Dowód na istnienie Boga

Wojciech Kilar, kompozytor, mówi o komponowaniu muzyki sakralnej

To przeżycie, jakie miałem pisząc Mszę, jest z niczym nieporównywalne. Obcować tak blisko przez wiele miesięcy ze słowami, które zna się od dziecka, które wypowiadało się, służąc do Mszy, które — dziś już po polsku — wypowiada się co tydzień w kościele, i mieć możność nadania tym słowom własnego kształtu dźwiękowego, to doprawdy niezwykły dar, jaki otrzymali od Boga kompozytorzy.

Nie przypominam sobie większego szczęścia, wspanialszego stanu podczas komponowania. Im większy jest temat, którego dotykam, im bardziej mi bliski, tym bardziej trzeba pisać „na zimno technicznie”, tym większa odpowiedzialność za szczegóły rzemieślnicze, za wykonanie. Bo nie może być tak jak z katedrą, która się wali, gdyż budował ją niezwykle pobożny, ale niekompetentny architekt. Tak samo w przypadku komponowania, patetycznie powiem — Bóg wymaga ode mnie lepszego rzemiosła ze względu na temat kompozycji, za warsztat nie mogą mu wystarczyć moje dobre intencje, pobożność. Kiedy po napisaniu Mszy zajrzałem do kalendarza, okazało się, że pisałem ją dziewięć miesięcy. Zacząłem w wigilię Zesłania Ducha Świętego, a skończyłem w Zwiastowanie. Tym większa moja trema przed styczniowym prawykonaniem Missa pro pace w Filharmonii Narodowej.

Święte preludium Chopina

Utarło się, że muzyką sakralną nazywamy kompozycje inspirowane tekstami świętymi przekazanymi nam przez tradycję (np. Psalmami, pismami Proroków ze Starego Testamentu), lub mówiące expressis verbis o Bogu, Chrystusie, Maryi, świętych, pisane przez dawniejszych i współczesnych poetów, a także utwory służące obrzędom religijnym. W muzyce istnieje tzw. programowość — powstają dzieła, które mają mówiące tytuły jak np. Droga Krzyżowa, a nie posiadają tekstu i wtedy często tylko tytuł sugeruje ich sakralny charakter. Jednak, patrząc szerzej, trzeba powiedzieć, że muzyką świętą jest każda muzyka czysta, dobra, piękna, zmierzająca ku budowaniu człowieka. Dlatego święty może być jakiś menuecik Mozarta czy preludium Chopina.

Ja się nie uważam za kompozytora muzyki sakralnej,

to znaczy takiego, który pisze utwory religijne z obowiązku. Myślę, że żaden z moich kolegów, ani Penderecki, ani Górecki, nie uznaliby się za kompozytorów muzyki sakralnej. Piszę wtedy, kiedy odczuwam potrzebę wewnętrzną. Tak się składa, że jako człowiek wierzący, mam ją dość często. Komponuję muzykę przeznaczoną do sal koncertowych. Niektóre wielkie muzycznie Msze są wykonywane w kościołach wyjątkowo. Jest taki zapaleniec, który marzy o wykonaniu Mszy h-moll J. S. Bacha w czasie liturgii, a to trwałoby około trzech godzin. Ja i kilku moich kolegów podpisaliśmy się pod tą inicjatywą, ale takie wydarzenie mogłoby zaistnieć raz na wiele lat.

Wieczna inspiracja

Od czasu, kiedy pojawiły się pierwsze zapisy słowa, ślady świadomie komponowanej muzyki, aż po dzień dzisiejszy, nie ma niczego, co bardziej wpływałoby na twórczość, zwłaszcza muzyczną i plastyczną, niż inspiracja płynąca z religii, wiary, z tekstów świętych. To najpotężniejszy i najważniejszy obszar muzyki. Tyle mód przeminęło, tyle form umarło, a inspiracja tekstami świętymi jest niewyczerpana. Na przykład, mimo kojarzenia Szymanowskiego z góralszczyzną, uważa się, że jego najwybitniejszym utworem jest Stabat Mater. Moje najbardziej ulubione utwory święte to te ogólnie znane: Msza h-moll J. S. Bacha, Msza Koronacyjna Mozarta, Nieszpory Monteverdiego. Wydaje się, że same teksty narzucają z góry aurę wyrazową, rodzaj użytych środków. Widać to na przykładzie Mszy h-moll czy Pasji J. S. Bacha albo Missa Solemnis Beethovena. Ale istnieją odstępstwa. Na przykład Msza Koronacyjna Mozarta jest taka jak jej kompozytor — dość lekka, nie pompatyczna, nie gigantyczna jak u tamtych twórców, jednak równie genialna i święta.

Pisząc swoją Mszę

myślałem o Mszach innych twórców. Na przykład Sanctus bywa niesłychanie podniosły, tryumfalny, ale też, tak jak u mnie spokojny. Kyrie może być radosne, ale też błagalne, ponure, dramatyczne. Tak jak w życiu te same modlitwy, odmawiane od dzieciństwa, brzmią różnie w różnych momentach. Ta sama część Mszy może trwać u Beethovena 15 minut, a u Mozarta 2 minuty. Zawsze najtrudniejsze dla mnie było komponowanie Credo, czułem wagę każdego słowa, a u Mozarta części Mszy następują szybko po sobie, jakby muzyka go prowadziła i powstało coś wspaniałego.

Trzeba pamiętać,

że kompozytor utworów sakralnych nie musi być głęboko wierzący. Często obrządek kościelny, teksty sakralne przyciągają twórców samą zewnętrznością. Dwadzieścia lat temu byłem w Moskwie i oglądałem jakiś ateistyczny program w telewizji. Mówiono w nim, że świątynie, sprawowany w nich obrządek, szaty kapłanów, zapach kadzidła są piękne, ale nie kryje się za nimi Tajemnica. Komuniści mówili: chodźcie sobie do kościołów, bo tam jest ładnie, uroczyście, warto to podziwiać, ale Boga oczywiście nie ma.

Muzyka Bacha

Z okazji roku bachowskiego poproszono mnie o wypowiedź. Powiedziałem, że jeżeli ktoś odczuwa potrzebę dowodów na istnienie Boga, to jednym z nich jest muzyka Bacha. Takim dowodem są też katedry. Ale tylko dla tych, którzy tych dowodów potrzebują. Bo przecież można żyć w zapadłej wiosce górskiej, nigdy nie słyszeć Bacha, nigdy nie widzieć katedry, a być człowiekiem bardzo wierzącym. Podziwiać najpiękniejsze kościoły, jakimi są góry, i słuchać najpiękniejszej muzyki wiatru, strumieni, szumu gałęzi.

Wypowiedź artysty spisała Barbara Gruszka-Zych

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama