Hegel wiecznie żywy

Dlaczego elity społeczne są szczególnie podatne na manipulację? Nie jest to wyłącznie problem naszego kraju, ale w Polsce jest szczególnie bolesny

Wydawałoby się, że w XXI wieku powszechne i coraz wyższe wykształcenie społeczeństw spowoduje, że w swych wyborach politycznych będą się one kierowały racjonalną oceną sytuacji. Dotyczyć to powinno szczególnie elit, ludzi dysponujących najwyższym wykształceniem, czyli tych, którzy predestynowani są do wskazywania drogi pozostałym. Nie powinno powtórzyć się XX wieczne doświadczenie, gdy większa część tych elit dała ponieść się emocjom, wyłączyła intelekt i, kierując się zapewne dobrymi intencjami, z zapałem powtarzała pseudonaukowe brednie lewicowych utopii od nazizmu do maoizmu.

A jednak. Cztery lata temu ówczesna opozycja przeprowadziła rozpalającą emocje kampanię, w której rządzącą wtedy PiS przedstawiono jako uosobienie wszelkiego zła, powód do wstydu przed światem za „dyplomatolstwo”, ksenofobicznych antyeuropejczyków, a braci Kaczyńskich jako wrogów wolności, wręcz faszystów i dyktatorów. Nie zastanawiano się, jaki to dyktator rozwiązuje w połowie kadencji Sejm i pozwala na wybory, które może przegrać. Z kolei Platforma przedstawiała się jako partia ludzi światłych, obytych w świecie Europejczyków, którzy potrafią załatwiać sprawy bez krzyku, fachowców w każdej dziedzinie, dbających by żyło się lepiej. I grając na emocjach, wygrała wybory.

Przedstawiono wprawdzie konkretny plan działań przyszłego rządu, po wyborach nie traktowano go jednak zbyt nerwowo. Fundacja Republikańska naliczyła 195 obietnic złożonych Polakom przez Donalda Tuska i oceniła ich realizację. Zrealizowano 42 — niezbyt dużo. Fundacja ograniczyła się tylko do exposé premiera, nie zajmując się, zapewne z litości, wcześniejszymi obietnicami PO, jak podatki 3 x 15, jednomandatowe okręgi wyborcze do Sejmu czy zniesienie budżetowego finansowania partii politycznych.

Nie na realizacji konkretnego programu postanowił oprzeć swą legitymację Donald Tusk, lecz na wzbudzaniu negatywnych emocji wobec PiS. By to osiągnąć, prócz lawiny medialnych oskarżeń o zło wszelakie, ruszyła seria kilkunastu, czy może kilkudziesięciu (trudno zliczyć) postępowań sądowych i prokuratorskich wobec poprzednio rządzących oraz powołano dwie specjalne komisje sejmowe pracowicie tropiące pisozbrodnie.

Po czterech latach wszystkie postępowania prokuratorskie i sądowe zakończyły się umorzeniem. Komisji sejmowych nie obowiązuje precyzyjna procedura sądów i prokuratur, więc ich praca zaowocowała kabaretowym raportem Kalisza, stawiającym Kaczyńskim mało precyzyjny zarzut stworzenia atmosfery wykluczenia, a napisanym tak, by odwrócić uwagę od odpowiedzialności jego autora za wszczęcie postępowania wobec męczennicy lewicy. Zupełnym natomiast kuriozum był efekt prac komisji „naciskowej”. Jej przewodniczący zachował się po prostu przyzwoicie i stwierdził brak niedozwolonych nacisków. Pozostali członkowie PO zachowali się jednak bardziej wobec partii odpowiedzialnie i zdyscyplinowanie przegłosowali wersję raportu, z której wynika, że może nie było niedozwolonych nacisków, ale z pewnością było coś brzydkiego.

Oprócz ścigania przestępstw poprzedników, rząd zmienił wizerunek Polski w świecie. Skończyły się awantury z sąsiadami, częściej nas chwalą i poklepują. A co zyskaliśmy? Rosja jawnie gra nam na nosie w sprawie katastrofy smoleńskiej, za gaz płacimy jedną z najwyższych cen w Europie, a byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie interwencja Komisji Europejskiej w obronie interesu Polski wbrew stanowisku polskiego rządu. Niemcy i Rosja zrealizowały podwodny gazociąg i zablokowały Szczecin. Jako sukces sprzedaje się nam przewodniczenie Unii, choć prezydencja przypadła nam z automatu bez względu na to, kto sprawuje rządy. A naszym oryginalnym wkładem w politykę zagraniczną jest najbardziej szczeniacki minister spraw zagranicznych, realizujący dyplomację na Twitterze, gdzie wpisuje, co mu ślina na język przyniesie.

À propos Unii Europejskiej: gdzie są dziś ci, którzy przekonywali, że po przyjęciu Traktatu Lizbońskiego Unia Europejska będzie miała silnego, ponadnarodowego przywódcę w osobie prezydenta Unii i takiegoż reprezentanta w osobie ministra spraw zagranicznych? Dziś, gdy o polityce Unii decyduje duet Sarkozy — Merkel, zasadne jest zapytać, czy nie warto było bronić Nicei?

W polityce krajowej sukcesów rządu fachowców też nie widać. Wojsko w rozsypce, a przecież raport Millera pokazał sytuację w elitarnym pułku — co dzieje się więc w pozostałych jednostkach? Minister finansów bije rekordy w zadłużaniu państwa, minister skarbu inwestora dla stoczni znalazł w Internecie. Szukał niezbyt dokładnie, bo nie zauważył, że z tym, kogo znalazł, nie należało nawiązywać kontaktów. Autostrad brak, koleje ledwo jeżdżą. Do symbolu pracowitości rządu urasta minister Pitera, której ministerstwo przez 4 lata nie było w stanie zredagować 1 (słownie: jednej) ustawy antykorupcyjnej, co było głównym celem jego utworzenia. Z kolei służby założyły nam największą w Unii Europejskiej ilość podsłuchów, a mimo tego mamy ciąg niewyjaśnionych afer korupcyjnych. Jednym słowem: Polska zamiast „w budowie”, znajduje się w rozbiórce.

Katastrofa smoleńska stworzyła szansę na dobicie pisowskiej watahy. Od razu więc zaczęto wbijać Polakom do głów, niestety z częściowym powodzeniem, kabaretową wersję przyczyny tragedii, iż samolot rozbił się wskutek groźnego zmarszczenia prezydenckich brwi lub tajemniczego zaklęcia wypowiedzianego przez brata głównego pasażera w rozmowie telefonicznej. Nadmuchiwany balon pękł wraz z publikacją raportu Millera, który, chociaż bardzo się starał, nie zdołał znaleźć śladów wywierania presji na pilotów.

Z dwóch propagandowych filarów, na jakich Platforma oparła swój sukces sprzed 4 lat: straszenie PiS-em i eksponowanie własnych kompetencji, nie ostał się żaden. PiS nie okazał się partią przestępców, a działalność rządu PO to totalna porażka w każdym resorcie. Bilans czteroletnich rządów jest oczywisty dla każdego jako tako myślącego człowieka. Dlaczego więc notowania Platformy nie spadają? Dlaczego tylu młodych, wykształconych, z dużych miast chce na nią głosować? Jak to racjonalnie wytłumaczyć?

Zrozumieć można niechęć do głosowania na PiS, jeśli przez lata uważało się je za wcielenie absolutnego zła. Poza tym, program PiS-u nie musi każdemu odpowiadać. Ale przecież PiS nie jest jedyną alternatywą. Dla wyborców umiarkowanie prawicowych jest PJN, dla tych bardziej na prawo Prawica lub Nowa Prawica, a dla lewicowców Palikot i SLD. Czym wytłumaczyć więc to, że tak wielu wykształconych wyborców trwa w wiernej miłości do partii miłości? Czyżby tym, że miłość jest ślepa?

A może zastanówmy się nad pewną analogią historyczną. W pierwszych latach budowy w Polsce komunistycznej utopii wielu inteligentów i intelektualistów z zapałem ogłaszało wspaniałości nowego ustroju. A wystarczyło mieć oczy troszeczkę otwarte, by zauważyć jego utopijność, fikcyjność, nieefektywność, a przede wszystkim zbrodniczość. Nie przeszkadzało to młodym, wykształconym z dużych miast kochać go siłą pierwszej miłości. Przeszło im, gdy od stalinizmu odcięto się w ojczyźnie światowego proletariatu. Po latach, rozliczając się z niechlubnej przeszłości, tłumaczyli to „ukąszeniem heglowskim”, jako że to Hegel zdecydowanie przedkładał teorię nad rzeczywistość.

Dziś w Polsce okazuje się, że heglowskie ukąszenie jest jakoś dziedziczne i choruje na nie kolejne pokolenie młodych, wykształconych, z dużych miast. Wolą oni zaklinać rzeczywistość niż tę rzeczywistość widzieć i analizować. Cóż to jest, jeśli nie kolejne „ukąszenie Heglem”? Wszak to on powiedział: „Jeśli fakty przeczą teorii, tym gorzej dla faktów”.

Inne wytłumaczenie zauroczenia inteligencji fikcjami przyszło po latach, gdy na Zachód zwiali wysoko postawieni spece sowieckich służb od wojny psychologicznej i manipulacji. Stwierdzali oni zgodnie, że najbardziej podatną na manipulację grupą społeczną jest właśnie inteligencja. Operuje ona zwykle pojęciami abstrakcyjnymi, a w tej to sferze działają manipulatorzy.

Materiał nadesłany. Poglądy wyrażone w artykule są poglądami Autora, nie Redakcji Opoki

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama