Między moralizmem a ekonomizmem

Recenzja: Aniela Dylus, ZMIENNOŚĆ I CIĄGŁOŚĆ. POLSKIE TRANSFORMACJE USTROJOWE W HORYZONCIE ETYCZNYM, Centrum im. A. Smitha, Warszawa 1997

 

Ekonomicznie dyletancki moralizm jest równie odstraszający, jak moralnie nieczuły ekonomizm.

Wilhelm Röpke

Wbrew ciągle jeszcze pokutującym tu i ówdzie stereotypom chrześcijanin prawdziwie żyjący swoją wiarą nie jest bynajmniej człowiekiem oderwanym od otaczającej go rzeczywistości, zapatrzonym w zaświaty i ze wzgardą odnoszącym się do wszystkiego, co doczesne. Wręcz przeciwnie - doświadczenie spotkania w Kościele osoby Jezusa Chrystusa jest wezwaniem do głębokiego zakorzenienia także w tym świecie. Do tego, by go obserwować, poznawać rządzące nim mechanizmy i - przemieniać. Świadectwem konsekwentnej realizacji takiej właśnie bardzo konkretnej wizji chrześcijaństwa jest najnowsza książka Anieli Dylus.

Pozycji tej można zarzucić pewien eklektyzm - składa się ona z kilkunastu bardzo różnych, nawet w zakresie formy, artykułów opublikowanych w ciągu ostatnich trzech lat bądź to na łamach prasy (od "Gościa Niedzielnego" po "Ethos"), bądź też w różnych pracach zbiorowych. Ich dobór nie jest jednak w żadnej mierze przypadkowy. Temat spajający je w całość to postrzegana w horyzoncie etycznym problematyka zachodzących w Polsce po 1989 roku przemian ustrojowych: politycznych i - nade wszystko - gospodarczych.

Z całą pewnością nie można natomiast zarzucić jej braku fachowości w podejmowaniu skomplikowanych, a bardzo precyzyjnie nazywanych, problemów naszej rzeczywistości. Z tego właśnie względu Zmienność i ciągłość to książka niezwyczajna. By się o tym przekonać, wystarczy wziąć do ręki kilka dowolnie wybranych pozycji z zakresu katolickiej nauki społecznej, którą to dziedziną "zawodowo" zajmuje się Autorka. Wiele tam "ogólnie słusznych" postulatów czy wzniosłych pouczeń moralnych. Dużo trudniej znaleźć propozycje konkretnych rozwiązań aktualnych problemów. Jeżeli natomiast już się pojawiają, to nierzadko, niestety, mają niewiele wspólnego z duchem nauczania społecznego Kościoła, a czasami wręcz nabierają charakteru ideologicznych, nieodpowiedzialnych propozycji. O ile stan ten można w pewnej mierze usprawiedliwić, jeśli bierzemy pod uwagę okres przed rokiem 1989, kiedy to Kościół miał bardzo ograniczone możliwości wpływania na rzeczywistość, o tyle staje się on rażący teraz, kiedy Kościół nie jest już w żaden sposób skrępowany w swoim nauczaniu i działaniu.

Katolicka nauka społeczna to jedna z najbardziej "praktycznych" gałęzi teologii. Bezinteresownemu zgłębianiu Odwiecznej Mądrości zawsze powinno w niej towarzyszyć podawanie konkretnych wskazówek pomocnych w podejmowaniu najtrudniejszych nawet zagadnień wchodzących w skład szeroko pojętej problematyki społecznej, politycznej i gospodarczej. To właśnie kryterium niewątpliwie spełnia książka Anieli Dylus. Dogłębną znajomość teoretycznych podstaw refleksji Kościoła na tematy społeczne wspiera ona nie mniejszą wiedzą dotyczącą dyscyplin "świeckich", zwłaszcza ekonomii. Co wreszcie najistotniejsze - nie unika przechodzenia od teorii do formułowania jasnych wniosków praktycznych.

Osią, wokół której obracają się wszystkie rozważania, jest konfrontacja nauczania społecznego Kościoła z otaczającymi nas, w tej chwili już zapewne nieodwracalnie (choć jeszcze nie niepodzielnie), ekonomicznymi realiami kapitalizmu. Albowiem "dla gospodarki rynkowej po prostu nie ma alternatywy" (s. 8) - jest to jedyny "naturalny", a nie ideologiczny system ekonomiczny. Złudzeniem, co więcej - złudzeniem sprzecznym nie tylko z duchem, ale i z literą nauczania społecznego Kościoła, jest poszukiwanie "trzeciej drogi" pomiędzy kapitalizmem a socjalizmem: "na rozmyślania wokół jakiegoś idealnego ustroju, wymarzonej »trzeciej drogi« po prostu szkoda czasu. Najwyższy czas, aby rozstać się z tą kolejną utopią" (s. 48).

Jak najbardziej zasadne jest natomiast pytanie: jaki kapitalizm? Jest ich bowiem wiele: indywidualistyczny i grupowy, wolnokonkurencyjny i monopolistyczny, anglosaski i nadreński... Autorka nie byłaby wierna sobie, gdyby ograniczyła się tylko do wyliczenia i analizy. Nie - katolicka nauka społeczna ma inspirować poszukiwanie konkretnych rozwiązań, a nie pozostawać tylko na bezpiecznym poziomie teoretyzowania i oceny. Największym grzechem popełnianym przez badaczy zajmujących się w Kościele zagadnieniami społecznymi jest moralizm: proponowanie rozwiązań teoretycznie słusznych, ale całkowicie oderwanych od rzeczywistości, nie wspartych rzetelną wiedzą ekonomiczną. "Brakiem odpowiedzialności w stawianiu postulatów społecznych grzeszą też niekiedy zaangażowani działacze społeczni, a także »zawodowi« moraliści: etycy, teologowie, przedstawiciele katolickiej nauki społecznej. W imię braterstwa i caritas wspaniałomyślnie, ale za szybko i na cudzy rachunek domagają się podporządkowania czynników gospodarczych temu, co ludzkie, osobowe, duchowe. Formułują wzniosłe, ale nierealistyczne żądania i apele wobec podmiotów życia gospodarczego. Potępiają bezduszny »świat kapitału« i stają w obronie pokrzywdzonych. Pod sztandarami pierwszeństwa człowieka przed rzeczą i pracy przed kapitałem domagają się np. humanizacji warunków pracy, skrócenia czasu pracy i protestują przeciw redukcjom zatrudnienia czy decyzjom o likwidacji nierentownych przedsiębiorstw. Prawo do pracy rozumieją zwykle jako prawo do miejsca pracy. Naiwnie sądzą, że bolesny problem bezrobocia rozwiążą subwencje. Nie zdają sobie jednak sprawy, że realizacja ich wielorakich żądań społecznych zniszczyłaby równowagę rynkową. Pasożytnicza polityka społeczna wyczerpuje bowiem źródła, z których czerpie, podcina własne korzenie. (...) Wydaje się że wszyscy »szlachetni« moraliści grzeszą brakiem rzetelnej wiedzy ekonomicznej" (s. 57).

A więc jednoznaczne odrzucenie wszelkich rozwiązań sugerujących jakieś powiązania z "trzecią drogą", a w istocie otwartych na quasi-ekonomiczne wizje socjalizmu domagające się daleko posuniętej interwencji państwa w gospodarkę. Co jednak jest alternatywą? Czy ekonomia "czysta", w której państwu przypisuje się rolę "nocnego stróża", a wszelki interwencjonizm zastępuje wiara w automatyczną, optymalną regulację wszystkiego przez mechanizmy rynkowe? O ile pomysły "moralistyczne" trącą utopią, oderwaniem od realiów, o tyle te bliskie duchowi ekonomizmu wykluczają jakąkolwiek refleksję moralną w dziedzinie ekonomii: racje moralne mają zawsze ustępować wobec ekonomicznych. W praktyce oznacza to zapominanie o konkretnych ludziach - całkowicie bezradnych i zagubionych w żądającej przedsiębiorczości, zaradności, wykształcenia i spełnienia wielu innych warunków gospodarce wolnorynkowej. Trzeciej drogi nie ma - istnieje natomiast możliwość wypracowania rozwiązań znajdujących się wewnątrz wolnorynkowego kapitalizmu, balansujących między opisanymi powyżej skrajnościami moralizmu i ekonomizmu. Świat nie potrzebuje moralizowania, ale nawet ekonomia bardzo potrzebuje moralności. Bez moralności podawany przez nią opis rzeczywistości jest niepełny, by nie powiedzieć - fałszywy.

Jako na najbliższy wskazaniom nauczania społecznego Kościoła model kapitalizmu Aniela Dylus wskazuje na ordoliberalizm - nurt powstały w powojennych Niemczech, zwany też społeczną gospodarką rynkową. W tym ujęciu państwo w pełni wywiązuje się z wyznaczonej mu w nauczaniu społecznym Kościoła roli gwaranta sprawiedliwego podziału wytwarzanych dóbr. Państwo nie jest całkowicie bierne, nie dąży się do wyeliminowania go z życia społecznego i ekonomicznego. Co bardzo jednak istotne, jego rola nie polega na zewnętrznej ingerencji w rynkową grę wolnych podmiotów gospodarczych. Sprowadza się ona jedynie do czynnego zaangażowania w tworzenie takich warunków prawnych, instytucjonalnych i strukturalnych, aby efektywne gospodarowanie prowadziło do sprawiedliwego podziału dóbr. Poprzez tępienie praktyk monopolistycznych, tworzenie infrastruktury, dbałość o środowisko naturalne, politykę zapraszającą do aktywnego uczestnictwa w rynku państwo osiąga swoje cele: samodzielność gospodarczą, sprawiedliwe tworzenie kapitału, dobrobyt dla wszystkich, a dzięki sukcesowi gospodarczemu - wysoki poziom świadczeń socjalnych. Państwo takie w znacznym stopniu realizuje podstawowe zasady nauczania społecznego Kościoła: solidarności (nikt znajdujący się w prawdziwej potrzebie nie jest pozostawiony sam sobie) i pomocniczości (żadna społeczność "wyższa" nie przejmuje zadań społeczności "niższych", o ile te radzą sobie z nimi same). Takiego właśnie kapitalizmu potrzebuje Polska A.D. 1998.

Zmienność i ciągłość

to książka, w której oprócz ogólnych rozważań nad najbardziej pożądanym modelem kapitalizmu znajdziemy też propozycje rozwiązań konkretnych problemów: sposobu prywatyzacji (Autorka jest zwolenniczką prywatyzacji w drodze akcjonariatu) czy kwestii sprawiedliwej płacy (tu sugeruje tzw. płacę inwestycyjną). Wszystko w duchu unikania jałowego moralizowania, refleksji "ogólnie słusznych", ale nijak się mających do rzeczywistych problemów.

Niewątpliwą zaletą książki jest jej profesjonalizm. Aniela Dylus daje się poznać jako osoba zarówno świetnie orientująca się w realiach ekonomicznych, jak i doskonale znająca refleksję teologiczną Kościoła na tematy społeczne. Umiejętnie łącząc te dwie dziedziny, wnosi twórczy wkład do katolickiej nauki społecznej. Zmienność i ciągłość posiada wszakże jeszcze jedną niezwykłą cechę. Jest nią namacalnie wręcz obecna troska o człowieka. Katolicką nauką społeczną na ogół zajmują się księża - stąd trudno nieraz w niej o cieplejszą nutę zainteresowania pojedynczym człowiekiem, wyczulenia na jego małe, ale jakże konkretne problemy. Aniela Dylus z kobiecą delikatnością, ale i stanowczo nam o tym przypomina.

 

KRZYSZTOF SIKORSKI OP, ur. 1969, publikował w "Znaku", "W drodze", "Frondzie".

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama