Akceptacja czy przyjaźń?

Coraz więcej ludzi żali się, że nie ma przyjaciół - niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że swoim stylem życia uniemożliwiają powstanie prawdziwych przyjaźni

Kto z nikim nie jest w stanie rozmawiać o swoich słabościach i błędach,
komunikuje światu, że nie potrzebuje przyjaciół

Przyjaciel wie o mnie wszystko?

Coraz więcej ludzi żali się na to, że nie ma przyjaciół. Mało kto z tych ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że czyni wszystko, by zbudowanie z nim trwałej przyjaźni stało się niemożliwe. Jednym z niebezpiecznych błędów w patrzeniu na przyjaźń jest przekonanie, że przyjaciel to ktoś, kto wie o mnie wszystko, a mimo to mnie kocha. Zwykle konsekwencją tego błędu jest błąd kolejny: przekonanie, że mam obowiązek mówić przyjacielowi wszystko o mnie, zwłaszcza o moich słabościach, albo że on ma prawo wręcz tego ode mnie żądać. Wtedy przyjaciel zamieniłby się w policjanta czy sędziego, który przypisuje sobie prawo rozstrzygania za mnie moich spraw i oceniania mnie we wszystkim. Tymczasem mądry przyjaciel nie potrzebuje i nie chce wiedzieć o mnie wszystkiego! Chce wiedzieć tylko tyle, ile ja chcę, by wiedział. Przyjaciel to ktoś, kto potrafi mnie kochać zawsze i wszędzie niezależnie od tego, czego się o mnie dowie. Gdy dowiaduje się o mnie — ode mnie samego, od innych ludzi czy z własnej obserwacji - rzeczy dobrych, to cieszy się ze mną i mobilizuje mnie do dalszego rozwoju, a gdy dowiaduje się o moich słabościach czy błędach, to z cierpliwą miłością pomaga mi rosnąć.

Przyjaźń to zaufanie i otwartość

Nie zbuduje przyjaźni ktoś, kto myśli, że ma obowiązek mówić przyjacielowi o sobie zawsze i wszystko. Wobec przyjaciela nic nie muszę, a już zwłaszcza nie mam obowiązku mu się zwierzać z moich słabości. Nie zbuduje jednak radosnej przyjaźni także ten, kto wpada w skrajność przeciwną i uważa, że przyjaciel powinien we wszystkim go akceptować, patrzeć na niego wyłącznie pozytywnie, zawsze czule pocieszać, ale nigdy nie powinien zwracać mu uwagi, a tym bardziej go upominać. W takiej wersji przyjaciel zostaje zredukowany do roli lustra, które ma mi mówić, że jestem najpiękniejszą i najwspanialszą osobą na świecie. Do takiej roli da się sprowadzić — na krótko! — człowiek zakochany, ale nie dojrzały przyjaciel. Prawdziwy przyjaciel nie zmusza mnie do żadnych zwierzeń, ale zaczyna cierpieć wtedy, gdy widzi, że moje postępowanie zaczyna być niezgodne z moimi własnymi przekonaniami, normami moralnymi, wartościami, priorytetami czy pragnieniami. Jeśli przeżywam trudny okres — co widać nawet z zewnątrz — i nie zaczynam z własnej inicjatywy(!) rozmawiać o tym z przyjacielem, to znaczy, że nie jestem zdolny do przyjaźni albo że uważam, iż jest mi ona niepotrzebna.

Uznanie własnych granic

Do przyjaźni nie są zdolni ci, którzy uważają, że poradzą sobie sami ze wszystkim, albo że potrzebują jedynie „ogólnego” wsparcia od przyjaciela, bez rozmawiania z nim o konkretnych trudności i bez mówienia o własnych słabościach czy błędach. Tacy ludzie uważają, że wystarczy, iż o swoich błędach i słabościach czy o swoim żalu do siebie powiedzą samemu sobie i Bogu. Z chwilą, gdy w ich życiu pojawiają się (nieuniknione!) problemy, tacy ludzie zaczynają prowadzić z przyjacielem rozmowy oderwane od tego, co najważniejsze w ich aktualnym życiu. Taka postawa prowadzi do ogromnego cierpienia ze strony przyjaciela, gdyż być przyjacielem to być przekonanym, że jeśli rzeczywiście bardzo kocham tę drugą osobę, to ona w rozmowach ze mną powie mi wprost o swoich trudnościach i popełnionych błędach, bo mi ufa i wie, że potrzebuje w tym momencie pomocy. Nie zbuduje trwałej przyjaźni taki człowiek, który uważa, że powiedzenie przyjacielowi — z własnej inicjatywy — o swoich słabościach i błędach to niepotrzebna forma upokorzenia czy zbędna forma pokuty. Jeśli ktoś sądzi, że do poprawy swojej sytuacji życiowej wystarczy mu to, że o swoich słabościach i błędach opowie samemu sobie i Bogu, to nie powinien szukać przyjaciół, bo po co miałby ich szukać?

Przyjaciel niesie światło i moc

Im bardziej ktoś z nas jest dojrzały, tym bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że nie zawsze jest dobrym sędzią we własnej sprawie. Zwłaszcza wtedy, gdy jego zachowania są niezgodne z jego własnymi wartościami, głosem sumienia czy priorytetami. Taki człowiek wie też, że jego szczerość i otwartość wobec Boga ma te same granice, co szczerość i otwartość wobec samego siebie. Jeśli nie powie sobie całej prawdy, to Bogu też jej nie powie, a w konsekwencji nie otworzy się na przyjęcie pomocy od Boga. Właśnie dlatego człowiek pragnący rozwoju chce z własnej woli i z własnej inicjatywy mówić nie tylko sobie i Bogu, ale także przyjacielowi o tym, co go niepokoi w jego własnym zachowaniu. A przyjaciel — właśnie dlatego, że kocha — będzie miał odwagę ocenić daną sytuację z całą, czasem bolesną prawdą, gdyż chce mi pomóc w rozwoju. Zwierzenie się z moich słabości czy błędów przyjacielowi mobilizuje mnie do rozwoju bardziej niż potrafię mobilizować się do rozwoju w samotności. Przyjaźń to dysponowanie mocą podwójnej miłości: mojej i przyjaciela. Przyjaciel chce być kimś, kto pomaga mi radośnie żyć, a nie kimś, kto w obliczu rozziewu między moimi słowami a moimi zachowaniami, nie może mi pomóc, gdyż moje słabości traktuję jak tematy tabu i nie mówię o tym, co mnie — i jego - najbardziej niepokoi tu i teraz (o tym, co cieszy, można rozmawiać spokojnie nawet z nieprzyjaciółmi). Nikt dojrzały nie chce takiej przyjaźni, w której musi udawać przed tą drugą osobą, że ona jest chodzącym ideałem.

Przyjaźń to odwaga i ryzyko

Kto szuka przyjaciół, ten jest deklaruje, że jest aż tak odważny, iż szuka kogoś, kto potrafi powiedzieć mu prawdę także o jego słabościach i że jest aż tak odważny, że potrafi tę prawdę przyjąć bez manipulacji w myśleniu i bez potrzeby „usprawiedliwiania” własnych słabości. Człowiek, który z nikim nie chce czy nie potrafi rozmawiać o swoich słabościach i błędach, komunikuje światu, że nie potrzebuje przyjaciół. W odniesieniu do takich ludzi aż ciśnie się na usta pytanie: jak bardzo trzeba ciebie pokochać, byś komuś powiedział z własnej inicjatywy i wprost: zrobiłem błąd, pomóż mi! Jeśli żadna forma miłości tu nie wystarczy, to lepiej będzie, gdy ktoś taki zdecyduje się na życie samotne, by nie zadawać cierpienia komuś, kto go bardzo pokocha, ale później zobaczy, że i tak kochana osoba chowa się przed nim z tym, w czym najbardziej potrzebuje pomocy. Jeśli z przyjacielem nie rozmawiam o tym, co we mnie jeszcze niedojrzałe, albo jeśli boję się, że przyjaciel mnie potępi zamiast ze wzruszeniem i taktem pomagać mi rosnąć, to taka „przyjaźń” jest stratą czasu dla obydwu stron i przynosi jedynie rozgoryczenie, gdyż rozmowy niedokończone są gorsze od rozmów niezaczętych. Zwłaszcza jeśli są to rozmowy wśród tych, którzy uważają się za przyjaciół.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama