Dzieciństwo, które boli

O problemie przemocy wobec dzieci

Czteroletni Michał z Warszawy został utopiony w Wiśle, bo przeszkadzał matce i jej konkubentowi w ułożeniu sobie życia. Matka dwuletniego Krzysia katowała go za to, że załatwiał się w pampersa. Dwoje rodzeństwa trafiło do szpitala z odmrożonymi kończynami, gdyż ich ojciec zabraniał palenia w piecu. To najbardziej drastyczne przypadki przemocy wobec dzieci, nagłośnione w ostatnich tygodniach przez media.

Mniej tragiczne w skutkach latami trwają w domowym zaciszu. Pracownicy opiekujący się dziećmi maltretowanymi twierdzą, że w co piątej rodzinie dochodzi do przemocy, a niektórzy uważają nawet, że w co trzeciej. Bestialstwo wobec najbliższych to przecież nie tylko krzyk i bicie.

— Z roku na rok notujemy więcej tego typu przestępstw. Nie sądzę jednak, by ten wzrost wynikał z tego, że przemocy w rodzinie jest więcej. My po prostu częściej o niej się dowiadujemy. Wzrasta świadomość społeczna i ludzie zdają sobie sprawę z tego, że przemoc w rodzinie to nie jest kłótnia, konflikt, ale przestępstwo prawnie ścigane — mówi Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.

Z policyjnej statystyki wynika jednak, że nadal rzadziej niż w co drugiej interwencji, dotyczącej znęcania się nad rodziną, ofiary decydują się na oficjalne zgłoszenie przestępstwa. Kobiety, bo to one i dzieci najczęściej są poszkodowane, zgłaszają sprawę policji i prokuraturze przeciętnie po dziesięciu latach życia w domowym piekle.

Podobne obserwacje mają pracownicy Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar w Rodzinie „Niebieska Linia”, którzy przyjmują rocznie prawie 10 tys. telefonów, głównie od pokrzywdzonych. Większość dzwoniących znosi krzywdy ze strony najbliższych przez kilka lub kilkanaście lat.

Dlaczego zwlekają?

— Kobiety często wywodzą się z rodzin, w których też było dużo przemocy i po prostu przyzwyczaiły się do niej jako do sposobu rozwiązywania domowych konfliktów — tłumaczy Grażyna Puchalska.

— Jeszcze dwadzieścia lat temu uważano, że do przemocy dochodzi wyłącznie w rodzinach alkoholików lub narkomanów — tłumaczy Luis Alarcón Arias, kierownik „Niebieskiej Linii”. — Teraz wiemy, że zdarza się ona również w pozornie normalnie funkcjonujących rodzinach. Ofiary wstydzą się, a często nie mają dostatecznej siły, aby zatrzymać przemoc lub zwrócić się po pomoc.

O problemie zaczęto głośno mówić dopiero cztery lata temu, podczas wielkiej kampanii informacyjnej organizacji i instytucji pomagających ofiarom przemocy „Niebieska linia”. Jej hasło: „Bo zupa była za słona”, wryło się w społeczną pamięć. Teraz przypomni je kolejna kampania: „Dzieciństwo bez przemocy”, która ruszy w połowie marca.

Dyskusja wokół klapsa

Z badań opinii publicznej z listopada 1999 r. wynika, że Polacy uznają za przemoc w rodzinie najczęściej wielokrotne fizyczne lub psychiczne znęcanie się. Tylko blisko połowa uznała za przemoc częste policzkowanie nastoletnich dzieci czy obrzucanie wyzwiskami współmałżonka. Tymczasem wielu psychologów jest zdania, że przemoc wobec dzieci zaczyna się od klapsa, który jest naruszeniem nietykalności osobistej.

— Największą szkodą jest to, że rodzic przekazuje dziecku zasadę: kiedy kończą się argumenty, trzeba walić. Tak tworzy się pokoleniowy łańcuch przemocy — twierdzi Luis Alarcón Arias.

— Każdy klaps jest wychowawczą porażką. Dorośli powinni wstydzić się tego, że biją dzieci i że nie potrafią inaczej skłonić je do pożądanego zachowania — uważa Jolanta Zmarzlik, psycholog z Fundacji „Dzieci Niczyje”. — Jednak nie dajmy się zwariować! Klaps to jeszcze nie jest przemoc domowa.

Podobnego zdania jest psycholog Zofia Dańko:

— Czasami inaczej się nie da. Z nastolatkiem można dyskutować, tłumaczyć mu, nawet w pewnych warunkach pozwolić na to, by uczył się na własnych błędach. Małe dzieci nie zdają sobie spra-wy z zagrożeń i trudno z nimi pertraktować. Klaps to ostrzeżenie, że czegoś absolutnie nie wolno, że jakieś zachowanie jest niedopuszczalne.

Nie tylko siniaki

Kiedy więc mówimy jeszcze o mniej doskonałych metodach wychowawczych, a kiedy już o krzywdzie dziecka? Zdaniem psychologów, sygnałem jest zmiana zachowania dziecka: wesołe staje się smutne, spokojne — jest rozdrażnione... Przemoc bowiem nie zawsze pozostawia po sobie siniaki i zadrapania. Czasami jest wyrafinowana, np. przywiązywanie dziecka do kaloryfera, zabranianie mu pójścia do toalety, głodzenie go lub zaniedbywanie, upokarzanie, szantażowanie, grożenie mu odejściem, straszenie... Tak traktowane dziecko izoluje się od rówieśników, unika rozmów o swojej rodzinie, o sobie. Oczywiście, takie zachowanie może mieć również inne przyczyny. Należy więc obserwować, jak dziecko zachowuje się w obecności rodziców, jaki ma z nimi kontakt, czy patrzy im w oczy, czy jest wobec nich śmiałe czy też bardzo podporządkowane i zdyscyplinowane, czy przesadnie ich się nie boi.

— Na ogół dzieci utrzymują w tajemnicy to, że są bite, szarpane, zastraszane, wykorzystywane seksualnie... — mówi Jolanta Zmarzlik. — Im młodsze dziecko, tym staranniej ukrywa sytuację rodzinną. Dzieci często też uważają, że to, co dzieje się w ich domu jest normalne, że właśnie tak wygląda życie. Dlatego też obowiązkiem innych osób jest zauważyć, że z dzieckiem dzieje się coś niedobrego.

Tymczasem połowa Polaków, pytanych w ubiegłorocznych sondażach, była przeciwna wtrącaniu się w sytuacje przemocy w rodzinie. Przeciwnicy najczęściej obawiali się kłopotów, które mogą ich spotkać bądź też mieli wątpliwości, po czyjej stronie jest racja.

Ofiara katem?

Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie prowadzi terapię z rodzicami-dręczycielami.

— Nie spotkałem rodzica, który wyznałby, że nie kocha swojego dziecka. Nie przeszkadza mu to jednak w zadawaniu mu cierpienia — mówi Luis Alarcón Arias. — Nie potrafi „pokojowo” rozwiązywać konfliktów rodzinnych, wpływać na dzieci. Naszym pacjentom często nie przychodzi do głowy proste rozwiązanie konfliktu, że można po prostu „odpuścić”.

Zamiast o rodzinach zagrożonych przemocą psychologowie wolą mówić o sytuacjach, które sprzyjają tego typu zachowaniom. Aż 85 proc. sprawców dręczyło rodzinę, kiedy znajdowało się pod wpływem alkoholu. Do przemocy może dochodzić także wtedy, gdy rodzice wyładowują na dzieciach własne stresy i niepowodzenia, np. brak pracy, ubóstwo, trud samotnego wychowywania dzieci. Równie często zdarza się ona wtedy, gdy rodzice mają zbyt duże wymagania wobec dzieci, poprzez nie starają się realizować własne, niezaspokojone ambicje. Są to rodziny, w których panuje sztywność zasad, rygoryzm, zamknięcie na zewnętrzne wpływy.

Aleksandra Jaworska, pedagog rodzinny, pracownik Instytutu Studiów nad Rodziną w Łomiankach upatruje przyczyn agresji i zaniedbań wobec dzieci w zaniku więzi rodzinnych. Jej zdaniem, w rodzinach rozszerza się konsumpcjonizm, chęć życia ponad stan. Wszystko, co tym dążeniom przeszkadza, jest ignorowane lub wręcz usuwane. Także potrzeby dzieci, które domagają się miłości, uwagi, zainteresowania, wyrozumiałości.

— Uważam, że temat wychowania dziecka, zaspokajanie jego potrzeb powinien pojawiać się już wcześniej, a nie dopiero po urodzeniu dziecka — mówi Aleksandra Jaworska. — Powinna go podejmować szkoła, osoby prowadzące nauki przedmałżeńskie... Żeby młodych ludzi przygotować do rodzicielskich trudów i odpowiedzialności.

— Niestety, coraz więcej jest rodzin, w których zdarzył się rozwód, rodzice żyją w nieformalnych związkach... — mówił ks. Józef Łazicki, proboszcz parafii św. Wawrzyńca w Warszawie, po tragicznej śmierci parafianina, 4-letniego Michała. — Z takich rodzin wyrastają dzieci zranione, które w dorosłym życiu często powtarzają błędy rodziców. Każde kolejne pokolenie jest coraz bardziej okrutne i trudno przerwać ten łańcuch.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama