i aktualizowany w wyniku własnej aktywności i ewolucyjnego postępu. W tym świetle stworzenie objawia nie tylko istnienie Boga, ale także Boże działanie i Bożą istotę. Jednocześnie to dynamiczne rozumienie ujawnia się w ewolucyjnym rozwoju tego, czym jest istota ludzka i co jest jej zadaniem na tym świecie. Taki pogląd przeważa wśród współczesnych teologów.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama