O Elisabeth Kubler-Ross i okultystycznym pochodzeniu jej poglądów
W Polsce z roku na rok powstaje coraz więcej hospicjów. Większość osób zaangażowanych w tę działalność nie ukrywa religijnej motywacji, którą się kieruje. Jednak nie we wszystkich przypadkach stoi za tym ta sama duchowość.
Przedstawiciele polskiego ruchu hospicyjnego opowiadają, że podczas różnych międzynarodowych kongresów tego środowiska prezentują się wyjątkowo na tle reprezentacji z innych krajów, zwłaszcza państw zachodnich. W Polsce bowiem działalność tego typu zdominowana jest przez zdeklarowanych chrześcijan. Hospicja najczęściej powoływane są do życia przez parafie rzymskokatolickie lub organizacje pozarządowe, ale zdecydowaną większość wolontariuszy stanowią w nich osoby, które na serio przejęły się słowami Chrystusa o odwiedzaniu samego Boga w każdym odwiedzanym chorym.
Istnieje bardzo wiele świadectw mówiących o tym, jak bezinteresowni opiekunowie w hospicjach pomogli śmiertelnie chorym ludziom pojednać się z Bogiem. Współczesne hospicja w Polsce wskrzeszają starodawną sztukę umierania - ars moriendi, polegającą na godnym przygotowaniu się chorego do śmierci, której zbliżanie się jest przeżywane nie jak ostateczny kres egzystencji, lecz jak przejście do innego świata.
Nie wszyscy jednak animatorzy ruchu hospicyjnego na świecie kierują się podobną duchowością. Należy do nich m.in. jedna z najbardziej zasłużonych dla rozwoju hospicjów w XX wieku osób, dr Elisabeth Kubler-Ross. Dla chrześcijanina niepokojące są zwłaszcza jej związki z okultyzmem i spirytyzmem.
Sama lekarka wielokrotnie przyznawała, że swoją wiedzę na temat życia pośmiertnego czerpie głównie z kontaktów z duchami umarłych. Pierwsze doświadczenie tego typu miało miejsce w 1967 roku w Chicago, kiedy w swym uniwersyteckim gabinecie zniechęcona rozmyślała o porzuceniu pracy z umierającymi. Wówczas w pomieszczeniu pojawiła się osoba, która przedstawiła się jako kobieta zmarła dziesięć miesięcy wcześniej. Zjawa zaczęła namawiać ją, aby nie porzucała swojej pracy. Zanim znikła, napisała na kartce kilka słów. Dr Kubler-Ross odszukała dane zmarłej pacjentki - jej wygląd był identyczny z wyglądem zjawy, a analiza grafologiczna słów zapisanych na kartce potwierdziła, że był to charakter pisma zmarłej.
Od tamtego czasu dr Kubler-Ross wielokrotnie wchodziła w kontakt z „duchami-przewodnikami". Opowiadała np. jak w Kalifornii zmaterializowały się na jej oczach trzy osoby, z których jedna przedstawiła się jako jej anioł stróż. „Nazwał mnie Izabelą i zapytał mnie, czy pamiętam, jak dwa tysiące lat temu oboje pracowaliśmy z Chrystusem".
Podczas konferencji medycznej w San Francisco w 1976 roku, w obecności 2300 lekarzy i pielęgniarek, dr Kubler-Ross opowiadała, że poprzedniej nocy przeżyła „głębokie doświadczenie mistyczne":
„Ostatniej nocy odwiedził mnie Salem - mój duch-przewodnik i dwaj jego towarzysze - Anka i Willie. Byli z nami do trzeciej godziny nad ranem. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wspólnie śpiewaliśmy. (...) Był to najważniejszy moment mojego życia".
Opowiadając o swoich doświadczeniach dwa lata później ponad dwu tysiącom ludzi w Ashland w stanie Oregon, dr Kubler-Ross zachęcała ich, aby przywoływali owe istoty, a one na pewno przyjdą im z pomocą.
Literatura demonologiczna i egzorcystyczna nie pozostawia wątpliwości, że „duchy-przewodniki" są w rzeczywistości upadłymi duchami, czyli demonami. Dlatego też istotne wydaje się prześledzenie, jaką wizję zaświatów owe „duchy-przewodniki" przedstawiają swoim ludzkim adeptom. Dr Elisabeth Kubler-Ross mówi o tej wizji jak o niewzruszonym pewniku, wypowiadając się przy tym z pozycji kogoś, kto wie lepiej, jak wygląda życie po śmierci, gdyż mógł tego dotknąć.
Na ową wizję składa się pięć podstawowych punktów: po pierwsze - nie trzeba się bać śmierci, po drugie - nie będzie żadnego sądu ani piekła, po trzecie - śmierć nie jest wydarzeniem wyjątkowym i ostatecznym, lecz raczej bezbolesnym przejściem do „wyższego stanu świadomości", po czwarte - celem duszy nie jest zbawienie wieczne, lecz nieograniczony proces „wzrostu w miłości", „rozumieniu" i „samorealizacji", po piąte zaś - doświadczenia „wyjścia z ciała" są najlepszym przygotowaniem do życia po śmierci.
Jak zauważył zmarły już prawosławny teolog o. Serafin Rose, „każdy z owych pięciu punktów jest częścią XIX-wiecznego nauczania spirytystycznego, odsłanianego w tamtym czasie przez same «duchy» za pośrednictwem mediów".
O ile jednak w XIX-wiecznym świecie epoki wiktoriańskiej w ezoteryczny spirytyzm wierzyła garstka zapaleńców, o tyle dziś - w czasach postępującej dechrystianizacji - zdobywa on, przybierając formy popularne, coraz więcej zwolenników. Potwierdził to jeden z największych mediów XX wieku, Arthur Ford, który zauważył, że „dzień profesjonalnego medium ma się ku końcowi", gdyż doświadczenie spirytystyczne, niegdyś dostępne tylko dla wtajemniczonych, stało się dziś tak powszechne, iż może się z nim zetknąć niemal każdy.
W swej książce „Życie po śmierci" Ford przyznaje wprost, że cała misja współczesnych spirytystów i mediów polegała na „usunięciu raz na zawsze z ziemskich umysłów strachu przed przejściem przez śmierć". Ten sam cel stawia sobie również dr Elisabeth Kubler Ross, która pisze wprost, że otrzymała od „duchów-przewodników" konkretną misję: „Czas, byś powiedziała światu, że śmierć nie istnieje". Na jej pytanie, dlaczego wybrano właśnie ją, jeden z owych duchów odpowiedział, że stało się tak celowo, gdyż jest ona (cytuję za autobiografią Kubler-Ross): „osobą ze świata medycyny i nauki, a nie religii i teologii, ponieważ przedstawiciele tych dwóch ostatnich dziedzin nie spełnili pokładanych w nich nadziei, mimo że w ciągu ostatnich dwu tysięcy lat mieli dostatecznie dużo okazji, aby się wykazać".
W podejściu do śmierci, które propaguje Elisabeth Kubler-Ross, brak jest elementów, na które zawsze zwracała uwagę tradycja chrześcijańska - postawy głębokiej czci i bojaźni Bożej, skruchy i żalu za popełnione grzechy, pokory i niepewności co do własnego zbawienia oraz całkowitego zawierzenia miłosierdziu Jezusa.
Podobne podejście do śmierci prezentuje również dr Raymond A. Moody, autor głośnego swego czasu bestselleru „Życie po życiu" (Kubler-Ross napisała do tej książki przedmowę). Od wczesnych lat interesował się on okultyzmem, by z czasem stać się czynnym spirytystą. Sam przyznawał się do wielokrotnego wywoływania duchów i częstego z nimi obcowania. W swej ostatniej książce pt. „Kto się śmieje ostatni" Moody nie tylko wyśmiewa chrześcijan za to, że modlą się za zmarłych (uznaje to za piramidalną głupotę), lecz również profanuje Imię Jezusa.
Jak zauważa demonolog ks. Aleksander Posacki SJ, teorie Elisabeth Kubler-Ross i Raymonda A. Moody'ego na temat życia pozagrobowego są popularne w wielu środowiskach New Age jako element tzw. positive way („pozytywnej drogi"), w której wszelkie przejawy sumienia (związanego z teologią sądu Bożego) konsekwentnie likwiduje się jako „negatywne" czy „toksyczne".
Tak więc pamiętając o biblijnym nakazie, by rozeznawać duchy, chrześcijanie powinni być wyjątkowo ostrożni wobec propozycji o charakterze spirytystycznym i okultystycznym. Może się bowiem zdarzyć, że zostaną zwyczajnie zwiedzeni. Dlatego warto angażować się w ruch hospicyjny, ale niekoniecznie podążając przy tym ścieżkami takich guru jak Elisabeth Kubler-Ross.
opr. mg/mg