O kondycji egzystencjalnej i duchowej polskiej młodzieży początku XXI wieku
Zachodnim obserwatorom wydaje się, że kondycja egzystencjalna i duchowa polskiej młodzieży początku XXI wieku jest dobra. Czy polski socjolog podtrzymuje to przekonanie?
W ciągu trzech ostatnich dekad Polacy kilka razy zdołali na dłużej przyciągnąć uwagę zachodnich obserwatorów. Serię rozpoczęła „Solidarność” w pamiętnym sierpniu 1980 roku, drugim okresem większej widoczności był czas po czerwcowych wyborach 1989 roku, zaś przedmiotem zainteresowania determinacja Polaków do przekształcenia społeczeństwa socjalistycznego w normalne, czyli zupy rybnej w zawartość akwarium, to znaczy coś, czego wcześniej nie próbowano robić. Teraz mamy trzeci moment — tym razem za sprawą migracji. Nasi młodzi rodacy są dostrzegani, bo ze względu na liczebność wpływają na przyjmujące ich społeczności. Znane są kontrowersje wokół duszpasterstwa dla Polaków w Wielkiej Brytanii. Biskupi tamtejszego Kościoła katolickiego pragną włączania przybyszów z naszego kraju w istniejące wspólnoty parafialne. Wiążą z tym konkretne nadzieje. W tygodniku inteligencji katolickiej The Tablet znalazłem element prognozy dla brytyjskiego społeczeństwa, powtarzany także w innych miejscach: Jeśli Polacy pozostaną, Kościół katolicki gwałtownie prześcignie Kościół anglikański ze względu na liczbę osób uczestniczących w praktykach religijnych. Zauważono na przykład, że młodzi Polacy różnią się od swych europejskich rówieśników tym, że chcą i potrafią. Nie dziwi więc, że „polski występ” w postaci wyjazdów, miejmy nadzieję, że krótkotrwałych i niebezpowrotnych, pozostawia ślad w opiniach, jakie zyskujemy na własny temat.
Polskie społeczeństwo przechodzi proces szybkiego unowocześniania. W tym doniosłym czasie ludzie myślący o celach wspólnoty narodowej pytają, czy absorpcji najnowszych technologii i wdrażaniu racjonalnych procedur musi towarzyszyć w dłuższej perspektywie zmiana mentalności obywateli. Inaczej, czy można być społeczeństwem technologicznie nowoczesnym, wyznając równocześnie tradycyjne wartości; wreszcie, banalizując sprawę: czy bez akceptacji na przykład małżeństw osób tej samej płci możliwe jest dalsze polepszanie wydajności pracy. Przypadki Stanów Zjednoczonych i Zachodniej Europy podsuwają dwie rozbieżne odpowiedzi. Wielkie, regularnie powtarzane badania World Value Survey pokazują, że mieszkańcy USA z dekady na dekadę coraz powszechniej deklarują, że religia jest dla nich zdecydowanie ważna. Najbardziej natomiast wyrazistym przykładem europejskiego wzoru zmian jest przypadek Francji. Tutaj z dekady na dekadę mieszkańcy coraz mniej powszechnie doceniają znaczenie religii w swoim życiu. Przypadek polskiego społeczeństwa staje się nagle ważny w tych testach teorii modernizacji i jest on zdecydowanie bliższy modelowi amerykańskiemu niż francuskiemu. Sytuacja jednak może się szybko odmienić, i to przede wszystkim za sprawą młodych roczników.
Uniwersalną prawidłowością jest, że wraz z przybywaniem lat wzrasta gotowość deklarowania znaczenia religii we własnym życiu. Społeczeństwa nie różnią się istotnie pod tym względem — ludzie młodsi nieco rzadziej mówią, że religia jest dla nich bardzo ważna.
Osobliwość społeczeństw zachodnioeuropejskich w świecie polega na tym, że z dekady na dekadę religijnie „stygną”, mimo że ich członkowie wraz z upływem lat chętniej podkreślają osobiste znaczenie wiary. Pytamy więc: Którą drogą pójdzie nasze społeczeństwo, mając do wyboru przykład amerykański i europejski?
Dane z polskich badań pokazują na przykład coraz mniejszą akceptację dla aborcji na żądanie. Dziennikarze skwitowali ten wynik badań — w Polsce idzie stare. Zwykle słyszeliśmy zwrot — idzie nowe, ale przedstawiciele polskiego społeczeństwa wydają się w kolejnych pomiarach bardziej tradycyjni i konserwatywni niż obyczajowo liberalni, rozluźnieni i permisywni. Trzeba zauważyć, że młodzi Polacy poddają się trendowi i współtworzą ten szczególny obraz przemian.
Od dawna, bo od roku 2003, nie zrealizowano w Polsce badania dotyczącego wyłącznie młodzieży, jednak nasza wiedza jest aktualna. Pochodzi z porównań różnych grup wiekowych, odpytywanych w ogólnokrajowych sondażach mieszkańców Polski. Ważny pomiar miał miejsce na przełomie września i października 2007 roku. Losowo dobranych rozmówców w wieku 15 i więcej lat pytano z zamiarem ustalenia, jakie znaczenie ma dla nich dziedzictwo zakończonego w roku 2005 pontyfikatu: Co w serca i umysły Polaków zapadło z nauczania Jana Pawła II? Osoby młode, tj. nastoletnie, można porównywać z młodymi dorosłymi, ludźmi starszymi i starymi grupami wiekowymi. Jaka jest młodzież? Jakie są najważniejsze wnioski z tych badań dotyczące egzystencjalnej i duchowej kondycji młodzieży? Nadal widać, że jest podobna do dorosłej części społeczeństwa; niezbyt inna niż rodzice i dziadkowie, tylko że młoda. Trudno doszukać się w Polsce konfliktu pokoleń, czy choćby nawet nieciągłości w zestawieniach poglądów różnych grup wiekowych. Nie ma podstaw, by twierdzić, że młodzi ludzie wyprowadzają się ze świata swoich rodziców i dziadków, że wybierają inne cele życiowe, że kierują się innymi wartościami. Nie ma pokoleń. Oczekiwane z nadzieją pokolenie JPII jawi się ciągle jako otwarta możliwość, nie zaś wspólnota wyraźnie odróżniająca się stylem, poczuciem misji, wartościami od młodszych i starszych grup wiekowych. Za przedstawiciela takiego pokolenia uważa się więcej niż co drugi dorosły mieszkaniec naszego kraju, bez różnicy — stary i młody. Raczej więc należałoby mówić, że Europę zamieszkuje polskie „społeczeństwo JPII” niż kilka roczników naznaczonych szlachetnym piętnem tamtego pontyfikatu.
Gdyby młodzi byli jak starzy, należałoby bić na alarm; nasze życie zbiorowe nie ulegałoby naprawie. Na początku XXI stulecia młodość rzadziej idzie w parze z identyfikacjami: moją ważną cechą jest to, że jestem osobą wierzącą, osobą przywiązaną do wartości katolickich, przedstawicielem pokolenia Jana Pawła II, osobą przywiązaną do polskiej tradycji narodowej, osobą niezamożną. Młodzi ludzie chętniej niż ich starsi rodacy myślą, że ich ważnymi cechami jest to, iż są Europejczykami, zwolennikami demokracji, kowalami własnego losu, osobami wykonującymi zawód. Dla ludzi starszych niż nastolatkowie ważne są przynależności: narodowa i religijna, także myślenie w kategoriach społecznego upośledzenia i krzywdy, np. jestem osobą niezamożną, ofiarą przemian dokonywanych po 1989 roku.
Młodsze osoby rzadziej niż ich starsi rodacy przyznają, że uczestniczyli w pielgrzymkach Papieża do kraju i znają z lektur papieskie nauczanie. Mniej chętnie deklarują, że modliły się o beatyfikację Jana Pawła II lub prosiły o jego wstawiennictwo u Boga. Panuje przekonanie, że rocznicowe obchody śmierci polskiego Papieża angażują bardziej ludzi młodych niż starych, tymczasem badanie pokazało, że starsza część społeczeństwa przeżyła to wydarzenie bardziej boleśnie i na więcej sposobów dała wyraz swemu poruszeniu zarówno w roku 2005, jak i 2007. Ludzie młodzi są bardziej widoczni w tych dniach, ale częściej modlą się osoby starsze, co nie znaczy: stare.
Nie potwierdziło się przekonanie o związku wieku Polaków i szczególnych, osobistych odniesieniach młodzieży do Jana Pawła II. Tym niemniej, przy okazji rozmaitych analiz powtarza się prawidłowość, że nastolatki różnią się od młodych dorosłych w wieku 20-29 lat i ludzi w starszym wieku. Generalnie, badanie z przełomu września i października 2007 roku zniechęca do utożsamiania „pokolenia JPII” z jakąkolwiek grupą wiekową. Widać natomiast, że współczesnym nastolatkom brakuje tej szczególnej zażyłości z osobą Jana Pawła II, która każe młodym dorosłym i starszym dorosłym twierdzić, że ich życie odmieniło się pod wpływem papieskich nauk. Jeśli w przyszłości pojawi się nieciągłość między grupami wiekowymi, prawdopodobnie będzie ona dzieliła roczniki pamiętające czasy minionego pontyfikatu i roczniki, które Jana Pawła II będą znać ze zdjęć i opowiadań. Ważne okaże się osobiste doświadczenie. Starsi ludzie mogli obserwować, jak Polacy „prostują się” podczas wizyt Jana Pawła II w ojczyźnie; młodzi będą musieli przyjąć zapewnienia naocznych świadków tamtych dni.
Przywołanie w tym tekście wyników dotyczących stosunku młodych i starych Polaków do dziedzictwa minionego pontyfikatu miało zapewnić niniejszej diagnozie zakorzenienie w sprawach aktualnych i jednocześnie pokazujących duchowo-egzystencjalną kondycję rodaków. Na postawione w roku 2008 pytanie o to, jacy są młodzi Polacy, odpowiadam: tacy jak ich nauczyciele, rodzice, dziadkowie czy sąsiedzi. Normy i wartości są w Polsce przekazywane wychowankom całkiem skutecznie. Wychowawcy mogą sobie pogratulować, jak długo nie zauważają własnych wad i ułomności. Międzynarodowe badanie uczniów z przełomu stuleci pokazało, jak wyrazistą grupą jest polska młodzież na tle rówieśników z krajów całego świata. Na większości wymiarów jest albo na górze, albo na dole, rzadko w środku międzynarodowego peletonu. Bardzo wysoko w porównaniu z innymi rówieśnikami ceni sobie wartości narodowe.
W dziedzinie wychowania nie ma patentów na autorytet, ani gwarancji, że potomstwo porządnych rodziców okaże się porządne. Może się zdarzyć, że w nadchodzących latach polscy wychowawcy, duszpasterze i rodzice stracą wiele ze swojej dzisiejszej skuteczności. Pod koniec pierwszej dekady XXI stulecia młodzi Polacy swoimi przymiotami zwrócili uwagę społeczeństw zachodniej Europy. Sami nie ulegają zmianom, które teoretycy nowoczesności uznawali za nieuchronne. Czy zaś przymioty polskiej młodzieży są powodem zawstydzenia? W jednostkowych przypadkach tak, jednak zamieszanie wokół Polskiej Misji w Wielkiej Brytanii pokazuje, że nie tylko nas z powodu naszych norm, wartości i zasad nie wyrzucają, a nawet chcą zatrzymać.
Krzysztof Koseła — socjolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; współzałożyciel i członek Instytutu Badań nad Podstawami Demokracji.
opr. aw/aw