O nowowydanej powieści Tolkiena "Dzieci Húrina"
Wydane kilka dni temu „Dzieci Húrina" J.R.R. Tolkiena nie są zupełnie nową opowieścią. Miłośnicy historii Śródziemia znają ją już w obszernych fragmentach. Historia zredagowana na nowo i uzupełniona notatkami autora będzie na pewno łatwiejsza w odbiorze dla tych, którzy nie potrafili przebrnąć przez „Silmarillion".
Czytelnik „Władcy Pierścieni" od razu zauważy, że historia tam opowiedziana posiada swoje korzenie w dalekiej przeszłości. Ta przeszłość jest ciągle obecna na kartach powieści, a nawet więcej - w jakiś sposób ją współtworzy, tak jak stare mity mają wpływ na ludzką kulturę. Od czasu do czasu poznajemy przeszłość w opowieściach bohaterów, w starych pieśniach i podaniach. Aragon opowiada o Tinúviel, Sam Gamgee robi aluzje do Silmari-la i Żelaznej Korony, a Elrond snuje opowieść o Celembriborze. Tolkien mówił, że są to „przebłyski rozległej historii w tle - jest to urok podobny do tego, jaki ma widok odległej, nieznanej wyspy czy może wież leżącego w oddali miasta, lśniących w prześwietlonej słońcem mgle". Stworzył on własną mitologię, cały świat, począwszy od jego stworzenia, ludy i ich języki oraz kulturę. Wydarzenia opisane w „Hobbicie" i ,Władcy Pierścieni" miały miejsce w Trzeciej Erze. Najsmutniejsza historia świata, jaką jest opowieść „Dzieci Húrina", działa się w Pierwszej Erze, na ziemiach, które zostały potem zatopione podczas wielkiego kataklizmu. Na Północy swoją twierdzę miał Czarny Władca, Morgoth, kłamca i oszust, który szczególnie nienawidził ukochanych Dzieci Iluvatara - ludzi i elfów. Jedynym sensem jego działania było zniszczyć ich świat i owiać ciemnością ich umysły. W jego sidła wpadł odważny Húrin, na którego ród Morgoth rzucił klątwę. Odtąd dzieci Húrina będą uciekały przed przeznaczeniem, ale ciemny los zawsze ich dogoni. Ta historia działa się sześć i pół tysiąca łat przed Naradą u Elronda.
Najpierw powstały języki. Tolkien wielokrotnie podkreślał, że jest filologiem naukowym, a nie powieściopisa-rzem. Najwyżej zgadzał się na miano kronikarza. Jego dzieło - stworzenie mitologii Śródziemia-powstało z pobudek czysto lingwistycznych. Kolejność była inna, niż możemy sobie wyobrazić. Nie wymyślił najpierw elfa, który mógłby mówić takim właśnie językiem i mieć takie a nie inne imię. Pierwszym działaniem Tolkiena było stworzenie języka, a potem wyobrażenie sobie, kto mógłby takim językiem się posługiwać. „Dla mnie najpierw powstaje imię, a potem opowieść" -wyjaśniał w listach. Mitologia i związane z nią języki zaczęła powstawać podczas wojny 1914-1918. Jedną z ważniejszych opowieści, pierwszą dotyczącą Pierwszej Ery, noszącą tytuł „Upadek Gondolinu", autor napisał w szpitalu, gdzie przywieziono go rannego po bitwie pod Sommą w 1916 roku. W liście do syna wspomniał, że historie składające się potern na „Silmarillion" powstawały „w barakach wojskowych, pośród tłoku i jazgotu gramofonowej muzyki". „Silmarillion", zbiór legend z zamierzchłych czasów, gdy elfy Wysokiego Rodu prowadziły wojnę z Morgothem, upadłym bogiem, przez lata istniał w formie licznych notatek. Tolkien pracował nad swoją mitologią właściwie nieustannie, często zmieniając pewne wydarzenia, dodając do nich nowe elementy lub przedstawiając je z innego punktu widzenia. Trochę tak
właśnie się dzieje, gdy na przestrzeni wieków ludzie przekazują sobie ważne dla dziejów wydarzenia, aż w końcu okazuje się, że istnieje kilka ich wersji i już nie wiadomo, która jest prawdziwa. Jednak w ogólnym i najważniejszym zarysie „Silmarillion" stanowił określoną tradycję i tło późniejszych dzieł, takich jak „Hobbit" czy „Władca Pierścieni". Marzeniem Tolkiena było wydać „Silmarillion", a jednak dla wydawcy ta księga, pomyślana jako kronika opracowana z różnych podań i źródeł, była zbyt trudna w odbiorze i nie podjęto ryzyka jej wydania za życia autora. Tolkien z tych trudności zdawał sobie świetnie sprawę: „Obawiam się, że w Silmarillionie (czyli historii Trzech Klejnotów) nie ma hobbitów, mało jest radości i tego, co przyziemne, a wiele żalu i nieszczęścia".
W 1965 roku pisał: „Jeśli chodzi o Silmarillion i jego dodatki-wszystko jest już napisane, lecz znajduje się w stanie chaosu z powodu zmian i dopisków wprowadzanych w różnym czasie". Uporządkowaniem tego chaosu zajął się po śmierci Tolkiena jego syn, Christopher, i dzięki niemu Legendy Zamierzchłych Dni zostały wydane jako narracyjna całość w 1977 roku. Jedną z ważniejszych opowieści była ta traktująca o spowitych cieniem klątwy Morgotha losach dzieci Húrina.
Losy dzieci Hurina: Túrina i Nienor wzorowane są w dużej mierze na historii nieszczęsnego Kullervo z fińskiego poematu epickiego „Kalevala", którą Tolkien przetłumaczył już w 1914 roku. W obu utworach bohater wzrasta u boku przybranej rodziny, pojmuje za żonę zagubioną dziewczynę, która okazuje się jego siostrą i która topi się po odkryciu tego faktu. Bohater, wracając zwycięski z niebezpiecznej wyprawy, dowiaduje się prawdy, rodzinne ziemie są spustoszone przez wroga, a on sam spotyka się z potępieniem współtowarzyszy. Podobnie jak Kullervo, Túrin zwraca ku sobie ostrze miecza.
„Panem losów Ardy" nazywa siebie demon Morgoth, gdy mówi do pojmanego Hurina: „nad wszystkimi, których miłujesz, myśl moja ciążyć będzie jak chmura zagłady, aż przywiedzie ich ku ciemności i rozpaczy". Jesteśmy więc świadkami smutnych wydarzeń, które niestety zmierzają do fatalnego końca i wydaje się, że nie ma przed tym ucieczki. Tolkien nadał tej opowieści nawet alternatywny tytuł: „Opowieść o klątwie Morgotha" i tak ją podsumował: „Tak zakończyła się opowieść o losach nieszczęsnego Túrina, najgorszym z uczynków Morgotha wobec ludzi w pradawnym świecie".
Legenda spisywana początkowo prozą przez Tolkiena, w latach dwudziestych przybrała formę poetycką. W okresie pracy na uniwersytecie w Leeds, Tolkien pracował nad poematem „The Children of Hurin", w którym zastosował metrum spotykane w poezji staroangielskiej. Poemat rozrósł się do sporych rozmiarów, ale z niewiadomych przyczyn pozostał niedokończony. Po wydaniu „Władcy Pierścieni" Tolkien znów poświęcił się jednej z głównych opowieści z końca Dawnych Dni i pozostawił po sobie szuflady pełne notatek, szkiców i zarysów akcji. W rezultacie jego syn i główny spadkobierca literackiej spuścizny odnalazł różne wersje historii losów Túrina. Dotychczas poznaliśmy dwie, zamieszczone w „Niedokończonych opowieściach" i „Silmarillionie". Książka, która ujrzała światło dzienne trzydzieści lat po śmierci autora, to owoc wieloletniej pracy redaktorskiej Christophera Tolkiena, który odczytał, uporządkował i połączył ze sobą odnalezione rękopisy ojca.
Czy można mieć nadzieję, że za kilka lat doczekamy się kolejnej „nowej" książki Tolkiena? Oprócz „Dzieci Húrina" istnieją przecież dwie równie ważne opowieści z Dawnych Dni: „Upadek Gondolinu" i „Historia Bere-na i Lúthien". Mają oczywiście związek z dziejami Śródziemia, ale mogą istnieć także niezależnie od skomplikowanej historii. O tej ostatniej zresztą sam autor pisał: „Opowieść jest (moim zdaniem pięknym i poruszającym) romansem heroiczno-baśniowym, zrozumiałym nawet przy bardzo ogólnej, mglistej znajomości tła". Siedemdziesięcioletni Christopher Tolkien miałby dużo pracy, znanych jest bowiem aż osiem wersji miłosnej i bohaterskiej historii Berena i Lúthien. Tymczasem pozostaje nam zanurzyć się w tolkienowski mit, przez który przemawia tęsknota za pięknem, honorem, odwagą i męstwem.
opr. mg/mg